To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzależnienia - Forum -
internetowe grupy wsparcia dla zmagających się z nałogiem i ich bliskich

Bezchmurnie - Świat na trzeźwo czyli dziennik rzucającego

MówiłyMiAlvaro - 10-11-2012
Temat postu: Świat na trzeźwo czyli dziennik rzucającego
Siemacie dzieci jak to mówił ŚP. Rysiek Riedel, narkoman swoją drogą. Jest to mój pierwszy wpis na jakimkolwiek forum o zielonce. Chciałbym podzielić się z wami tym, co siedzi mi w głowie. Jak się okazuje, jest to dla mnie bardzo trudny temat. Rozmowy o MJ prowadziłęm w trakcie inhalacji i były tak naprawdę o niczym i donikąd nie prowadziły.

Moja przygoda z zielonką rozpoczęła się chyba z dwa albo trzy lata temu, kiedy dowiedziałem się o ciężkiej chorobie bliskiej mi osoby. Na początku sporadycznie, raz albo dwa razy w tygodniu umawialiśmy się z kumplami, lądowaliśmy na jakiejś kanciapie albo na zewnątrz i paliliśmy, zdarzały się też spontaniczne "terapie" po pracy czy szkole. Z czasem nasilała się ta moja spontaniczność, co za tym idzie więcej spotkań i więcej zielonki. Tak było do dzisiaj. Coś tknęło mnie, kiedy jechałem autobusem. Zastanawiałem się, czy nie zajść do kolegi, dzwoniłem do innego i dzięki Bogu nie odebrał. Wracając do domu miałem wrażenie, że w głowie siedzi mi tylko jeden wyraz - trawa. Dudniący i powtarzający się slogan nie dawał mi się skupić. Po powrocie wpisałem w popularnej wyszukiwarce jedno zdanie, które było mi ogromnie ciężko napisać - JAK PRZESTAĆ PALIĆ MJ? Nawet teraz pisząc zaledwie cztery wyrazy przez moje ciało przechodzi dziwny dreszcz. Mam nadzieję, że dzisiaj wygramolił się ze mnie impuls, żeby się nad tym całym syfem zastanowić i coś naprawdę zrobić.

Jak napomknąłem wcześniej, wydaje mi się, że zacząłem palić gdy bliska mi osoba ciężko zachorowała. Zdałem sobie sprawę, że wkładałem sobie przez tyle czasu do głowy kłamstwo, które sam skonstruowałem - "Palę, żeby stłumić ból i smutek". Ganja prawda (tutaj co innego powinno być, ale to w sumie to samo). Oszukiwanie siebie przeszło później na znajomych. Oszukiwałem ze swoim nałogiem nie tylko siebie ale i ludzi wokół. Po co?

Przez MJ bardzo się spowolniłem. Jakbym się bał, że na trzeźwo będę... No właśnie, jaki? Kiedyś potrafiłem godzinami pisać opowiadania, rozprawki na różne nurtujące mnie tematy a niekiedy nawet wiersze. Teraz odczuwam wielką trudność pisząc ten tekst. Ale to dobrze, przynajmniej mam zajęcie i nie kombinuję, żeby coś skręcić.

Uważałem się kiedyś za osobę z charakterem, byłem wyszczekany, potrafiłem twardo walczyć o swoje, teraz mi się najzwyczajniej w życiu nie chce. Nie chce mi się pracować, nie chcę zająć się naprawieniem związku z dziewczyną, która cierpliwie znosi moje humory i trwa przy mnie nie wiedząc co tak naprawdę gryzie jej Gilberta Grape'a. Najgorsze jest to, że zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę, ale nie chce mi się wziąć w garść, czasem w głębi duszy mam durną nadzieję, że prześpię to wszystko i obudzę się w spokojnym świecie.

Możecie odebrać ten tekst jako użalanie się nad sobą, ale nie to chcę osiągnąć pisząc to tutaj i teraz. Opisuję swoje własne uczucia, które krążą mi w głowie i nie chcą się stamtąd uciec. Cieszę się bardzo z tego, że piszę to teraz, ponieważ jest to jedna z niewielu rzeczy, które zacząłem i chcę skończyć.

Rozpisałem się, tekst jest trochę pogmatwany, ale ci, którzy mają tak samo jak ja zrozumieją, dlaczego to tak wygląda.

Jeżeli doczytałeś tekst do końca, dziękuję. Wiem, że nie jestem sam i są ludzie mi podobni, którzy się z tym uporali. Od dziś zaczynam głodówkę.

P.S. Korciło mnie teraz, żeby się skręcić, ale wywaliłem zielonkę przez okno a młynek do kosza. Level one accomplished. Dziś zaczynam nową grę.

maciek1992 - 10-11-2012

Cieszę się, że zorientowałeś się na jakie pole minowe wszedłeś w odpowiednim czasie. Jak pamiętam mi też w pewnym momencie coś dzwoniło, że jest nie tak ze mną, ale nawet się nie zastanawiałem nad tym zbytnio, brnąłem w to dalej aż wybuchła mina. Nie sądzę żeby była potrzeba dawać Ci rady jakieś bo po Twoim poście widzę, że jesteś inteligentnym i ogarniętym człowiekiem więc życzę tylko powodzenia w abstynencji, pisz na bieżąco jak się sprawy mają!
MówiłyMiAlvaro - 11-11-2012
Temat postu: Pierwszy dzień małej wojny
Cześć wszystkim, pierwszy dzień udało się przejść bez ekscesów. Dzięki wpisom innych użytkowników, starałem się zadbać o to, żeby się nie nudzić, bo wtedy mógłbym zacząć z przyzwyczajenia kombinować.

Spotkała mnie również dzisiaj sytuacja, która sprawiła, że poczułem, że można powiedzieć "nie" i nie jest to zupełnie żaden problem. Spotkałem się z dwoma kumplami, którzy akurat mieli "sprzęt", ale dzięki całemu dniu, który minął mi na załatwianiu spraw, najzwyczajniej czułem prawie odrazę. Nie odrazę do zapachu, smaku czy wyglądu, ale odrazę do siebie pod jej wpływem. Momentalnie starałem się przypomnieć sobie jak zaczną mi mięknąć nogi, elokwencja wypowiedzi będzie niczym bełkot, znowu nie będę mógł się skupić i będę płynął. Doszło do mnie, że przez ten szit samokontrola ograniczała się do niemal pierwotnych instynków jak jedzenie, picie etc.

Dopiero wieczorem zaczęło mnie trochę ssać. Jadąc busem słuchałem radia, trafiłem na jakieś chilloutowe brzmienie a przez myśl przeszło mi - kawałek nieźle wkręciłby się po paru dymkach... Przemyślałem to spostrzeżenie i zrobiło mi się głupio, odmówiłem towaru, nie chciałem na niego patrzeć a teraz takie pomysły? Niee, tak nie będzie, nie będę partaczem. Słuchałem dalej tego kawałka, ale z głowy wyszła mi MJ. Dwa do zera dla mnie.

Podsumowując dzisiejszy dzień, pierwszy cały dzień bez palenia, muszę powiedzieć, że pierwszy raz od dawna zaczęło we mnie kiełkować uczucie, że żyję. Nie mogę się doczekać kolejnego dnia niejarania.

Cieszę się, że dzisiaj to ja trzymałem za pysk trolla, który we mnie siedzi a nie na odwrót.

Muszę się podzielić jeszcze jednym. Nie zacząłbym tak myśleć i robić, gdyby nie wpisy innych użytkowników tego forum. Dzięki waszym wpisom, pomysłom i spostrzeżeniom chcę walczyć.

Maciek1992 dzięki za wpis i wsparcie, to naprawdę dużo dla mnie znaczy. Jak sprawy wyglądają u Ciebie? Dajesz radę w walce z tym badziewiem?

Richie - 11-11-2012

Tez mam cos takiego ze bylem wyszczekany, ale w moim przypadku doszly leki, nie wiem jak u ciebie, nawet ku**a w swoim domu w ktorym mieszkam od dziecka miec leki ??? Ja sie z tego wycofuje. Dzieki kolego ze napisales, tez prowadze tutaj ,, ala ... nawet nie wiem jak to nazwac, dziury, pfff..... cos jak dziennik. Tak mysle co ci napisac, cos co bedzie oryginalne, cos co bedzie prosto odemnie, ale wiesz co, nie musze nic pisac, sam usiadz sobie i przeanalizuj plusy i minusy, i sobie wybierz, niestety u mnie plusy zaczely szybko sie chowac, zaslonily je minusy. Trzymam kciuki za Ciebie, a Ty trzymaj za Mnie. Damy rade !!!
maciek1992 - 11-11-2012

Za piec dni 16 listopada minie dziewięć miesięcy jak nie palę i tak właściwie to o tym już zapomniałem, jest prawie normalnie. Nigdy z tym nie walczyłem, wiedziałem, że mój sprzymierzeniec to czas, więc nie myślałem o tym nawet, starałem się obrócić życie o 180 stopni co łatwe nie jest i na co musisz być przygotowany. U mnie objawy odstawienia zaczęły się po trzech dniach. Mój przypadek też jest inny, bo tak mi zryło banie i wystraszyło, że ani myślałem żeby zapalić i dokładnie tak jak Ty przypominałem sobie jak bym się znowu stoczył gdybym zapalił oraz jak byłbym zawiedziony i wściekły na samego siebie. Zniszcz wroga do zera :) .
MówiłyMiAlvaro - 11-11-2012
Temat postu: Kolejny dzień do przodu
Kurde, wykasowało mi dość spory post. Późno już, więc w skrócie dzisiaj, nie paliłem ani nie miałem ochoty, do zielonego dochodzą jeszcze papierosy, które kiedyś paliłem namiętnie i rzucałem chyba z 10 razy, a teraz po raz pierwszy w życiu przestały mnie przyciągać.

Maciek1992, mam podobnie jak Ty, mam wrażenie, zę życie odwróciło mi się o 180 stopni, a przynajmniej moje spojrzenie na wiele aspektów życia. Po raz pierwszy od dawna czuję, że jestem silny. Po raz pierwszy od dawna to ja rządzę. Tylko JA!

Piszesz, że od 9 miesięcy nie palisz i się tego wystrzegasz, ale nadal odwiedzasz tego typu fora. To się chwali, jesteś na czasie i nie pozwalasz sobie zapomnieć o swoich byłych słabościach. Takie wpisy dodają sił mi i wielu mi podobnym. Wszyscy tak naprawdę walczymy każdego dnia z tym, co w nas siedzi, czasami przegrywamy te potyczki, ale nie możemy zapomnieć, że przegrana bitwa nie oznacza przegrania wojny. Musimy pamiętać, że coś zmusiło nas do wejścia tutaj i czytania o problemach, które uważaliśmy wcześniej za jednostkowe. Jest nas sporo, mniej czy bardziej wciągnięci w to bagno, ale jesteśmy w pewnym sensie razem. Możemy sobie pomagać, tak jak wpisy, które Ty czy Richie mi zostawiliście, są bezcenne, bo szczere.

Wiem, że możemy dać radę. Musimy dostrzec, że życie na trzeźwo może być lepsze niż po ćpaniu. Ja zaczynam to czuć, odżywam. Najważniejsze to się nie poddawać.

Tymczasem pozdros!

MówiłyMiAlvaro - 12-11-2012

Cześć wszystkim zainteresowanym, mam kolejny dzień do przodu. W porównaniu z tym, co było tydzień temu, mogę powiedzieć, że prawie nie myślę o paleniu.

Staram się teraz przypomnieć dokładniej jak to było jeszcze kilka dni temu, kilka tygodni temu itp. Nie było godziny, podczas której nie myślałbym o tym, skąd zdobyć i kiedy zapalić. Zawsze, gdy miałem spotkać się ze znajomymi, przed którymi ukrywałem swój ćpuński nałóg, byłem niemalże wkur...ony. Przecież nie mogłem przy nich zapalić. Dlaczego? Dobre pytanie, sam się zastanawiam. Nie wiem, czego się bałem, odrzcenia, oceniania mnie? Przecież pomyśleliby i powiedzieli prawdę, że się marnuję, dobijam, staczam. Nie chcę być starym blokersem jak wielu, których znam, bez perspektyw, bez planów na życie, żyjąc tylko z dnia na dzień.

Napisałem, że staram się sobie przypomnieć sytuacje i momenty mojego, mam nadzieję, byłego ja. MJ nie szkodzi? Mój znajomy odpowiedział mi tak - "są przecież rastafarianie, jamajczycy, którzy jaranią na potęgę i to dla nich jest miłość, szczęście i radość. Trawa nie niszczy, nie uzależnia, nic złego Ci się od niej nie stanie". Słuchałem tych bajek, widziałem pełno filmów, słuchałem muzyki propagującej zioło, podobała mi się ta subkultura. Tak naprawdę jednak dałem się oszukać, przedobrzyłem. Trzeba mieć silny charakter, żeby umieć zapanować nad tym cholernym otumaniaczem. Jeżeli komuś się udało, gratuluję.

MJ nie szkodzi? Każdy ćpun jak ja może dużo opowiedzieć o tym syfie. Latanie do kibla, problemy żołądkowe, problemy z pamięcią, trudności z zaśnięciem bez paru dymków, rano kac, nie taki jak po alkoholu, ale inny. W moim przypadku było tak, że z rana miałem problemy z myśleniem, ciężko kojarzyłem fakty, miałem trudności z ułożeniem zdania.

Najgorsze jest to, że przez to szambo zaniedbałem pracę, rodzinę i tych na których mi zależy. Mam nadzieję, że uda mi się wszystko odbudować na czas, nawet jestem na to nastawiony. Pod wpływem THC bałem się podejmować decyzje, bałem się, że podejmę złą, prawie każdy wybór oznaczał dla mnie stres. Z dnia na dzień czuję się lepiej, dzisiaj naprawdę dobrze spałem, nie chodziłem podminowany, jak to ostatnio miałem w zwyczaju. Żartuję sobie, że jestem pijany powietrzem, bo zaczynam cieszyć się z małych rzeczy, sztyn mi na to nie pozwalał.

Kolejny dzień za mną, kolejny dzień walki przede mną. Biorąc przykład z tutaj obecnych, nie zapominam się i ciągle analizuję wszystko, co mnie spotkało. Ktoś powiedział, żeby przyjaciół trzymać blisko, wrogów jeszcze bliżej. Niezupełnie o to mi chodzi, ale mniej więcej idea się zgadza. Nie zapomnę, do czego mnie doprowadziła trawa i nie pozwolę, żeby pociągnęła jeszcze dalej.

Trzymajcie się i trzymajcie gardę, jak Wach z Kliczkiem, nie poddawajcie się do końca!

Richie - 13-11-2012

Twój blog mi bardzo pomaga, pisz jak najczesciej :) Trzymamy garde, nie jestes sam, jestes z nami, wierze w Ciebie, a Ty wierz we Mnie. Piona !!!
MówiłyMiAlvaro - 13-11-2012
Temat postu: Coraz bliżej szczęścia
Witam wszystkich kolejnego dnia :) Cieszę się, że parę osób tu zagląda, cieszę się Richie, że komuś to pomaga, mnie napędza to jeszcze bardziej do nie poddawania się.

Piszę tutaj jako osoba anonimowa, nie muszę ściemniać ani opowiadać bajeczek, ani tym bardziej ukrywać żądz, które pomimo mojego pozytywnego nastawienia wciąż się pojawiają.

Od momentu mojego pierwszego wpisu, naprawdę dużo udało mi się zrobić. Postanowiłem zacisnąć zęby i zrobić kilka może niewielkich dla niektórych osób rzeczy, ale dla mnie były to milowe kroki, których przez wiele miesięcy nie mogłem zrobić. Z dnia na dzień zaczyna wzrastać moja samoocena, jeszcze tydzień temu miałem siebie za popychadło, któremu można było (w przenośni oczywiście) splunąć w twarz, a powiedziałbym, że pada deszcz. Kilka dni starczyło mi, żeby naprawić niektóre relacje i przede wszystkim zrobić drobne i wielkie kroki z myślą o swojej przyszłości. To naprawdę nie było nic trudnego. Wystarczyło, że spojrzałem na swoje życie z innej perspektywy.

Doszło do mnie kilka prostych rzeczy. To ja decyduję o swoim życiu. To z mojej woli dzieje się wszystko, co mnie dotyczy. Słabości, które miałem i jeszcze niektóre mam, są wytworem tylko i wyłącznie mojej psychiki. To ja sam wyznaczam sobie moje limity. Ludzie którymi się otaczam, podświadomie, nienaumyślnie, powkładali mi do głowy, że czegoś się nie da, że aby coś zmienić trzeba czasu i wielu innych czynników. BZDURA! Jeżeli JA wierzę, że coś zrobię, to nie ma człowieka na tej planecie, który powie mi, że się nie da!

Nie doszedłem do tego sam. Staram się w każdej wolnej chwili, w pracy czy już w domu, czytać różne motywujące informacje, oglądam często filmy, które mają motywować do ćwiczeń, ale tak naprawdę można to wszystko przełożyć na inne sfery życia. Tak samo jak kulturysta ćwiczy ciało, jak biegacz prędkość, ja ćwiczę umysł i wkładam tam proste hasła - DAM RADĘ, UDA MI SIĘ, MOGĘ BYĆ KIMŚ i tym podobne. Przez wiele miesięcy, może nie lat, ale przez długi okres myślałem, że szczytem, który mogę osiągnąć jest standard, w którym żyje większość naszego społeczeństwa. Tutaj zrodziło mi się jedno pytanie - dlaczego nie mogę być lepszy od tego? Mogę. Będę.

Nie jestem osobą, która mogłaby radzić, ale chcę podzielić się moimi przemyśleniami, że jednak da się coś zrobić. Nikt nie każe nam robić niektórych rzeczy, nikt nie zabroni nam być lepszym. Zgrałem sobie z jutuba kilka motywujących wypowiedzi i jadą busem czy metrem słucham jak Rambo mówi mi, że nikt nie dobije mnie tak bardzo jak życie i tylko moja wola pozwoli mi wstać i iść dalej, nawet jeżeli miałby na mnie spadać grad ciosów. Słucham, jak Conan mówi, że w życiu muszę zadać sobie pytanie, co chcę osiągnąć i dążyć do tego, bo samo się nie zrobi, a potrzeba krwi, potu i łez. Może to dla niektórych oklepane i małostkowe, ale to prawda, a ona nie musi być skomplikowana. Każdy może osiągnąć co tylko chce. Jesteście kimś i nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej.

Żeby nie było kolorowo, miałem dzisiaj ochotę zapalić. Nie była to przelotna myśl, ale tłum myśli przez dobre pół godziny. W mojej głowie trwała mała wojna. Powoli rzeczy zaczynają się układać, ja mam więcej wewnętrznej energii i po raz pierwszy od dawna jestem szczęśliwy... i tutaj wkradła się podła myśl - to może dżoincik, żeby to uczcić? Pójdziesz do kolegi, pogadacie, zrobisz blancika a po nim to będziesz taki szczęśliwy i wesoły, uczucie szczęścia się spotęguje!! Przez chwilę miałem wrażenie, że to świetny pomysł, jak już rzeczy się naprawiają, to teraz mogę, zasłużyłem na to... Gó...no prawda. Znowu się zamulę, znowu będę chciał, żeby życie płynęło a ja razem z nim. Strasznie się na siebie wkurzyłem, żeby gorzej nie kląć. Nie dam się wciągnąć temu bagnu, teraz ja rządzę i nie będzie taryfy ulgowej.

Podziwiam tych, którzy na tym i innych forach piszą o miesiącach niepalenia, o miesiącach sukcesu. Dla nich każdy dzień bez MJ jest wygraną bitwą, każdy krok do przodu jest blizną zwycięzcy. Oni nie zapomnieli, co było gdy jeszcze ćpali, nawet, jeżeli było to miesiąc czy dwa lata temu. Ja nazywam ich w myślach małymi bezimiennymi bohaterami.

Każdy z nas może być takim bohaterem. Może nie dostaniemy medali, nikt nie będzie nam bił braw anie opowiadał o nas dzieciom. Ale my będziemy wiedzieli. To wystarczy.

Pozdrawiam,
Walczący Ćpun

MówiłyMiAlvaro - 15-11-2012

Siema wszystkim czytelnikom. Minęły kolejne dwa dni mojej abstynencji i kroczek po kroczku, MJ znika z mojego umysłu. Pomimo ciężkich i bardzo stresujących dni w pracy, nie mam nadal ochoty zapalić!

Stres prawie zawsze był dla mnie bodźcem do kręcenia. Kłopoty w rodzinie, pracy, ze znajomymi i dziewczyną. Ślepo zapatrzony w durne slogany z jeszcze durniejszych stron internetowych, kręciłęm coraz więcej i więcej. Zdarzało się, że przepalałem cały dzień, od rana do późnego wieczora. Z czasem coraz częściej musiałem zapalić przed wyjściem z domu, bo "będzie faza się przejść po Realu i galerii i patrzeć się na zamulonych ludzi". Nawet pisząc to jest mi cholernie głupio. Paliłem przed spotkaniem z dziewczyną ("na pewno mnie czymś wkurzy, lepiej się zabezpieczyć"), z rodziną ("znowu będą gadać te same smuty, co ich nie boli i na co kto jest chory i kto bardziej") później nawet przed mityngiem ze znajomymi ("lepiej się spalę wcześniej, bo mnie później sępy przyatakują i będę się musiał z nimi dzielić"). Jest mi teraz wstyd za tamte sytuacje, gdzie z czerwonymi oczyma jechałem do dziadków, wiekowych ludzi, bo wydawało mi się, że na tripie będzie mi się lepiej z nimi rozmawiało. Żałuję tych chwil naprawdę bardzo. Nie cofnę coprawda czasu, ale mogę to naprawić robiąc coś dobrego, co sprawi uśmiech na czyjejś twarzy. Staram się teraz w miarę możliwości zrobić każdego dnia coś dobrego, coś bezinteresownego, nastukać sobie w głowie trochę punktów do samooceny. Póki co działa, wpadam w rytm i czuję się z tym lepiej.

Wydarzyła się jedna rzecz, która dała mi prawdziwego kopa energii i zobligowała do trwania w trudnym postanowieniu. Spotkałem kilka dni temu znajomego, takiego samego ćpuna jak ja. Zapytał co u mnie słychać i standardowo zapytał, czy się spalimy. Powiedziałem mu w skrócie, jak wygląda sytuacja. Nie palę, nie potrzebuję już tego, chociaż kusi, jestem ponad to. Zaczynam dostrzegać, że na trzeźwo jest inaczej, w moim przekonaniu lepiej. Fajnie się czuję będąc świadomym. Powiedziałem, że jeżeli chce to mogę z nim posiedzieć dla towarzystwa, ale podziękuję za uczestnictwo. Kumpel zbity, pożegnał się ze mną i zawinął do innych znajomych. Dzisiaj do mnie zadzwonił. Pierwsze słowa jakie powiedział, gdy odebrałem to: "Ja też już tego nie chcę".

Nie próbowałem podczas poprzedniego spotkania "nawracać go", bo sam siebie nawracam i będę nawracał się jeszcze długo, zresztą wiem jak to jest ćpunowi powiedzieć nie bierz (ja dostawałem niemal szału jak ktoś wyjeżdżał do mnie ze złotymi myślami, jakie to życie jest cudowne bez takich używek). Jeszcze niedawno równo dawaliśmy w płuco i, że znam go dobre kilkanaście lat, wiem, że nie jest osobą, która nagle wyskoczyłaby z takim tekstem. Mam nadzieję, że teraz zamiast kumpla od bucha, będę miał kumpla od detoksu.

Mam taką prywatną sugestię. Jeżeli macie kogoś, z kim dobrze żyjecie, jesteście blisko, nie ukrywajcie wstydu i powiedzcie o swoim problemie. Wiem, że byłoby łatwiej dostać w łeb, niżeli powiedzieć komuś, że się straciło kontrolę i się ćpa, ale to pomaga. Wiem to na własnym przykładzie. Później jest trochę łatwiej. Nie dużo łatwiej, bo po tym pewnie jeszcze długa droga, ale zawsze to lepsze niż ciągły stan znieczulenia.

Trzymajcie się

Richie - 16-11-2012

Twój znajomy też się nawraca, hehe. U mnie już coraz lepiej ale opisze to za jakiś czas na swoim blogu. Powiem Ci coś co mi pomaga kiedy chce mi się palić, wchodzę na YT i wlączam Bodek - Narkotyki, mi to pomaga, mówi tam o gościu który hodował trawę, i kiedy stał na przystanku właczała mu się schiza że wszyscy znają jego myśli, wszyscy się na niego patrzą, no ja miałem podobnie, teraz nie pale i to znikneło, więc widać progres, z czego się bardzo cieszę. Gdyby nie te lęki dalej bym palił, ale z perspektywy dość krótkiego czasu widzę że się nie opłaca, odmulam się w dość szybkim tempie, i potrafię już przegadać nie jednego. A kiedy przegadam kogoś kto zawsze mnie przegadywał i nakręcał.. elegancko. Powiem Ci na dodatek ostatnią sytuacje, znajomy który wiedział ze przez MJ da się mnie łatwo przegadać, chciał mnie nakręcić ostatnio na pewną rzecz, przegadałem go, a jego mina i wzrok bezcenny, widziałem że wie ze nie przegada mnie, a w myśli ,, Tu cię mam, ty jeb**y skur****nu " hehehe. Jest elegancko. Nie damy się, piooooona !!!!! :)

Ps : Spróboj może znajomemu w luźnej rozmowie pokazywać plusy abstynencji, na własnym przykładzie, może sam w sobie przzemyśli co mu się bardziej opłaca i przestanie jarać.

Trzymaj się ciepło bo zima idzie :D

MówiłyMiAlvaro - 20-11-2012
Temat postu: Po drodze do przodu
Mówią, że trawa otwiera umysł, lepiej się myśli, widzi się więcej, czuje się intensywniej i oddycha lepiej. Nie do końca mogę się zgodzić z tym, co ludzie wrzucają na kwejki i inne portale, gdzie każdy półmózg i nicniewiedzący gówniarz może wrzucić mema o tym, jaka to MJ jest przecudowna, jaki to jest lekarstwem na wszystko (ból głowy, rak, złamane kończyny, pęknięte serce - i całą reszta).

Nie pisałem przez kilka dni, bo jak wcześniej wspomniałem, wziąłem się za siebie i staram się pchać życie do przodu, a to zabiera czas i energię i nie mam czasem siły wylewać moich życiowych mądrości. W dalszym ciągu nie palę, umysł, który miał przez MJ zostać otwarty na nowe wymiary, okazał się tak naprawdę bardzo ograniczony i dopiero teraz, kiedy odstawiłem zioło na dobre, zaczynam widzieć, słyszeć i czuć. Odstawienie uważam na permamentne, nie wiem, co musiałboy zajść, żebym chciał zapalić. Narzuciłem sobie dyscyplinę, albo będę palił, albo nie, nie ma żadnych półśrodków, typu raz na jakiś czas mogę zapalić, bo się kontroluję i tak naprawdę nic mi się nie stanie. Fizycznie nic się nie stanie, ale jeżeli zapalę, runie cały system wartości, cała hierarchia rzeczy, które sobie do tej pory włożyłem w głowę. Gdzie tu sens, gdzie tu logika, budować wieżę a później u jej podstaw wyjmować klocki "bo bez jednego klocka budowla wytrzyma". Niektórzy uważają, że tak jednak można robić i jest to w porządku, ale ja nie widzę tu sensu, jeżeli komuś idzie dobrze przypalanie "od czasu do czasu", gratuluję, mam nadzieję, że Ci się uda.

Staram się do tematu MJ podejść poważnie i zacząłem się zastanawiać, dlaczego kiedyś paliłem raz na trzy tygodnie, i ni stąd ni zowąd jarałem po kilka jointów dziennie. Ok, jeszcze kilka dni temu pisałem, że przez chorobę bliskiej mi osoby. Po kilku dniach analizowania, doszedłem do wniosku, że to nie była główna przyczyna, raczej rodzaj "przykrywki". Co mnie napędzało i zapewne napędza wielu z was, żeby skołować, zjarać, zapomnieć? Moim zdaniem jest to cały ten chory szum w internecie, filmach i serialach, gdzie trawa jest pokazywana tylko jako afrodyzjak, lek przeciwbólowy, chwast przynoszący wenę to tworzenia i wesoły koleś ze zjaranymi oczyma, bezsensownie odpowiadający - "Tak". Na stronach, typu kułejki i tym podobne, aż roi się od memów, gdzie trawa jest pokazana niczym jakaś ambrozja, coś cudownego, zajebistego, a jak ktoś napisze, że może się źle skończxyć to wszystkie niedouczone gimbusy i tym podobne, zaraz Cię zjadą, jakbyś obraził ich własną matkę.

Wkurza mnie coraz bardziej jak widzę dzieciaki z koszulkami z logo MJ, wpinkami, plecakami, tapetami w telefonach i cholera wie czym jeszcze. Ta gówniarzeria nawet nie ma szans dowiedzieć się inaczej niż na własnej skórze, że może sobie spierdzielić kawał życia, przez coś "co nie uzależnia i jest ogólnie zajebiste". Weźmie taki zleje szkołę, zleje rodziców, bo oni się nie znają, trawa mi wystarczy, życie jest z nią zajebiste.

Wiem, że to co napisałem może ubóść niektórych użytkowników, ale taka jest prawda, przeszliście tą drogę i wiecie to tak samo jak ja. Wiecie, że to prawda, a ja liczę na to, że chociaż jeden z tych, którzy zaczynają, zerknie na takie forum i zobaczy w jaki syf się mało nie wpakował.

Dziś mija 11 dzień od kiedy nie palę. Mam wrażenie, że minęło dużo więcej czasu. Nie dlatego, że nie palę i ciężko mi się od tego uwolnić, ale dlatego, że to 11 dzień szczęśliwszego dla mnie życia. Śmieję się bez trawy, nie muszę mieć pobudzacza apetytu, żeby zjeść, nie muszę być w innym wymiarze, żeby dostrzec, że film ma fajne efekty specjalne. Tak naprawdę już nie potrafię prosto odpowiedzieć, co mi dawała trawa.

Wmawiałem też sobie, że po trawie nie ma takiego kaca jak po alkoholu. Wiecie co? Wolę, żeby łeb pękał, żebym miał suchość w ustach i mieć wszystkie objawy ostrego kaca alkoholwego, nic prawie nic po trawie, przynajmniej będę czuł, że żyję!

Znowu walnąłem esej, ale polecam pisanie, bo pomaga się trochę wyładować :)

Richie, fajnie, że też widzisz progres, mówisz o przegadywaniu, a to ważna sprawa, żeby potrafić odpalić komuś argumentami i przymknąć mu pysk, nie sądzę, żeby trawa pomogła w takiej sytuacji. Cieszę się razem z Tobą, że dałeś komuś popalić, fajnie, że ktoś też daje tej trawie w ciry i bez niej zaczynamy sobie lepiej radzić. Mam nadzieję, że podobnie jest u wszystkich czytających. Trzymam za wszystkich kciuki i mam nadzieję, że w wolnej chwili też je przytrzymacie za mnie. Damy radę!! Pozdro!!



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group