Bezchmurnie - Odstawianie - moje pytania i problemy
waco - 10-12-2012 Temat postu: Odstawianie - moje pytania i problemy Tak więc, 19 maja 2012 wyjechałem do Holandii (mam 25 lat). Po ok 2 tygodniach zapaliłem pierwszego bucha. Nigdy wcześniej nie paliłem nawet papierosów. Po ok 2 miesiącach doszedłem do tego, że paliłem raz dziennie lufę. Po 4 miesiącach pobytu w Holandii wróciłem (zabierając ze sobą zapas z Coffee Shopa).
25-go listopada 2012 miałem najgorszego tripa w życiu - z tego co czytałem to podobno tylko "wydawało" mi się, że mam palpitacje serca, ból w klatce piersiowej i w ogóle. I w ogóle myślałem, że umrę.
Po tygodniu (tj 1-go grudnia) w ramach testowych wziąłem jednego małego bucha innego zielska - efekt podobny aczkolwiek 10x słabszy - czyli też ból w klatce i lęk, ale taki, że byłem w stanie wysiedzieć w spokoju. Cały czas ciśnieniomierzem sprawdzałem tętno i ciśnienie - niby wszystko ok. Od tamtego czasu nie palę.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie....
6-go grudnia mieliśmy gości (okazja rodzinna) i wypiłem niecałego jednego drinka (inni goście wypili po 2-5), którego nie byłem w stanie skończyć. Wyglądałem w lustrze jak po spaleniu - tj oczki jak króliki i takie rumieńce pod oczami. Oczywiście czułem się fatalnie. Oczywiście ciśnieniomierz nie wykazał podwyższonego tętna a nawet obniżone do 58.
Od tamtego dnia codziennie przez bliżej nieokreślony okres czasu odczuwam te bóle - w klatce piersiowej - i jak czuję jak bije mi serca - kilka mocniejszych uderzeń (albo mi się wydaje - ciśnieniomierz pokazał mi wczoraj 80 tętno na 80 na 140 (140 mam naturalnie ze względu na nadwagę)) i te kilka mocniejszych uderzeń powoduje że załapuję mega stan lękowy.
Prócz wyżej wymienionych odczuwam jeszcze zawroty głowy (tylko w szczytowych momentach ww. objawów)
Kupiłem sobie w aptece bez recepty ziołowe leki uspokajające ale jutro idę do lekarza ogólnego żeby dał mi coś mocniejszego na uspokojenie (to jest chyba dobra decyzja)
Nie czuję się uzależniony, w ogóle nie ciągnie mnie do palenia (choć przez te stany lękowe dużo myślę o paleniu/życiu/śmierci). I wiem, że jakby odjąć objawy fizyczne to byłbym 100% ok.
Wybaczcie, że nie przeczytałem postów w tym dziale/sticked topics, ale po prostu zbyt źle się czuję na chwilę obecną aby przewalić się przez tony topiców w poszukiwaniu złotej rady.
Natomiast mogę obiecać, że ten topic będę sprawdzał kilka razy dziennie :)
Wacław
waco - 11-12-2012
Noc była strasznie ciężka.... o 4 rano obudziłem się jak w filmach tak nagle i z szybkim oddechem. Śniło mi się, że łapie mnie atak paniki. Dobrze, że wczoraj przeczytałem /choć tak na wpół skupiony/ kilka co ciekawszych wypowiedzi. Wiedziałem, że próba się uspokojenia to zła droga. Akceptacja i ignorancja + walka w postaci poszerzania strefy bezpieczeństwa. Odmówiłem ojcze nas ze 20 razy. Wstałem poszedłem do kibla. Siedziałem z 10 minut zanim udało mi się wysikać po czym postawiłem sobie poprzeczkę wyżej i postanowiłem pójść do kuchni i napić się mleka. Zabrało to chyba wszystkie moje siły witalne, ale się udało. Wróciłem do łóżka i okazało się, że jest suche (a myślałem, że przepociłem na wylot) i to dodało mi dość sporo otuchy ("Hej stary, to wszystko na niby"). Może trochę przedwcześnie, bo miałem jeszcze jeden koszmar , tym razem, że lemury z przerośniętymi zębami, przypominające laleczkę Chucky pożerają mnie żywcem (tak wiem zepsułem sobie całą frajdę z oglądania Madagaskaru), ale jak wyrwałem się z tego, to się 'ucieszyłem' że koszmar NIE był o jaraniu.
Dziś płuca/serce boli mnie mniej, za to żołąd wierci jakbym był po mocno zakrapianym weselu. Wmusiłem w siebie kromkę chleba z serem co i tak uważam za sukces.
Co do 'akceptacji' to chyba poczyniłem duży krok, choć nie jestem pewien, bo wcześniej bałem się jak cholera, że mi serce wali jak młot, to teraz doszedłem do wniosku, że fakt, że mi serce bije to jest dobry znak i że zdecydowanie bardziej pozytywnym faktem jest to, że bije, niż gdyby miało nie bić. Postanowiłem wziąść się na odwagę i usiąść w spokoju i wsłuchać się w rytm bicia własnego serca. Wytrzymałem może z 10 sekund, po czym zaczęła we mnie narastać wielka panika i stwierdziłem, że na takie 'eksperymenty' to jest jeszcze za wcześnie.
Znalazłem też info od niejakiego gonza żeby kupić sobie melise + mgb6. Mając 30 zł w kieszeni poszedłem z nadzieją do apteki. Starczyło :)
Zdałem też sobię sprawę, że pisanie na tym forum, to też jest dla mnie - żeby wyrzucić z siebie złe rzeczy, i choć trochę uregulować.
Nie wiem jak to się dalej potoczy, ale pożyjemy zobaczymy.
Paweł100 - 12-12-2012
Witaj
Jedno jest pewne,nigdy więcej nie pal bo się do tego nie nadajesz.
Co do tych lęków i duszności to ja też miałem ostre ataki nocne.
Na tyle ostre że nie umiałem oddechu złapać budząc się.
Postaraj się uspokoić i nie myśleć o tym a zająć się czymś dla odwrócenia uwagi.
Wiem że łatwo się mówi...Mi te ataki minęły po tygodniu jakoś nie palenia.
A nałogowo paliłem ze 2-3 lata.
A zaczynałem jakieś 10 lat temu.
Jeśli masz ochotę to wybierz się do psycholog.
Mi żadne melisy,benoseny i inne wynalazki nic nie dawały.
Zastanów się nad jakimś sportem,ale tak żebyś się wymęczył konkretnie.
Byś wracał do domu i padał na twarz.
Może siłownia ? Albo basen.
Pozdrawiam i powodzenia
waco - 14-12-2012
I tak oto minęły kolejne dwa dni.
Generalnie to tak uśredniając, jest poprawa - niewielka, ale zauważalna.
Na 9-tego stycznia zapisałem się do wizyty w centrum uzależnień (najwcześniejszy termin ofcourse). Byłem też w w centrum psychiatrii ale kolejki na 4 miechy (z nfz-u). To wziąłem wizytówki, żeby umówić się prywatnie. Chociaż nie lubię wchodzić na debet na koncie, to jednak cieszę się, że mam taką możliwość i z niej skorzystam. Myślę, że na przyszły tydzień uda mi się jakieś spotkanie zorganizować.
Poza tym, po raz pierwszy zjadłem całe śniadanie. Więc jakieś tam światełko w tunelu jest; przynajmniej tak mi się wydaje.
waco - 17-12-2012
Jak to powiedział Paweł "nigdy więcej nie pal bo się do tego nie nadajesz."
ha teraz już to wiem :)
Czas na pamiętnik i kolejne wieści z frontu odwykowego;
Prawie wszystkie symptomy mi prawie całkowicie minęły z wyjątkiem jednego - nadal żołąd mam jak po ciężkim weselu - taki, że czuje że odgrywa się tam wielka burza. Jak zrobię się głodny to aż mi się w głowie kręci a jak coś zjem to tak jakbym miał najgorszą zgagę w życiu.
Nauczyłem się też, że "getting better" to proces nieliniowy - jednego dnia jest lepiej jednego gorzej, ale na im większy okres patrze tym wyraźniej widać trend "poprawy".
No i mam już takie momenty że czuje się zajebiście, umysł ostry jak brzytwa i aż chce się żyć (no i oczywiście momenty że taki sztorm mam w żołądku że na niczym się skupić nie mogę).
Jestem na 99% pewien że za miech/dwa będę 100% ok. No i zacząłem w domu machać hantelkami :) Za ciężkie to one nie są, ale zawsze :)
waco - 18-01-2013
Chyba ostatni mój wpis, taki podsumowujący...
Nieregularna, ale znacząca poprawa jest. Np. brało mnie takie rozbicie w wigilię potem spokój do 2-go stycznia a 2-go tak z pół dnia coś mnie kuło w płucach. Potem znowu spokój. Jakieś drobne episody złego samopoczucia. Miałem już takie 3 dni z rzędu że totalnie nic mi nie było i nawet przez moment nie pomyślałem o MJ w żaden sposób. Jak to mawiają tu na forum - to wszystko mija.... z czasem mija. Tyle że nieregularnie. 16-go wziął mnie jakiś niepokój i łopotanie serca ale dosłownie na 30 sekund. Jak to czytałem w innych postach, okresy że zanim mnie coś złapie będą się wydłużać - pamiętam jak jeden gościu pisał, że po pół roku łapie go na moment co 3 tygodnie. Ja po 2 miechach i tak czuje się wyśmienicie więc. Za miech będę gotów znów gdzieś wyjechac do pracy, może nie Holandia jak ostatnio ale Dania albo coś...
|
|
|