Bezchmurnie - Moja szczęśliwa historia
freeMan123 - 10-03-2013 Temat postu: Moja szczęśliwa historia Witam serdecznie :)
Huh, pamiętam swój pierwszy post na tym forum, bił z niego podobny dramatyzm co z większości Waszych i wiecie co? Zajebiście was rozumiem. Moja historia była podobna, koniec gimnazjum, pierwsze lufki, potem jointy a potem wiadra w ilościach hurtowych. Totalne odrealnienie, odcięcie od rzeczywistości i zbawienie w postaci tego forum, tak to był silny impuls. Wiadomo, że droga do trzeźwości nie prowadzi przez róże na czerwonym dywanie, jest wyboista i pełna porażek - tak było i w moim przypadku. Pierwszy rok trzeźwości minął z kilkoma wpadkami to oczywiste, kolejny rok... było ich trochę mniej. w trzeci rok zapaliłem tylko 2 razy a od roku i 3 mscy nie pale wogóle. Dlaczego wygląda to tak a nie inaczej? Różna jest droga do trzeźwości. Jedni potrzebują terapii i bez niej nie są w stanie zrobić kroku, jedni są na tyle silni, że dadzą sobie rade sami. Każdy z Was musi o tym zdecydować. Mi palenie.. po prostu zbrzydło a każdy kolejny raz w mojej drodze do pełnej trzeźwości mi o tym przypominał. Na dzień dzisiejszy po prostu nie chce, wiem że mogę, nie narzucam sobie jakiegoś zakazu, ja po prostu nie chce. I to jest ta myśl, która Was uwalnia. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to nałóg, że powraca. Po prostu doceniłem życie w trzeźwości, zmiany jakie zaszły przez te 4 lata są gigantyczne. Tak pokochałem trzeźwość, że nie stosuje żadnych używek. Nie pale papierosów, nie pijam kawy ani alkoholu. Po prostu to kocham. Kocham stąpać po ziemi i uczestniczyć w życiu Z LUDŹMI(!!!!) na trzeźwo. Nie jestem ekspertem od uzależnień więc nie podam Wam magicznej recepty, po prostu musicie pokochać trzeźwość tak jak ja i uświadomić sobie, że z niczym nie walczycie bo po prostu tego nie chcecie. Stawiając na jednej szali moje obecne życie i jointa wybór jest dla mnie tak bardzo oczywisty, że aż mi się śmiać chce dlaczego szybciej na to nie wpadłem :) Ale skoro to szczęśliwa historia to powiem Wam co mi dało życie w trzeźwości: pewność siebie, pewność jutra, ambicje i cele, ludzi (!!!!!!) z którymi wciąż uczę się egzystować (bo trawa czyni nas społecznymi kalekami), marzenia ! I HOBBY ! Liczne zresztą :) Czy to nie jest dużo? to cholernie dużo, zważywszy na to, że jedyne co miałem 4 lata temu to strach, niepewność, brak pieniedzy, brak perspektyw, celów, ambicji, marzeń, ludzie? hehe, ludzie od fifki powiadacie... Wszechświat jest tak stworzony, że nie mogą dwie kompletnie niespójne energie ze sobą koegzystować, dlatego też musicie się przyzwyczaić do myśli, że raczej wasze drogi się rozejdą. Może nie ze wszystkimi, ja dalej mam kilku ale to są raczej znajomości pt. "spotkajmy się na bajerę bo rok się nie widzieliśmy". I to nie jest wywyższanie, to po prostu brak wspólnych punktów zaczepienia to powoduje. Nawet jeżeli zostaniecie przez długi czas sami - to minie. Mówie Wam, to minie ! Tak samo jak minie opinia ćpuna o Was :) A tak już na sam koniec, z profitów mniej ważnych: odzyskanie sprawności intelektualnej (no dobrze, to może jest ważne), pamięci, ukończenie studiów na kierunku inżynieryjnym, mieszkanie, samochód i dobrze płatna praca. Nie lubię o tym wspominać ale prawda naga jest taka - palisz - nie masz. Jeżeli nie przemawiają do Was żadne argumenty, powalczcie chociaż o lepszy byt dla Waszych przyszłych dzieci. Pozdrawiam Was serdecznie, życząc każdemu z osobna wytrwałości, siły wiary i nadziei. I wiecie czego jeszcze? CIERPLIWOŚCI. To przyjdzie, nie bójcie się upadać, wstawajcie, nie dawajcie za wygraną, to jest proces, który trwa i wymaga dyscypliny ale uwierzcie mi, że po każdej burzy wschodzi słońce i na ten dzień warto czekać. Ot tak chciałem wrzucić swoje 3 grosze, żeby nie było tak smutno w tym dziale :) I pamietajcie, każdy, nawet najgorszy dzień na trzeźwo jest sto razy lepszy niż ten przepalony. Om.
GR - 10-03-2013
Tak właśnie powinno być. Gratulacje !
Richie - 10-03-2013
Witaj ! Ciesze sie ze napisales cos do nas od siebie, bo to naprawde dodaje otuchy, i kopa w cztery litery, ze jesli ktos moze, to czemu ja mam nie moc. Tak to prawda co napisales, sam wiem po sobie ze bycie kaleka w spoleczenstwie przez trawe nie nalezy do rzeczy fajnych. Super ze poukladales sobie wszystko, chcialbym czytac wiecej takich postow, naprawde. Mam prosbe do Ciebie, jesli znajdziesz chwile czasu, napisz co u Ciebie, jak Ci sie uklada, poprostu opisz to co chcesz, nie bede mowil za innych, ale mysle ze nie tylko mi kazdy taki post dodaje otuchy i motywacji aby walczyc z tym, bo to jest walka, moze nie z mj, a z samym soba. Raz jeszcze ci dziekuje za to co napisales, trzymaj sie i nie tykaj gow**a !!!! :):)
freeMan123 - 11-03-2013
Myślę, co jest ważne napewno dla wszystkich i było ważne dla mnie a nigdzie nie mogłem tego przeczytać - czy wszystko wróci do normy? No więc z tym powrotem sprawa jest mocno zawiła. W procesie rzucania MJ wyróżniłbym dwa etapy - pierwszy, kiedy odtruwamy organizm i zmiana jest wyraźna, odzyskujemy percepcje i wracamy do rzeczywistości. Na tym etapie zmiany są widoczne z dnia na dzień i pomagają nam przetrwać w abstynencji, są podbudowujące bo faktycznie odmulamy się z niezłego zastoju mentalnego. Drugi etap jest znacznie trudniejszy i wg. mnie powoduje, że większość ludzi jednak wraca do nałogu. Na tym etapie musimy się zmierzyć ze światem, z normalnym, codziennym życiem, które trzeźwi ludzie przeżywają z dnia na dzień z wzlotami ale niestety większą częścią upadków. Umysł palacza nie dopuszcza do siebie "złego stanu". Pamiętacie pewnie, że podczas upalenia każdy najmniejszy bodziec, który wytrąca nas z równowagi był eliminowany, czy to na poziomie świadomym czy na spychaniu tego w podświadomość. Moim zdaniem kluczem do sukcesu jest uświadomienie sobie, że życie to pasmo trudności i trzeba im stawiać czoła. Osoba wychodząca z MJ jest totalną kaleką, nie radzi sobie z niczym, problemem i sytuacją stresująca bywa dla takiej osoby czasami potrącenie piwa w sklepie i rozlanie go. Zastanówcie się jak wtedy zareagujecie? strachem, poczuciem wstydu, 'wytrąceniem z równowagi' bo coś nie poszło po Waszej zaplanowanej, bardzo wąskiej linii udanego przebiegu sytuacji w ciągu dnia. A teraz weźcie na szalę większy problem, np. problem natury zawodowej. W takiej sytuacji palacz rozkłada bezradnie ręce i nie za bardzo wie co zrobić z samym sobą nie mówiąc o problemie, który wymaga rozwiązania. Może przytoczyłem tutaj bardzo proste przykłady ale tak to mniej więcej wygląda. I co ważne - nie można się zrażać na początku ! Musimy cały czas wydobywać się z tego zamkniętego kręgu myślenia, że nie daje rady. Oczywiście trzeba sobie jasno i otwarcie powiedzieć - w moim życiu zaszły duże zmiany. Zmiany na gorsze. Prawdopodobnie większość z Was utraciła te cechy z dzieciństwa, które stanowiły o Waszej zaradności ( tak było w moim przypadku, uśmiechnięty, pewny siebie, dobry, szczery dzieciak). Sztuką jest obrać ten punkt wyjścia, z tego co utraciłem i postanowić, że od dnia dzisiejszego zacznę o to walczyć bo tak naprawdę to gdzieś tam głęboko we mnie cały czas jest, trzeba to tylko wydobyć. Oczywiście otaczający świat nie będzie nam pomagał, bo niby dlaczego? Znajdzie się garstka życzliwych ludzi ale nie oszukujmy się, daliśmy ciała na całej linii i zapracowaliśmy sobie na swoją opinię. I wiecie co? to też mija, w zależności od tego jak dużo z siebie dacie. W mojej klasie z liceum (humanistycznej) ja kończąc mechatronike w tej chwili ustawiłem się najlepiej z nich wszystkich, jako jedyny pracuję w zawodzie i nie wiecie jak duże zdziwienie na ich twarzach wywołuje ta informacja. Nie mówie tego, żeby się puszyć, po prostu chcę Wam pokazać, że przyjdzie taki dzień w którym wszystko się odmieni. Jednak na ten dzień, trzeba sobie zapracować i jest to nakład pracy wprost proporcjonalny do ilości utraconych z trawą lat.
Chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię - lęków, fobii, nerwic. Wiecie skąd to wszystko wynika? Z upośledzenia. Większość z nas zaczęła palić w wieku, w którym normalny człowiek uczy sobie radzić z problemami i otaczającą go rzeczywistością. My na ten okres przyjeliśmy wygodny, ciepły balonik w postaci białego obłoku i kompletnie pominęliśmy ten proces ważnej, życiowej edukacji. Różny jest stopień tych zaburzeń, niektórzy boją się wyjść z domu a inni stresują się przy wyżej wspomnianej, krępującej sytuacji. Czy to mija? Oczywiście, mija, w pewnym stopniu, w pewnym nie i nie chodzi o to, że 'tak zostanie'. Chodzi o to, że 90% społeczeństwa stresuje się w jakiś sytuacjach i jest to kompletnie normalne. Pytanie jak my sobie poradzimy z tym stresem. A to jak sobie z nim poradzimy, zależy od tego jak się tego nauczymy. Jak nadrobimy braki w edukacji z czasów naszego palenia. Jedno co mogę Wam podpowiedzieć - nie idźcie do psychiatry. Wiem, że na pewnym etapie trzeźwości, kiedy zaczyna się myśleć "no przecież to już rok, powinno przejść" zaczyna się szukać tego typu pomocy. I należy głęboko zrozumieć, że tabletki to tylko środek doraźny, który tylko pogarsza sprawę. Nie ominie nas przejście przez bolesny proces konfrontacji z rzeczywistością, który każdy normalny człowiek przeszedł. Oczywiście powiecie ale jest dużo osób z fobiami, które nigdy nie paliły. Oczywiście tak, istnieje wiele takich osób ale oni także przegapili swój moment np. zamykając się w 4 ścianach i uciekając w wirtualną rzeczywistość.
Wiem, że to co pisze nie jest już tak różowe i kolorowe bo opisuje proces. Jest on długotrwały, bolesny i często jedynym co nas podtrzymuje w trzeźwości jest ten ogień, który rozpaliliśmy, ta wielka chęć powrotu do normalności. Ja rozpaliłem go tak bardzo, że nawet kiedy miałem fatalny dzień wiedziałem, że to tylko wspaniała, kolejna lekcja dla mnie. Wiecie jak działa umysł osób myślących pozytywnie? Potrafią przekuć porażki i słabości w siłę. Dlatego lubię powtarzać - każdy dzień, nawet ten najgorszy przeżyty na trzeźwo jest sto razy lepszy niż ten na haju. Dlaczego? bo zbliża nas do CELU.
mastik - 11-03-2013
budujące :) do takiego stanu dążę
Richie - 04-04-2013
Bardzo budujące !!! Odwiedzaj nas czesciej !
|
|
|