Uzależnienia - Forum - internetowe grupy wsparcia dla zmagających się z nałogiem i ich bliskich
Bezchmurnie - Moj Bad trip, zapaliłem tylko parę razy...
wssk - 21-10-2009 Temat postu: Moj Bad trip, zapaliłem tylko parę razy...Witam wszystkich "dotkniętych"
Postanowiłem opisać swoją historię, swoje rozmyślania i wkręty, może komuś pomogę, może ktoś pomoże mi ? :)
No więc jestem chłopcem , mam 19 lat :D
a wszystko zaczęło się od... zapalenia trawki heh.
3 klasa liceum, matura - dużo zarwanych nocy stresu, w końcu upragnione wakacje. Prawie pół roku laby, wypadało by sobie dorobić przed studiami, no ale nie od razu, trochę przerwy odpoczynku i szukania pracy. W końcu jest po 2 msc laby praca, pomoc na budowie 10h dziennie praca fizyczna można się wykończyć. W pracy paru kolegów, na początku wszystko fajnie, praca trochę męczy no ale zapał jest siły też. Z czasem i tego i tego brakuje. Koledzy nałogowi palacze, w sumie palili prawie co dziennie, w końcu jeden z nich robi "imprezę" na działce. Oczywiście palonko jest, wahałem się czy jechać no ale ostatecznie zjawiłem się. Oczywiście zapaliłem, choć nie za bardzo miałem ochotę (był to w sumie 6 albo 7 raz w życiu, nigdy mnie to nie pociągało). Na początku fajnie smiech fajna atmosferka, wkońcu pomysł zróbmy hash komorę, ja przeciwko no ale jak to bywa także dołączyłem. Hash komora w trakcie, zdecydowaneprzegięcie, wychodzimy bardzo mocna bomba. Idziemy na ganek no i się zaczęło. Na początku leciała strasznie monotonna piosenka o pewnej parze która tam byla(prezent urodzinowy od kumpli) wkręciłem się, że oni własnie ze sobą zerwali, potrafilem jakby czytać z twarzy, dziewnie sie strasznie czułem. Piosenka przeleciała 2x potem ktoś puscił taki mulący bit, trwał on pare sekund i się w kołkopowtarzał, ja w koncu oderwalem się od wkrętu poprzedniego i rozmawiam z kolegą, smieje się jakies pierdoly. No i wszystko fajnie tylko nagle czapa o co chodzi? Cala sytuacja ( nie wiem jak długa powiedzmy 4-5 sek) zaczęła mi sie w kołko powtarzac, dostrzegłem to po którymś razie, tak jakbym się oddzielil od ciała i na to popatrzyl, wszystko sie ciągle dzialo a ja na to popatrzylem jakby "duszą" brrr , tysiąc myśli na minutę, odrazu słowa bodka o narkotykach mi sie przypomnialy(zawiesil się na 7 lat), w glowie myśl(zmarnowales sobie życie, masz za swoje) Chciałem sie ruszyć a a nie mogłem w końcu zerwałem się na nogi, serce biło mi jak glupie, poszedlem się przejść kawalek, wszystko bylo strasznie dziwne, swiat dzielil się jakby na "sceny", wrócilem na miejsce, ogladalem jak oni rozmawiaja. Bylo tam bodajze 8 ludzi, rozumialem kazdego z osobna, lub wszystkich na raz,moglem wylaczac tych ktoirych nie chcialem slyszec i na odwrot. Czas mi nie plynął minuta jak rok. Aż odpalilem stoper, żeby sprawdzić czy w ogólę leci. W końcu poprosilem kolegę zeby mnie odwiozl. Podróz masakra, tak długo to nad morze nie jechalem z poludniowej częsci polski. W koncu jestem, prysznic w ogole nie wiedzialem co się dzieje , polozylem sie spac, muzyka na uszy, piosenka 3 min trwala lata. Ciągle chodziłem do ubikacji, a za każdym wejśćiem zegar wskazywal godzinę z końcowką 44 min (00:44,1:44,2:44) , w glowie mi się strasznie kręciło. W koncu trochę przeszło, zasnąłem. Rano się budzę dalej mi się w głowię kreci, czuje się jak na haju, sprawdzam czy jest rzeczywistość czy sie czas nie zatrzymuje, caly dzien mialem jakieś lęki, dziwne poczucie(teraz wiem ze derealizacja) no ale przemęczylem jakoś i dzień minął. Kolejnego dnia wszystko wrocilo do normy(rano jescze pewne wątpliwości no ale bylo ok to zapomnialem i wszystko fajnie). Minęły 2 tyg, zlapalem chorobe, do pracy nadal chodzilem, czulem sie fatalnie, schudlem 7 kg ale pracowalem.Zaczeło mi się trochę kręcic w głowie podczas dnia lecz to mijało. Poszedlem do lekarza cisnienie 160/80, strasznyt pisk w uszach, dostalem antybiotyk i tabletki na cisnienie oraz zwolnienie na tydzien tego dnia zresztą czułem sie fatalnie, w ogole nie wiedzialem co się dzieje. Minal tydzien dalej bez sił po antybiotykach, piszczy w uszach powrot do pracy. W dzien przed zaczęło mi się znow jakby kręcić w głowie, ale nie kojarzyłem tego z niczym, potem co raz mocniej i mocniej. Po 3 dniach w pracy w ogole nie wiedzialem co sie w okolo mnie dzieje, nie mialem sily na nic bylem strasznie wyczerpany. W koncu już fajrant, ja zamroczony usiadłem na ziemi i czyszę buta, i naglę strzał do głowy, uczucie takiego samego haju jak na działce, zerwalem się na nogi, serce biło jak młot, w ogole skołowanie nie wiedzialem co się dzieje wszystko wróciło tak samo po miesiącu!, 1 myśl odrazu : JESTEM zwieszony dalej na tej działce to się wszystko dzieje w mojej glowie, straszna panika świat rozmazany cały. Wróciłem do domu i do łóżka chciałem tylko zasnąć i się obudzić cały i zdrowy. Ten stan mocny utrzymywał mi się przez ok 4 dni. Chodziłem z kociołkiemwglowie, wszyutko się kręciło i od czasu do czasu do glowy dochodził taki mocniejszy dopływ, i wszystko jakby wtedy stawalo się kompletnie tlem, ludzie wytluszczeni a reszta jakby sie miala zatrzymać zaraz. Czulem się strasznie, wracałem tylko do domu i do łózka , nie kontaktowalem w ogole swiata w okol siebie, nie mialem poczucia czasu, wszyustko działo się tak jakby "teraz". Bedąc w domu ogladajac tv (tylko to jakoś mi szło) wstawałem z łózka zeby sprawdzić czy za oknem czasem czas nie stoi, mialem wrazenie ze czas co jakis czas sięzatrzymuje. Ogolnie tak jakby lecial tylk otam gdzie ja byłem, a zatrzymywał się w miejscach z których wychodzilem. Nie wiem kompletnie jak funkckcjonowalem, szczegolnie ze jescze pracowalem ok tyg albo 2. Moje zycie wygladalo tak praca>łozko>sen>praca. Kazdy dzien to byla nadzieje iż jutro będzie dobrze, jednak nie bylo, raz trochę lepiej a raz gorzej. Pamięc i koncentracja zero. Cały czas w lęku, a co jak mi to nie przejdzie a co jak jestem zawieszonya to sie wmojej glowie dzieje?(wyobrazalem sobiena niebie moją głowę i mnie w środku) . W końcu pojechalem do psychologa, coś tam pogadala, w sumie nic konretnie ale mnie uspokoila. Niestety znow bywalo gorzej, udalem sie do psychiatry, dostalem leki na lagodne stany lękowe, biore już je prawie miesiąc.
W koncu przyszedl dzien wyprowadzki do innego miasta na studia, dalej czulem sie bardzo zle, no ale jakos to poszło. Wiadomo nowe miasto, nowi ludzie stres. Ah zapomniałem dodać ze jakoś tydzien przed wyjazdem dowiedzialem się iż jeden znajomy został inwalidą(w tym momencie odrazu myśl nie nie to nie moze byc prawda), ale jakoś to przełknąłem, idzmy dalej. Na rozpoczęciu roku akademickiego, w sumie to po rozpoczęciu, dowiedziałem się że pewien kumpel nie żyje bo rzucił się pod pociąg, myslalem ze snie, ze to nie moze byc prawda, strasznie sie czulem. Jeszcze w glowie wczesniej chodzial mysl(no jakas tragedia np smierc kogos moze by mnie ocknela). Zeby bylo jeszce smieszniej, ten ktory się rzucil pod pociąg, załatwil sobie tam przezemnie pracę i pracowal jeszce ze mną przez 3 dni,a żeby bylo JESZCE śmieszniej w tej samej pracy gdy już ten kolega przyszedl, jeszcze inny powiedział " zebys czasem nie musiał chować kumpla"(caly czas towarzyszyły mi mysli samobojcze, w sumie caly czas towarzyszą)
Nowa szkoła, nowy rozdział życia, a ja ? ja bez życia, bez celów bez checi do życia, ciągle rozmyślałem o egzystencji po co my żyjemy, kim ja jestem, a co jeśli jestem zawieszony i wyobrazalem sobie siebie na działce a oni w okół mnie spanikowani(dalej mnie to męczy trochę). Świat jakby za mgłą, w głowie się ciągle kręci, wszystko jest 2 D, niebo takie strasznie płytkie, ludzie poustawiani liniowo. Wiadomo internet zrodlo wiedzy, trzeba szukać co mi dolega :P, znalazlem teorię pewnego faceta który mowil iz wszstko co nas otacza jest nie prawdziwe, przypadlo to akurat na dni kiedy mialem totalne odrealnienie i poczucie ze wszyscy grają i udają. Znów dopadla mnie choroba choc i tak bylem wyczerpany fizycznie i psychicznie, czulem się jakbym juz umarl. No ale przeszedlem to i bylo z dnia na dzien coraz lepiej. Od jakichs 4 dni czuje się dużo lepiej, znaczy w takim stopniu zeby caly dzien nie bilo mi serce i nie zyc w strachu, jednak dalej wszustko jest dla mnie nie prawdziwe, tabletki caly czas biorę. Od wystąpenia ponownych objawów minąły już Prawie 2 msc, a od czasu felernego palenia 3 msc. Caly czas zyje w strachu ze mi to nie przejdzie, ze jestem chory psychicznie, a moze bylem zawsze chory ale o tym nie wiedzialem, ze bedę mial schizofrenie itd. Także jest naprawdę ciężko ale od dnia wczorajszego zmienial nakręcanie się na myślenie pozytwne ( jest realność i tyle :)) trudno mi to przyszło bo jak tylko pomyslalem ze mogę tak myślec to ogarnial mnie lęk, wolalem się nakręcać na złe?(trochę to glupie ale tak to już jest)
Opiszę wam jescze osobno moje wkręty i wytlumaczenia do nich, może komuś to pomoże zaakcetpować to co się dzieje:
-jestem zawieszony a mój mózg pracuje na 100%, nie wiadomo czy by nie wygenerował takiego świata - nie nie jestem bo i tak by tego nie wygenerował :P, wszystkie zdjęcia, wspomnienia moje i innych ludzi sięzgadzają, filmy, to pozatym gdyby tak było dawno bym umarł gdyż czerpałby zbyt dużo energii, więc jakbym był w śpiącze lekarze by mnie musieli żywić chyba paszą dla świn :P, pozatym dobrym sposobem jest internet, przeciez bym calego internetu nie wymyslil, albo ksiązka- jezeli jest cala zapisana to przeciez bym jej nie wymyslil : P
-szukając pomocy w kościele, ksiądz tak ładnie dobierał słowa, że uwierzyłem, iż jużumarlem, erfekt? cały nast dzien w strachu - wytlumaczenie - nie nie umarłem, gdyby takbylo po smierci moglbym umierac kazdego dnia kiedy chodzę spać.
-włączył mi się jakiś God mode? wkoncu jestesmy stworzeni na podobienstwo Boga, moze jakos do tego doszedlem- nie bo Bog jest wszechwidzący, jakby tak bylo to bym się napewno nie bal i ogarniał wszystko.
-zjawisko zawieszania czasu i zludzenia powtarzania się tlumaczy tylko haj i uwalniane się THC ( to akurat mi już nie towarzyszy od ok 1-2 tyg)
-ludzie są nie prawdziwi, swiat jest nie prawdziwy - nie prawda, czemu? bo 19 lat jakoś wszystko było realne i prawdziwe, nie tylko ja mam swoje uczucia, potrzeby, innie tez maja swoje problemy, ja nie wymyślam ludzi, czemu akurat ja mam być jedynym prawdziwym na tym swiecie?
Hmm, napewno nie napisalem wszystkiego, jak coś sobie przypomnę to dopiszę :)
generalnie jak jak wykonuje jakas czynnosc i w glowie mysle ze zaraz sie to zdarzy jescze raz odrazu dostaje lęku, to jak myslenie o tym ze jestem zawieszony. Ale to nie ma sensu, ja nie chce tak zyc, nie przyzwyczaje się napewno do tego, to trzeba zwalczyć i mocno to wierzę :) trzymam kciuki za wszystkich, ps. wybieram się ponownie do psychologa, tylko teraz chciałbym chodzić regularnie, może pomoże :)
Uff ale się napisalem, pewnie nikomu się nie bedzie chcialo czytać :Pwssk - 21-10-2009 -uszkodziłem sobię mózg(dosc popularne), jednak siedząc w tej hash komorze nie wiem ile czasu było dośc mało tlenu(chyba?) takze trochę mnie to męczy(pisk w uszach ustał, ale w związku z nim i tak idę do neurologa, bo sluch byl badany i mam dobry)
*dodatek do wkrętówAgatka - 22-10-2009 no faktycznie aż mnie oczy zapiekły od czytania :)
nieźle ci się coś tam porobiło... i co byleś u psychologa ?? co ci powiedział ?? a z tą komorą to w ogóle hardcorowy pomysł... ja tyle lat paląc nie wiem czy bym się na to pokusiła, tak na zdrowy , o ile u palacza istnieje coś takiego, rozsądek. a pytanie mam, ten kolega co skoczył pod pociąg, to też w tej komorze się z wami kisił ?? może wy po prostu jakiś ekstremalnie zły towar mieliście, teraz to się wszystkiego można w składzie spodziewać. pozdrawiam.lukasz - 22-10-2009 rzadko kiedy miałem przyjemność czytać tak plastyczny opis przeżyć po zażyciu dragów. miałem podobne akcje, ale po cięższych niż zioło rzeczach i czytając twój post przypomniałem je sobie dokładnie. rozumiem cię stary całkowicie, też paleniem zaszkodziłem sobie w głowę i też mam myśli samobójcze. i tak jak ty zażywam lekkie antydepresanty. i dokładnie jak ty za cholerę nie potrafię tego zaakceptować. trzymam kciuki, żeby ci się poprawiło, bo identyfikuję się z twoim problemem, chociaż ja jarałem i piłem 10 lat. życie jest parszywe. (przynajmniej dla niektórych z nas) napisz czasem, co u ciebie. pozdrawiamlukasz - 22-10-2009 i jeszcze jedno: też kiedyś tak sobie myślałem, że chociaż to brzmi niedorzecznie, to w sumie nie ma dowodów, że nie jestem jedynym człowiekiem, jedyną świadomością we wszechświecie, a reszta to tylko złudzenie. oczywiście nie wierzę w to, tak jak nie wierzę w krasnoludki, ale teoretycznie nie da się podważyć w 100% takiej tezy.wssk - 23-10-2009 heh no zbyt mądre to nie było, ogolnie to, że paliłem nie było mądre : /, wszystko bym zrobił zeby cofnac czas ale nie ma co gdybać teraz, stało się i trzeba iść do przodu, jak z tego wyjde będzie to pewna nauczka, a 2 razy do tej samej rzeki się nie wchodzi :P. Nie tego kolegi tam nie było, on targnął się na życie z powodu dziewczyny... szkoda, że nie szukał pomocy, ja przez 2 msc codziennie o tym myslalem, wkoncu od jakichs 4 dni(?) czuje sie troche lepiej, nie mysle zeby sie zabic tylko zeby to przejsc, mysle pozytywnie, jedyny wkręt ktory mnie dalej męczy jezeli o nim pomysle to ten z zawieszeniem się w wlasnej glowie, wiem ze jest to nie dorzeczne, no ale tak działa psycha ... czuje zagubienie w czasie no bo jak tu nie czuć : P ale myśle że będzie dobrze, jak juz tyle mam za sobą to i to dam rade :). Oczywiście ze wszystkich którzy tam palili tylko ja mam problem, ale co się dziwić, same wytrawne ćpuny tam były... tylko ja "wielki przeciwnik co nigdy nie zapali" heh, no teraz to juz napewno nigdy nie zapale : P. No nic czas pokaże co będzie dalej :),wssk - 23-10-2009 wstałem dziś rano i myśle jest ok, ide do kuchni wszystko fajnie. No to przez głowe przeszła myśl "trzeba sprawdzić czy dalej mnie to rysuje" no i zaczelem sobie przypominać wkręt z głową, oczywiście odczucie nie pokoju odrazu, lęku, no ale stłumiłem to i "ochoczo" wyszedłem z domu na zajęcia. Oczywiście na zewnatrz odrazu gorzej, niebo płytkie, ludzie dziwni, ale nie przejmowalem się tym, w glowie ciagle mysl to jest derealizacja to minie tylko nie mozna sie nakrecac. Powrót do domu, szybkie pakowanie zeby zdazyc na pocaig do wlasciwego domu. No i na stacji się znow zaczelo a co jesli a co jesli, w pociagu tak samo ale wszystko zaraz wypieralem z glowy takze ze nawet porządnie się nie zdazylem bac. Co jakiś czas wraca mi to mocniejsze uczucie snu i trwa chwile, wtedy zastanawiam się też czy ja już jestem chory, czy może będe chory psychicznie ?
Ogolnie mysle ze to wszystko jest tez związane trochę z osobowoscią, kiedys bylem bardzo nie smialy, chcialem byc kims innym. Strasznie bylem swiadomy siebie i otaczającego swiata, nie mowie jednak ze unikalem kontaktów z ludzmi, po prostu cięzej mi się je nawiązywalo.
Wkurzalo mnie to strasznie także pracowałem nad sobą no i pewien efekt osiagnelem. Teraz się czuję trochę tak jak za wczesniejszych lat, nie to że niesmialosc wrocila, ale strasznie wszystko mnie męczy nie lubie w ogole zawierac nowych znajomosci, hm nie lubie moze zle slowo, chcialbym ale "nie chce mi się". Wczesniej lubilem sie duzo smiac, ogolnie na luzie do wszystkego podchodzile, nigdy się za bardzo nie przejmowalem jakimis rzeczami, bo po co sie denerwowac? teraz praktycznie nie potrafie się smiac, jak dla mnie jest to straszne :/. Kiedyś mialem dość długo rozkminy czym jest życie, co jest po śmierci, czym jest nic i czym jest wszystko? Doszedlem wtedy do wniosku ze nie ma co o tym myśleć bo nic z tego nie wyniknie, trzeba żyć chwilą i się cieszyć kazdą pierdołą, realizować swoje cele, przedewszystkim być sobą i przestrzegać swoich przekonań. Teraz jednak nie potrafie tego, nie potrafie się cieszyć zyjac w lęku, w poczuciu haju. ehh juz sam nie wiem co robić :/ i znow mnie dolek zlapal, no ale mozna się poddawać, dlatego podświadomie jestem i zawieszony we własnej głowie i dobrej myśli Smile (chyba). Chciałbym jeszcze kiedyś poczuć się we własnej skórze jako tak naprawdę mała cząsta otaczającego mnie świata, poczuć tą przestrzeń pośrodku niczego, bo aktualnie to ja czuję się centrum, a świat jest tylko tym poprzednim"ja".
Lubię się tak wypisać co mi leży na sercu :P
W tym wszystkim ciekawe jest to, że błądząc we własnej głowie, wchodzimy na NIE PRAWDZIWY internet, szukamy NIE PRAWDZIWYCH chorób,czytamy historie NIE PRAWDZIWYCH LUDZI, porównując je do siebie samego i przynosi to nam NIEPRAWDOPODOBNĄ ulgę he he :P
Agatka, psycholog generalnie nie zajmowała sie takimi przypadkami, ale wytlumaczyla mi jedynie mechanizm dzialania ludzkiej psychiki, co moglo na to wpłynąć ze to wróciło po miesiącu itd. nic konkretnie ale bylo mi dużo lżej. W przyszłym tyg zadzownię i umówię się na wizytę, tyle że teraz na NFZ i to w innym mieście... także jest to chybił trafił, albo będzie pani dr. ok albo i nie,zobaczymy.
koncze_z_tym :
dowodów na to ze jestesmy jedynym rozumem na świecie nie ma, w sumie to nie ma ani jednego racjonalnego, natomiast jest dużo tych, że jesteśmy tylko cząstką świata, jeżeli jest ktoś wierzącym to już w ogóle. Generalnie ja sobie mówię tak: tyle lat było normalnie, to czemu nagle ma byc nie normalnie? i to po zapaleniu jakiegoś gówna, kto tu jest lepszy? ja czy jakieś zielona nic nie znacząca roślina, trochę siara dać się pokonać co ?:D
Jak powątpiewam w to czy swiat jest aktualnie prawdziwy, bo w sumie ciągle się czuję jakbym zaraz miał się obudzić, to patrze na zdjęcia z dawnych lat, to dośc pomaga i dodaje sił :). Straszne jest jedynie uczucie kiedy już dochodzisz do siebie, w miare funkcjonujesz i nagle jest takie chwilowe uczucie haju, mega nie realność potrafi to w pare sek zniszczyc to co budowalismy np. przez cały dzien. Dzis tak mialem pare razy niestety. Oprócz derealki, czuję się cały czas na haju, to tak jak po zapaleniu człowiek dochodzi do siebie i przestaje się smiac, nic mu się nie chce, a swiat jest taki dziwny, jednak idzie się spac i rano się budzi w formie. Ja się czuje jakbym nie mogl tego stanu przejść.
Najbardziej się boję chyba, że 1. nie minie mi to, 2. wróci mi to znów, tak jak wtedy po miesiącu i zburzy to co budowalem przez caly ten czas, 3.zachoruje/jestem chory psychicznie? 4.zepsulem sobie zycie.
Człowiek zawsze mówi : wypadki? niee, choroby? niee, bezdomność? niee narkotyki ?? niee to się mnie nie tyczy, inni maja problemy ja nie, az w koncu dopadnie, ale wtedy to już można tylko plakac nad swoim losem albo zabrac się za siebie i miec dobrą nauczkę na przyszłość, bo czego sam nie doświadczysz tego i tak nie zrozumiesz.
hmm chciałem jescze napisać, ze wychodząc na dwór czuję ucisk na czole, caly czas jakby kręciło mi się w głowie, uczucie haju jak juz wspominalem. Czuję jakbym stracił osobowość w sumie i nie mial wlasnego ja i wlasnego zdania. Wiem np. ze pewne zachowania nie są dobre, ale gdybym je zrobił nie czuł bym tego wewnętrznie tak jak kiedyś, tak jakbym stał się kim innym, kimś strasznie płytkim. Wszystko to strasznie dziwnie. A najlepsze jest to, ze wszyscy nalogowi palacze z ktorzymi wtedy bylem, popalają sobie dalej w najlepsze bez zadnych skutków :). Jednak widze po tym co wyczytalem ze jest to tylko kwiestia czasu, az wkoncu przekroczą tą granicę albo az rzucą. Nie zazdroszcze.lukasz - 23-10-2009 najgorszy jest strach, że to nie minie. w każdym bądź razie mogę powiedzieć, że mimo, że palenie zrobiło ci parę niefajnych rzeczy, to na pewno nie zabrało ci zdolności do opisywania twoich stanów. czekam na twoje posty, bo świetnie opisujesz to, co ciężko opisać. chociaż osoba, która nie przeżyła podobnych stanów i tak zrozumie z tego niewiele, tak samo jak osoba, która jest niewidoma od urodzenia za cholerę nie pojmie, czym jest kolor czerwony albo zielony. słowa tego nie przekażą, kolor trzeba zobaczyć, żeby go zrozumieć. mózg jest w stanie tworzyć różne dziwne stany, fascynujące i przerażające, co może zrobić to 1,5 kilo szaro-białej breji w czaszce. ponury (choć niekiedy piękny) efekt milionów lat ewolucji.
do miodzia: czy dałoby radę zmienić mój nick na lukasz. mógłbym co prawda założyć nowe "konto" na forum, ale nie mogę drugi raz na mój adres mailowy. jeśli to zbyt pracochłonna sprawa, to olej to, pozdrawiammiodzio - 23-10-2009 Temat postu: okzrobione Lukaszu - powodzenialukasz - 23-10-2009 dzięki :)wssk - 24-10-2009 Wczoraj będąc w domu właściwym:p położyłem sie przed tv, no leżałem sobie tak pol przytomnie ni to sen ni jawa. Nagle obudziłem sie ze strasznym lękiem, nie wiedziałem w ogole gdzie jestem, serce mi walilo jak mlot, pełen dezorient. Nie umialem sie uspokoić przez dlugo, ale poczułem jakbym zrobil kolejny krok w dol, blizej rzeczywistości, a dalej od derealizacji. Nie zmienia to faktu ze dalej czulem/czuje sie i tak zle:p. W nocy obudziłem sie i słyszalem na klatce jakas głośna rozmowę, taka dosc żywiołowa, nie chcialo mi sie wstawać zeby podejść pod drzwi w sumie to sie nawet balem. No nic obudziłem sie rano, 1 mysl to oczywiscie, "kur... znow to samo, wolałbym spac". No ale wstalem i wtedy naszla mnie mysl czy ta rozmowa mi sie śniła czy naprawde sie obudziłem i to slyszalem, ehh chyba wariuje. Z ta derealizacja miałem rację, czuję sie troche blizej ziemi, jednak to jeszcze nie to.
Straszne w tym wszystkim jest to ze czuje sie w tym sam. Dziewczyny nie mam, nigdy nie mialem(no dobra w podstawówce przez pare dni:p). Wprawdzie mam z kim o tym porozmawiac na realu(raczej derealu:p) ale to nie to samo. Myslalem o tym zeby powiedziec o wszystkim matce, jednak nawet nie wiem od czego miałbym zacząć? Czy powiedziec o trawce? Jak nie powiem to wyjde na swira, albo znajdzie sobie inny czynnik który nim naprawde nie byl. Boje sie troche tej rozmowy, ale głównie nie chce jej dawać kolejnego problemu na glowe, juz wystarczająco duzo ich ma naprawdę, a teraz jeszcze bedzie sie stresówac i winić, przez upośledzonego i nie odpowiedzialnego syna, chyba wole juz sam byc z tym problemem choć jak pisałem jest to ciezkie bardzo:(.
Kiedys patrząc na starych ludzi wiadomo jak ich oceniałem, he he kazdy to przechodził, ale teraz widze i czuje ze sa to ludzie tak samo jak kazdy, czuja i widza tak samo. Tez kiedys taki bede, oczywiscie jak dozyje:p, i wcale nie bede czul tego ze sie tak strasznie zmieniłem, poprostu bede dalej soba, stety albo nie stety. W sumie to jestem teraz pełen podziwu dla starszych ludzi. Tyle lat za soba, raz lepiej raz gorzej ale dają rade, mimo pewnie wielu chorob czy problemow. Napewno coniektórzy maja juz dosc ale dożyją swoje zycie do konca, i tak naprawdę większość nie chciala by umierac, i to jest wlasnie fenomenem, wola zycia. Czemu? Po co? Tylko narzekamy, ciagle nam zle ale chcemy zyc, cos tu sie musi kryć. Szuka jest wlasnie przejść przez cale zycie i nie poddać sie. Jedni maja latwiej drudzy trudniej, no coz taki los.
Przez to wszystko zmieniłem troche swój system wartośći, za wysoko kiedys stawiałem pieniądze, byl umiar no ale widze to teraz ze i tak byly za wysoko. Pieniądze sa wazne ale zdrowie jest wazniejsze.
Oprócz tego jak juz pisałem ze chce jeszcze zyc, motywowała mnie mysli o innych, o znajomych, rodzinie. Nie mozna byc samolubnym, szczególnie ze bylem w trakcie tego na pogrzebie tego kolegi... Tragedia. I tutaj znow paradoks, jeżeli zyje w nie prawdziwym swiecie to czemu sie waham? Czemu nie skończę i juz? Jednak jest to uczucie prawdziwego zycia wtedy gdy sie o tym tak naprawdę pomysli, jak mysle ze juz nigdy bym nie byl teraz tu gdzie jestem, nie zobaczył tylu osób i tylu rzeczy nie zrobil ile jeszcze mogłem, to daje to troche motywacji.
He he i znow sie rozpisałem, nie wiem co sie ze mna dzieje:p w szkole nigdy pisac jakos nie umialem, pani polonistka byla by chyba dumna:pwssk - 24-10-2009 Przypomniało mi sie jeszcze jak podczas silnej derealizacji, szedłem na tramwaj. Stał, drzwi byly zamknięte, otworzyłem wsiadłem i tramwaj odrazu odjechal, jakbym na mnie czekal(pojechal 4 min przed czasem) siadłem i siedze, caly "wagon" pusty, odrazu w glowie mysli, a czemu on pojechal jak ja wsiadlem odrazu, czemu przed czasem, czemu tu nikogo nie ma, itd. zamiast sie cieszyć ze zdążyłem i nie ma ludzi ehh, zmierzam do tego ze zamiast przyjmować tego co sie dzieje zastanawiałem sie czemu tak a nie inczej, ze to nie moze byc prawda. Troche sie boje tego ze mi to zostanie, w sensie jak ktoś mi powie cos naprawde szokującego to nie bede wierzył i mi wroci derealizacja(mowie juz jak mi minie:p chyba jest lepiej bo umiem myslec o przyszłości troche i nie czuje az tak tego jakby jutra miało nie byc heh).
Tego samego dnia jeszcze mialem jazdy typu"z kad ja wiem ze to co widze jest tam gdzie to widze, moze tego nie ma a wszystko jest projekcja mojego mozgu" wtedy to bylo straszne, swiat byl taki rozmazany ze nie umialem w ogle odleglosci oceniac. Obalilem to tak, ze zamknąłem oczy, w glowie mialem jakby mapke pokoju, tak jakbym czul ze cos tam jest, no i bylo to namacalne. He he straszne mam/mialem jazdy.miodzio - 24-10-2009 Temat postu: pomochej WSSK - takie mysli o smierci i jak to nazywasz "wkrety" same moga nie minac - prawdopodobnie potrzebujesz pomocy medycznej - moja rada: odwiedz poradnie zdrowia psychicznego i skonsultuj to co Ci sie dzieje z lekarzem - leczenie (moze nawet krotkotrwale) jest w stanie sprawic, ze te stany mina i bedziesz mogl normalnie funkcjonowac - nie ma co zwlekac, szkoda zycia - powodzenia!wssk - 24-10-2009 Bylem raz u psychologa i raz u psychiatry. Do psychologa bede jeszcze dzwonil we wt zeby sie umowic na wizyte bo w tym tyg nie bylo terminów wolnych. Także z pomocy fachowców nie boje sie skorzystać, wręcz przeciwnie chcę, sa w moich oczach pewnym autorytetem, bo co niektórzy chodza z założeniem ze i tak mi nie pomoże:p zobaczymy co mi powie.
Mam jeszcze pytanie, czy kazdy psycholog moze prowadzić psychoterapie czy moze jest to w ogole odrębna dziedzina?miodzio - 24-10-2009 Temat postu: psychoterapeutaSuper, ze siegasz po profesjonalna pomoc. Na pewno warto. Nie kazdy psycholog jest psychoterapeuta, ale wielu z nich jest (to wymaga dalszego szkolenia sie po studiach, pracy nad soba, pracy w zawodzie, poddawanie sie ocenom...).