Bezchmurnie - czy warto udać się do psychologa?
poprosturyba - 23-02-2015
Witajcie,
Jestem nowy na forum. Chciałem się przywitać.
Dopiero dzisiaj trafiłem na nie, szukając w internecie odpowiedzi na pytania, które miałyby dać mi światełko w tunelu i świadomość, która jest dla mnie czymś wielkim. I jednocześnie bardzo potrzebnym, do życia w prawdzie i spokoju wewnętrznym. Mam cechę i przekleństwo. Posiadam dość rozwiniętą świadomość. Lecz zazwyczaj nic nie robiłem, żeby te błędy naprawiać, co z czasem sprawiło, że zacząłem zmieniać swój charakter jak również samą psychikę. Co obecnie stanowi problem. Ponieważ chcę, a nie mogę. Tak bardzo dużo słów chciałbym teraz przelać, ale zostawię to na później. Wszystko w swoim czasie.
Jestem skłonny do wylewności słownej w pisowni. Więc z góry przepraszam za mój referat. Ale potrzebuję to spisać już na raz, zupełnie obcym ludziom, którzy nigdy mnie nie poznają osobiście.
Jak mam mówić na głos, oszczędzam słowa. Uważam, że jeśli nie mam nic do powiedzenia, to lepiej milczeć. Jestem obserwatorem, wolę patrzeć na innych przetwarzając informację, niż samemu brać udział w dyskusjach itp.
Mam 21 lat, palę od 4 lat. Nałogowo 3 lata, na zasadzie. Ile miałem, tyle paliłem. Wstawałem rano, potrafiłem nie jeśc, żeby tylko palić, bo bez jedzenia lepiej klepie. I od samego rana, leciało wiadro za wiadrem. Po każdym posiłku przyjmowałem wiadro. między posiłkami też. Marihuana to jedyne uzależnienie jakie mam. Nie posiadałem cechy asertywności w tym w najmniejszym stopniu. Choć wiedziałem, że to prowadzi mnie na dno. Ale pozwalełem sobie na to. Być może wpływ otoczenia. Być może buntowniczy charakter.
Ponadto byłem uzależniony od zmiany świadomości niż od samego narkotyku. Uciekałem od problemów, które bardzo przeżywałem. A rzadko mogłem liczyć na zrozumienie. Byłem zawsze intelektualnie przed swoimi rówieśnikami, co powodowało, że nie dostawałem poczucia zrozumienia. Z dużo starszymi osobami nawiązywałem kontakt na poziomie. Potrafiłem świetnie pomagać ludziom w rozwiązywaniu ich problemów, co skłoniło mnie by zostać psychologiem. Oczywiście palenie sprawiło, że nie byłem w stanie sporstać naukom już w liceum i zrezygnowałem z profilu polski/biologia, tłumacząc się. Pomagać mogę z czystego serca. Cały czas bez wsparcia nikogo z otoczenia, myślałem kim mogę być w przyszłości i być szczęśliwym? Przewijały się pomysły na wojsko, na gastronomię (uwielbiam gotować, jestem ściśle związany z dietą i sportem. Od bardzo dawna, ekstremalnie rower, bieganie, każda forma fizycznego rozładowania. Obecnie trenuję kalistenikę, ciągle jeżdżę na rowerze, właśnie składam nowy) była psychologia, potem zacząłem iść w artyzm, który też czułem w sobie. Jestem człowiekiem renesansu jak to określało mnie wielu ludzi. W co bym rąk nie włożył w tym odnajdę się. Co niestety dla mnie było czymś strasznym. Bo nie wiedziałem kim w końcu mam być. Wszystko dawało mi szczeście i poczucie, że to może nie to? Od zawsze mam w sobie skrajne emocje. Myślę pozytywnie i negatywnie jednocześnie. Widzę to co może mnie spotkać po podjęciu danej decyzji i nie podejmuję decyzji, z obawy na zły efekt (Nigdy nie byłem u psychologa, mam wrażenie oparte na doświadczeniu, że nie jestem zrozumiany tak jak chcę) Później była Grafika komputerowa, fotografia i obecnie stanąłem na Animacji, która zawiera w sobie wiele zajęć, które kocham. Fotografię, grafikę, ożywianie, mam cel w tym, tworzyć bajki dla dzieci niosące wiele nauk życiowych, aby wyrosły na ludzi wartościowych, nawet jeśli rodzice nie poświęcają im czasu, tak jak mnie. Chcąc sprostać jednemu postanowionemu sobie celowi. A nie szukać całe życie, tracąć tylko czas.
Żle mi było na trzeźwo. Mój organizm nie uznawał trzeźwości za coś normalnego. Próbowałem wielu rzeczy przez ten dość krótki okres. Lecz od niczego nie uzależniłem się. Próbowałem z czystej chęci. Ale potrafiłem być asertywny. Alkohol, amfetamina, koks, lsd, mdma, pixy, leki, dopalacze, plus ubóstwiane kiedyś mieszanki. Alkohol z pigułą i jaranie i inne. Chyba wielu będzie wiedzieć o czym mówię. Same głupoty, których nie żałuję, ale nie powtórzyłbym tego nigdy. Wszystko czegoś uczy i wszystko po coś jest. Nie możemy niczego żałować. Powinniśmy wyciągać wnioski i iść w życie dalej.
Jestem z natury buntownikiem, co skłaniało mnie do porzucenia odpowiedzialności. Od zawsze wymagano ode mnie czegoś, co nie było w zakresie własnych chęci. Jeśli ktoś wymagał, buntowałem się, ponieważ nie czułem się wolnym człowiekiem. Wychowałem się w rodzinie, w której nigdy nie miałem wsparcia, ani zrozumienia, pomimo chęci nawiązania z nimi kontaktu nigdy się nie udawało. Mam starszego brata, którego nie znam. Czasem się widzimy. Ale nic nie wiem o jego życiu. Nic nie wiem nawet o jego charakterze. Ojciec nie wyraża zainteresowania moją osobą, matka zmieniła swoje rygorystyczne podejście do mnie dopiero jak chciałem zupełnie zerwać z nimi kontakt twierdząc, że dają mi tylko negatywną energię. Obecnie moi rodzice są po rozwodzie, a ja dorastałem sam, wychowując się indywidualnie. Uważam, że pomimo błędów jestem wartościowym człowiekiem z marzeniami i celami. Ciąglę dążę do czegoś więcej. Mój światopogląd przez te wszystkie lata diametralnie się zmieniał i zmienia cały czas. Wielu ludzi mnie zraniło. Raz kogoś szczerze kochałem, ale osoba ta zdradziła mnie. Przyjąłem to jak mężczyzna rozstając się z nią w zgodzie. Lecz serce już było rozbite. Później chciałem kochać, ale nigdy już nie mogłem. Spotkałem osobę, która wydawała się osobą odpopwiednią, do naprawy moich uczuć. Ale mieszka w Angli. Gdzie miała innego faceta. Serce pękło na dobre. Skreśliłem sferę uczuciową ze swojego życia, bo bardzo to przeżywałem i wpływało to na ogół mojego życia. Jestem osobą praktykującą wiarę w ludzi, taki buddyzm, ale z pewnymi własnymi spostrzeżeniami i modyfikacjami. Wierzę w karmę. Ale ostatnio się ode mnie odwróciła.
Od okołu roku świadomego nałogu, (cały czas byłem go świadomy) postanowiłem zmienić to. Skończyłem na dobre z innymi używkami. Alkohol ograniczyłem do urodzin znajomych czy okazji tego typu. Teraz chcę skończyć z nim całkiem na rzecz sportu i pełnej trzeźwości. Chcę wiedzieć jak to jest. Moje liczne próby rzucenia trawy były bezskuteczne. Wiedziałem, że siła, która umożliwi rzucenie przyjdzie z czasem. Ale żebym teraz cały czas próbował. Pomimo podpalania co jakiś okres czasu ze znajomymi. Lub załatwiania sztuki, czy motania się tylko za półką w celach większej kreatywności, kiedy miałem coś rysować, lub malować.
Chcę to robić bez narkotyku teraz. Bo kocham to, ale nałóg i zniszczona psychika sprawiają, że ciężko mi się zaangażować. Poddaję się łatwo kiedy mam gorszy, bardziej depresyjny dzień. Kiedy coś mi nie wychodzi. Obecnie ostatnio paliłem w zeszły weekend. Ale uznałem dzień swoich 21 urodzin dniem w pełni świadomego rzucenia. Nabrałem i skumulowałem w sobie mnóstwo sił. I w dniu 21 lutego postanowiłem rzucić to na dobre. Wyczytałem, że thc całkiem z organizmu wydzieli się dopiero po roku czasu, więc do następnych moich urodzin będę wiedział, że już tego w sobie nie mam. Plus zdrowa, beztłuszczowa dieta i tryb życia tylko będą temu sprzyjać. Data idealna żeby rzucić.
Znaczna większość moich znajomych nałogowo pali. Ale nie są świadomi nałogu, nie są jednocześnie gotowi na walkę z nim. Mówię im o tym. Ale wiem, że sami muszą zdać sobie z tego sprawę.
Obecnie cierpię na stany odstawieniowe.
Jestem sam z siebie skłonny do bezsenności, bywało, że bez powodu nie mogłem spać w ogóle, nawet do tygodnia czasu, potem zupełne odrealnienie i omdlenia. Szyszynka nie produkowała mi melatoniny. Ale po terapi lekami, wróciło do normy. Długo już nie miałem bezsenności tak długiej. Obecnie tydzień sypiam po kilka godzin. Codziennie mam obowiązki, którym brak snu przeszkadza. Przygotowuję się na studia ASP, robię teczkę, ale nie jestem w pełni świadomy procesu powstawania swoich prac. Taki out of mind. Coś mi mówią ale nie rozumiem co.
Mam huśtawki nastroju, stany depresyjne, ogólną niechęć, rozdrażnienie, irytację. Plus bóle migrenowe. Miewam je cały czas. ale teraz lubią się nasilać. Mam około 100 dni do egzaminów wstępnych, a wciąż walczę z samym sobą, żebym potrafił lepiej i bardziej świadomie przygotować się na nie. Jak ktoś mógł zauważyć, mam 21 lat i dopiero startuję na studia. Pierwszy rok po maturze był na pracę, oczywiście w holandii. Stamtąd miałem jechać do Anglii, do wcześniej wspomnianej dziewczyny i jednocześnie uciec od rodziny. Plan genialny. Potem próba pierwsza na ASP, ale dużo imprezowałem i ćpałem wtedy jeszcze. Więc przygotowywałem się tylko 2 miesiące. A pomimo tego byłem 20 osobą na 15, co dało mi do myślenia. Teraz chcę się bardzo postarać. Ale ogranicza mnie niezdolność psychiczna. No i źle mi. Chcę a nie mogę. O ironio! Wiem, że to przez marihuanę.
Zaprosiłem ją do swojego życia, ale tak się rozgościła, że teraz nie chce z niego wyjść.
Wiem, że to przyjdzie z czasem, jestem cierpliwy. Ale czuję presję czasu z otoczenia, z zewnątrz. Dni lecą, egzaminy coraz bliżej, a ja wciąż borykam się z problemem angażu. Czasem wpadam w depresję i myślę, że to też nie jest dla mnie skoro jest ciężko. A czasem motywuję się, że skoro ciężko to znaczy, że to dobra droga i zasłużę sobie na coś. Bo jeśli jest łatwo, to na to nie zasługuję.
Jestem skrajnym charakterem, już bardzo pogubionym. Kilka razy myślałem o psychologu, ale nie ufam kobietom, a nie wiem gdzie szukać dobrego faceta-psychologa w swoich okolicach, za rozsądne pieniądze. Kiedyś odnalazłem samego siebie i głębszy sens. Poznałem świetnychy ludzi, którzy otworzyli mi oczy rozmową. A potem zaprzepaściłem to przez jaranie. Niedawno otworzył mi się oczy co ja zrobiłem. Byłem już bardzo szczęśliwy. A straciłem to i wpadłem w niezłe gówno.
Póki co jest dobrze. Przeszkadzają mi stany po odstawieniu tylko. Ale ciągle mam w sobie energię, siłę na walkę z tym. Wszystkich swoich palących znajomych przeprosiłem i odciąłem się od nich. Wiedziałem, że nie przestanę palić w takim towarzystwie, gdzie to coś normalnego. Zresztą chę przygotować się na studia. To wymaga czasu i poświęcenia własnego, do którego nie jestem jeszcze aż tak zdolny. Choć chciałbym bardzo.
Mam wiele zainteresowań, o które teraz chcę zadbać. Sport, dieta, rower, spadochron, chciałbym znaleźć czas na basen. Chyba pomyślę jeździć nawet sam. Uwielbiam mieć cały dzień czymś wypchany. Czuję, że żyję. Ale czasem mam zwyczajną niemoc. Siedzę w domu patrząc się w ekran mojego monitora. Nic mnie nie cieszy, niczego nie chcę. Muzyka jest nietrafiona, sam muszę gotować, więc często nic nie jem, bo nie chce mi się robić. A przy tym mam świadomość tego, że tracę czas, że stoję w miejscu, że powinienem pracować. I cierpię bardzo. bo to chęć i niemoc jednocześnie. To tak jakby ogień i lód w jednym. Niemożliwe, ale w mojej psychice powstało.
Chciałbym... Sam nie wiem czego. Zawsze byłem sam i uważam, że jak nie ja, to nikt mi nie pomoże. Trzeba o siebie zadbać, bo nikt za mnie tego nie zrobi. Tutaj trochę potrzeba wylania się, czasem jak piszę, lub mówię coś komuś, nabiera to innego znaczenia. Otwierają mi się oczy. Dochodzę do wniosku. Ale tym razem wszystko co napisałem już przerabiałem i nie pojawiły się żadne nowe wnioski.
Chciałbym pomocy odnośnie swojej psychiki. Wiem, że wiele swoich tez i podejść do świata jest złych. Ale to charakter i psychika, która powstała, bo przeżywała życie. Więc ciężko mi się samemu zmienić. Nie wiem jak zabrać się za to. Chciałbym przyłożyć się do rysunku. Nie myśleć o depresji, nie myśleć o niechęci. Po prostu robić to co kocham i pokazywać, że tak jest, a nie mówić tylko. Bo słowa są nic nie warte. Liczą się czyny.
Może ktoś mi doradzi czy warto udać się do psychologa. Czy pomoże mi ktoś taki szybciej zrozumieć sens swoich problemów i wprowadzić zmiany?
Nie potrzebuję wsparcia. Słów otuchy. Potrzebuję odpowiedzi. Żeby moja świadomość dawała mi siłę.
Jeśli ktoś w ogóle doczytał do samego końca chciałbym bardzo tej osobie podziękować. Nie liczę na to, sam męczę się, gdy mam czytać coś tak obszernego i wylewnego. Ale będę zaglądał na to forum z nadzieją, że jednak ktoś przeczytał to i wczuł się w mój chaos, którym jestem. Oraz napisał parę słów cennych dla mnie i wartych uwagi. Coś co pomoże mi zmienić życie na dobre. Dziękuję.
miodzio - 23-02-2015 Temat postu: psycholog Witaj na forum! Dzieki za podzielenie sie historia i osobistymi przemysleniami. Napisales: "Kilka razy myślałem o psychologu, ale nie ufam kobietom, a nie wiem gdzie szukać dobrego faceta-psychologa w swoich okolicach, za rozsądne pieniądze." Napisz skad jestes (tu lub na priv), postaram sie cos podpowiedziec. Powodzenia!
irvin - 26-02-2015
Też znam sensownego, bardzo pomocnego terapeutę, który jest mężczyzną. Chętnie podpowiem, jeśli chodzi o okolice Bydgoszczy.
poprosturyba - 26-02-2015
Niestety, chodzi o okolice ponad 300km na południe od Bydgoszczy.
Częstochowa.
miodzio - 26-02-2015 Temat postu: Częstochowa W samej Częstochowie spróbowałbym tu - oretę mają szeroką:
MONAR CZĘSTOCHOWA
Wg informacji z ich strony jest jeden terapeuta - mężczyzna. Jest też pani psycholog.
Poradnia bezpłatana i fachowa (specjalisci z certyfikatami).
poprosturyba - 26-02-2015
A coś bardziej w stronę poradni psychologicznej niż samego monaru?
Chciałbym bardziej porozmawiać na temat swojej osoby i problemów powstałych przed rozpoczęciem palenia, które ukształtowały mój charakter na zasadach indywidualnych, nie grupowych. Chciałbym spowiernika, z doświadczeniem, który odpowie mi na zadawane w głowie pytania. Pomoże w drodze do oświecenia, w zrozumieniu samego siebie i poukładaniu tego chaosu, który sam sobie narzuciłem i żyłem nim. W pokazaniu błędów, które obecnie uznawane są za prawdę. Od nowa zasypałem się pytaniami. Nie odpowiadając sobie na nie.
Miałem już okres w swoim życiu, gdzie odnalazłem wewnętrzny spokój. Emanowałem szczęściem. Chcę do tego wrócić. Wiem, że potrafię, bo raz mi się udało. Swoją siłę odnalazłem w buddyźmie. Przeżyłem w swoim życiu wiele ciekawych doświadczeń, BEZ NARKOTYKÓW. Poznałem siłę umysłu zanim zacząłem cokolwiek brać. Moje zainteresowanie i stawiane pytania sięgają czasów podstawówki. Już wtedy świadomie śniłem i próbowałem technik na wychodzenie z ciała duszą. Póżniej okres dojrzewania, brak zrozumienia. A potem przyjęcie prawd karmy i praktykowanie ich. Najpiękniejszy okres w moim życiu. Zarażałem innych pozytywną energią i nawracałem do szczęścia, co jednocześnie zasilało moje baterie niemożliwie mocno. Wtedy pomogło mi ustalenie na różne tematy swojej pozycji w nich. Jakie mam do tego podejście, co czuję myśląc o tym. Co czuję myśląc o wojnie i jaka jest moja pozycja w tym, co czuję myśląc o rodzicach, o miłości. O wszystkim co mnie dotyczy i nie tylko dotyczy. Pozbywałem się stopniowo negatywów. Potrzebne do zaspokojenia ludzkiego ducha jest poczucie wolności. Obecnie nie posiadam go. Moja wolność to studia. Zmiana otoczenia, nowy rozdział.
Pomimo tego, że już czuję się wolny od nałogu palenia, wiem, że w środku organizm cały czas o nim pamięta. Gaszę tylko negatywne myśli tymi pozytywnymi. Ćwiczeniami, w których nie myślę o niczym, tylko o dążeniu do doskonalenia samego siebie i swoich zdolności. Wraz z ciałem rozwija się również umysł i dusza. Wiem, że aby odbudować mózg z urazów jakie mu zadałem paląc, brak kreatywności, wolne myślenie, otępienie, trzeba pracować, być cierpliwym i zdeterminowanym. Czytać książki, uczęszczać na rysunek za wszelką cenę, gdzie odbuduje się moja kreatywność w dużym stopniu.
Nie ma strachu większego od śmierci, ale jeśli nie boimy się śmierci to po co się bać, czego? Ja bałem się śmierci, bo bałem się nie przeżyć tego życia należycie. A reinkarnacja, w którą wierzę mówi, że jeśli w tym życiu nie rozwiążemy swoich problemów, to przez każde kolejne będziemy je przeżywać. Nie chcę tego dla swojej świadomości.
Czuję, że jesteśmy stworzeni by robić wielkie rzeczy. Moje sumienie i świadomość ciągle mówiło mi jak się poddawałem, że nie ta droga da mi radość i szczęście. Co chwilę później się okazywało prawdą. Ale tkwiłem w niemocy pozwalając sobie na to w pełni. Nic co łatwe nie jest dobre. Im trudniej jest, tym lepiej dla nas, dla naszej świadomości. Dla naszego ducha, sumienia. Łatwo się pisze, trudniej w praktyce. Najgorzej jest zawsze zacząć. Bo jak już pokonamy lęki, obawy, okazuje się, że faktycznie nie było się czego bać.
Szczerze, nie wiem jak wygląda terapia w monarze, czego się tam spodziewać. Ale od zawsze jakoś nazwa MONAR nie brzmiała dla mnie dobrze. Czym różni się psycholog w takiej poradni, a psycholog po prostu? Czy psycholog z doświadczeniem z uzależnieniami nie będzie przypisywał automatycznie więcej aspektów psychiki pod narkotyk?
Nie wiem co by było lepsze dla mnie, w obecnej sytuacji. Prosiłbym o jakąś poradę. Nie wiem czym się kierować. Wydaje mi się, że poradzę sobie z uzależnieniem. Ale nie wiem, kto byłby bardziej adekwatny porozmawiać ze mną w otwartej rozmowie, żebym wyrzucił z siebie wszystko.
Czekam na odpowiedź.
miodzio - 28-02-2015 Temat postu: psycholog Co do psychologa to juz musisz poklikac i poszukac. Mam tylko w miare wglad w placowki pomagajace uzaleznionym. Z tym, ze terapia uzaleznien to nie tylko pomoc w utrzymaniu abstynencji, ale przede wszystkim przepracowanie problemow, przez ktore czlowiek tak latwo zatrybil na poprawiacz nastroju. Nadrobienie deficytow. Samorozwoj.
Wg mnie najwazniejsze jest znalesc kogos, komu zaufasz. Wtedy mniejsze znaczenie ma to, czy jest to psycholog czy terapeuta uzaleznien, czy tez psychoterapeuta z kilkoma dyplomami. Specjalista to towarzysz w podrozy, ktora odbyc musisz Ty. Tak ja to widze w kazdym razie.
Co do Monaru - jest to najstarsze stowarzyszenie, ktore pomaga uzaleznionym. Kiedy zaczynali, testowali wiele kontrowersyjnych metod - wiele z nich od dawna poszlo w zapomnienie. Co do klientow Monaru - to tak jak we wszystkich innych zmienili sie oni bardzo w ostatnich latach. Bezdomni heroinisci to nieliczny procent. Wiekszosc to ladnie ubrani palacze/wciagacze/lykacze :) Poradnie Monaru to nowoczesne placowki, poddane kontroli ministerstwa zdrowia (w przeciwienstwie do niektorych gabinetow prywatnych). To tak, cobys mial mniejsze opory :) Powodzenia!
poprosturyba - 28-02-2015
Również mam to samo zdanie na temat psychologa, czy terapeuty. Stawiam najbardziej na relacje właśnie. Samemu jestem wymagający względem innych ludzi, szczególnie względem relacji i samego podejścia do niej. Niestety łatwo trafić na psychologa ciągnącego tylko kasę, przez którego idzie się zrazić na przyszłość.
Podpytuję, żeby być pewnym, że nie będą mnie mieli w dupie i tylko ode mnie będzie wymagana otwartość, jakaś chęć budowania relacji. Bo nie sprostam takim wymaganiom. Otwieram się jedynie na wzajemność.
Znalazłem kilku psychologów. Niestety cenniki niektórych trochę bolą, bo wiem, że na paru wizytach się nie skończy to dłuższy proces. Nawet szukałem kogoś od regresji hipnotycznej. Zasadniczo chodzi mi o regresję w przeszłe wcielenia. Ale również napisałem do częstochowskiego Monaru póki co maila. Aczkolwiek weekend, więc nie dostanę odpowiedzi. W tygodniu najwyżej będę wykonywał telefony, żeby nie tracić czasu czekając na maile.
Może ktoś się orientuje na temat regresji w przeszłe wcielenia w okolicach Częstochowy/Katowic?
miodzio - 28-02-2015 Temat postu: psycholog regresja w przeszle wcielenia powiadasz... ja osobiscie bym szukal jakiejs klasycznej psychoterapii, gdzie mozna sprawdzic certyfikat terpapeuty itd. - gwarancji to nie daje, ale zmniejsza ryzyko naciecia sie na naciagacza wg mnie - tak czy inaczej powodzenia!
poprosturyba - 28-02-2015
Naciągaczy nie mało. To fakt.
Regresja w przeszłe wcielenia jest dla mnie dość intrygującą formą, ale również wierzę w nią. Jestem dość związany z takim "astralnym" podejściem. Jestem z tych osób, które ciągle szukają więcej i głębiej. To dla mnie oczywiste, że regresja jest możliwa, jeśli wierzy się we wieczne istnienie świadomości. Podświadomość, czyli obszar dla nas nie czytelny ukrywa wszystkie informacje, które zdobyło przez cały okres swojego istnienia.
Kiedyś wraz ze swoją przyjaciółką robiliśmy eksperyment sprawdzający siłę naszej podświadomości i jednocześnie relacji między nami. Więzi. Podświadomość często wysyła nam sekundowe przekazy, informacje, impulsy. To ona nas ostrzega przed niebezpieczeństwiem, które ma nas spotkać.
Może ktoś spróbuje.
Eksperyment polegał na odpowiadaniu na proste pytania. Typu, jakiego koloru mam bluzkę, lub, czy siedzę w pokoju z zapalonym światłem, albo czy słyszę muzykę. Od tak prostych pytań potem przechodziło się do coraz trudniejszych, gdzie odpowiedzi już były cięższe. Np. co widnieje na mojej bluzce. Lub jakiej muzyki słucham itd. Ale oczywiście warunkiem było, nie widzenie się tego dnia, ani nie łączenie faktów z przeszłości, jakiś wspomnień, które mogłyby tutaj zaburzać odbiór informacji wysyłanych przez naszą podświadomość. Chodziło o to, by mówić pierwszą myśl jaka przyjdzie nam do głowy. Tą właśnie wysyłaną przez podświadomość. Na początku trzeba się rozgrzać, ale potem naprawdę wychodzą ciekawe sytuacje. Nieraz ciężko było uwierzyć w trafność naszych "strzałów".
Będę szukał pomocy i z czasem zamieszczał tutaj zdobyte informacje. Może komuś pomogą w przyszłości. Póki co muszę uzbroić się w cierpliwość.
|
|
|