Amfetamina i inne... - Leczyłam amfę alkoholem
partysmith - 03-07-2016 Temat postu: Leczyłam amfę alkoholem Przepraszam, jeśli to za ciężki temat. Po prostu tak sobie siedzę w moim domu rodzinnym i okrywam się moim ulubionym kocem. Tak- tym na literę A.
To moje życie. Jakiekolwiek by nie było- ja nim żyję. I chcę mieć takie same obowiązki i prawa jak inni. Chcę być częścią czegoś. Czegokolwiek.
Nigdy nie byłam. Żyłam tak jakby mnie nie było. Skacząc od wymówki do wymówki, wszystko pokrywałam jakąś rażąco kłamliwą tajemnicą.
Gdzieś pomiędzy kasłaniem i otwieraniem piwa w łazience, a może tym wychodzeniem na chwilę 'się przejść'.
Wszystko, żeby mnie nie było naprawdę.
Ale te tajemnice, wiecie, one jakby... działają jakiś czas, a potem budzisz się w jakimś dziwnym miejscu, cholernie głodny i masz 2 złote na koncie, więc kupujesz bułkę i spożywasz ją patrząc na jakiś duży budynek W DUŻYM MIEŚCIE i czujesz się jak w filmie.
Jakby wszystko było Ok, a to był pierwszy raz.
- Nigdy więcej- mamroczesz a kamera przekręca się na kogo innego. Bo to kurwa nie ja mam problem, tylko kto inny. Najlepiej wskazać cały świat. Skrzywdzili mnie.
Skrzywdzili mnie tym wszystkim.
Zwłaszcza wracaniem na Ziemię.
Może zacznijmy od początku. Nie wiem kto to czyta, w sensie- ja bym wolała czytać jakieś książki zza granicy, jakieś kurwa hary potery i to wszystko. Wyrwać się i generalnie na moment wywijać tą różdżką rzeczywiście w odpowiednią stronę.
Bo widzicie, miałam 14 lat i koniec. Zakochałam się na zawsze w odrywaniu się. Od wszystkiego, od domu, od szkoły, od małego miasta, aż w końcu nawet nie chciałam
no wiecie
te wszystkie bzdury ze swoim odbiciem w lustrze.
Samotność bla bla, nie rób tego samemu, bo bla bla umrzesz.
No ale nie umiałam czekać na innych. Inni mnie zawiedli na tyle znakomitych sposobów, że mogłabym napisać książkę ' jak zawieść człowieka'
no ale
połowa byłaby autorska. To trochę boli. Mieć macki jak jak jakaś cholerna ośmiornica, ale być w gruncie rzeczy człowiekiem.
Nie wiem, nie wiem czy ich odstraszałam, może jestem jak maszynka jednorazowa, może każdy chce mnie użyć jeden raz, jak jestem taka ostra i użyteczna, ale potem się wyczerpuję. Może chcą mnie wyrzucić po jednym razie, tym jednym razie kiedy zrobię coś gorszego niż seks.
Coś znacznie gorszego, bo wyciągnę rękę i pogrzebię im w duszy, a oni mi powiedzą.
I can take it. I can listen.
Gorzej z tym, że ja jakby... Jakbym miała o tym wszystkim powiedzieć? Myślę, że chodziłabym w kominiarce do końca życia.
Zawsze lubiłam marzyć. Ktoś na mnie krzyczał?
Nie ma problemu. Zawsze mogłam zamknąć oczy i tam rozciągał się ogród, w którym żadna roślina nie truła, a żaden bluszcz nie owijał i zaciągał mnie pod powierzchnię.
Wszystko kwitło na jaskrawe kolory. Nikomu nic nie tłumaczyłam . Leżałam gdzieś tam, trzymając konewkę w dłoni.
Tyle, że w prawdziwym życiu ta konewka była butelką. Podlewam nią siebie. Nie rosnę od tego, Słodki Jezu W Morelach nie, ja od tego puchnę, każdy centymetr mojego chudego ciała puchnie, przecież nie jestem gruba, ale jeśli ktoś tak się podlewa kilka tygodni to rośnie wszerz.
To jeszcze mogłabym znieść. Jakoś.
Z trudem, ale mogłabym.
Są gorsze rzeczy.
Weźmy np. mój absolutny brak siły. Czasami prysznic jest wyprawą na Mount Everest. Coś, po czym w sumie czuję się jak posiadacz rąk i nóg,
oraz może nawet uczuć.
Jednak to wszystko- nawet te bąbelki są lepsze kiedy mnie nie ma w pobliżu.
Kiedy się zwyczajnie nawalę.
Ta mgiełka niewiadomego, te różowo słodkie kamienie niemocy przypięte do rąk i nóg. To wszystko, o czym boję się mówić. Jak uciekam siedząc na krześle.
To znaczy, to skomplikowane, bo zajmuję się sztuką. Jakkolwiek PRETENSJONALNIE BY TO NIE BRZMIAŁO.
Nie jestem pretensjonalna. Chcę się uczyć i mam mnóstwo pokory, cierpliwości i
braku pewności siebie
to jest jak dziura wewnątrz mnie, którą muszę zalać, żeby powstało tam chociaż na chwilkę błotko, którym się pochwalę.
Będę taka odważna i nikt nie zauważy, że to nie ma nic wspólnego z asfaltem.
Że to płynie.
Gorzej- to wypływa z dziury i zalewa wszystko.
Tak jak ja zalewam siebie.
Chcę przestać. Raz już przestałam i to było piękne. Robiłam co chciałam. Przejęłam kontrolę. Namalowałam dużo obrazów. Dobrych i złych. Nie miałam w tej dziedzinie skrupułów. Powyrzucałam co trzeba.
Miałam plany.
Ale coś się złamało, coś kazało mi się znieczulić i znieczulać bardziej i bardziej.
Cały kurwa czas.
Non stop.
Amfę mam za sobą, do niej nie wrócę, tylko że wyrósł mi baobab w rubryce 'zaburzenia' zachlałam amfę. Piłam od rana do wieczora. W kiblu na zajęciach.
Bo hej, nie ćpałam a pić to wszyscy piją. Studenci piją za dwóch. A artyści to już w ogóle za trzech.
A ja jestem obydwoma, więc jakby
Bon Voyage
do zobaczenia jakoś tak, no nie wiem
kiedyś.
Tkwię w tym juz 1,5 roku. Nadal nie biorę amfy, ale alkohol...
chciałabym przestać.
Mam 21 lat, jestem na studiach i nikt mi nie wierzy, bo 'alkoholik zaczyna się od 30 lat, albo bicia dzieci'
Zdmuchując świeczki na torcie z tą liczbą pomyślałam
'chcę być sobą'.
Cokolwiek to znaczy. Jestem gotowa. Chcę pojechać na tą najstraszniejszą podróż w moim życiu.
Tylko kurwa, muszę przestać tyle chlać.
|
|
|