To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzależnienia - Forum -
internetowe grupy wsparcia dla zmagających się z nałogiem i ich bliskich

Bezchmurnie - Piąty miesiąc bez chmurki

regi82 - 20-03-2017
Temat postu: Piąty miesiąc bez chmurki
Tak, to już piąty miesiąc po piętnastu latach palenia dzień w dzień. Dziś mam kryzys, drugi z resztą w tym tygodniu. Od kilku godzin walczę z chęcią zmotania gramika i gdyby nie to forum to pewnie bym poległ, teraz już wiem że dziś dam radę. Dlaczego to musi być takie trudne, pewnie dlatego , że poza trawą nic nie dawało mi ukojenia i tylko odniej się uzaleznilem. Przez te miesiące było do wytrzymania, jednak teraz gdy mam gorsze dni dopiero zdaję sobie sprawę jak bardzo trawa zawladnela mym umysłem. Dziś wmawialem sobię, że tylko gramiik i nadal nie będę palił, w duchu śmiejąc się sam z siebie, z tego jak bardzo próbuje się oszukać. Bo przecież zanim odstawiłem osiemnaście tygodni temu, to przez trzy lata codziennie wmawialem sobię podobne brednie, że to ostatni worek, ostatni dzień itp. Wiem , że jedna chmura sprawi że to błędne koło powróci,a jednak tak jej pragnę, przynajmniej tak mi się zdaję że pragnę, bo gdy te trzydzieści minut uniesienia by minęło to na jego miejsce przyszedł by stan depresyjny i wyrzuty sumienia i kolejne lata w nałogu. Czy jeszcze kiedyś poczuję się uwolniony od trawy? Czy to już zawsze będzie ma wewnętrzna walka o pozostanie w trzeźwości.
miodzio - 20-03-2017
Temat postu: kryzys
Gratulacje, 5mcy po 15 latach to wielka zmiana. Wierzę, że bywa ciężko. Dobra wiadomość jest taka, że każdy kryzys w końcu mija :)

Korzystasz z terapii? Bardzo pomocne wsparcie, polecam.

regi82 - 20-03-2017

Dziękuję, co do terapii to uważam to jako najcięższe działo którego nie za wacham się użyć jeżeli zajdzie taka potrzeba. Dziś przekonałem się że takie forum to już świetna terapia dla mnie, miejsce gdzie mogę poznać historię innych osób zmagających się z podobnymi sytuacjami, a także sam wyrzucić z siebie parę słów gdy jest kryzys. Ludzie którzy je stworzyli wykonali świetną robotę. Jest tu mnóstwo treści które będę pochlanial w kolejnych dniach. Teraz gdy leżę w łóżku po kąpieli, spokojny i zrelaksowany, nie mogę uwierzyć, że jeszcze kilka godzin temu byłem o krok od zmarnowana tego o co walczyłem przez ostatnie miesiące. Tego było mi trzeba, dziękuję BOGU za impuls który pokierował mnie na to forum.Pozdrawiam
miodzio - 20-03-2017
Temat postu: :)
Chwała Bogu, że forum służy! :D

Terapia to niekoniecznie ciężkie działo - np. program Candis to ok. 10 spotkań 1,5 godzinnych. Tak do zastanowienia się :) Szczegóły np. tu: http://www.candis.wroclaw.pl/

Super, że kryzys minął :) To ważne doświadczenie, bo pokazuje, że nie trwa on w nieskończoność.

Powodzenia!!!

regi82 - 21-03-2017

Nowy dzień, nowe siły, w sumie jest git, gdyby jeszcze tylko nie te sny. Potrafię kilka dni nie myśleć o zażywaniu, a tu nagle się przyśni, że biegam motam, zażywam itp. wracają wówczas wszystkie demony z czasów ćpania, napięcie, stres, nerwy, wyrzuty sumienia, poczucie ubezwłasnowolnienia i ten stan potrafi utrzymać się jeszcze kilka godzin po przebudzeniu, to tak jakby nałóg szukał dojścia do mnie przez sen za pośrednictwem podświadomości. Łatwiej by mi było gdybym w ogóle nie miał snów, kosztem nawet tych pięknych, ale póki je mam to jakoś muszę je ogarnąć. W monotonii trzejzwości są także dobre strony, co prawda nie serwuję już sobie uniesień ale nie zaznaję także upadków, nazywam to równowagą. Przed 15-stu laty także była równowaga, różnica polega na tym że nie znałem uniesień spowodowanych ćpaniem, także nawet najmniejsze przyjemności były tak wielkie jak doznania spowodowane zażywaniem i bez upadków, wiele bym dał aby tak było nadal, może z biegiem lat bycia czystym uda mi się jeszcze tego dokonać, jednak to odległa perspektywa. Za 15 lat ćpania zapłaciłem sporą cenę, poza oczywistymi kosztami wszelakiego rodzaju jakie znamy. Kolejnymi wypalonymi gramami maskowałem narastającą we mnie depresję, skończyło się na podręcznikowym epizodzie ciężkiej depresji, piekło na ziemi, jak ktoś mądry to określił. Szybka pomoc Psychiatryczna, dobrze dobrane leki, uratowały mi życie. Paradoksalnie nawet podczas choroby nie przestałem brać , udało się dopiero po wyzdrowieniu przy odstawianiu leków podczas fatalnych skutków ubocznych spowodowanych odstawieniem. Dziś jestem zdrowy i żyję nadzieją że jestem w gronie 50% szczęśliwców którzy już nawrotu mieć nie będą.
Przed nami wiosna, moja pierwsza od 15 lat na trzejzwo, muszę przygotować się na walkę, bo nauk na pewno zaatakuję, uwielbiałem ćpać gdy było słonecznie a przyroda ożywała, moje dwa kryzysy jakie miałem w przeciągu ostatniego tygodnia spowodowane były prozaicznym powodem, pojawił się 34 sezon popularnego programu którego pozostałe 33 sezony oglądałem naćpany i to wystarczyło by ruszyła lawina skojarzeń. Dlatego muszę być gotowy że wiosną będzie jeszcze gorzej, ale kolejną już nie, podobnie jak z tym programem, ostatni odcinek już nie wzbudził skojarzeń. Trzymam się mocno bo wiem że w moim przypadku jeden buch i kolejna dekada minie na letargu, nie mogę pozwolić sobie na porażkę, trzy lata okłamywałem się że to ostatni dzień, kolejny raz w takim zakłamaniu samego siebie nie mam zamiaru brać udziału. Pozdrawiam walczących.

regi82 - 22-03-2017

Poczytałem trochę na forum o historii walki z uzależnieniem innych użytkowników i odkryłem w sobie zmianę nastawienia. Dotychczas mój czas abstynencji można określić jako "Muszę" : muszę bo zażywanie zwiększa ryzyko nawrotu epizodu ciężkiej depresji
muszę bo to rujnuję moje finanse
muszę bo to ogranicza mój świat
muszę bo czuję się niewolnikiem
bo nie mogę przejść przez życie naćpany
bo gdy nie biorę to mam inną osobowość, lepszą, prawdziwą, własną
bo na trzeźwo będę sobą w świecie który sam wykreuje
Teraz zaczynam czuć,że chcę, naprawdę chcę już nigdy nie ćpać i to jest piękne uczucie. Przenosi ono mą walkę na zupełnie nowy poziom, daje siły i zbroję, naznacza cel, którego osiągnięcie zależy wyłącznie od mojej woli, a jak napisałem mą wolą jest już nie ćpać. Musieć a chcieć to ogromna różnica, teraz to wiem i zaczynam rozumieć dlaczego dla terapeutów chcieć to podstawa u uzależnionego bez której na dłuższą metę nie osiągnie się sukcesu.

regi82 - 23-03-2017

Czas spisać krótką chronologię mojego długiego ćpania. Codzienne branie rozpocząłem w 2001r jeszcze w szkole średniej. Wcześniej miałem styczność z trawą, ale tylko sporadycznie. zaczepiło mnie dwóch kolegów z klasy mówiąc że szukają trzeciego do zrzuty na wora i czy się piszę, zgodziłem się bez wahania i tak w trójkę zrzutę robiliśmy już do matury w 2005r. w tym okresie brałem już +- 0.5 grama dziennie.
Krótko po maturze dostałem powołanie do wojska i w sierpniu rozpocząłem służbę. Czas służby był jedynym okresem z tych 15-stu lat gdzie nie brałem dzień w dzień. Najmniej w pierwszym miesiącu, byłem uziemiony w jednostce, gdzie narkotyk był trzy razy droższy niż w cywilu a ja miałem trzy razy mniejsze fundusze. Gdy zaczęły się przepustki razem z chłopakami nie mieliśmy już problemu z zaopatrzeniem, mogłem kontynuować proces zniewalania mej wolności.
2006r 26 kwietnia dzień wyjścia do cywila, piękny słoneczny dzionek,a na mnie już czekało 5 gram do odbioru u dilera. w następnych miesiącach uzależnienie pochłonęło mnie całkowicie, choć wtedy oczywiście widziałem to zupełnie inaczej, byłem przekonany że to ja mam trawę a nie ona mnie. Ćpałem już 2 gramy na dobę.
Wszystko co kochałem robić w życiu robiłem naćpany, może dlatego tak trudno było mi to odstawić w późniejszych latach, bo robienie tych rzeczy na czysto przestało już cieszyć, liczyła się już tylko kolejna bomba, nie ważne gdzie ani z kim byle była. Z tego powodu często łamałem własne zasady, oddając kawałek po kawałku mą osobowość nałogowi.
Lata 2006-2012 upłynęły beztrosko, ćpanie przed pracą, ćpanie w czasie pracy ćpanie po pracy. Wtedy zacząłem zauważać,że tracę coś z życia. moi znajomi ci bez nałogu zaczęli tworzyć związki, zakładać rodziny, a ja jakbym stał w miejscu, przestał się rozwijać. Mój umysł przez lata ostry jak żyleta zaczął zamulać.
2013r. dokonałem jednorazowego zakupu 150 gram dostawa prosto z Nederlande, nie musiałem już kalkulować na ile starczy ta piona czy dycha, ćpanie stało się częścią mnie choć nadal brałem +- 2 gramy na dobę, nie że nie chciałem więcej tylko że sensu nie było, zauważyłem że biorąc nawet 4-5 gram efekt był w zasadzie taki sam, paradoksalnie o wiele mniejszy niż w latach gdy zażywałem 0.5g. Oczywiście nadal nie widziałem powodu dla którego miałbym chcieć założyć rodzinę, przecież miałem swoją Mery, jakie to dziś wydaje mi się żałosne, spędziłem w letargu najlepsze lata życia i dziś nadal jestem sam.
2014r. jednorazowy zakup 300 gram. Narkotyk stał się dla mnie potrzebny jak pożywienie, absolutnie priorytetowy, przeznaczałem na niego wszystkie środki jakie zostawały po opłaceniu mieszkania, żal mi było wydać 20zł na cokolwiek ale nie miałem żadnych oporów wydać wielokrotnie więcej na narkotyk. podąłem decyzję o odstawieniu, bo to przecież ja mam trawę a nie ona mnie. Od jutra nie palę mówiłem, kolejnego dnia zdziwienie, no to od jutra i kolejna porażka. Pierwszy raz przyjąłem do wiadomości że to trawa ma mnie a nie ja ją, ale to nic myślałem i tak odstawię, oszukiwałem się tak przez następne tygodnie,miesiące lata, koledzy mieli zemnie niezłą bekę, przestali szanować mój charakter bo niby za co mieli, ciągle gada jedno a robi drugie.
2015r. coraz więcej oznak zbliżającej się depresji, narkotyk skutecznie oznaki te maskował.
2016r. połowa marca epizod ciężkiej depresji zaatakował na całego. Przed Wielkanocą byłbym już martwy gdyby nie szereg czynników o których teraz nie będę pisał.
2017r każdy nowo rozpoczynający się miesiąc począwszy od 1 listopada 2016r jest mym pierwszym czystym miesiącem od 15-lat więc za tydzień uzbieram ich już 5 choć nie o uzbieranie mi chodzi czy o liczenie to mnie nie kręci raczej o ciekawostkę ile to już trwa, wiem że nie jest ważne ile dni jestem czysty tylko to czy czysty pozostanę.

regi82 - 24-03-2017

Moje przemyślenia na dziś.
My ćpuny którzy staramy się żyć w abstynencji, jednej z sytuacji jakiej się boimy i która nas zniechęca do podjęcia walki z nałogiem, jest sytuacja w której mamy świadomość że już do końca życia będziemy zmagać się w walce z atakami głodu. Ale chrzanić to, bo to nie jest nierówna walka. Jest to walka w której to my mamy przewagę i tylko od naszej decyzji zależy jej wynik. W takiej nierównej walce głód niema szans nas pokonać jeżeli sami się mu nie podłożymy strzelając samobója.
Gdyby walka ta miała trwać codziennie to faktycznie byłby powód do zmartwień bo ile można się szarpać? jednak nie trwa codziennie, wiem to z mojej kilkumiesięcznej abstynencji. Jest wiele dni gdzie całkowicie zapominam że jestem narkomanem i o te dni warto walczyć. Są dni gdzie jedynie ledwo myślę o ćpaniu przez kilka chwil podczas dnia. Są oczywiście i takie gdzie walka jest na całego i w takie dni właśnie musimy pamiętać o tych pozostałych tych o które warto walczyć.
Z biegiem czasu, zapewne lat bycia czystym, walka sprowadzi się do pojedynczych starć, jednych na kilka tygodni może miesięcy. I jedynie pozostanie pamiętać że to od nas zależy jej końcowy rezultat. Pozostałe dni będą wolne, niezależne pozbawione wyrzutów i odrazy do samego siebie. Czy o takie chwilę nie warto walczyć? pytanie retoryczne bo oczywiście że warto.

regi82 - 28-03-2017

Dziś pierwszy tak słoneczny dzień kiedy mam wolne. Długo czekałem na niego z obawą zarazem jak to będzie. Od rana zaplanowałem sobie krótki dwugodzinny wypad w południe. Czym bardziej zbliżała się godzina wyjścia tym bardziej przerażony byłem, w pewnym momencie myślałem tylko o tym aby zasłonić rolety i udawać że nadal jest zima. Pozbierałem jednak myśli do kupy wiedząc że nie mogę się ukrywać przez całe lato, czym innym jest unikanie pokusy a czym innym ucieczka przed światem, nie o to w tym chodzi, postanowiłem więc stawić czoło lękom.
No to w drogę, lecę chodnikiem, nie jak przez te wszystkie lata z lufą i gibonem,tylko ,uzbrojony jedynie w paczkę słoneczniku i puszkę coli, słonko cudownie grzeje, a ja czuję się strasznie dziwnie, nie chodzi tu nawet o głód narkotykowy tylko o poczucie wyobcowania, wszystko wydawało mi się jakby inne niż było. Po chwili, nie wierzę, widzę przed sobą jadący w moją stronę model samochodu którym porusza się diler zaopatrujący od lat naszą mieścinę, zanim był na tyle blisko że zobaczyłem iż to jedynie model ten sam, a kierowca zupełnie inny to przelała się przeze mnie fala myśli; zatrzymaj go puki jest bo wieczorem może być niedostępny, od razu się ogarnąłem myśląc co ty pieprzysz, nie potrzebujesz go ani teraz ani wieczorem. Idąc dalej po krótkim spacerku zainstalowałem się na mojej ulubionej ławeczce gdzie dawniej po przyćpaniu z lufy odpalałbym właśnie gibona.
O dziwo na ławeczce czas mijał przyjemnie na rozmyślaniu, rozmyślaniu podobnym jak w chwilach kiedy byłem naćpany z tą różnica że teraz moje myśli były poukładane i w równowadze a nie tak chaotyczne i wyolbrzymione jak na bani. Podobało mi się to uczucie bo dawało przeświadczenie że na czysto też można mieć swego rodzaju fazę i choć "faza" ta była jedynie doprawiona odrobiną przyjemności nie zalana euforią jak przy zielsku to miała ogromną wartość dla mnie w tej chwili, już nie czułem się taki wyobcowany i zagubiony jak jeszcze przed kwadransem.
Po godzince ruszyłem odwiedzić jeszcze jedną starą miejscówkę nad rzeką, po której uderzyłem już na chatę. Reasumując mój pierwszy wiosenny wypad którego tak się bałem i którego byłem ciekaw zarazem, nasunął mi się jeden wniosek, nie było tak zle jak się wydawało że będzie, nie było jednak tak dobrze jak by chciało się żeby było. Czyli znów ta równowaga do której chyba trzeba się powoli przyzwyczajać. Jeszcze taka myśl mnie naszła , może z ćpaniem jest tak że jeżeli chce się człowiek poczuć tak jak z czasów przed ćpania, to może musi spędzić na czysto tyle lat, przez ile ćpał.

regi82 - 16-04-2017

Od czasu mojego ostatniego wpisu niewiele myślałem o moim uzależnieniu. Uporczywe sny pojawiają się znacznie rzadziej, gdy jednak już się pojawią to są o wiele bardziej intensywne niż wcześniej. Czuję się w nich jak śmieć, ubezwłasnowolniony niewolnik swojego nałogu, czyli tak jak czułem się prawie każdego dnia kiedy zażywałem. Gdy już się obudzę i otrząsnę z tego koszmaru to widzę ogromny kontrast pomiędzy człowiekiem jakim byłem niespełna pół roku wcześniej a osobą jaką jestem dziś. W tych snach najczęściej staję przed decyzją czy zapalić czy być nadal w abstynencji, bardzo chce pozostać jednak ta chęć sięgnięcia po narkotyk jest tak ogromna że wyniszcza od środka, na jawie czułem to tak mocno i długo (praktycznie bez przerwy) jedynie kilka pierwszych dni po odstawieniu, gdyby to miało trwać nadal to chyba bym się wykończył psychicznie. Teraz gdy tak rzadko mam ataki głodu, często czuję się bardzo mocnym człowiekiem, którego nie wiele wstanie jest złamać i który do życia i bycia szczęśliwym, tak niewiele potrzebuje.
Powoli pustkę jaką pozostawiło lata ćpania wypełnia pasja jaką miałem z przed nałogu,a która z biegiem lat zażywania wygasła prawie całkowicie. Przez te wszystkie lata mój budżet był w tak ogromnym stopniu podporządkowany pod zakup narkotyku,że niesamowite jest ile w czasie absencji udało mi się już oszczędzić gotówki (starczyło by na dobre auto) paradoks polega jednak na tym że kompletnie nie wiem na co miałbym je wydać. Przez te wszystkie lata nauczyłem się wydawać jedynie na trawę bo to był jedyny sposób aby nie wpaść w długi lub nie dać się pochłonąć kryminalnemu środowisku, co w gruncie rzeczy mi się udało, co nie było łatwe bo mieszkam w przygranicznej miejscowości gdzie przed wejściem do strefy szengen działy się rzeczy w które ciężko było by uwierzyć, powiem tylko tyle,że gdy mieliśmy po 15 lat w jedną noc a dokładnie w 2-3 godziny potrafiliśmy zarobić tyle co nasi rodzice w miesiąc. Taka gotówka w tak młodym wieku zdobyta w tak łatwy sposób zniszczyła życie wielu moim kolegom. Na szczęście dla mnie ja zapragnąłem ukończyć szkołę średnią w miejscowości oddalonej o 40 km od tego eldorado.
Podsumowując wypowiedz dotyczącą snów, to przestaję traktować je jako wroga w mej walce z nałogiem, a raczej zaczynam jako przestrogę (przypomnienie) kim byłem, jak tego nienawidziłem i kim z pewnością na nowo się stanę, jeżeli postanowię jeszcze kiedykolwiek się znarkotyzować.

Marian - 16-04-2017

u mnie w majówkę minie rok od rzucenia MJ. Przyznam ze pierwsze pol roku to ciagly bol spowodowany mysla ze juz nigdy nie zapale. Ktos na forum napisal ze nie mozna powtarzac sobie nigdy "nigdy", a jedynie ze tylko dzis nie zapalę, i tak co dzień, i fakt ze to skuteczne podejscie :) do tego pomaga zaangazowanie w sport, w moim przypadku silka i mma, jest co robic i czym zajac mysli w wolnej chwili. Podstawa to jednak bowiazki ktore trzymia w ryzach i nie pozwalaja myslec o pierdolach.

Od 2 miesiecy dodatkowo nie tykam w ogole alkoholu i rowniez tutaj zaczalem dostrzegac lata stracone na piciu. Inni pija alkohol a ja karmi, wode i zauwazylem ze bez alko i MJ bawie sie lepiej niz ci wpici :) To jest prawdziwa sila czlowieka, kiedy sam stanowi o sobie i jest zawsze zwarty i gotowy a nie luzny jak rozgotowana klucha :) jak dolozysz tu sport i zobaczysz jak zmieniasz sie nie tylko mentalnie ale i fizycznie to zajebiscie Cie to zmotywuje do dalszych zmian. Polecam i trzymam kciuki za dalsze postepy. Piona!

regi82 - 18-04-2017

Dzięki Marian za wpis, dobre słowo i radę. W moim przypadku używanie słowa "nigdy" jest celowe, przemyślane i dopasowane do mojej osobowości. Chodzi tu o to,że jeżeli mówię "dziś" to od razu pojawia się myślenie, to może jutro, nie jutro to za tydzień, a może w przyszłym miesiącu, otwierają się w moim przypadku wówczas tak zwane furtki, które są niezwykle nie bezpieczne dla mnie ponieważ powoli jednak sukcesywnie zmieniają moje podejście do nałogu, nałogu któremu wypowiedziałem wojnę, bezkompromisową na całego. Choć zdaję sobie sprawę,że przy takim podejściu jeżeli poniosę porażkę to pewnie już się nie podniosę.
Bardzo szanuję twoje zaangażowanie w sport, wiem jak siłownia kształtuję charakter człowieka, a do tego sporty walki, fajnie, że to cię pochłonęło, ja w pracy mam tyle zadań stricte fizycznych, że po niej już mam dosyć aktywności, oddaje się mej ciekawości świata który nas otacza, ludzi jacy w nim żyli lub żyją ich filozofii życia, temu co osiągneli, ale nie materialnie lecz duchowo, ciągle próbuję odpowiedzieć na trzy pytania; D'où venons nous? Que sommes nous? Où allons nous? (Skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?) to jest moja siłownia która mnie pochłania i nie pozwala myśleć o pierdołach.
Pozdrawiam i gratuluję pierwszego roku.

regi82 - 03-05-2017

Nie czułem się tak niepewnie od długiego czasu, to nawet nie jest kryzys to lęk przed najbliższymi dniami. W sobotę przyjedzie moja siostra z rodziną, spędzimy noc u mnie i udamy się do kolejnej miejscowości w której mieszka moja druga siostra, wyjazd z okazji Komunii Świętej mojego siostrzeńca. Z siostrą przyjedzie prawdopodobnie dorosła już siostrzenica z którą swojego czasu wyjarałem sporą ilość gramów. Gdy o tym myślę jestem przerażony, moja siła głównie bierze się z umiejętności unikania wszelkich miejsc i sytuacji gdzie była by możliwość zażycia narkotyku, a tu możliwość przyjedzie do mnie, pod mój dach i zostanie aż do kolejnego dnia.
Mówię szczerze jak zawsze, w tej chwili nie wiem jaką podejmę decyzję, zawsze wżyciu gdy muszę zdecydować o czymś ważnym to zawsze analizuję na "miliony" sposobów wszystkie za i przeciw jeżeli wynik jest mniej więcej remisowy, decyduję wówczas wewnętrzny głos. W tym przypadku wewnętrzny głos zamilkł, zniknął nie słyszę go, a każda z dwóch decyzji przed jaką dane będzie mi stanąć wydaje się być tą złą. Jedno co wiem to, to że jeżeli poradzę sobie z tą sytuacją to stanę się jeszcze mocniejszy niż byłem.
Pisząc te słowa, pojawiło się światło w tunelu, znak na rozdrożu. W tym doświadczeniu powinienem skupić się, nie na tym co czuję w danej chwili, lecz na tym czego chcę w długiej perspektywie,a nie ulega wątpliwości,że chcę pozostać czysty, sny jakie mam od tygodnia mi o tym nieustannie przypominają. Potraktuję ten czas jako jeden z takich snów, snów w których nieustannie się miotam, pomiędzy możliwością zażycia,a pozostaniem czystym. Snem z którego po przebudzeniu cieszę się,że to był jedynie sen. Pamiętać jedynie muszę,że to nie sen, a podjęte decyzję zaważą o dalszej części mojego życia, życia w którym już tyle udało mi się osiągnąć pozostając czystym.

regi82 - 23-05-2017

Cała sytuacja miała miejsce 6 maja, piszę dopiero teraz, ponieważ dopiero teraz udało mi się przezwyciężyć wstyd jaki czuje. Uległem mej siostrzenicy, opierałem simę jakieś może 5 minut. Wiedziała że jestem w abstynencji jednak mimo to użyła wszystkich swych czarów abym zapalił z nią gibona, zapaliłem a wieczorem kolejnego. Efekt bomby był silny intensywny i długotrwały, jednak nie przyniósł ukojenia, a po paru godzinach czułem się jak gdybym tyrał gdzieś 10 godzin przy łopacie i marzył jedynie o odpoczynku. Wyrzutów sumienia nie miałem,co jest dość dziwne, ale najdziwniejsze jest to,że nie zaskoczyłem po tych dwóch gibonach jak alkoholik po dwóch setach wódy. Przekonany byłem,że kolejnego dnia myślał będę tylko o kolejnym zajaraniu, tak się jednak nie stało, a stało się coś zupełnie przeciwnego, czułem się tak jakby tej sytuacji poprzedniego dnia nie było, prawie całkowicie wymazałem ją ze świadomości, towarzyszyło mi uczucie, że wcale nie przerwałem abstynencji a prowadzę ją nadal. Do dziś nie rozumiem dlaczego mój uzależniony mózg tak zareagował, fakty są jednak takie,że od tamtego czasu nawet nie pomyślałem o przyjęciu kolejnej dawki, mało tego zniknęły także te cholerne sny które strasznie dawały mi się we znaki. Także nadal prowadzę życie bez trawy, nie myślę o niej, nie szukam jej nie doprowadzam do sytuacji gdzie miałbym możliwość zapalić, żyje tak jak gdyby nic się nie stało.
Gdy myślę o tym dlaczego miałem tyle szczęścia,że po popełnionym błędzie nauk nie pochłonął mnie na długie miesiące i lata, do głowy przychodzi mi jedynie taka teza,że nie uległem trawie,( bo wcale jej nie szukałem, nie dążyłem sam do zapalenia jej ) a uległem mej siostrzenicy, to jej nie potrafiłem odmówić, z kont taka ma uległość wobec niej, tego bez psychologa raczej nie uda samemu mi się odkryć, na szczęście problem wyjechał wraz z nią, a że widzimy się raz na kilka lat to szybko nie powróci.

feniks - 16-06-2017

a jak jest teraz Regi?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group