Bezchmurnie - Mój problem
Franiu - 13-03-2010 Temat postu: Mój problem Sam nie wiem od czego zacząć. Moja historia jest dużo krótsza (z czego po
części się cieszę) niż te, które czytam od rana na tym forum... Wszystko
zaczęło się 3 lata temu. Do chwili w której spojrzałem w kalendarz byłem
pewien, że to tylko 2 :D Ale niestety,czas szybko przemija gdy jest miło.
Byłem wtedy w 2 Liceum, burzliwy okres 18stek.. Alkohol mi się nie
podobał,faza z niego mnie męczyła,a wątroba i żołądek z każdym razem
sprzeciwiały się imprezowaniu...Wpadłem wtedy z kumplem na jego 18stce na
pomysł by spróbować.. Chodziłem do klasy z jaraczem więc załatwić nie było
trudno..okazało się, że bardzo nam się spodobało, nie było żadnych
negatywnych aspektów..jak dla mnie same pozytywne.
Akcja toczyła się szybko, trafiłem do dobrej ekipy i nabierałem wprawy, po
niecałym roku 'zaskakiwałem' swoim levelem nie jednego doświadczonego
jaracza.. Mature zdałem praktycznie najarany, w ogóle ostatnie 2 lata jaram
praktycznie codziennie z kilkoma ewentualnymi przerwali na 1,2 lub 3 tygodnie ..
Po skończeniu LO wyjechałem na studia na których obecnie się znajduje, zamieszkałem z ziomkiem, z którym z początku łączył mnie tylko Dzygit. Po 1,5 roku mieszkania razem świetnie się dogadujemy i jest GIT, lecz prawie codziennie towarzyszy nam wspólne jaranie bonga. Codziennie wyskrobiemy na sztukę,albo on weźmie od starszych, albo ja mam swój hajs.. a nawet gdy nie mamy są jeszcze kumple, którzy założą, albo liczymy groszówki ze specjalnego pojemnika ... no w ogóle nie było takiego dnia w którym byśmy chcieli, ale się nie zamotali.
Ogólnie na pół roku przed tym jak poznałem jaranie, poznałem wspaniałą dziewczynę, z którą jestem do dziś. Gdy mnie poznała nie jarałem, gdy zacząłem mówiłem, że się nie wciągnę itd (jak pewnie każdy). W czasie tego związku wielokrotnie padał temat jarania i jego złego wpływu.. Oczywiście zawsze wybrnąłem obietnicami ... ona sama tłumaczyła mi, że to jest moja młodość i ona jest po to żeby się bawić ... Ale ostatnio moja młodość chyba zmienia się w dojrzałość ... Co w sumie jest głównym powodem mojej obecności tutaj. Ale po kolei. Moja dziewczyna kończy już szkoły i zaczyna swoje życie związane z pracą..Fakt, iż ona dorasta zobowiązuje mnie do tego samego. Jeśli mam udowodnić jej, że rzeczywiście mi na niej zależy i mam w związku z nią poważne plany muszę zacząć się ogarniać. Ma ze mną zamieszkać za pół roku, ale do tego czasu muszę udowodnić jej, że potrafię się zorganizować, przestać marnować pieniądze na głupoty i zacząć myśleć o przyszłości, zdrowych dzieciach itp. To w sumie ona jest głównym motorem tych zmian, pewnie gdyby nie jej wpływ trafiłbym tu za 5 lat samotny i z problemami, które są wręcz nierozwiązywalne.
Ogólnie jestem człowiekiem, który wyznaje, że nie ma czegoś takiego jak nałogi, a jedynie są to pewnego typu problemy które wmawia sobie sam człowiek ... Wiem, że w moim przypadku wystarczy odpowiednie nastawienie, pewnego rodzaju impuls, poukładanie myśli w głowie i nie będzie mi potrzebny Monar, spotkania z grupami wsparcia i te sprawy. Przykładem są papierosy które zacząłem palić tylko dlatego by nauczyć się zaciągać i móc jarać ... Od listopada z dnia na dzień za sprawą pewnego typu impulsu szlugi przestały mi smakować, tym impulsem w tym wypadku było zapalenie sziszy, której smak spodobał mi się tak bardzo, że pomyślałem, że szlugi są przecież ochydne i nawet nic nie dają więc wole sobie raz na jakiś czas takiej sziszki smakowej zapalić (czego w sumie również nie robie bo nie mam hajsu na ten tytoń)
Wypracowałem w sobie system życia, w którym radziłem sobie z pogodzeniem
rodziny, dziewczyny i obowiązków z MJ. Zawsze zachowywałem względną
trzeźwość umysłu, by niczego nie zawalić. Do domu przychodziłem w miare
ogarnięty by nie wzbudzać podejrzeń, ze szkołą radziłem sobie nawet na
zajebce, a z dziewczyną rozmawiałem tłumacząc, że nie ma problemu itp itd..
Problem z jaraniem jest w tym, że nie traktuje tego jako swój stracony okres w życiu, wiele w tym czasie osiągnąłem nauczyłem się i gdyby nie ludzie których przez to poznałem całe moje życie przebiegłoby inaczej. Otaczają mnie ludzie, którzy jarają i nie wyobrażam sobie sytuacji w której już nigdy z nimi nie zajaram, a jednocześnie nie wyobrażam sobie zerwać z nimi kontaktu ot tak. Nie wyobrażam sobie też wyprowadzać się, a jednocześnie odmawiać mu ciągle. Dużo spowodowane jest naszymi wręcz "braterskimi" relacjami.
Choć nie traktuje tego jako stracony okres, dostrzegam jednocześnie, choć bardzo niewyraźnie negatywne kwestie jarania - zamulony łeb, koncentracja, doły, samopoczucie no i ta ciągła nietrzeźwość. No a przede wszystkim uzależnienie. I choć wiem, że zrywanie na jakiś czas nic nie daje, to faktu, że nie zajram już nigdy sobie nie wyobrażam. W sumie najbardziej robie to dla swojej kobiety, bo sam jeszcze nie jestem w 100% pewien czy chce tego już teraz. Wiem, że nie raz już o tym myślałem, szczególnie po 2-3 tygodniowych przerwach, ale gdy wracałem do domu w którym stoi bongo .. wszystko wracało do chorej normy.
Szukam tu pomocnej opinii, instrukcji rozwiązania moich wątpliwości i sposobu, którym uporam się z moim nałogiem. Moja głowa potrzebuje tylko informacje, a sama już sobie je opracuje i dostosuje do mojego życia.
miodzio - 15-03-2010 Temat postu: sposoby dzieki za szczere i otwarte opisanie Twojej historii
zycze Ci powodzenia w dojrzewaniu-ogarnianiu zycia
nie Ty jeden na starcie masz taka postawe "ambiwalentna" - czyli: niby nie chce palic z jednej strony, ale z drugiej jednak to takie fajne...
ta postawa czesto sie zaczyna zmieniac, jak czlowiek porzadnie przetrzezwieje i zacznie dostrzegac pozytywy trzezwosci w swoim zyciu
polecam porady z forum: http://www.intus.ehost.pl/forum/viewtopic.php?t=11
ale jesli mimo to bedziesz siegal, to warto odwiedzic jednak poradnie - nikt Cie do terapii nie zmusi, ale rozmowa z kims, kto zna temat od strony profesjonalnej potrafi sporo w glowie pouladac
powodzenia i pisz czasem, jak Ci idzie
|
|
|