Jak mądrze być obok? - Moj maz, marihuana i ja
Roksana - 19-11-2008 Temat postu: Moj maz, marihuana i ja Witam wszystkich.
Mam powazny problem z moim mezem. Pali marihuane codziennie i to w dozych ilosciach a zeby "podkrecic" pije alkohol. Mam dwojke malych dzieci mieszkam w Anglii, pracujemy na dwoch roznych zmianach. Emma starsza ma juz 3 lata i wiem ze to wszystko na nia wplywa, jestem tu sama i nie wiem co zrobic. Nie raz sie zdarzalo ze tak sie z nim poklocilam, ze doszlo do rekoczynow. Boje sie go i boje sie o dzieci, zeby sie normalnie rozwijaly. Prosze porozmawiajcie ze mna. Jak to pisze to chce mi sie plakac, przeczytalam o wspouzalenieniu i chyba moje odczucia sa tym wszystkim spowodowane. Prosze pogadajcie ze mna.
klaudia - 22-11-2008 Temat postu: moj maz i co dalej w tym temacie hej!
chcialas kogos do rozmowy - oto ja:)
moja historia:
z mezem jestesmy chyba ze 20 lat razem, po slubie 10.
maz palil nawet jak jeszcze mezem nie byl.
stale pali od....ciezko stweirdzic...ja rejestruje czas codziennego palenia od jakiegos 95 roku.
a moze nie bylo to nawet codziennie, jednak prawie:)
dosc dlugo sie razem bawilismy zanim pojawily sie dzieci, wiec problemu po prostu nie bylo.z niczym.
szczerze mowiac- i tu widze swoja role w tym co jest teraz - problemu nie widzialam az do niedawna.
nie widzialam go ani wtedy gdy rodzily sie nasze dzieci ani wtedy gdy siedzialam z nimi sama.
po porstu zachowana byla jakas higiena - tak to nazwijmy.
maz zawsze ostro pracowal na nasza rodzine i nigdy nie widzialam nic zlego w jego przyjemnosciach - wszak nalezy sie komus, kto zarabia na rodzine i dba.bo dbal i dba.
zeby nie przeciagac - zobaczylam cokolwiek dopiero wtedy gdy pierwszy raz zamieszkalismy na dluzej razem jako rodzina - ze wzgeldu na prace meza i mimo stazu - on zazwyczaj byl gdzies a ja zajmowalam sie domem i dziecmi - to meska rzecz byc daleko itd:)
no i zobaczylam - codzienne wieczorne palenie i spijanie browarow.
i nawet wtedy nadal nie czeppialam sie bo nie bylo czego.\
jednak zycie jakie jest dobrze wiadomo i wszystkie stresy i rozne emocje szarpia nas to w jedna to druga strone.
tyle, ze mojego meza zaczely szarpac opstatnio bardzoej.
tak jakby nowa sytuacja - "posiadanie"dzieci na codzien, i zony - na codzien stalo sie dla niego przeszkoda w jego rytmie dnia - a wiec praca praca praca - jaranie, spanie, granie (bo gra w ramach hobby w kapeli).
zobaczylam jak bardzo sie zmienil, jaki stal sie opryskliwy, jaki podminowany, zobacyxzlam te zwalki wieczorne, zasypianie przed tv, chrapanie, kaszel.
niby nic, ale zmiana tak duza, ze przezylam swego rodzaju szok.
i zaczelo sie pieklo.
oddalilismy sie od siebie bardzo.oczywiscie poruszona kwestia jego uzywek podziala na niego jak przslowiowa plachta.
zaczelo sie rzyganie jaka ja jestem straszna, jak ja sie zmienilam,itd.
mechanizm zaprzeczenia dzialal u niego na obrotach najwyzszych.
zastanawiALm sie nad rzuceniem go.
a ze mieszkam w uk - zero strachu, bo tu byloby mi latwiej niz w Pl.
rzucilam mu mimochodem, zeby jednak pzremyslal ta opcje bo jesli wymknie mi sie niechcacy, ze ma klopot w temacie alkoholowym i paleniowym - moze byc niewesolo.\
zamyslil sie wtedy jakos...:)
a potem postanowilam robic swoje.
przestalam sie uk;ladac - byleby tylko zachowac spokoj w domu.
pojechalam z dzieci na ferie do pl.
strasznie bylo.
nadal w sumie jest.
nie chce mi sie opisywac co przeszlismy, jednak na szczescie kocham go i zalezy mi na na nim i naszej rodzinie.
pokazalam mu - tak na spokojnie - kilka listow z tego forum.ufajac w to ze jako inteligentna jednostka jest w stanie po porstu to pzreczzytac i wyciagnac wnioski.
skasowalam jego pudelko, bibuly i garsc trawy:)))
obiecalam ze w zamian za ta przyjemnosc zaserwuje mu stare i sprawdzoine, na ktorych zawsze mu zalezalo:))(bo niestety nasze zycie z TEJstrony strasznie ucierpialo - no nie dzialal na mnie najarany - sorry:) )
codziennie zapeniam go ze go kocham, pytam jak sie czuje.gadam jak do dziecka.
tule i caluje:))poki co minal tydzien - zajaral w tym czasie raz - i zjaral sie makabrycznie.
poczul to co palil codziennie.
cos tam baknal ostatnio, ze moze znow mu wydam na jakac lufke - obiecalam ze na nastepna okazje znow musi poczekac - ale przeciez ON NIE MUSI, PRAWDA? - :)
i tak moj maz - poki co - uwiklany we wlasne sidla - ze nic mu nie jest i nie ma problemu i nie musi - nie pali:).zdaje sobie sprawe z tego, ze nie bedzie latwo - po tylu latach nastawiona jestem na dlugi proces.dopuszczam mysl, ze moge polec w tej walce.
wierze , ze kocha mnie na tyle, ze zechce sie posilowac - co robi poki co z usmiechem na ustach:)na szczescie jestem w kontakcie z tym miekscem:), mam namiar gdzie suzkac pomocy w uk i wierze, ze jestesmy w stanie uporac sie z tym problemem.ze wspolnymi silami opanujemy sytuacje.
a jak nie - pojde sobie - on wie o tym, ze sie nie boje, wiec licze, ze to dzial na moja korzysc.
chetnie bede w kontakcie z toba i innymi - mozemy stworzyc grupe wsparcia dla zon i kochanek:))
pozdrawiam
Roksana - 24-11-2008
Czesc Klaudia.
dziekuje ze odpisalas. ja tez mieszkam w uk. zycze ci wytrwalosci.
Moj maz za to mi obiecal ze bedzie sie staral zmienic bo nie chce zyc tak jak do tej pory. ale on caly czas obiecuje. Ja nie wiem jak dlugo wytrzymam, ale najlatwiej odejsc, a przeciez prawdziwych przyjaciol poznaje sie w biedzie, moze kiedys zropzumi moj maz ze nie robie mu krzywdy, mowiac ze to zle, tylko ze nie chce zeby sie stoczyl, siegnal dna.
mam takze nadzieje, ze bedzie sie staral tak jak do tej pory ograniczyc te swoje uzywki.
ja mieszkam w bostonie, mam dwie corki, 1 i 3 latka.
klaudia - 29-11-2008 Temat postu: witaj ciekawa jestem jak obietnice twojego meza.moj poki co trzyma sie dzielnie.nie pali.
w zwiazku z tym latwiej sie dogadac, latwiej cos uzgodnic.wrocilo mu poczucie humoru:)
je wiecej, spi efektywniej - przez co chyba mneij sie wkurza - baaardzo sie uspokoil.
nie chcialabym sobie wszystkiego tlumaczcy tym, ze jest lepiej, bo nie pali ale ja naprawde widze zmiane.
nie podejrzewam go o oszustwa, bo po pierwsze - znamy sie tak dlugo i dobzre, ze musialby byc idiota, by myslec, ze cos sie da ukryc - a idiota nie jest - wrecz przeciwnie.
wiec poki co trzymam sie kurczowo tej mysli, ze da rade jakis czas funkcjonowac - na calkiem przyzwoitym poziomie psychicznym bez trawy.
lecz zdaje sobie sprawe i z tego, ze zielony potwor bedzie go gryzl.musze byc wiec czujna no i konsekwentna.
czego i tobie zycze.
pozdrawiam
|
|
|