Bezchmurnie - Taki sam jak wy...
ariff - 25-02-2011 Temat postu: Taki sam jak wy... Witam wszystkich,
Na to forum trafiłem niedawno, niecałe 24h temu, poczytałem i natychmiast zauważyłem że 90% opisanych tu opisów pasuje do sytuacji w jakiej się znajduję. Nie mogę napisać że trafiłem tu przypadkiem bo w zasadzie od jakiegoś czasu myślałem żeby poszukać w internecie pomocy w zwalczeniu mojego podstępnego zielonego problemu.
Bo mam problem... I od tego chyba trzeba by zacząć.
Mam 23 lata, mój pierwszy kontakt z zielonym był ok. 6 lat temu w szkole średniej, od 4 lat pale regularnie, przeważnie codziennie.
Moje życie nigdy nie było łatwe, od najmłodszych lat ciągłe problemy finansowe, częste kłótnie rodzinne, problemy z nauką - ciągły stres. Dodatkowo gdyby tego było mało spora nadwaga. Pozornie by się wydawało, co do tego ma nadwaga?? ale uwierzcie mi, grube dziecko ma na prawdę przejebane... Wszystko się zmieniło w momencie kiedy zmarł mój Ojciec, coś we mnie pękło, bariera której nigdy nie przekraczałem (alkohol, papierosy, narkotyki) zanikła. Nie ukrywam że wcześniej nie przekraczanie tej bariery było spowodowane surowym wychowaniem a w zasadzie strachem przed konsekwencjami wpadki z którymkolwiek z tych używek. Niedługo po rozpoczęciu gimnazjum zaczęło się popalanie papierosów i pierwszy alkohol. Spodobało mi się rozrywkowe życie, zawsze byłem rozrywkowy, dusza towarzystwa, częste imprezy i alkohol - którego używania się już nie bałem poprawiały moje kontakty z rówieśnikami. Stałem się zabawnym wyluzowanym kolesiem - byłem raczej lubiany. Był tylko jeden zasadniczy problem - nadwaga, przez co miałem straszny problem z dziewczynami, no nie wychodziło ;/ byłem nieśmiały, podczas kontaktu z dziewczynami nie byłem w stanie pokonać nerwów. I tak dusza towarzystwa, w momencie kontaktu z dziewczyną która mi się podobała stawała się małomównym samotnikiem. Na "szczęścicie" miałem kolegów. Odwaga rosła, wraz z wiekiem powiększało się moje doświadczenie imprezowe i tak przebrnąłem do czasów szkoły średniej. Różnego rodzaju melanże stały się już normalnością, wtedy właśnie postanowiłem pójść o krok dalej. Miałem w szkole kolegę, miał spore doświadczenie z narkotykami, dużo rozmawialiśmy o tym, opowiadał mi o różnych specyfikach i o swoich osobistych przeżyciach po u życiu ich. Cięższymi narkotykami raczej nigdy się nie interesowałem, wiele razy słyszałem w szkole i od rodziców o narkomani i jej skutkach, ale zaintrygował mnie miękki, nie szkodliwy prawie nie-narkotyk - ganja. Zapaliłem raz i spodobało mi się, było spoko, potem raz na jakiś czas przy okazji imprezy, posiadówki było kurzone. Szybko odkryłem że zioło to lek na moje problemy. Było kiepsko, czułem się samotny - zapaliłem, zapominałem i wszystko wracało do normy. Powtarzałem więc tą czynność za każdym razem kiedy było mi źle. Czas mijał a okazji do palenia było co raz więcej, była to stosunkowo tania rozrywka, można było zajarać i gapić się w tv, internet lub zamulać patrząc w ślepą dal ;)
Czas mijał skończyłem szkołę średnią i niedługo po tym się wyprowadziłem, poczułem wolność, przeszkody w stosowaniu ziołolecznictwa praktycznie zniknęły. Szybko w moje życie wkradł się ten sam codzienny plan dnia, praca a po niej jaranie. Większość osób z mojego towarzystwa była paląca więc nic nie stało na przeszkodzie. Imprezy alkoholowe zmieniły się w posiadówki z lolkiem w gronie znajomych. Trawa odpowiadała mi bardziej niż alko, plus był zasadniczy - nie było problemu z kierowaniem na dzień następny a w niedługo potem również prowadzenie po użyciu nie utrudniało życia. Czas mijał, w końcu poznałem dziewczynę na początku wielka miłość(o paleniu nie wspominałem) potem z biegiem czasu zacząłem spędzać z nią coraz mniej czasu, wieczory ze znajomymi przy lolku wydawały się fajniejsze, po 2 miesiącach zakończyłem tą znajomość. Znów byłem sam już nikt nie blokował mi drogi do palenia, więc znów paliłem. Praca-joint-praca, dzień za dniem, czas mijał, kolejny raz poznałem dziewczynę tym razem jej powiedziałem, nie zaakceptowała tego - w efekcie historia zatoczyła koło. Wyjechałem do Anglii, nowe otoczenie, plany, nowa droga. Nie paliłem przez miesiąc, bo nie miałem skąd załatwić - szybko się to zmieniło (dodam jeszcze że wyjechałem z palącymi znajomymi) chcieć to móc - teraz już wiem że jak ktoś chce to załatwi sobie towar nawet na księżycu.
I tak dochodzimy do teraźniejszości. W Anglii jestem już ponad rok, palenie jest tu dużo łatwiejsze, tańsze, mniej ścigane i ogólnodostępne, często idąc ulicą czuć unoszące się opary. Pale codziennie, bez niego świat staje się szary i nieakceptowalny, życie traci sens jeśli w ogóle jakiś ma. Jadłowstręt, depresja, bezsenność dziury i wszystkie inne objawy uzależnienia są mi bardzo dobrze znane. Chce w końcu coś z tym zrobić, nie chce już tak dalej żyć, wykańcza mnie to psychicznie fizycznie oraz finansowo. Musze zapalić codziennie bo inaczej mnie nosi, nie wiem co ze sobą zrobić, nie mogę się skupić na niczym. Najgorszy jest głos rozsądku, włącza się wraz z wyrzutami sumienia za każdym razem gdy zapale. Obiecuje sobie że to ostatnia sztuka a na następny dzień głos znika, postanowienie zostaje ale zawsze kończy się tym samym, chuj z tym... wyjebane mam... raz się żyje... głos jest niedostępny wraca gdy już zapale( sam sobie ryje banie - masakra)
Jestem już zmęczony, przestaje mnie to bawić, pale bo muszę, bo nie umiem nie palić, bo boje się świata na trzeźwo, nudy, samotności... I mogło by się wydawać. po co ja to pisze?? po co się tak produkuje od 3h?? odpowiedź jest prosta, jeszcze nigdy nikomu tak na prawdę o tym nie mówiłem.
Ciąży na mnie jeszcze jeden wielki błąd który w życiu popełniłem podczas przygody z jaraniem, mianowicie jakieś dwa lata temu wciągnąłem w to swojego najlepszego przyjaciela, też miał problemy, popłynął razem ze mną. Teraz razem siedzimy w tym samym gównie po uszy.
Piszę żeby coś zmienić, wykonać ten pierwszy krok i skończyć z tym raz na zawsze choć nadal nie wyobrażam sobie jak to będzie wyglądało.
Trzymajcie się, pozdrawiam.
mareksz - 07-03-2011 Temat postu: ariff Co u Ciebie slychac?
|
|
|