Uzależnienia - Forum - internetowe grupy wsparcia dla zmagających się z nałogiem i ich bliskich
Bezchmurnie - 3 miesiące czystości. Co dalej?
smallpillow - 25-02-2011 Temat postu: 3 miesiące czystości. Co dalej?Witajcie.
Mój przypadek? Typowy.
Zaczęło się w I klasie liceum (swoją drogą nigdy nie zapomnę okoliczności mojego "pierwszego razu" z zielenią. To straszne, ale to właśnie emocje związane z tym wydarzeniem zapadły w mej pamięci jako jeden z najlepszych momentów życia, do którego powtórzenia dążyłem, bezskutecznie, przez cały czas trwania mojej kariery bakacza) i rozwój uzależnienia przebiegał w sposób charakterystyczny dla większości opisywanych na tym forum przypadków. Najpierw paliło się raz w miesiącu, potem raz na dwa tygodnie, następnie raz w tygodniu, a potem? - sami doskonale wiecie - cykle codziennego jarania z przerwami maks. 2 dni. Do ostatniego stadium doszedłem po trzech latach regularnego, ale nie codziennego prażenia. Punktem przełomowym były wakacje między ostatnią klasą liceum a pierwszym rokiem studiów. Patrząc z perspektywy czasu wiem, że momentem, który bezpośrednio zaprowadził mnie do praktykowania wspomnianych cykli, było pierwsze jaranie bez towarzystwa - samemu, w domu. Zaczęło się - jakiś film leciał w telewizji, myślałem sobie " fajnie byłoby obejrzeć go na wiksie", siedzenie przed kompem? obowiązkowo trzeba coś przysmażyć, będzie weselej, na więcej rzeczy będzie się zwracać uwagę. I tak zaczęło wyglądać moje życie: rano uczelnia, powrót do domu, obiad, i jaranko ( czy to ze znajomymi, czy właśnie samemu), spanie i rano pobudka na marihuanowym kacu i koło się kręciło. Że coś jest nie tak zauważyłem na przełomie 2009/2010. Wtedy to podjąłem decyzję, że na dwa miesiące rzucam jaranie. Nie było problemu z przerwą, gdyż miałem świadomość, że to nie jest przerwa na stałe i za te dwa miesiące znowu wrócę do aplikacji. I czekałem na ten moment z utęsknieniem. Przerwę zacząłem 14 grudnia, by 14 lutego kupić sobie gramik i ( w końcu!!!) przyprażyć. I znowu było tak jak przed przerwą.
Kumpel powiedział mi: " Stary, na ch*j Ty tak robisz? Najpierw przerwa dwa miechy, żeby potem znowu jarać jak smok?" Nie znałem faktycznej odpowiedzi na to pytanie. Cieszyłem się każdym spaleniem.
Nic mi się nie chciało - od zwykłego pomagania w domu, a na uczelnianych obowiązkach kończąc. Na kacu robiłem się jakiś agresywny, wszystko mnie denerwowało, miałem takie uczucie ciężkości wewnątrz głowy, jakby czaszka mi ciążyła. Każde zakłócenie wówczas mojego spokoju powodowało wybuch, atak, którego celem często stawali się moi najbliżsi. Przyjarałem - wtedy myślałem o wszystkim co robię, o tym, że już nie mogę wyżywać się na rodzicach, że przecież oni mnie kochają i nie są niczemu winni. Przychodziła zwała i co? Agresja powracała.
Zawaliłem studia. Olałem je kompletnie, nie chciało mi się chodzić na zajęcia, przygotowywać do egzaminów. Fakt - z wybranego kierunku nie byłem zadowolony, ale mogłem chociaż pomyślnie zakończyć rok. Czy nie mogłem? Bo baka, niemal absolutnie zlikwidowała we mnie zdolności koncentracji i zapamiętywania.
Złożyłem papiery na nowy kierunek, dostałem się i od października znowu byłem studentem. Jarania jednak nie przerwałem. O ostatnich wakacjach nawet nie będę wspominał - porażka.
Na marginesie dodam, że palenie wywarło ogromny wpływ na moje ogólne życie i funkcjonowanie w społeczeństwie. Obracałem się w dobrze mi znanym towarzystwie, pozostawałem obojętny na nowe znajomości i do nich nie dążyłem. A ewentualnych kandydatów na nowych znajomych jakoś podświadomie selekcjonowałem na podstawie pytania: "Jarasz?".
I nadszedł listopad. Jarało się dużo, a do wiksowania szczególnie upodobałem sobie klimat cmentarza. Znowu zacząłem olewać studia, standardowy brak motywacji do czegokolwiek. Pojawiły się (nie wiem, czy można to tak nazwać) stany depresyjne. Wydawało mi się że jestem absolutnie do niczego, że zawiodłem wszystkich, że i tak nie uda skończyć mi się studiów, że zawsze będę sam, że stracę wszytko i skończę jako bezdomny. Dodatkowo po paleniu zaczęły się jakiś dziwne schizy: np. wracam do domu, wchodzę do przedpokoju i, gdy spoglądam w lustro to widzę nie siebie, ale jakiegoś gremlina. Cholera wie, co to było, bo ja tego gremlina tak naprawdę nie widziałem, po prostu widziałem swoją twarz, a wszystkie zmysły i podświadomość mówiły mi że to gremlin. Albo jak wracałem po paleniu samochodem, to "gadałem" z babcią, którą wyobrażałem sobie siedzącą na fotelu pasażera. Eh, te jazdy po jaraniu, straszny wstyd. Kiedyś w nocy przejechałem kota, bo myślałem, ze to gruda śniegu. Najgorsze było to, że do "wypadku" doszło we wrześniu...
Postanowienie zmiany. To było jakoś pod koniec listopada, chyba 31. Wróciłem do domu w stanie przed zwałowym - wiecie o czym mówię - że jeszcze Was trzyma, ale stadium dobrego upalenia macie już dawno za sobą. Usiadłem przed kompem i w google wpisałem: uzależnienie od marihuany. Jakimś cudem trafiłem na to forum. Poczytałem historie ludzi, którzy próbowali, a nie mogli z tym zerwać, historie powrotów po przerwie, historie ludzi, którym baka zaczęła rujnować życie. Pomyślałem sobie: "przecież to o tobie...". Wyszedłem do łazienki, spojrzałem w lustro, głęboko w te upalone oczka, poczułem obrzydzenie do samego siebie. "Człowieku, co ty najlepszego robisz? Zaraz kończysz 20 lat i chcesz sobie życie zmarnować? O nie mój drogi, o nie"- kotłowały się myśli w mojej głowie. Postanowiłem raz na zawsze z tym kończę. Jak nie teraz, to kiedy?
Następnego dnia upaliłem się po raz ostatni. To wydarzenie miało charakter dla mnie symboliczny - upalony wykopałem dołek w śniegu, wyłożyłem go gazetami i kawałkami suchego drewna . Na tym ułożyłem zawartość piórniczka, z którym niemal nigdy się nie rozstawałem. - Cały sprzęt - bletki, tytex, tytki, kredki do ubijania blantów, kropelki na zaczerwienione oczy. - Wszystko polałem benzyną i podpaliłem. Gdy ogień tańczył na tym moim "dobytku jaracza" wspominałem momenty, w których sprzęt mi towarzyszył. Ze smutkiem, ale i z nadzieją na poprawę. Na początek nowego życia już bez(!). Potłukłem także małą fajeczkę wodną, co było dla mnie najtrudniejsze sentymentalnie ( dostałem ją jako prezent na klasowe mikołajki w 3 klasie liceum. Ładną opinię o mnie mieli :D).
Początki rzucenia nie były trudne. Najgorsze było to, że moje towarzystwo, z którym zazwyczaj "aplikowałem" nie chciało zrozumieć mojej decyzji. I namawiali. Za każdym razem gdy tylko sami planowali coś przykopcić, dzwonili do mnie z pytaniem "a może bigosik?". Odmawiałem, choć nie zawsze przychodziło mi to z łatwością. Jako trudne wspominam momenty, gdy bezpośrednio znajdowałem się w towarzystwie jaraczy i rozżarzona lufka latała mi przed nosem. Ale nie złamałem się. Pojawiły się sny, w których widzę siebie jarającego, przypominam sobie stan, od którego uciekłem. Potem, w tym śnie pojawia się moment wyrzutów, że zmarnowałem cały okres abstynencji. Budzę się z ulgą, że to było tylko marzenie senne.
Poprawa. Ogólna. Są chęci do działania, koncentracja i pamięć powróciły. Przez ostatnią sesję przeszedłem jak burza, zaliczając wszystkie egzaminy i studenckie powinności w pierwszym terminie. Z nowego kierunku jestem bardzo zadowolony, interesuje mnie to o czym się uczę, poszerzam wiedzę. Chcę zacząć realizować marzenia, snuję palny na przyszłość. Zaangażowałem się nawet w akcję rozkręcania studenckiego radia ;) Dlaczego zatem zdecydowałem się napisać na forum? Otóż, po tych niespełna 3 miesiącach abstynencji, odezwał się do mnie kumpel i zaproponował, bym do niego wpadł ( mieszka w innym mieście niż ja) i żebyśmy się razem upalili i powiksowali, jak to mieliśmy w zwyczaju robić. Wiecie co jest najgorsze? Że się zgodziłem. Nie powiedziałem "nie", obiecałem, że przyjadę, mało tego, że nakręcę temat. Tak po prostu, niechęć do baki minęła, a poczułem ogromną chęć przypomnienia sobie jak to jest po baczce. Zacząłem sobie myśleć: "może faktycznie nie ma sensu rzucać tego całkowicie, raz na jakiś czas nie zaszkodzi, np. teraz zapalę, i znowu 3 miesiące przerwy?". Do kumpla miałbym jechać w następny weekend, cały czas waham się co zrobić, chociaż po ponownej lekturze historii opisanych na forum jestem raczej na nie. Boję się jednak, że się złamię. I nie będę mógł powiedzieć, że zrobiłem to w afekcie, bo okoliczności, w jakich nastąpiłby "powrót" byłyby raczej premedytacją.
Ta sytuacja pokazała mi jak bardzo jestem uzależniony, i jak bardzo tradycja konsumpcji "bigosiku" zagnieździła się we mnie. Nie wiem, czy sam temu problemowi podołam. Myślicie, że powinienem sięgnąć po poradę kogoś na prawdę doświadczonego w kwestii walki z uzależnieniem?
P.S.
Przepraszam, że tyle nabazgroliłem, ale na reszcie mogłem podzielić się z kimś swoją historią. To oczyszcza!mareksz - 26-02-2011 Temat postu: co ja mysle?Czesc,
Mysle, ze wszyscy uzytkownicy tego forum poradziliby ci to samo, i ty wiesz co by ci poradzili.
Ale uwazam ze nie powinno to miec dla ciebie zadnego znaczenia poniewaz to Ty powinienes podjac decyzje bo to Twoje zycie.
powodzeniamastik - 26-02-2011 no miałem tak nie tak dawno - po 4 miesiącach też mi sie zachciało przypalić...
zapalenie było zupełnie świadomy z premedytacją - bo nawrót nastąpił juz wczesniej
na Twoim miejscu zasuwałbym na terapię bo czarno to widzę...
oszukiwałem sie wtedy że bede palił rzadko, że zrobie kolejną przerwę
ale wyszło inaczej i co najgorsze to jak nie paliłem po tamtym jaraniu to juz zmienił się mój stan, radość z abstynencji zniknęła bezpowrotnie, mimo ze potem miałem miesiąc przerwy
rzuć okiem na mój temat to zobaczysz zmianę jaka zachodzi w myśleniu podczas nawrotu
nie trzeba zapalić by wrócić do nalogu!
po prostu to polega na tym że znowu chcesz jarać!smallpillow - 27-02-2011 Myślałem o tym, żeby iść na terapię już na początku swojego rzucania. Nie zdecydowałem się jednak z kilku powodów: po pierwsze wydawało mi się, że problem z baką to żaden problem i wygłupię się tylko w oczach terapeutów (mastik, wspominałeś o takim stereotypie w kontekście jakiegoś filmu), po drugie - jestem osobą, której mówienie o swoich uczuciach i w ogóle o sobie, na forum (w realu) sprawia trudności - zawstydza mnie; po trzecie, pokrzepiony bezproblemowym przechodzeniem przez pierwsze dni abstynencji uznałem, że z problemem poradzę sobie sam. Teraz jest jednak coraz gorzej, a chęć sięgnięcia po zioło nasila się. Na przykład ostatnio pisałem referat na studia. W pewnym momencie oderwałem się od prowadzonej czynności i zamyśliłem się jakby to fajnie byłoby teraz przyjarać. Wziąłem długopis do ust, zainscenizowałem moment podpalania. Wyobrażałem sobie dźwięk skwierczącego radośnie staffu, poczułem zapach mieszanki, powoli zacząłem wciągać powietrze, dłuższą chwilę wstrzymałem oddech, by potem, z największą celebracją powoli wypuszczać ten wyobrażony dym przez nos i usta. Wygodnie oparłem się w siedzisku i poczułem taką błogość, ogromny relaks... Przecież to jest straszne- trzymałem w pysku kawał plastiku, wyobrażałem sobie, że prażę i zrobiło mi się dobrze?! Mieliście kiedyś coś takiego?
Na pewno ktoś z Was korzystał z profesjonalnej pomocy. Moglibyście mi powiedzieć jak wygląda takie spotkanie z terapeutą/grupą? Jak zacząć mówić o swoim kłopocie? No i gdzie się udać - MONAR, czy jakieś Centrum Terapii Uzależnień (ostatnio coś takiego zaczęło funkcjonować w administracyjnych ramach mojego uniwerku)? Proszę Was o odpowiedź, bo cholernie boję się tego pierwszego kroku po pomoc.mastik - 27-02-2011 raz poszedłem na spotkanie grupy zapobiegającej nawrotom
wygląda to tak że siedzi się w kole i ktos tam mówi coś o sobie i swoich problemach
a terapeuta lub ludzie obok potem coś próbują pomóc i tyle
mimo ze byłem jedyną osobą która miała problem z MJ (inni oscylowali między herą, amfą czy alkoholem) to nikt mnie nie wyśmiał i wszyscy podchodzili do problemów poważnie.
można też z terapeutą porozmawiać osobiście
(z resztą czy mj czy hera to utrzymanie abstynencji na dłuższą metę jest podobnie trudne
choć na krótszą metę to na pewno bez hery trudniej wytrzymać)
nie żałuję że tam poszedłem i pójdę jeszcze raz jak znajdę więcej czasu albo poczuje jakiś cień nawrotu - szlak już sobie przetarłem
z tego co opisujesz jesteś bliski nawrotu o ile już go nie masz to są tzw "głody"
może nadejść taki moment że zmienisz zdanie, że jednak chcesz zapalić i silna wola w takiej sytuacji będzie bezradna
co do trudności z mówieniu o sobie to ja mam tak samo jestem raczej introwertykiem ale to jest dodatkowy powób by iśc żeby chociaż poćwiczyć mówienie o sobie
jak wtedy poszedłem to nawet nie przygotowałem sobie co bede mówił i trochę musieli mnie za język ciągnąć, pare rzeczy powiedziałem i dzięki temu uświadomiłem sobie że chcę te rzeczy zmienić - bo dotychczas sobie tylko o nich myślałem a tu jakby ich wypowiedzenie zmotywowało mnie do pracy nad nimiMarianChwast - 28-02-2011 Nie pozwól żeby gremlin w Tobie zwyciężył!smallpillow - 09-03-2011 Temat postu: coraz trudniejMiniony weekend, to był ten, który miałem spędzić u kumpla i pojarać. Nie pojechałem, zostałem w domu, choć cały czas zastanawiałem się nad słusznością podjętej decyzji.
Weekend ten stał się też chyba najgorszym od czasu rozpoczęcia abstynencji. Cały zmarnowałem przewalając się boku na bok i myśląc o tym co straciłem, nie wyjeżdżając na proponowane upalenie. Cały czas...
W ogóle mam ostatnio wrażenie, że otoczenie uwzięło się na mnie. Wszystko kojarzy mi się z baką- a to tu jarałem pierwszy raz, a tutaj była mega czapa, a tu zgubiłem sztukę palenia, o! w tej kamienicy mieszka ziomek, od którego czasem brałem... Oglądam teledysk -jarają, słucham muzyki - kurde, pamiętam jak leciała z telefonu kumpla jak jaraliśmy nad jeziorkiem. Nawet dziś - korzystając z pogody wybrałem się ze znajomym na pobliskie boisko szkolne porzucać do kosza i ten ni stąd ni zowąd zaczyna
"-A pamiętasz jak upaleni pomagaliśmy woźnemu wrzucać dywan do śmietnika?
- No, pamiętam... ( a w głowie: Ku*a pamiętam!!!!! Tylko czemu musisz mówić o tym teraz?! )
- Dobra była wtedy bania, nie?
- No dobra, dobra...
- Musimy to kiedyś powtórzyć!
- Stary, mówiłem Ci, że rzucam jaranie.
- E tam, od czasu do czasu można."
Ehh, jest coraz trudniej. Najgorsze jest to, że ja za tym stanem upalenia coraz bardziej tęsknię. I, że na początku swojej abstynencji na takie rzeczy jaranio-wspomnieniowe, nie zwracałem aż tak dużej uwagi. Mam coraz większą ochotę uwalić się jak świnia, sprażyć tak, że nie będę ogarniał nic. Boję się, że wkrótce to może nastąpić, ale jednocześnie, poza walką ostatkami sił woli, nie robię nic. Masakra...mastik - 09-03-2011 tak to jest jak rzucasz silną wolą a nie wytrzebisz z siebie powodów dla których paliłeś...
nie wiesz jak tego dokonać? wyślij mi maila to może mi uda się Ci pomóc.smallpillow - 03-04-2011 4 miesiące minęły. Jest lepiej, mastik - dzięki !smallpillow - 15-04-2011 Siemka wszystkim. Dziś, a właściwie wczoraj podjąłem decyzję. W majowy "długi weekend" upalę się- pierwszy raz po, wówczas, 5 miesiącach wstrzemięźliwości. Postanowiłem i raczej nic mojej decyzji nie zmieni. Poczułem po prostu, że czegoś w moim życiu bardzo brakuje. Brakuje mi tych przeżyć. Tej świadomości, która wychodzi i staje z boku, zupełnie nie zmącona pospolitym postrzeganiem. Postaram się jarać "od czasu do czasu", mam nadzieję, że tak właśnie się uda. Zastanawiam się tylko dlaczego o tym tutaj napisałem... może czułem jakiś rodzaj zbiorowej odpowiedzialności. Trzymajcie się wszyscy! Bless!miodzio - 15-04-2011 Temat postu: nawrótwyglada na to ze jest w silnym nawrocie - polecam terapieRazol865 - 18-04-2011 ja dokładnie po 5 miesiącach abstynencji się zjarałem i żałuję jak nigdy. Po prostu nie warto. Tyle razy to robiłem, że pozostał tylko smutek a nie fajna faza (zresztą nigdy nie była fajna). Załapałem doła i nie potrafiłem się ogarnąć. Bezsens. Stary za miesiąc będzie pół roku jak twój organizm totalnie oczyści się z THC. Może o tym nie wiesz ale to gówno wciąż w Tobie siedzi i zmienia postrzeganie rzeczywistości. Poczekaj chociaż do tego czasu. Nie warto jeszcze raz powtarzam. 20557376 to moje GG odezwij się pogadamy.Razol865 - 18-04-2011 Zrobisz sobie największą krzywdę. To Twój chory mózg podsuwa Ci jazdy, podkręca korbkę ----będzie zajebiście, zrób to, tylko raz przecież nic się nie stanie, wszyscy jarają i żyją, przecież dam radę, ciągły natłok natrętnych myśli pozbawionych logicznego myślenia. Czemu przestałeś jarać? Bo nie mogłeś z tym żyć wkurwiało Cię to do potęgi, odebrało normalne rzeczywiste życie wśród normalnie funkcjonujących ludzi. Ja znowu staram się ogarnąć rozpocząłem abstynencję i wszędzie czuję się obco każdy kurwa na mnie patrzy, myśli o mnie. Chore jazdy wróciły Tobie też wrócą. Nie rób tego chłopaku, zacznij coś robić działaj, działaj, działaj. Nie ma innej drogi, tylko ciężka praca i zdecydowane słowo "nie" da Ci siłę, energię i chęć do normalnego, trzeźwego życia. Zastanów się nad całym okresem abstynencji i pomyśl, gdzie popełniłeś błąd, spróbuj czegoś nowego. Może byłeś za leniwy, może zbyt pracowity. Abstynencja to sztuka wyborów i odnajdywania złotego środka w każdej dziedzinie, elemencie życia. Abstynencja to sztuka którą nie wielu może się poszczycić. Nie mówię o "dupościusku", ale o pełnowartościowym życiu, szczęśliwym pełnym radości i rozwagi.smallpillow - 29-04-2011 Temat postu: eh5 miesięcy psu w dupę. Na bakowym kacu. Wracam za tydzień.mastik - 29-04-2011 obserwuj siebie wewnętrzym obserwatorem
nie po to by oceniać ale po to by obserwować i zapamiętać
co dalej? bedzie liczył od nowa, czy jak wczesniej pisałeś bedziesz palił od czasu do czasu?
jeśli to drugie to obserwuj siebie nie tylko na bani ale także po niej i przed nią.