Jak mądrze być obok? - Ja sie poddałam
psylwia12 - 16-05-2011 Temat postu: Ja sie poddałam WItam. Jestem żoną (jeszcze) meza , ktory jest uzalezniony od marihuany. Pali juz ladnych pare lat. wiedzialam o tym przed slubem , ale naiwnie wierzylam, ze sie zmieni i zrozumie. Chodzil do terapeuty, ale nic to nie dalo, gdyz po powrocie tylko sie z niego wysmiewal ze nie o niczym pojecia. Pracowal i wydawal prawie wszystko na "trawke" tylko to sie liczylo. Prosilam, tlumaczylam, grozilam. wyrzucalam skrety gdy znalazlam. ostatnim razem sam wyrzucił, widzialam z jakim bolem, przeprosil po czym powiedzial ze idzie na spacer i wrocił znowu"zjarany". bylam bezsilna. Nie widzial w tym zadnego problemu i nigdy nie przyznal sie do uzaleznienia. gdy zmuszalam go do nie palenia, wyzywał sie na mnie , krzyczał, wyzywal od "szpiegów " "kuratorów". Nie dalam juz rady , zlozylam pozew o rozwod.
Najgorsze w tym wszytskim jest to, ze on , jak wielu innych ludzi nadal nie widzi w tym zlego. Zachwalaja "zalety" marihuany i czują się "tacy fajni" bo palą. znam mnostwo takich ludzi.Mam wielu takich kolegow z osiedla, maja po 25-29 lat, nie maja dziewczyn, żon , tylko palą i jest im z tym dobrze. Mam żal do wszystkich , którzy są za legalizacją i zachwalają marihuane mówiąc że to samo zdrowie i "natura". Kto tego nie przeżył i nie widzi jak moze zrujnowac życie -nigdy tego nie zrozumie. Moze poddalam sie zbyt szybko, czuje sie winna ze nie moglam pomoc człowiekowi którego kochalam. Trwalo to 6 lat.
bogda - 16-05-2011
ja poddałam się po 2 latach. to mój drugi mąż. pierszy zginął w wypadku. dosyć szybko wyszłam po raz drugi. wspólnych dzieci nie mamy. nawet rozdzielnosc majątkową przeprowadziliśmy przed ślubem.teraz myslę, że tylko dlatego ,że brał kredyt na mieszkanie dla swoich dorosłych córek... do konca maja ma się wyprowazić. mam straszną huśtawkę emocjonalną, ale rozsądek mi podpowaida ze nic nie wskuram jesli sam nie będzie chciał....nie wiem, może kiedys zejdziemy się. to do konca życia będzie mój MĄŻ.
ŚCISKAM cIĘ SERDECZNIE
suzi84 - 17-05-2011
Witaj Sylwio, moja imienniczko...
Gratuluję odważnego kroku. Wiem, że to ciężka decyzja bo sama też ją kiedyś podjęłam. Myślę, że nie masz miec co żalu do ludzi, którzy są za legalizacją. Skup się na swoim życiu. Jeśli ktoś chce brac to obojętnie czy to będzie legalne czy nie to i tak weźnie.
Może warto zastanowic się nad terapią dla osób współuzaleznionych. Wsparcie osób, które zrozumieją Twój problem pewnie bardzo Ci pomoże. Pamiętaj że to Ty jesteś dla siebie najważniejsza. Pomyślałam już o sobie może więc warto sięgnąc po wsparcie.
Nie wiem czemu Twój mąż chodzi do terapeuty skoro nie korzysta z tej pomocy no i skoro "wie lepiej". Czy to był jakis warunek?? Czy jakiś przymus??
Myślę sobie, że dopóki on naprawdę nie będzie chciał skorzystac sam dla siebie z terapii to jego wizyty tam chyba nie do końca coś dadzą ... no ale może się mylę.
Walcz o siebie. Daj sobie szansę.
pozdrawiam
Sylwia
psylwia12 - 17-05-2011 Temat postu: no tak.. Dziękuje zawsze dopowiedzi. Ja przeszłam już wszystko, mam wszytskie cechy osoby współuzależnionej. Więcej nawet sama troche popalalam , nie wiem po co? Żeby rozbic mu przyjemnośc... Znam już problemy i umiem je nazwac. Wiem też że byłabym niesczęsliwa tak jak przez ostatnie lata, ktore dosłownie "przepłakałam" .Nie chce tak dłuzej życ i wiem ze nic sie nie zmieni. Pozatym to nie chodziło tylko o palenie, on był tyranem i zawsze musiało byc tak jak on chce. Nie szanował mnie. Nie wiem tylko dlaczeego teraz jeszcze jest mi tak zle , czuje sie winna i znowu placze ?
psylwia12 - 17-05-2011
Juz sie nie dam w to wmanipulowac. PO ostatnim rozstaniu gdy wrocil, byl mily , ale wymyslił sobie zebym dala mu w tyg jeden dzien wolny zeby mogl sobie palic i sie nie tlumaczyc, dzien i noc dodam . A najlepiej to caly weekend. I wtedy nie wytrzymalam.
Wiecie co trzeba mowic, ja na koniec powiedzialam jego rodzicom i swoim chocicaz zawsze balam sie tego zrobic. O on uznał to za "nóż wplecy". Czemu spytałam, skoro sądzisz ze to samo "dobro" to czemu sie wstydzisz?
Jak czytam te forum to sadze ze nie jestem jeszcze w najgorszej sytuacji. Nie mamy dzieci. Gdyby były dzieci to pewnie też bym walczyła. Ale jesli chodzi o zwiazki "niezalegalizowane" i bez dzieci to uciekajcie dziewczyny. Bo to was wykonczy, walka, leczenie .I nawet jeśli się uda to nigdy nie bedzie juz dobrze. Bo te lata zawsze zostaną w waszej psychice. I żal tez zostanie na zawsze.
bogda - 18-05-2011
wiem, jedno - albo ich rzucamy albo tkwimy w matni. wybór należy do nas. to całe litowanie sie, czekanie na zmiany, branie odpowiedzialnosci jest bezsensu. pozdrawiam
|
|
|