Uzależnienia - Forum - internetowe grupy wsparcia dla zmagających się z nałogiem i ich bliskich
Jak mądrze być obok? - piszę to i płaczę :(
blackswan - 07-05-2010 Dziękuję za Wasz odpowiedzi. Decyzji o "rozstaniu" jestem prawie pewna. Może nie definitywnie na zawsze, ale wiem, ze on musi podjac decyzje: albo ona albo ja. A jesli sie wyleczy to wtedy bedziemy rozmawiac. Ale nie wyobrazam sobie zostawic go z tym wszystkim jako czlowieka, zwlaszcza, ze wiem, ze nie ma znajomych, przyjaciol. Rodzina o niczym nie wie, a nawet jak wiedziala o innych sprawach wczesniej to nie bardzo umiala pomoc. Nie potrafie zostawic go z tym wszystkim kompletnie samego.
A z drugiej strony... ile razy juz myslalam, ze pomagam. Jak mozna uwierzyc w jakiekolwiek deklaracje po tylu klamstwach? Inna sprawa, ze rozmowa z nim jest dopiero przede mna i nie wiem, czy on w ogole bedzie chcial cos zmienic w swoim zyciu. Bo palenie to jedno - zrodlo wszystkiego innego, ale za tym stoja tez inne problemy. A jesli stwierdzi, ze nie ma sily? Albo ochoty? Tego sie chyba najbardziej boje...
Pozdrawiam serdecznie!gomora - 07-05-2010 ale nie możesz brać odpowiedzialności za jego decyzje, jest dorosły, więc wie co robi (?) jak nie ma ochoty na coś, to niestety siła nie zmusisz... smutne to, ale prawdziwe. musisz być także świadoma, że jeśli dasz ultimatum "ja albo trawa" to on może wybrać trawę. i to boli, ale przechodzi. Nie chcesz go zostawiać samego "bo nikogo prócz Ciebie nie ma" Pytanie, czy gdyby miał to czy by z tego skorzystał? z pomocy, miłości? mój ex przyjaciół nie ma (bo wszyscy to palacze, więc dla mnie to nie przyjaźń tylko towarzystwo do jarania), ale ma rodzinę, która wie o problemie i chciałaby mu pomóc. ale co z tego? jak on nie chce, żyje sam, odcięty od wszystkich. rodzina jest na takiej samej straconej pozycji jak Ty czy ja, jeśli palacz sam nie będzie chciał z tym skończyć to NIKT za niego tego (niestety) nie zrobi. Być może po jakimś czasie dozna szoku, że przez trawę stracił bardzo wiele w swoim życiu. I wtedy stwierdzi w pełni świadomie, sam, że ma problem. Tylko w takiej sytuacji można komuś pomóc. Na świecie jest wiele zła i przykrych rzeczy, ale nie możemy siebie za wszystko obwiniać i targać to na swoich barkach. Każdy z nas jest dorosły i podejmuje decyzje SAM. Szkoda tylko, że w tym wypadku takie zgubne... I że taka "niewinna" zielona roślinka niszczy życie nam, oraz naszym bliskim.
Mi po podjęciu decyzji o rozstaniu pomógł sen. Śniło mi się, że miałam z nim dzieci - bliźniaki. Cała rodzina była w domu, wszyscy latali i zajmowali się dziećmi, a on ze swoim kumplem jarał trawę w oknie. Jak się obudziłam to stwierdziłam, że podjęłam najlepszą decyzję w swoim życiu. Bo nie chcę, aby tak wyglądało mojego życie za jakiś czas. Są tu setki historii kobiet, które mają już dzieci, albo dzieci są w drodze. Wtedy sytuacja jest o wiele trudniejsza, a każda decyzja wiąże się z tym, że odpowiadasz za czyjeś małe życie. I wiele kobiet walczy za wszelką cenę, dla dobra dzieci. To jest problem. I podziwiam wszystkie kobiety, które walczą, mając do tego jeszcze pod opieką dzieci i ich dobro na uwadze. Dlatego myślmy wcześniej, aby nie było za późno. Aby sen nie stał się rzeczywistością... Podejmujmy decyzje ze świadomością, że wpływają one na nasze przyszłe życie. I najważniejsze pytanie: jak chcemy żeby ono wyglądało za jakiś czas?suzi84 - 08-05-2010 Blackswan
Chcesz postawic swojemu partnerowi ultimatum albo ja albo marihuana … jak myślisz co wybierze? Nie rób sobie złudnych nadziei. To jest uzależnienie. Prawda jest taka, że gdyby chciał to rzucic to dawno by to zrobił.
Piszesz, że jeśli się wyleczy to będziecie wtedy dalej rozmawiac o związku. Blackswan narkomania do choroba nawrotów. A narkomanem jest się do końca życia.
Nie wyobrażasz sobie go zostawic? Dlaczego? Przecież nie ma 5 lat. Nie ma przyjaciół, rodziny, znajomych? Martwisz się o niego … a czy on martwi się o Ciebie?
Narkoman zawsze będzie kręcił, kłamał i szantażował. NIESTETY! Ale to jest wpisane w życie cpuna.
Nie licz na wiele gdy z nim porozmawiasz. Prawda jest taka, że jeśli on sam nie dorośnie do decyzji o tym, że chce przestac palic to będzie palił nadal. On musi zauważyc, ze marihuana to nic dobrego i wtedy chcieć podjac odpowiednie kroki. Sama niestety ale mu nie pomożesz.
Pomyśl w końcu o sobie. Gdzie Ty jesteś w tym związku. Pomyśl czym ten człowiek Ci imponuje, co może Ci zapewnic. Jesteś współuzależniona co bardzo widac w zalednie kilku zdaniach, które napisałaś. Pomyśl o terapii dla siebieblackswan - 09-05-2010 Bardzo dziekuje za odpowiedzi. Choc przyznam szczerze, ze troche mnie dobily, zwlaszcza Twoja, suzi84. Licze sie z tym, ze wybierze "ją". Probuje sobie wyobrazic swoja reakcje, teraz z odleglosci tysiaca kilometrow wydaje mi sie, ze uda mi sie to zniesc. Prawdą jest, ze wyrzadzil mi - juz do tej pory - wiele krzywd. I prawdą jest tez to, ze mnie w tym zwiazku nigdy nie bylo. Do tej pory myslalam, ze walcze z jego niska samoocena, pechem w zyciu (ktorego mial), z brakiem kasy. Teraz juz wiem, ze przeciwnik jest duzo gorszy i ze nie mam atutow zadnych. Bo po trawie "zycie jest bardziej kolorowe", przy mnie juz chyba niekoniecznie... Chocbym stawala na glowie.
O terapii dla siebie tez juz myslalam, planuje rowniez zajac sie troche swoim zyciem, bo JUZ go wiele stracilam. Tak sobie o tym mysle tutaj, ale licho wie, co bedzie jak go zobacze... :(
W tym, co powiedzialam odnosnie ewentualnych dalszych rozmow na "nasz" temat, jesli uda mu sie zerwac z nalogiem chcialam bardziej dac mu do zrozumienia, ze ewentualnie jest jakas nadzieja. Bo cos czuje, ze bez tego nawet nie bedzie probowal. Jestem chyba ostatnia "rzecza" , ktorej nie stracil. Zdecydowanie bardziej dlatego, ze ja trwalam przy nim, niz dlatego, ze sie o to staral... Ale z drugiej strony, jesli wybierze trawe to trudno. Oswajam sie z ta mysla, choc dlawi mnie w srodku, gdyz sobie to tak realistycznie wyobraze.
A moze powinien stracic wszystko, zeby sie otrzasnac?
Powiedzcie mi prosze jeszcze jedna rzecz: czy - jesli odmowi przyjecia jakiejkolwiek pomocy - powinnam napisac do jego mamy? Tzn powiadomoc rodzine? Czy po prostu odejsc? :(suzi84 - 10-05-2010 Blackswan …
Wybacz, że moje słowa tak bardzo Cię dotknęły. Nie miałam zamiaru Cię urazic. Ja po prostu piszę prawdę jak jest. Kiedyś byłam na takim etapie jak Ty. Łudziłam się, robiłam sobie nadzieję.
To co zrobisz to Twoja sprawa. Raczej nikt Ci tutaj nie da złotego środka. Tylko może warto zastanowic się dla kogo jesteś w tym w tym związku? Ja odnoszę ciągle wrażenie że dla niego :/ … też tak miałam, stąd moje przypuszczenia.
Będąc z osobą uzależnioną ważna jest przede wszystkim konsekwencja. Uważam, że jeśli dasz mu ultimatum ja albo trawa a on wybierze trawę to niestety albo i stety ….. trzeba się wtedy z takim związkiem pożegnac. W przeciwnym razie on i tak będzie wiedział, że nawet jeśli znów kiedyś postawisz mu jakieś ultimatum to i tak nie wyciągniesz konsekwencji.
Blackswan … ja wiem że to boli ale taka jest prawda. A czy powiedziec rodzicom? Ukrywanie prawdy o tym, że Twój facet ma problem z narkotykami to nic innego jak mechanizm zaprzeczania. Zrób jak uważasz.
Każda z nas tutaj wie jak Ci ciężko. Ale Twoje życie jest w Twoich rękach
Trzymam kciuki i pisz koniecznie co u Ciebie.blackswan - 10-05-2010 Nie, nie! Twoje słowa suzi84 mnie nie dotknely! Po prostu dobily, bo z kazdym czytanym tutaj postem uswiadamiam sobie, jaki to jest powazny problem. Chyba nie zdawalam sobie z tego sprawy po prostu... Ze to nie przelewki, ale takie samo uzaleznienie jak alkohol, a z tym - niestety - mialam do czynienia.
Masz racje z ta konswkwencja i mam zamiar sie trzymac swoich postanowien. Mysle sobie, ze za dobra bylam, za duzo wybaczylam bez zadnych wlasciwie konsekwencji. Ja sobie tu naprawde ulozylam twarde postanowienia i mam nadzieje, ze wzruszenie zwiazane z powrotem do Polski nie rozmiekczą mi serca...
Mechanizm zaprzeczenia? Nie wiem dokladnie czym to jest, ale nie brzmi dobrze. Ja uwazam, ze powinnam powiedziec, ale nie wiem, czy to dobra metoda.
Bede pisac na pewno, bo czuje, ze rozumiecie mnie tutaj i z kazdym postem czuje sie silniejsza, bo wiem, ze nie jestem sama. Dziekuje Wam za to. Tylko teraz do momentu spotkania nie bede miala zadnych konkretow, caly czas moge tylko gdybac, ale potem pewnie posypie sie lawina...blackswan - 27-05-2010 No to sie zapętliłam. Nie potrafię o tym rozmawiać. Boję się. Wróciłam do Polski, pare dni poudawalismy, ze nic sie nie stalo. Chcialam pojechac do miasta, gdzie mieszkalismy razem i tam gdzies pogadac. Nie udalo sie. Zamiast tego rozmawialm z bratem. Byl przerazony, niby mial wziac sprawy w swoje rece. Ja sie juz nie odzywalam. Podobno mial dzis isc na spotkanie terapeutyczne. Ciekawa jestem, czy poszedl. Zbieram sie do rozmowy caly czas, ale nie wiem, co mam mu powiedziec. Probowalam poruszyc delikatnie temat to uslyszalam, ze on z tym nie ma problemu (hahaha), ze teraz wlasciwie mu sie nie chce palic, bo mielismy taki mily weekend (no dla kogo mily, dla tego mily...) i ze wlasciwie najbardziej mu sie chce palic - uwaga - po klotniach ze mna. Hm.
Nie potrafie mu powiedziec, ze to koniec. Ale nie dlatego, ze tak strasznie go kocham. Nie. Suzi pisalas w jednym z watkow, ze powiedzialas dosc i ze wrocilas do znajomych, ze odkrywasz siebie na nowo. Ja nie mam czego odkryc, ani tym bardziej do kogo wrocic. Nie, nikogo przez niego nie stracilam. Po prostu nigdy nie mialam wielu znajomych, niektorzy okazali sie falszywi i nagle sie okazuje, ze czlowiek zostaje sam. Wiec trzymam sie kurczowo tego gnoja (ktoremu chcialabym pomoc, ale skoro On nie widzi problemu) bo boje sie, ze jesli od niego tez sie odetne to zwariuje z calej tej pustki, ktora jest poza martwieniem sie o niego. Bez sensu.... :(:(Violeta - 28-05-2010 I co z tego, że nie masz znajomych? Przecież zawsze można jakichś nowych nabyć ;)
Ja też za specjalnie znajomych nie mam, bo mam dwójkę dzieci i sporo przez to się pozmieniało, brak czasu itp. Ale wiem, że w razie samotności potrafiłabym odnowić znajomości np. na portalu nasza klasa itp. Poza tym w pracy, szkole, na kursie można poznać ludzi...
Nie rozumiem takiego wytłumaczenia. Znajomych prawie zawsze się jakichś ma, chyba, że ktoś jest zupełnym odludkiem i w ogóle nie lubi ludzi.
To chyba takie Twoje usprawiedliwianie się, pretekst by przy nim dalej zostać. Przyznaj się, że tak właśnie jest ;)gomora - 28-05-2010 ja też uważam blackswan, że bez sensu tłumaczysz sie sama przed sobą. przepraszam. ale jak mówisz " ze powiedzialas dosc i ze wrocilas do znajomych, ze odkrywasz siebie na nowo. Ja nie mam czego odkryc, ani tym bardziej do kogo wrocic. ", to uważam, że to nieprawda! jeśli nie masz do kogo wrócić, to masz o wiele więcej możliwości żeby kogoś odkryć :) mnóstwo wspaniałych ludzi chodzi po świecie, trzeba ich tylko poznać. i ani się obejrzysz a ci ludzie staną się Twoimi przyjaciółmi. a prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, pamiętaj. skoro nie masz "swojej ekipy", z którą spędzasz czas itd to czas najwyższy to zmienić! i rozumiem, jeśli masz dzieci, ograniczony czas itd itp.... ale pomyśl ile ludzi jest w takiej samej sytuacji :) i też by chciało poznać innych, którzy mają podobne problemy, troski... trzeba tylko się z nimi odnaleźć i to wcale nie jest trudne :) ile matek z dziećmi chodzi na spacery itd itp... wyjdź do ludzi, zawalcz o swoje szczęście :) wbrew pozorom to nie jest trudne, najtrudniej jest zacząc potem już z górki. trzymam kciuki!suzi84 - 29-05-2010 Blackswan
tlumaczenia typu ... palę gdy sie na Ciebie zdenerwuję to typowe gadanie osób uzależnionych.
Nie pisz że nie masz znajomych i ze zwariujesz jeśli od niego odejdziesz bo wto nigdy nie uwierzę. Znajomych poznajemy przez całe życie. Viola ma rację powołując się na portale społecznościowe. Jestes współuzależniona. Pomyśl o pomocy dla siebie a nie tylko dla niego. Nie wyjdziesz za niego z tego bagda w ktorym sobie siedzi. To tak niestety nie dziala.
Myslisz, ze jeśli pójdzie pod przymusem na terapię to coś to zmieni? Ja uważam, że decyzja powinna wyjsc sama od uzależnionego. On powinien dojrze do tej decyzji. Inaczej może zdarzyc się tak, że powie Ci że idzie na trapię a w rzeczywistości moze byc inaczej.
Zacznij wychodzic do ludzi.
Bo zwiariowac to mozna nie od znajomych a od ich braku.dont_like_Mary - 26-06-2010 Witajcie dziewczyny , juz od tak dawna przegladam to forum...bardzo mi pomaga, ciesze sie, ze sa tutaj osoby takie jak ja, dotkniete podobnymi problemami...dzisiaj wreszcie sie odwaze napisac : )
...niedawno rozmawiajac z moim mezem o jego uzaleznieniu uslyszalam od niego "aż tak bardzo mi na was nie zależy(mamy dziecko), aby zmieniać się az tak bardzo"
Prosilam go aby zdecydował sie na terapie, zebysmy mogli wreszcie zaczac zyc normalnie, teraz 3 miesiace od tej rozmowy nie mam juz zludzen, ze cos sie naprawde zmieni.
Obecnie mieszkamy oddzielnie ja z corka w swoim mieszkaniu on w swoim domu. Spotykamy sie czesto, codziennie rozmawiamy. Zaczelam sie zastanawiac, czy to wogole ma jakis sens, takie spotkania, telefony smsy. Dzisiaj bylam u niego (mial sie zmieniac, nie palic nie pic itd, poniewaz stwierdzil, ze nas kocha i jedank chce byc zn nami) katem oka zauwazylam na polce topika skuna....ZALAMKA TOTALNA-znow mnie oklamal
Moja corka chociaz jeszcze dzieciak powiedziala mi ostatnio; Mamo daj spokoj tato i tak nigdy sie nie zmieni, znajdz sobie jakiegos normalnego faceta...Dzisiaj tak sobie mysle, ze ona ma racje, mam 32 lata, i 13lat zycia w ciaglym stresie, ciaglym napieciu. Mam przewlekle koszmarne migreny, przy wzroscie 168 waze xx - chyba mniej niz przedszkolak :/
Jestem osoba pozornie spokojna, niczym niewzruszona, doslownie nikt nie jest w stanie wyprowadzic mnie z rownowagi, zawsze mam kamienna twarz i spokojna odpowiedz. W srodku jednak rycze, placze i popelniam duchowe samobojstwo i trzymam sie tak naprawde tylko dla mojej corki,
Czuje sie jakbym miala 100 lat .....Razol865 - 30-06-2010 Temat postu: !Twoja historia jest bardzo poważna z tego względu, że jesteście małżeństwem i macie dziecko. To co się dzieję w Waszym związku jest bardzo smutne ale nie znaczy to, że jest to sytuacja bez wyjścia. Warto zastanowić się nad tym ile Ty i Twoja córka znaczycie dla Twojego męża, masz dopiero 32 lata pewnie myślisz, że aż 32 lata, ale to nie prawda. Nie warto się tym zamartwiać, Ja na terapii poznałem kobiety, które były po 50-stce a walczyły o swoje życie z uśmiechem na ustach (terapia czyni cuda). W całej tej sytuacji najbardziej pokrzywdzona wydaję się być Twoja córka jest z pewnością bardzo dojrzała skoro zauważyła, że cała ta sytuacja jest bezsensu i chciałaby abyś znalazła sobie kogoś innego. Twój mąż naprawdę musiał sporo zła wyrządzić skoro jego własna córka ma go dosyć. Potrafię postawić się w sytuacji Twojego męża ponieważ sam jestem uzależniony od alkoholu i od MJ. Mam również dziewczynę, która wiele podobnie jak Ty przeze mnie wycierpiała, ale nadal daje mi szanse bo wie, że nienawidzę Tego całego syfu i pragnę z tym skończyć. Obecnie walczymy razem w końcu zrozumiałą, że sam sobie nie daję rady i stara się mnie wspierać w walce. Napisałem, że potrafię się postawić w sytuacji Twojego męża, ale nie rozumiem jednej rzeczy jak mógł powiedzieć, że nie kocha Was tak bardzo, żeby z tym skończyć. Widocznie nałóg całkowicie przejął nad nim kontrolę i upośledził w ogromnym stopniu emocję i uczucia. Według mnie w Jego przypadku niezbędna jest terapia wątpie aby był w stanie samemu to wszystko ogarnąć skoro posuwa się do takich słów. Nie chcę być złym prorokiem ale trwanie w takim związku nie przyniesie Tobie ani Twojej córce miłości i rodzinnej więzi.crayzee - 05-07-2010 Jestem nowa na tym forum, przypadkowo trafilam jestem w zwiazku z uzaleznionym mezczyzna od roku.. nawet sobie nie zdawalam sprawy jak mnie to wyniszcz nie wiedzialam ze jego uzaleznienie tak na mnie wplynelo. Zanim odkrylam to forum podjelam decyzje ze odchodze ze to konice ze nie potrafie tak dluzej zyc. Mieszkamy razem za granica wiec znalezienie tu terapeuty jest bardzo ciezkie, porobowalm mu pomoc ale on nie chce pomocy jego swiat jest pusty bezz palenia. Pali od 15 lat codziennie rano w poludnie wieczorem weekendy sa najgorsze, nie ma miedzy nami intymnosci ma wieczne zmiany natsroju jedynymi uczuciami ktore jest mi w stnie okazac jest agresja i zlosc. Moi przyjaciel sie dziwia dlaczego tkwie w takim zwiazku po co ? Ja wiem.. bylam juz w nieudanym malzenstwie bardzo ciezkie rozstanie a poznije dlugi dlugo okres samotnosci.. i on sie pojawil w moim zyciu - wiedzialm ze pali ale powiedzial mi ze chce zerwac z nalogiem ze potrzebuje mojej pomcy .. ale to bylo tylko mydlenie oczu a ja w to uwierzylam .. mija rok razem wychowywujemy moja corke z poprzedniego zwiazku ktora kocha go na zycie .. Ja juz nie potrafie tak dluzej sie niszczyc serce mi peka gdy to pisze ale wiem ze tak musis byc ze musze odejsc i nauczyc sie kochac siebie od nowa bo brak milosc i szacunku do siebie samej tak dlugo trzymal mnie wtym zwiazku. On sie nigdy nie zmieni bo tak mu jest dobrze..
Dziekuje wszystkim tutaj za opisanie swoich histori.. bardzo mi to pomoglo do dzis myslalam ze jestem sam .. a teraz widze ze nie tylko ja mam taki problem.
DZIEKUJE :)suzi84 - 18-07-2010 Blackswan co u Ciebie?
Viola jak samopoczucie?Violeta - 23-07-2010 Temat postu: suzimoje samopoczucie kiepskie ostatnio, też pewnie dlatego, że mam PMS ;) Przeczytaj sobie mój ostatni post to się dowiesz co u mnie. Zakończyłam 8-miesieczną terapię i dalej siedzę w tym samym, moje podejście do jarania męża trochę się zmieniło ale to nie sprawiło, że jest mi z tym dobrze i że jestem szczęśliwa...