Uzależnienia - Forum - internetowe grupy wsparcia dla zmagających się z nałogiem i ich bliskich
Bezchmurnie - Ponad pół roku zabawy
Darektictac - 03-01-2012 Coraz częściej myślę aby zapalić. Podobał mi się ten styl życia "z samarką w kieszeni". Teraz jest serio za*ebiście, chodzę na sporo imprez, większość znajomych niepalących/palących bardzo okazyjnie, nie mam fobii społecznej. Jednak z dnia na dzień chodzę coraz bardziej rozdrażniony ze złym samopoczuciem. Nie wiem czy to przez detox, czy jakaś handra zimowa.
Szkoda mi 59 dni bez palenia. Boję się, że jeden większy wku*w i zapalę. Jutro pogadam z dobrą koleżanką o tym, może mi poukłada we łbie...Lorak - 04-01-2012 Temat postu: WytrzymajJak sam mówisz... Szkoda tych dni bez palenia.
Zapalisz i od nowa, moralniak, depresja, aż przejdzie... Ale dni nie bedą szybciej mijały.
Wiem, czujesz sie normalnie, myslisz że zapalisz okazjonalnie, jak na początku "zielonej kariery", ale to złuda... Mozg tylko czeka, dawka jaka dostarczysz da zajebisty efekt miejscowy, bo jest wygłodniały, ale jak zejdzie bedzie tak kurewsko, jak wcześniej. I przypomni Ci sie, jak było 59 dni wcześniej. Póki sie nie oczyścisz całkowicie, każdy powrót zawsze bedzie kacem moralnym i zaczynaniem od 0.
Bądź dumny z 60 dni i zajmij sie czymś ciekawym;)suzi84 - 04-01-2012 Wedlug mnie masz głód narkotykowy. Nic dziwnego skoro sam się na to narażasz. Czy koleżanka pomoże?? szczerze wątpie... no chyba, że jest terapeutąLorak - 04-01-2012 Czasem dobry, znający nasz człowiek lepszy od niejednego terapeuty;) Jak tak DarkuTicTacu? Kumpela pomogła?Darektictac - 09-04-2012 Z żadną koleżanką nie rozmawiałem. Dokładnie 2 dni po ostatnim poście, po pierwszym "wkur*ie" zapaliłem - równo 2 miesiące abstynencji poszło się z dymem. W sumie pisząc ostatni post wiedziałem, że jest to kwestia czasu abym zapalił. Hehe, historia się powtórzyła - zapaliłem i był to początek ponad miesięcznego ciągu. Paliłem tak prawie codziennie do końca marca. Wcześniejsze detoksky robiłem, ponieważ byłem jakby to powiedzieć, antyspołeczny? Tak, to dobre słowo. Wolałem palić całymi dniami przed komputerem, jednocześnie bojąc się wyjść do ludzi. Alkohol niwelował tę przeszkodę, jednak nie byłem aż tak głupi by pić codziennie wódkę. Jakoś w lutym, nauczyłem się godzić palenie z wychodzeniem do ludzi i codzienne palenie jakoś nie zwracało mojej uwagi, wydawało mi się, że wszystko jest okej. Jednak z dnia na dzień było po trochu gorzej. W końcu powróciłem do wcześniejszej "formy" i paliłem po 3 +/- razy dziennie. Pewnego dnia wyszedłem ze znajomymi się spotkać, przed wyjściem zapaliłem chyba z czwarty raz podczas tego samego dnia i po prostu jak każdy siedział, rozmawiał, śmiał się, ja miałem pustkę w głowie. Siedziałem bez słowa, w głowie czarna dziura, czułem się nieswojo w gronie osób, które znam od 10 lat. Ten dzień przeważył szalę. Innym powodem przechylających tę szalę ku abstynencji było to, że zioło mnie ograniczało. Zamiast uczyć się do ważnych sprawdzianów, wolałem zapalić i patrzeć się w sufit. Wszystkie obowiązki schodziły na drugie miejsce - na pierwszym stała marihuana. Dni w których byłem spalony 24h/7 były jak wegetacja, w sumie chodziłem z pustką w głowie i chciałem świętego spokoju, mimo iż z natury jestem towarzyską osobą. Również ostatnio zacząłem myśleć bardziej o przyszłości. Mam już te 18 lat na karku, ale w końcu garnuszek się skończy i będę musiał się wyprowadzić od rodziców. Marihuana nie pomagała w organizowaniu sobie przyszłości, wręcz przeciwnie. Może pozwalała zarobić na sobie jakieś drobne, które od razu konsumowałem czy to w postaci używek czy jedzenia, wychodziłem na zero. Oczywiście od tych pieniędzy podatki nie były odprowadzane, więc na dłuższą metę, według mnie takie interesy odpadają. Brzmi to za razem śmieszne jak i żałośnie, ponieważ w tym temacie pisałem to już kilka razy, lecz powtórzę się, chcę rzucić palenie raz na zawsze. Nie palę już trzeci tydzień, jest niby fajnie ale jednak do dupy. Czegoś mi brakuję w życiu, jednak marihuany będę unikał jak ognia. Nie będę pisał, że już nigdy nie zapalę choćbym tak chciał, ale wiem żeby nigdy nie mówić nigdy. Jednak chcę wytrzymać na trzeźwo jak najdłużej.Darektictac - 27-01-2013 Witam znowu po prawie roku od ostatniego postu. Może zacznę trochę naokoło. Rok 2012 był beznadziejny, w wakacje miałem dość duży ciąg - mógłbym się usprawiedliwiać beznadziejną sytuacją jednak jest to dziecinne, po prostu popłynąłem. Od września praktycznie cały czas to samo, kilkanaście dni abstynencji, tyle samo około palenia. Teraz moja psychika jest w rozsypce, od roku nie czułem się ani razu szczęśliwy na trzeźwo. Jak nie paliłem, to piłem dużo alkoholu, jak paliłem to piłem tyle samo alkoholu i dużo paliłem - jedyna chęć to po 5 dniach nauki doprowadzić się do największej bomby np. pół litra wódki i około gram zioła. W sumie tak wyglądało moje ostatnie kilka miesięcy, beznadziejnie. Zmiany w psychice oprócz depresji jakie zauważyłem, to jak u większości zespół amotywacyjny (potrafię zmobilizować się do nauki czy pracy, jednak jest to w 100% na siłę, co chwilę patrzę na zegarek itp.), osobowość paranoidalna - nikomu nie ufam, szczerze potrafię rozmawiać może z kilkoma osobami, stopniowo zamykam się w sobie, reszta na wikipedii. Chcę z tym skończyć raz na zawsze. Zauważyłem, że prawie zawsze pękałem w abstynencji po alkoholu, więc na razie nie piję - ćwiczę. Ważną moim zdaniem rzeczą jest to, że odnalazłem swoją pasję, która jednak wymaga wysiłku intelektualnego - gdy byłem w ciągu, po prostu nie byłem w stanie jej efektywnie kontynuować. Więc jest to ważny powód aby z tym skończyć. Poza tym, zrobiłem sobie "rachunek sumienia", zioło kompletnie nic mi nie dawało, a bardzo dużo zabierało, chociażby znajomych -miałem wszystkich w dupie. Dziś jest trzeci dzień bezchmurny, czuję się źle, jednak motywacja aby kontynuować abstynencję jest silna, więc przez najbliższy czas nie wiem co musiałoby mi strzelić do łba aby zapalić. Prób rzucenia nałogu miałem wiele, za każdym niemal razem miałem silne motywacje, a jednak znów tu piszę z prawie zerowym licznikiem. Dlatego postanowiłem podjąć odważny krok, gdy poczuję chwilę słabości zapisuję się na terapię. W moim mieście wiem, że jest jeden ośrodek oferujący pomoc osobom uzależnionym, za darmo więc nic nie stracę. Również zamierzam o tym porozmawiać z zaufanymi według mnie osobami. Mam teraz ferie zimowe, więc pewnie będę co kilka dni się udzielał, chociażby aby się "komuś" wyżalić.mastik - 27-01-2013 to jest dobre, "jak poczuje chwile słabości to pójdę na terapię"
a nie lepiej iśc teraz? póki Ci sie chce coś robic?
jak bedziesz miał nawrót to terapie bedziesz miał w d...Darektictac - 30-01-2013 Na terapię się jednak zapiszę w najbliższym czasie, w sumie nie mam nic do stracenia. Od ostatniego posta nic nie paliłem, choć nie powiem było dość ciężko. Jestem chory i siedzę już chyba czwarty dzień w domu, na zewnątrz deszcz ze śniegiem, jedyny kontakt ze znajomymi to krótkie rozmowy przez internet, czego nie lubię. Kilka razy dziennie, codziennie miałem myśli "a ch*j w to rzucanie, wyzdrowieje to rzucę", tym bardziej że pieniążki są w portfelu i praktycznie dwie minuty od wykonania telefonu mógłbym mieć dostawę pod same drzwi. Jednak od razu takie myśli odrzucałem na bok. Brałem jakąś książkę lub włączałem muzykę i zapominałem o ochocie zapalenia. Motywacja jest jak na razie równie silna co kilka dni temu. Jak na razie dobrze sobie radzę.