Uzależnienia - Forum - internetowe grupy wsparcia dla zmagających się z nałogiem i ich bliskich
Bezchmurnie - Uzależniony w 99%:-)
kate - 17-02-2009 Temat postu: donedonesuper, trzymam kciuki :) tak na marginesie-od wczoraj jestem czysta :)donedone - 04-03-2009 Temat postu: kazdemu z nas zdarzylo sie przerwac abstynencje i zajarac...Tak. Kazdemu z nas zdarzylo sie miec dluzszy(rzecz bardzo wzgledna) okres niejarania i niewiadomo dlaczego zajarac, prawda?
Ciekawi mnie czy kazdy z Was wtedy pomyslal tak jak ja: "Kurwa, to koniec, tyle dni na marne, nie udalo mi sie" I potem czlowiekowi bardzo trudno wrocic na te swoja wybrana droge...wielu z nas mysli ze jak przestanie jarac to nagle stanie sie przebojowymi, silnymi, szczesliwymi ludzmi, ze znajdziemy te ukochana osobe...? I przychodzi rozczarowanie, bo tak naprawde niewiele się zmienia, warto chyba uswiadomic to sobie wczesniej, co wedlug mnie sie zmieni jak nie bede jarac? zyski straty, nie oszukuj sie! strat jest bardzo duzo.
jaranie to rodzaj pancerza - pod spodem jest cos tak kruchego ze musi byc obudowane 30 tonami marihuany. Dla wielu jaranie to alibi dla zyciowych porazek.
Przychodzi ten dzien ze potrzeba zajaranie jest tak silna, ze nawet gdyby skuc mnie lancuchami - zajaram.
Mozna sie obwiniac, ze jest sie beznadziejnym, albo zastanowic dlaczego wlasciwie tak sie stalo?
Czy bylem zbyt zmeczony?
Czy nie mialem po prostu innego pomyslu na spedzenie czasu?
Czy bylem zly i chcialem odreagowac?
Czy bylo nudno, nic sie nie dzialo?
do czego ja tu zmierzam...wpadka to okazja, zeby dowiedziec sie czegos o sobie, i pomyslec co mozna zrobic nastepnym razem, zeby bylo inaczej.
p.s: ten post napisalem zafascynowany fragmentem artykulu w gazecie o otylosci i odchudzaniu;-), tak na marginesie to ja mam 185 wzrostu i waze 68kilo.;-)pozdrawiamdonedone - 11-03-2009 Temat postu: hejNa poczatku cos w rodzaju skargi:Nikt nie napisal niczego!!! Ja naprawde tutaj zagladam po to, zeby przeczytac co wy o tym wszystkim myslicie...
Na pewno wielu z Nas zastanawia sie co jest "gorsze" jaranie czy picie... jaka jest roznica?
Przypominam sobie cudowne chwile z mojej przeszlosci, tej trzezwej, tej prawdziwej, to jest naprawde trudne uczucie do opisania...
Kazdy z Nas ma marzenia, ma cele, ktore sa moze i nie mozliwe, bo wymarzone, ale to, co stoi na przeszkodzie to z pewnoscia jest uzalkeznienie! walczmy!!!!
Nie bede pisal ile dni nie jaram...czy to ma jakiekolwiek znaczenie?
NIe bede pisal ile dni nie tknalem alkoholu, czy to ma jakies znaczenie?
Tak jak Ty!
Dokladnie tak samo jak ty!, ja chce wszystkiego najlepszego, i wlasnie tego Wam zycze!
pozdrawiam, Maciek;-) - 11-03-2009 Temat postu: Oczekuje na akceptacjękachna - 11-03-2009 Ja rzucalam zielsko mnostwo razy, nawet nie pamietam ile... Powody powrotu do jarania byly rozne, zawsze znalazla sie jakas wymowka. Nawet gdy byly chwile kiedy czulam sie silna moj maz, tez nalogowiec, potrafil jednym spojrzeniem zmienic moje zdanie, innym razem bywalo odwrotnie, ja zwodzilam go z drogi. To byly dla nas bardzo trudne czasy, zaczelismy czuc do siebie zlosc i zal, ze nie potrafimy byc silni i wytrwac w naszych postanowieniach, nasz zwiazek wydawal mi sie bardzo toksyczny. Najbardziej obawialam sie chyba tego, ze poza jaraniem nic nas nie wiaze, ze nie mamy zadnych wspolnych zainteresowan czy celow... Gdy rzucalismy zielsko ciagle sie klocilismy, wspolna codziennosc byla nie do zniesienia...
Masz racje, ze jaranie to rodzaj pancerza, ktory moim zdaniem nie pozwala nam doswiadczac czy raczej radzic sobie z wieloma emocjami. Gdy w przeszlosci probowalam rzucac zielsko, zycie mnie chwilami po prostu przerazalo.... Palilam praktycznie dzien w dzien przez 14 lat i gdy teraz na to patrze wydaje mi sie jak gdybym spedzila te lata w jakiejs emocjonalnej spiaczce. Teraz powoli odbudowuje sobie zycie i wierze, ze juz nigdy nie zapale, mysl o paleniu napelnia mnie strachem przed tym jaka wtedy bylam, zawieszona w zyciu jak jakas mucha, ktora wpadla do wody!
Wlasnie minelo 20 m-cy od kiedy nie pale i moje zycie jest o wiele bardziej konstruktywne.
Jezeli chodzi o porazki przy wielokrotnych probach rzucania zielska to jak najbardziej zgadzam sie z Toba, ze nie ma ci sie dolowac tylko trzeba zidentyfikowac co bylo bodzcem do siegniecia po lufke, poniewaz zawsze cos takiego jest.
A jak juz sie jest "na czysto" to nie sensu czekac na cuda, poniewaz zycie toczy sie dalej tak jak toczylo sie do tej pory. Swiat wydaje sie wowczas jeszcze bardziej brutalny tym bardziej, ze nie obserwujemy go poprzez marihuanowe okulary. Trzeba sie przestroic, zapelnic ta luke czyms innym... Ja naprawde wierze, ze najgorszy dzien bez jarania jest lepszy od najlepszego dnia upalonym, poniewaz ten ostatni jest kompletna iluzja.
Zycze wszystkim wiary w siebie i pozdrawiam goraco.kate - 12-03-2009 Temat postu: kachnaA co z twoim mężem? wasze małżeństwo to przetrwało? rzucaliście razem czy on mimo wszystko pali dalej?kachna - 13-03-2009 hej kate!
Moje malzenstwo przetrwalo te trudne czasy i oboje nie palimy. moj maz w pewnym momencie zachorowal na zapalenie oplucnej i to go niezle wystraszylo, takze od tamtej pory nie tknelismy marihuany. ja z kolei mialam zalamanie nerwowe i zaczelam miec stany lekowe.
mamy dwoje dzieci a wiec oboje wiedzielismy, ze dla ich dobra i szczescia musimy nad soba i naszym zwiazkiem popracowac. my tak naprawde bardzo wiele trudnych chwil przeszlismy razem w zyciu i nie potrafilismy sie pogodzic z tym, ze jaranie mialoby nas rozbic. powoli wszystko sie pomiedzy nami uspokoilo, duzo rozmawialismy o tym jak sie czujemy itd. o rany jak mysle o tych czasach z poczatku rzucania palenia to wydaja mi sie tak odlegle! Ale to chyba dlatego, ze perspektywa czasu zupelnie mi sie zmienila i odczuwam uplyw czasu takim jaki jest, jak bylam upalona dni przemijaly niezauwazalnie.
a jak Ty sie miewasz? pozdrawiam :)kate - 14-03-2009 Temat postu: hmm..mąż..U mnie właśnie chyba mąż jest największym problemem.. Bo twierdzi,że to kocha i palic nigdy nie przestanie :( nie powiem, bo od kiedy nie palę, sam bardzo się ograniczył i jest zupełnie inaczej (o niebo lepiej :)) w końcu możemy doprowadzic rozmowę do końca, nie gubiąc przy tym kilkakrotnie wątku, wreszcie wychodzimy do ludzi, w końcu chce nam się i robimy to wszytko o czym zwykliśmy mawiac "fajnie by było kiedys zrobic.." Mam świadomośc tego, że to ja prowokuję te wszystkie sytuacje, wciągając go w to, ale narazie cieszę z tego, że choc w połowę moich głupkowatych pomysłów udaje mi się go wkręcic. Ale ciężko jest byc silnym za dwoje..próbowac ocalic tochę jedzenia na śniadnie, gdy załączy mu się żarłok, wykopywac na siłę do pracy, gdy sama wiem jak to ciężko rano wstac.. patrzec na to wszystko.. Cieszę się i gratuluję, że razem to przetrwaliscie :) oby już tak zostało :)
Donedone a co u ciebie?? jak Ci idzie??donedone - 20-03-2009 Temat postu: :-)a u mnie jakos leci, co prawda nie jaram od ponad tygodnia, ale szczerze powiedziawszy nie wierze ze jezeli kogos znajomego bym spotkal i on mi zaproponowal to bym odmowil...
pracuje teraz w domu na komputerze, prawie nie wychodze z domu...
Zadowolony jestem bo powiedzialem NIE wodce, a ostatnio tak glupio, zupelnie bez sensu wypijalem prawie pol litra "na sen", o rany jakie to bylo glupie... nie tkne alkoholu wiecej i to mowie z 99% pewnoscia!
pod koniec miesiaca jade na turniej, nie moge sie doczekac, caly weekend na drugim koncu polski, ze znajomymi zupelnie nie z tematu narkotykow, bedzie super.
jakos leci...tak teraz jak tutaj mam cos napisac co slychac to widze wyraznie, ze u mnie daleko do bycia z siebie zadowolonym...
Jedrek namawia do tej terapii, zebym wrocil, ale ja nie wiem...nie wiem czy ja tego chce...
Wciaz mam nadzieje.
pozdrawiam i dziekuje za zainteresowanie.donedone - 03-04-2009 Temat postu: czescPrzez ostatnie 3 miesiace niesamowicie sie wahalem czy jarac czy nie jarac, jaralem tak co tydzien,nie raz zdarzylo mi sie wieczorem, bardzo pozno isc do sklepu kupic 0,2 wodki i wypic po prostu tylko po to zeby zasnac.
Przerazajace, bo od mojej najdluzszej 3 miesiecznej abstynencji minely wlasnie 3 miesiace i jak tak sie przyjrzec, minely beznadziejnie, co tu pisac nic sie nie wydarzylo, nic nie robilem. KONIEC!
ZACZYNAM RAZ JESZCZE, bez alkoholu, bez marihuany, trzymajcie kciuki:-)sis - 03-04-2009 Temat postu: zmęczona... ale uśmiechniętaprzez ostatnie 6 godzin siedzę na tym forum i czytam...
prześledziłam Twój wątek może nie nazbyt dogłębnie, ale wystarczająco żeby włączyć się do rozmowy, zaangażować i żebyś stał mi się bliski.
Na początek 3 wnioski:
1) nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że skoro piszesz o sobie na forum - to wszystko sprawia, że stajesz się odpowiedzialny za wielu ludzi - za tych, którzy szukają wsparcia w wytrwaniu w czystości; za te wszystkie kobiety, u których rodzi się nadzieja, że ich faceci mogą sobie poradzić z tym świństwem; za rodziców, którzy wierzą, że ich dziecko też tak może; no i za mnie - siostrę niewiemjużsamajakdługopalącego kochanego człowieka.
2) podziwiam Cię za to, że walczysz - nie poddawaj się
3) osiągnąłeś bardzo dużo!Mariusz - 06-04-2009 Osoba walczaca z nalogiem nie jest w stanie wziac na swoje barki odpowiedzialnosi za wlasne zycie . Wiec stwierdzenie ze piszac o sobie na forum , czyli generalnie samemu szukajac pomocy , dana osoba automatycznie staje sie wspolodpowiedzialna za reszte udzielajacych sie (czy tylko czytajacych) osob na tym samym forum , jest poprostu absurdem . Pozdrawiam .sis - 07-04-2009 Temat postu: hmto co napisałam miało dać donedone kopa do walki, pozdrawiamsis - 07-04-2009 ps. musi wziąć za siebie odpowiedzialność - nikt inny tego nie zrobidonedone - 09-04-2009 Temat postu: taktak, mariusz, dokladnie tak