Ciagle podejmowanie prob , zeby tylko nie zapalic, nie zawalic szkoly, nie sprawic przykrosci dziewczynie , mamie , innym bliskim. Caly czas , moje zycie to kolo, w ktorym przez jakis czas daje rade i ogarniam sie , ale !! Cylku musi sie stac zadosc i zawsze wracam do marichuany :(
Zaczalem walke rok temu, terapia , jedna, druga(na ktora dalej chodze) znowu zawalona szkola , wstyd przed rodzicami, przed samym soba , caly czas wracam do punktu wyjscia, i caly czas przegrywam :( kolejny zmarnowany rok , chociaz jakies dzialania zostaly podjete , ale to zamalo , bo zadnych efektow nie daly , dalej jestem w czarnej dupie, opleciony zielona rozpacza , z ktorej staram sie wydostac.
Marichuana niby nic, a jednak moze pochlonac........kompletnie zawladnac zyciem :(
nigdy nie pomyslalbym ze tak bedzie wygladalo moje zycie, a wlodarzem mym jest juz od lat!!
I co teraz!!! abstynencji nie udaje mi sie utrzymywac, i podejme "radykalny krok " jakim jest osrodek zamkniety , krotkoterminowy , ale mam nadzieje ze 2wa miesiace dadza mi rozbieg jakiego potzebuje zeby zacza od nowa .......... ktory to raz zaczynam??, nie mam pojecia, ale zaczynam .
Pozdrawiam :)
Jednym z fundamentów trzeźwienia jest przyznanie przed samym sobą, że jest się bezsilnym wobec nałogu. Piszesz, że walczysz - a takie myślenie jest chyba nie za dobre.
Chodzi mi o utrzymywanie swojego uzaleznienia na wodzy, nie mam w glowie synonimu slowa "walka" ktory oddal by sens mojej wypowiedzi , a uzaleznienie i staranie sie mu przeciwdzialac to jest taka potyczka z samym soba , , chyba moge tak okreslic , mianem walki . ale ok , i nie wiem czy to jest dobre myslenie , a jestem kompletnie bezsilny i zniewolony marichuana :(
Witam wszystkich . Nie wiem czy mnie ktoś jeszcze pamięta , ale chciałem w wielkim uproszczeniu napisać co i jak się zmieniło przez ostatni... ponad rok od moich ostatnich odwiedzin tutaj.
:D Uśmiecham się, bo nie mam już tych samych problemów , mam dużo poważniejsze: praca( o którą nie jest tak łatwo), wykształcenie , którego jeszcze nie mam ale intensywnie myślę co dalej ze swoim życiem począć i zastanawiam się jaki kierunek wybrać. Rachunki, które trzeba płacić, pieniądze, których jest ciągły deficyt. Priorytetem, przyszłość i nadzieja na lepsze jutro.
Kobieta, cały czas towarzyszy mi ta sama (niedawno się zaręczyliśmy) .
I teraz do sedna, MJ owszem jest, bardzo rzadko(kilka razy w roku). Nie mam ciśnień , nie kupuje , nie posiadam , nie jestem zainteresowany , jak ktoś częstuje odmawiam, chyba że jest jakaś wyjątkowa okazja to Mooooooooooże się skusze, ale w 99procentach przypadków mówię: nie dziękuje. Taki stan rzeczy utrzymuje się już prawie 15 miesięcy i nic nie zapowiada zmian (które zapoczątkowały wydarzenia mogące skończyć się drugim wyrokiem i najprawdopodobniej wiezieniem (nie mam zamiaru wdawać się w szczegóły ) na moje szczęście udało mi się wyjść bez szwanku. Jest też kolejny aspekt , który skłonił mnie do zaprzestania, mianowicie wszystko co przeszedłem w związku z trawką i po tym wszystkim i jakimś czasie abstynencji, tak jakby w mojej głowie coś przestawiło się na właściwy tor, nagle MJ z czegoś co było (jak mi się wydawało niezastąpione w moim życiu, stała się czymś kompletnie zbędnym)
W tym roku skończę 26 lat , moje życie dopiero się zaczęło na poważnie i pokuszę się o stwierdzenie ze dopiero teraz stałem się osobą "Dorosłą"
Marihuana nie dała mi żadnych wymiernych korzyści przez całe moje życie, po prostu pozwoliła 10ciu latom przeminąć , cholera wie kiedy :)
Coś dzisiaj tknęło mnie żeby odwiedzić "Zielone Mity" znalazłem mój temat, przeczytałem od początku do końca i stwierdziłem że wypadałoby napisać .
Serdecznie pozdrawiam .
Jeszcze Raz w Pełni Świadomy tego co pisze dziękuje Za To FORUM :)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach