ostatnio znow widzialem sie z kumplem i nie pali juz 3 tydzien widze u niego poprawe jednak ludzie pod wplywem skuna sie zmieniaja widac to od razu a gdy ktos przestaje palic staje sie inna osoba
to prawda...inną rzeczą którą zobaczyłem jest zatrzymanie się w dojrzałości emocjonalnej, mimo że intelektualnie jakoś udało mi się rozwinąć...
bierze się to stąd, że człowiek musi po prostu przeżyć różne stany po ileś razy, żeby w przyszłości się na nie uodpornić, taki banalny przykład który mi przychodzi do głowy, który ma na celu mniej więcej unaocznić o co mi chodzi:
kiedy np idzie się na pierwszą rozmowę o pracę, człowiek się stresuje, przy następnych już nie, czy innych rzeczach. Po prostu jak się przejdzie przez jakieś stany emocjonalnie, to podwyższa się próg pobudliwości.
A przez MJ wielu rzeczy po prostu nie doświadczyłem, np działania pod presją czasu, wyczekiwanie na coś, martwienie się np o przyszłość, naukę...zawsze się upalałem "i jakoś to było". Nie denerwowałem się długo- na ludzi którzy mnie zawiedli- bo byłem "wyluzowany". Nie przejmowałem się kłótniami i cichymi dniami z kobietą- zawsze to była dla mnie okazja żeby więcej palić z kumplami i w ogóle o tym nie myśleć. I wiele innych rzeczy mogę wymieniać.
Po prostu ja- jak i pewnie część z Was- nie stawiłem wcześniej czoła wielu trudnym emocjom. I one teraz dopadają, czyniąc zespół abstynencyjny jeszcze trudniejszy do zniesienia.
Ale trzeba pomyśleć też inaczej- jeżeli tą sytuację się przetrwa i pójdzie dalej- to co nas później w życiu złamie? :) Bądźcie silni!
rozumiem cie doskonale micholas ja robilem dokladnie tak samo wszystko dookola przestawalo sie liczyc zeby tylko zapalic ziolo , kladlem na wszystko lache, zylem ,,chwila" a nie martwilem sie o przyszlosc i mialem wszystko w dupie
Postanowiłam tu napisać ponieważ nie mam się komu wygadać... Tak jak moja poprzedniczka. Dlaczego? Bo jeśli miałabym komuś o tym powiedzieć, ktoś z mojego otoczenia miałby się o tym dowiedzieć umarłabym ze wstydu... I to nie dlatego, że ja mam problem, ale dlatego, że mój partner jest uzależniony. Mam w sobie permanentne poczucie żalu, krzywdy, z której nie potrafię się uwolnić... Zadaję sobie pytanie dlaczego akurat mnie musiało to spotkać? Dlaczego to mnie tak bardzo rani, skoro to nie moim sposobem na życie jest MJ...
Opiszę moją historię...
Zakochałam się szaleńczo w mężczyźnie inteligentnym, pewnym siebie, wesołym, ciepłym... Mogłabym rzec- idealnym. Wszystko układało się perfekcyjnie dopóki mieszkaliśmy osobno. Czy wiedziałam od początku? Nie od samego. Byliśmy wtedy dwa miesiące razem. Pamiętam pierwszy wspólny weekend. Piątek wieczór. Relax po tygodniu pracy. I co widzę? Jak mój chłopak zaczyna skręcać. Co wtedy poczułam? Szok. Zdziwienie. On szybko zareagował i powiedział "robię tak tylko w weekendy. Dzięki temu potrafię się odstresować." Nie znając tematu, bo nigdy nie byłam otoczona osobami, które jarały, pomyślałam "OK". Przecież ja piję drinka to On zamiast tego może zapalić. To nic złego... Dziś wiem, że popełniłam błąd. Z niewiedzy. Oczywiście, żeby wyrobić we mnie opinię pozytywną co do MJ mówił mi o małej szkodliwości, że badania naukowe potwierdzają zbawienną jej moc, że KAŻDY pali. Usłyszałam całe mnóstwo takich historii. Oczywiście wtedy mi aż tak bardzo to nie przeszkadzało. A kiedy zaczęło- zapytacie. Jak zamieszkaliśmy razem. Wtedy dopiero zobaczyłam co robi wieczór w wieczór. Jakie to są ilości... Nie raz płakałam w ustronnym miejscu w głos nie wiedząc jak dotrzeć do niego. Prób była cała masa. Dobrocią. Prośbą. Groźbą. Nic nie przynosi efektów... Oczywiście przyznał się do tego, że ma problem, że nie może sobie wybaczyć, że przez niego płacze, że jestem nieszczęśliwa. Powtarza, że mnie kocha, ale pokazuje mi każdego dnia, że jaranie jest dla niego ważniejsze. Jest jego sposobem na życie... Bardzo mnie boli, że On wymaga ode mnie zrozumienia, a nie daje mi od siebie NIC...
Boję się, że mogę mieć depresję. Mam głupie myśli... Nie potrafię do niego dotrzeć i nie potrafię się od niego uwolnić... Paradoks. Moja cała siła skupia się na zacieraniu śladów, wyręczaniu z obowiązków, usprawiedliwianiu i robieniu dobrej miny do złej gry... Nie wiem co mam zrobić. Boję się. Byłam u psychologa. Powiedział, że On może pomóc mi i tylko mi. Natomiast, żeby wyleczyć jego i nasz związek potrzebny jest On.
Nie wiem co mam zrobić... Mam ochotę zniknąć...
On pali od 17 roku życia. Codziennie pewnie od jakiś 9 lat...
zapomniałam dodać, że na nic nie ma ochoty. Zero motywacji. Zero chęci do działania. Z każdym popada w konflikty. Jego znajomi to jaracze... Jak nie pali to płacze, ma wyrzuty sumienia, jazdy... Typowe, prawda?
"Moja cała siła skupia się na zacieraniu śladów, wyręczaniu z obowiązków, usprawiedliwianiu i robieniu dobrej miny do złej gry" - toż to czyste współuzależnienie, nie tędy droga...
Wiem... Szukam te drogij, która będzie odpowiednia... Byłam u specjalisty i chyba czas do niego wrócić bo nie daję rady! Nie dość, że partner to jeszcze brat. Dobija mnie ten fakt podwójnie!
Motyl, bardzo dobrze ze chodzisz do psychologa. Jednak pare spotkan to malo ale dobry poczatek:) Wspoluzaleznienie leczy sie dluzej niz samo uzaleznienie. Moze dobrze by bylo gdybys sie wyprowadzila? Jesli masz taka mozliwosc to skorzystaj. Musisz dbac i walczyc o siebie nie o Niego nie z NIm, ani z Jego nalogiem, bo byc moze jest to cos co Cie tak bardzo trzyma przy Nim. Milosc to nie bol i cierpienie ani poswiecenie... Jedna z wazniejszych spraw jest pozbycie sie poczucia odpowiedzialnosci i poczucia winy. Przynajmniej dla mnie to bylo bardzo ciezkie do zwalczenia. Ja dopiero po ponad pol roku chodzenia regularnie na terapie zaczynam opornie isc do przodu;p Zalezy czego chcesz od zycia. Jesli chcesz miec dzieci, dom ... normalnosc... To na dzien dzisiejszy jest to niemozliwe z Nim. Niby z Nim walczysz niby mowisz , ze to jest zle, ze tego nie tolerujesz itp. a jednak z Nim jestes. Wiec to jednak "po cichu" akceptujesz. Nie, moze jednak napisalam zle. Chce wzbudzic w Tobie troche zlosci na Niego, nie uzalaj sie nad Nim ze On taki biedny itp. Rozumiem ze Twoje grozby polegaly na stawianiu ultimatum , ze jak nie przestanie to koniec z Wami. On najprawdopodobniej wie, ze duzo juz znioslas wiec jestes w stanie dalej to znosic. Skoro jak sama napisalas to jest jego sposob na zycie, ze to jest tak naprawde wazniejsze niz Ty,to odpowiedz sobie na pytanie czy zaslugujesz na tak malo? Ja sama sobie odpowiadam na to pytanie tysiac razy, mowie ze chce uczciwego, odpowiedzialnego faceta. A posunelam sie niewiele dalej... Moze i jest lepiej... moze mam wiecej wiedzy... moze opadaja mi klapki z oczu...,moze juz nie ludze sie ze Go zmienie. Moze wierze ze skoro nie pali teraz to nie wroci do tego. Wiem na pewno dzis nie bede walczyc o ten zwiazek za wszelka cene. On moze sie zmienic dzis, jutro za tydzien a moze ... Nigdy? Njapierw zmieniaj siebie bo na siebie masz nieograniczone mozliwosci. I czy to musialo sie Tobie przydarzyc? Nie , nie musialo, ale takie sa fakty, wiesz juz ze jestes w zwiazku z osoba uzalezniona. Teraz przyszlosc nalezy do Ciebie. Najlepszym sposobem przewidywania przyszlosci jest budowanie terazniejszosci.:)
myślę że wyprowadzka i mocne ograniczenie kontaktu to najlepszy pomysł-ale niekoniecznie zakończenie związku...Każdy nałogowiec potrzebuje silnego bodźca żeby rzucić nałóg...moi dwaj kumple nie palą już od 2 i 3 lat, bo ich dziewczyny pokazały odpowiednio że miały tego dość...gdy się pali a wszystko jako tako się układa, ciężko podjąć decyzję o rzuceniu, wiem to po sobie...A wyprowadzka dziewczyny- to bodziec silny jak cholera! Możesz mu postawić ulitimatum, jeżeli będzie chciał Cię bardzo spowrotem że musi zacząć chodzić z Tobą na terapię, nawet nie odrazu przestać palić...Wiem że to trudne, ale jeżeli zaciśniesz zęby, to może być ten pierwszy bardzo ważny (choć wiem że trudny) krok do normalości. Powodzenia!
Wiem, że wyprowadzka to byłby duży wstrząs. Niestety łączy nas "trochę" więcej niż tylko kawałek wspólnego domu... Dlatego decyzja jest jeszcze trudniejsza. Najbardziej mnie boli, że z bardzo ambitnego mężczyzny w domu mam roślinę. Na nic nie ma ochoty, wyczekuje z niecierpliwością swojej pory palenia, nie można na niego liczyć kiedy potrzebuję, żeby po mnie gdzieś podjechał lub wybrał się gdzieś ze mną. Swój czas najchętniej spędza przed komputerem, grając w ogłupiające gry...
Wiem, że to, co napiszę będzie straszne, ale czasami chciałabym, żeby złapano go pod wpływem, szukam informacji co można połączyć z MJ, żeby go to zupełnie odrzuciło... Tak bardzo nienawidzę tej rośliny, jego w tym stanie, że dopadają mnie takie myśli.
Chciałabym też od Was rady. Jak rozmawiać, żeby dialog nie zakończył się kłótnią? Co powiedzieć, żeby On się zaczął nad tym zastanawiać, że źle się z nim dzieje? Jakie argumenty trafiłyby do Was? No i to pytanie, które najbardziej mnie męczy. Co czujecie kiedy partnerka jest przeciwna paleniu, jest smutna z tego powodu, płacze? Macie/mieliście jakieś wyrzuty, refleksje? Czy wystarczyło zapalić i koniec problemu?
Kolejny weekend, który pewnie spędza samotnie...
Mam nadzieję, że rzucający nadal są konsekwentni :) Trzymajcie się! A jeśli będzie Was kusiło, żeby zapalić, spójrzcie na siebie z punktu widzenia osoby trzeciej... To jest straszny widok i bardzo słabej jakości dialog z taką osobą.
witaj motyl wlasnie przeczytalem twoj temat i mysle ze micholas ma duzo racji wiem ze dla Ciebie to jest trudne ale czasem zeby wyplynac na powierzchnie trzeba odbic sie od dna . A jezeli dla niego wazniejsze jest jaranie od Ciebie to nie wiem czy cos wskurasz prosbami i grozbami. Moze jak sie od niego wyprowadzisz to zrozumie co stracil i wtedy dotrze do niego ze jest uzalezniony od tego syfu i nie mysli logicznie bo baka juz go zmienila, bo potym ludzie sie bardzo zmieniaja wiem co mowie. Ja to mu nawet zazdroszcze takiej dziewczyny moja byla to miala w dupie ze jaram nawet nie probowala mnie z tego wyciagnac i widziala ze sie zmienilem na gorsze i nawet o tym nigdy nie rozmawialismy. Musialem sam sobie z tym poradzic jakby nie moj ziomek to dalej bylbym cpunem i myslal ze zycie polega tylko na paleniu tego gowna. Sam tez myslalem jaka to ,,cudowna roslinka" ze jest nieszkodliwa leczy choroby a tak naprawde juz nieduzo brakowalo zebym ,,wachal kwiatki od spodu" tak potrafi po tym odpierdolic czlowiekowi.
Powodzenia
Tak jak już wspomniałam, nie tylko wspólne mieszkanie nas łączy... I w tym największy problem, bo ta druga rzecz to dla mnie prawdziwa pasja. Nadaje mi to sens życia, takie kopa energetycznego :)
On na swój sposób mnie docenia i baaardzo kocha... Gdzieś przeczytałam, że jak Cię kocha to rzuci... G*** prawda! To nie ma żadnego znaczenia w przypadku uzależnienia. Moim zdaniem bardziej popychamy te osoby w bagno. Oni chcąc zapomnieć jarają jeszcze więcej, spłycając swoją emocjonalną stronę do zera! Nie tędy droga...
Cały czas powtarzam sobie: Nawet z dna, co nie ma dna potrafisz wstać... Potrzebuję tylko wsparcia!! Bądźcie ze mną :)
Miodzio dziękuję za info... Niestety schematy, które są napisane nie zawsze sprawdzają się w życiu... U nas najtrudniej zacząć rozmowę, ponieważ On unika jej jak ognia. Każda próba kończy się, albo na awanturze "bo to ja mam problem", albo po prostu wychodzi w połowie mojego monologu. Oczywiście zdarzały się wyjątki, ale tylko w wieczór kiedy nie miał skąd załatwić. Wówczas wydawał się otwarty na rozmowę, płakał twierdząc, że jestem z nim nieszczęśliwa (na co odpowiadałam, że jestem nieszczęśliwa przez uzależnienie, a nie przez niego), że On nie wie jak ma to wszystko ogarnąć. Takie wieczory, wydawały mi się maleńkim krokiem ku chęci zmiany. Niestety... Następnego dnia niestety zmienia front.
Ja nie jestem znawcą, pedagogiem ani psychologiem- zresztą w temacie uzależnień nawet Oni są często bezradni. Może masz racje- droga wojny nie jest rewelacyjna. Ale trochę miałem okazji poobserwować otoczenie palaczy. Z tego kręgu czasem wyłamywali się niektórzy, właśnie i tylko dlatego że ich dziewczyny zastosowały taką bezwględną i brutalną metodę. Ale na każdego działa co innego.
Jednak ważne moim zdaniem, niezależnie jaki sposób wybierzesz, jest dochodzenie do celu małymi kroczkami. Uwierz mi, dla narkomana rzucenie narkotyków oznacza zmianę...prawie wszystkiego. To jest ciężkie do zozumienia. Tu nie chodzi o strach syndromów uzależnienia czy coś. To po prostu jest nie dopomyślenia życie bez tego. Tu chodzi o "jak ja będę bez tego żył? nawet za miesiąc/rok? czy potrafię? czy sobie poradzę?" Ja wiem że to dziwne, ale to tak jakby się zabijało albo coś w tym rodzaju. I tu nie wystarczy zrozumieć, że "to jest złe, to mi rozwala życie" itd. Żeby rzucić- trzeba dojść do tego MAŁYMI KROCZKAMI.
Trzeba zrozumieć i wpierw uwierzyć w wiele rzeczy. Dlatego ja polecam gorąco terapię. I niech to będzie pierszy mały kroczek- delikatnie go namów do tego. Nie każ mu rzucać albo coś. Powiedz że może sobie palić, byle tylko tam z Tobą chodził. Jak Ci się uda- a pewnie nawet to nie będzie proste- potem pomyślisz nad kolejnymi małymi kroczkami.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach