Witam
Mam 22 lata i moja przygoda z paleniem rozpoczęła się w pierwszej klasie liceum. Od drugiej klasy paliłem średnio 1 gram na dobę - zwykle z kimś choć nie zawsze. Szybko mnie wciągnęło, bo gram na instrumencie i jak dobrze wiadomo jedno z drugim łączy się doskonale.
Dużo imprezowałem i prowadziłem nieregularny tryb życia, co koniec końców skończyło się chronicznym przemęczeniem (tzw. zespół wypalenia - burnout syndrome). Stało się to 3 dni temu, chociaż już 2 dni wcześniej czułem, że coś jest nie tak (kiepski humor, drażliwość). Oczywiście byłem u lekarza rodzinnego, który zdiagnozował chorobę.
Wszystko stało się w trakcie ćwiczeń na studiach - zaznaczę tu, że byłem trzeźwy. Zalałem się zimnym potem i pokój zaczął wirować w kółko, więc wybiegłem i oblałem się wodą, gdy to nic nie dało zabrałem rzeczy i poszedłem do domu. Byłem osłabiony i zastanawiałem się po którym mrugnięciu obudzę się w szpitalu - na szczęście jakoś się doczłapałem i pojechałem do lekarza.
Przeraziłem się swoim stanem do tego stopnia, że z dnia na dzień rzuciłem alkohol (mało piję więc to nie problem), THC i papierosy (około paczki dziennie). Jem zdrowo, śpię ile mogę (około 7 godzin chociaż pierwszy dzień przespałem prawie cały) i nie wychodzę z domu, nie spotykam się z ludźmi, chyba, że ktoś przyjdzie do mnie. Z apetytem różnie bywa - raz mam raz nie.
Tutaj pojawiają się schody - z chronicznego przemęczenia już raczej się wyleczyłem - zastosowałem się do zaleceń lekarza w 100% i nie czuję się już fizycznie zmęczony. Mimo to ciągle kręci mi się w głowie, nie mogę się skupić na niczym oprócz rzeczy które nauczyłem się robić mechanicznie. Pół dnia czuję się w miarę normalnie i około 13.30 (zwykle godzina pierwszego ujarania w ciągu dnia) zaczynają się objawy. Najgorsze jest to, że nie mogę się skupić na graniu. Generalnie jestem w pełni władz umysłowych, mówię normalnie, składnie, pamiętam wszystko jak zwykle (czyli jak przeciętny jaracz trawki), nie robię błędów ortograficznych, nie mam opóźnionych reakcji ani żadnych innych dolegliwości, po prostu czuję się jak ujarany.
Właśnie w tym momencie mija trzecia doba mojej stuprocentowej czystości, a czuję się jak bym spalił ogromnego spliffa. Boję się chodzić po ulicy, bo nie wiem czy dalej mogę zemdleć. Zaczyna mnie łapać depresja po odstawieniu THC i nikotyny.
Czy Wy też odstawiając trawkę mieliście zawroty głowy i czuliście się ciągle ujarani? Pytanie kieruję do ludzi którzy palili tak dużo jak ja. Wiem, że teraz uwalnia się THC ukryte w moich tkankach tłuszczowych, a magazynuję go na pewno bardzo dużo.
Jak długo może trwać taki stan i co mogę zrobić żeby złagodzić objawy? Chciałbym od poniedziałku wrócić na uczelnię ale w takim stanie nawet się tam nie pokażę.
Nie chodzi tu już nawet o depresję, z tym sobie poradzę - mam za dużą wolę życia, ale chciałbym w końcu znormalnieć.
Hej Rudier,świetnie że trafiłeś na to forum ;)
Ja dzisiaj mam 4 dzień abstynencji,objawy miałem podobne jak Ty.Przemęczenie,wieczne zamułki,również zdarzało mi się maksymalnie spocić w momencie ale to chyba spowodowane jest emocjami i ciśnieniem.
Masz ciśnienie w tych porach w których jarałeś to normalne...Uczucie ujarania które opisujesz to pewnie zamulenie,tez tak miałem przez pierwsze dni.Dzisiaj na 4 dzień już jest dużo lepiej.
Nie bój się wychodzić z domu na ulice,pewnie w domu nie masz się czym zająć.Pewnie to miejsce (jeśli w domu jarałeś) kojarzy Ci się właśnie z tym i dlatego masz deprechy.
Moja propozycja na Twoją poprawę samopoczucia to szczera rozmowa z zaufanym przyjacielem niepalącym,spacery na świeżym powietrzu,może jakaś bajerka niezobowiązująca do niczego z jakąś panienką ;)
Po prostu zajmij się czymś co nie miało nic wspólnego z jarankiem.
Zobaczysz,minie parę dni i poczujesz się lepiej jeśli dobrze sobie wykorzystasz wolny czas.
Ja dzisiaj zrobiłem sobie spacer łącznie z 5 kilometrów.
Kiedyś by mi się po joincie nie chciało nawet 1 zrobić ;) Smutne lecz prawdziwe.
Poczytaj sobie mój temat oraz innych użytkowników forum,na pewno znajdziesz dla siebie coś co Ci pomoże.
Trzymaj się życzę powodzenia w abstynencji.
Pozdro
Wyszedłem na spacer, ogólnie chodzić po ulicy mogę, ale poziom mojego znietrzeźwienia jest tak duży, że raczej nie jestem w stanie funkcjonować w społeczeństwie. Wyjść gdzieś ze znajomymi raczej bym nie mógł - poorał bym się i wrócił szybko do domu. O uczelni nawet nie wspomnę...
Myślę, że cały czas byłem w takim stanie, ale wcześniej tłumaczyłem to sobie paleniem lolków i jakoś łatwo to przyjmowałem i miałem w dupie, a teraz kiedy jestem czysty po prostu mnie to przerasta.
Krajobrazy i kolory były piękne, ale nie tego spodziewałem się po odstawieniu. To już 4 dzień i dalej nie mogę się ogarnąć. Nie mam stanów lękowych, ale jestem bardzo niecierpliwy - czekanie np na zielone światło albo jechanie ruchomymi schodami doprowadza mnie do szału. To dziwne, bo z reguły jestem bardzo miły, spokojny, opanowany i odpowiedzialny, ale to akurat może być spowodowane odstawieniem papierosów.
Kolejki w sklepach to też nie wesoła spawa. Pojechałem z mamą do marketu - oczywiście ona o wszystkim wie - i w pewnym momencie sam ją poprosiłem o zmianę lokalizacji, bo natłok ludzi robił i sieczkę z mózgu.
Ogólnie staram się walczyć, chodzę w duże skupiska ludzi mimo, że nie chcę tylko po to żeby przekonać samego siebie, że jest OK, bo w końcu nie w takich miejscach i nie w takim stanie bywałem.
Jutro idę zrobić badanie krwii i moczu. Chyba przejdę się do LOPIT-u na rozmowę z psychologiem (MONAR-u ani żadnej innej poradni u nas nie ma). Tylko nie wiem czy za to się płaci. Pojutrze do rodzinnego z wynikami badań. Chciałbym wykluczyć wszelkie inne dolegliwości.
Dzięki Paweł :]
Zapalić nie zapalę już na pewno nigdy w życiu. Za dużo mnie to kosztowało i za dużo kosztuje teraz. Wyobraź sobie jak musiałem się czuć skoro rzuciłem też fajki. Do teraz jak pomyślę o tym wszystkim jest mi tak głupio, że łzy cisną się na oczy, bo byłem po prostu głupim, naiwnym szczeniakiem.
Sorry za posta pod postem ale nie znalazłem przycisku EDIT.
Hej,bardzo dobrze.Trzeba się cenić wysoko :)Zamułka przejdzie,teoretycznie z tego co słyszałem do 3 miesięcy mózg czyści się z tego gówna a praktycznie to jeśli będziesz sobie rzucał nowe wyzwania to przyspieszysz ten proces.
Dlaczego myślisz że nie jesteś w stanie wyjść do ludzi ? Są ludzie i ludzie...Znajdź sobie wartościowe towarzystwo,jestem przekonany że to Ci pomoże.
Trzeźwa rozmowa,trzeźwy uśmiech jest więcej warty niż mi się wydawało :)
Ja też miewałem takie dziwne uczucie niecierpliwości jak opisujesz np w kolejce lub w skupisku ludzi.To też ma związek z brakiem thc.Nie wiem czy miałeś kiedyś tak że jadąc w autobusie dajmy na to miałeś wrażenie ze każdy myśli że z Tobą coś nie tak.Myślę że obie sytuacje mają wiele wspólnego ze sobą.Po prostu przeszkadza Ci natłoku ludzi.
Thc tak ryje umysł.
Ale to też przechodzi z czasem więc się nie przejmuj.U mnie już jest lepiej,nawet zaczynam trochę ludzi zagadywać ;)
Proponuję Ci podejmować nowe wyzwania,nie wiem czym się interesujesz co lubisz robić itp.
Żyj po prostu jak każdy normalny człowiek na poziomie.
Ja mam taki mały plan kupić sobie owczarka niemieckiego ;D Nie wiem czy to wypali ze względu na rodziców...Jeśli wypali a będę ostro kombinować to mam zamiar takiego pieska tresować,trenować,biegać z nim i wszystko co przyjemne ;D Zawsze marzyłem o takiej rasie,pewnie jak bym nie jarał to już bym dawno takiego miał ;D
Mi dzisiaj 5 dzień leci,czuje się dobrze.Nie mam ciśnień,stresu,nerwów.Wraca pewność siebie.Mam jeszcze drobne problemy ze snem oraz z gospodarowaniem wolnego czasu.Ale tyle czasu ćpania a teraz diametralna zmiana...Więc nie od razu Rzym zbudowano ;D
Pozdrawiam trzymaj się.
Byłem dzisiaj w poradni i rozmawiałem z terapeutą. Powiedział, że przy tak ostrym jaraniu jakie zaliczyłem (przypominam 5 lat z czego 4 dzień w dzień) + papierosy powinienem pojechać na tydzień na detoks.
Jak myślicie powinienem pojechać? Prosił bym o szybką odpowiedź bo do jutra muszę się zdecydować...
czy ten detoks mialby byc platny?
jesli tak, to mogloby tlumaczyc intencje terapeuty :)
a bardziej serio - czasem faktycznie detoks przy marihuanie moze miec sens, ale skonsultowalbym na Tw. mscu ten pomysl z innym terapeuta (w innej poradni?)
Z tego co mi wiadomo nie ma u nas innej poradni, chociaż dzisiaj dostałem namiary na dwie inne, ale raczej są już nieaktualne.
Na pewno będzie płatny, nawet NFZ nie opłaci tego w 100%.
Skonsultowałem to z moją mamą (jest lekarzem), innym terapeutą i sam ze sobą i ten pomysł jest raczej bez sensu. Tym bardziej, że mam bardzo duże problemy ze stresem i nerwicę, a taki wyjazd tym bardziej by to pogłębił. Jeszcze gdyby to było w moim mieście...
Zrobiłem badania krwii i moczu - wychodzi na to, że jestem okazem zdrowia.
Narazie zdecydowałem, że pójdę albo po zwolnienie lekarskie na ten semestr, albo, jeżeli będzie to możliwe, przejdę na indywidualny tok studiów. Za dużo spraw mi się zwaliło na raz i to najprawdopodobniej było powodem mojego wcześniejszego wycieńczenia, a teraz jeszcze dodatkowy stres przez rzucenie trawki i fajek. Po prostu nie dam rady nerwowo tego wyrobić, muszę sobie zrobić dłuuuuugie przyjemne wakacje. Każdy, nawet najmniejszy objaw nacisku sprawia, że automatycznie źle się czuję.
Z porady psychiatry skorzystam dopiero w poniedziałek, bo wtedy będzie wolny, chyba, że rodzinny skieruje mnie do innego szybciej.
Ja jak bylem u terapeuty w monarze i powiedzialem ze pale od kilkunastu lat z czego 10 dzien w dzien nie zaproponowano mi detoksu w osrodku. Psychiatra nie zaproponowal tez zadnych lekow. Jedyne co mi zaproponowano to terapia indywidualna.
Miło mi to słyszeć :]
Myślę, że też poradzę sobie bez chemii - tym bardziej czytając Twoją historię. Potrzebuję tylko trochę odpoczynku. Wakacji nie miałem od kilku lat - albo szkoła, a od 2 lat nawet 2 na raz w różnych miastach i to mocno oddalonych, albo praca i na to bania non stop + do tego dwa zespoły i siedzenie po nocach. Żarłem byle co i byle gdzie. Imprez sobie nie szczędziłem, nie raz wracałem o 4 do domu i szedłem na 7.30 na ćwiczenia paląc jeszcze spliffa po drodze co by głowa nie bolała. Cały czas jakoś mi się udawało, ale teraz był cykl niepowodzeń i zrobił się kogel mogel. Nerwy puściły.
Coś mi się wydaje, że ten terapeuta z dupy jest. Więcej dowiedziałem się z internetu niż od niego. Spytałem jak radzić sobie z dołkami, a on na to "zająć się... czymś" albo pytam się ile czasu będzie trwać ten pierwszy etap kiedy czuję się ciągle ujarany, a on najpierw stwierdził, że nawet 2 lata -.- za taką pomoc to ja dziękuję. Jeszcze z tym detoksem mi wyjechał. Pytałem co mogę zrobić żeby przyspieszyć proces wytrącania THC to obszedł temat dookoła i nie udzielił mi żadnej odpowiedzi. Bardziej mnie zmartwił niż mi pomógł. Wychodząc stamtąd czułem się naprawdę źle - zdołowany, przybity i beznadziejny.
Z tego co wiem to po 6 miesiacach Twoj organizm bedzie wolny od THC ( tak mi powiedziala moja terapeutka) Wiec jak mozesz miec uczucie ciaglego upalenia przez 2 lata?? Cos mi tu nie gra. Jesli masz tylko dola a nie depresje to sie ciesz chlopie. Przejdzie zanim sie obejrzysz. Ja jeszcze 3 miechy temu bylem przekonany ze juz nic mi nie pomoze ( czasami dalej mam takie shizy) dalej jest bardzo zle ale nie tak beznadziejnie jak bylo. Pamietaj czas leczy rany.
Rodzinny powiedział, że wygląda to na depresję nerwicową. Na psychiatrę muszę czekać, ale myślę, że przejdzie mi zanim się doczekam.
Mogę iść w poniedziałek tam gdzie gadałem z terapeutą, ale jak ten lekarz ma się okazać tak samo "obeznany" jak poprzedni, to wolę poczekać i pójść do tego, którego polecił mi lekarz pierwszego kontaktu - tym bardziej, że ufam tej Pani.
U mnie już powoli wszystko wraca do normy :] dostałem co prawda jakieś tabletki, ale nie biorę tego - dam sobie radę. Tym bardziej, że pierwsze efekty mogę odczuć dopiero za 2-3 tygodnie.
Z każdym dniem czuję bardzo dużą różnicę - spotykam się już z ludźmi, pracuję i jakoś układam cały ten bajzel. Jestem po prostu mega nakręcony - szybko mówię, kręci mi się w głowie lekko cały czas, wszystko robię bardzo gwałtownie i nie potrafię usiedzieć w miejscu. W sumie może to wynikać z tego, że ciągle sam sobie udowadniam, że jest OK.
I tak do czasu aż coś mnie zestresuje jest ok, ale wystarczy jeden niewielki bodziec i najbliższe parę godzin mam z głowy (totalny zjazd, nic mi się nie chce, nie mogę jeść, robi mi się biało przed oczami, kręci w głowie i chcę jak najszybciej uciec z tego miejsca).
Ja też mam schizy, ale uczę się to ogarniać - przekierowywać myśli i zdawać sobie sprawę z tego, że nawet jak czuję się nieswojo, to gorzej już po prostu nie będzie :] Przecież nie przewrócę się ani nie zniknę przez to, że trochę kręci mi się w głowie ^^ a jak bym miał na to umrzeć, to umarł bym na samym początku kiedy było epicentrum.
Napiszę co będzie po rozmowie z psychiatrą albo jak już mi przejdzie :]
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach