Witam ponownie w moim skromnym wątku :) Ponieważ nie mam za bardzo komu, postanowiłem z Wami podzielić się moim małym jubileuszem- 3 miesiące abstynencji od marihuany (które minęły w ostatni piątek). Dla przypomnienia (i dla poinformowania niektórych) trawę paliłem 8 lat, z których 5 ostatnich przepaliłem CAŁE, codziennie- kilka razy dziennie...jak moim kumplom coś wyrosło albo zaczęli działalność to pieprzyłem uczelnię i inne obowiązki i całymi dniami paliłem ogromne ilości na różne rozmaite sposoby...
Zaznaczyłem 3 miesiące, ponieważ mniej więcej tyle czasu zajmuje oczyszczenie się KRWI. Wiem oczywiście,że w jądrach, cebulkach włosów i tkance tłuszczowej thc siedzi latami, ale 3 miesiące to dosyć znaczący czas dla oczyszczającego się organizmu.
Wnioski- ciesze się że z tym zerwałem. Dużo rzeczy zawaliłem przez mój nałóg.Nie wiem czy uda mi się szybko je naprostować...Ale najważniejsze wg mnie że powróciłem do życia. A że nie jest ono lekkie, to każdy wie. Jestem szczęśliwy że nie palę, samopoczucie się bardzo poprawiło, poprawiła mi się też wydolność fizyczna oraz psychiczna (ta akurat tylko nieznacznie)...niestety nie poprawiła mi się motywacja, ale z nią odkąd pamiętam nie było najlepiej :P
Co mi pomaga? Swoją walkę zacząłem nie 3, ale 5 miesięcy temu. Złamałem się i powoli zacząłem wracać w cug, ale tym razem zapisując uczucia które towarzyszyły mi podczas jarania. Nie były one przyjemne. Tzn były w sumie typowe, do których można się przyzwyczaić i nawet (za)bardzo polubić, ale kiedy byłem już dłuższy czas na czysto i widziałem różnicę między paleniem a niepaleniem- uczucia które towarzyszyły po około 1h od zapalenia i utrzymywały się jeszcze dnia następnego nie są wg mnie niczego warte(np totalne zmulenie, zniechęcenie do wszystkiego i ogólnie stan, w którym oprócz zapalenia następnego skręta albo zjedzenie czegoś NIC nie daje już przyjemności)
Ponadto do podjęcia i utrzymania abstynencji pomagają mi: kobieta, sport i medytacja. Do tego czytam dużo literatury- głównie fachowej- na temat wpływu środków psychoaktywnych na organizm oraz umysł. Dzięki nim lepiej zrozumiałem siebie, swoje zachowania oraz rozumiem- co bardzo ważne- przyczyny i objawy syndromu odstawiennego.
Pozytywne strony są- ale nie ma fajerwerków. To od czego się uciekało za pomocą trawy- wraca z jeszcze większym pierdolnięciem. Tak jakby życie było przyczepione na gumie- im bardziej się od niego odsunie, tym bardziej "strzeli". Ale ja nie chcę wegetować na garnuszku rodziców albo w jakimś ośrodku pomocy społecznej. Albo robić jakieś lewe interesy, regularnie odwiedzając więzienne cele. Gdybym palił- nie wiem czy skończyłbym kiedykolwiek studia, czy nie zająłbym się "zieloną działalnością gospodarczą" bo takie propozycje miałem i byłem już prawie na to zdecydowany...
Chcę po prostu ŻYĆ. Cieszyć się wszystkim, czuć jak najwięcej i jak najwięcej z życia skorzystać. I tego również i Wam życzę, pozdro!
minęly 4 miesiące...i w ostatnią sobotę dostałem chyba jakiegoś flasbacka...
Najpierw coś mi siadło na oczy- widziałem ogólnie jaśniej a obraz...jakby to wyjaśnić...był jakby bardziej wyraźny "na wprost" pola widzenia, a po bokach jakby mniej (co nie znaczy że nie wyraźny). Już nie mówiąc że wszelki ruch który rejestrowałem wyglądał inaczej...był jakby odrobinę mniej płynny...
Kojarzy mi się to w pierwszymi paleniami oraz innymi chemicznymi gównami których oczywiście musiałem spróbować jakieś 6 lat temu (amfa, tabsy, LSD).
Najpierw pomyślalem że to może od słońca (bo sobota była ładnym dniem), ale jak włączyłem płytę w samochodzie to się dosłownie przeraziłem...utwory które tam nagrałem brzmiały INACZEJ...ale to tak totalnie np jakiś ponury utwór brzmiał wesoło i w ogóle czasem mi się wydawało że jest inna linia melodyczna...wyjąłem płytę, przetarłem, sprawdziłem w radiu czy nie wcisnąłem jakichś guzików (zmieniających styl muzyki czy coś) ale wszystko było po staremu.. Po jakichś 30 minutach wszystko minęło w taki sposób że nawet nie zorientowałem się kiedy.
Miał ktoś kiedyś coś takiego? Albo słyszeliście o tym? Ja się zląkłem trochę, czy to czasem nie jakiś guz mózgu i rozważam tomografie...
heh widzsz kopciles 8 lat a 5 codziennie. masz mase syfu w sobie. toksyny z dymu plus thc powoduja rózne schizy, flashbacki jak najbradziej. thc samo w sobie takze ale w nie takim stopniu jak thc plus syfy z dymu. czy zdrowe było by regularne wdychanie dymu z ogniska kilka razy w tyg przez 2, 3 lata parafrazujac do 8 lat bakania? w ognichu jest w chuj syfu porownujac to do dymu z mj, po mj czules faze bo thc to powiedzmy 80% a 20% to toksyny z dymu, teraz odwórc to na 100% syfu jesli chodzi o ognicho, przestalbys wdychac dym z ogniska po miesiacu, a jaranie jest przyjemnieszje o 100x wiec czemu nie? nie robic tego?
ja miałem ok 2 miechy takich jazd jak ty te 30min flashu. dla mnie to byly chore jazdy, 2 miechy derealizacji? po fazie miałem derilke przez 5 min, lubiłem ten odmiennny stan, potem o znikał i chillout wiadomo, ale taki stan nonstp 24/24 to meczy wiesz.
na twoim miejscu moze i zrobil bym badania, lepiej znasz swoja przeszłosc(mj, amfa, lsd) nic nie wiadomo a masz swoje lata. ja bylem u neurolgoa w trakcie najwiekszych schizów, badanie było smieszne popukal w kolano czy nie mam padaki, ale powiedizął mi cos istotnego, mj moze wywoływac flashabcki do 5 lat po ostatnim buchu, powiedział ze to taka srednia, heh nie wieze aby typ mial flashe jescze po 2 latach od mj ale mozliwe, napewno nie 5 ale kto wie, pamietaj teraz o tych 5 latach ale nie bój zaby te flashe to pikus czytajac ten post, choc przy twoim stazu 8latenim z dragami to badz przygotowany na kilka flashów przez te 5 lat. przy kazdym flashu badz spokojny, wczuj się i wyciagnij doswiadczenie, moze na flashu dostrzezesz te rzeczy które były nie istonte, nie dostrzegalne a bardzo wazne, widzisz nie wszytko jest 1znaczne, muzyka melancholijna moze miec i swoją radosną stronę, wszytko ma 2 strony, i nie ma rzeczy niemożliwych. Rozwiń swoja wiare, zawierz swoje życie Bogu a zaobzcysz nie ma rzeczy niemożliwych bo umysł ludzki jest dosyc wąski nie pojmuje nawet w 50% prawd tego swiata. pozdro
dzięki za odpowiedź, masz racje że tyle lat bakania to nie przelewki. Mnie ten stan zdziwił ponieważ myślałem że flashbaki to powrót fazy, a ja takiej nie czułem- siadło mi tylko na wzrok i słuch. Co do chemii to były tylko pojedyncze eksperymenty w liceum, no ale wszystko ma jakieś skutki. Pozdro!
Stało się coś, czego się osobiście w moim przypadku nie spodziewałem, choć słyszałem i czytałem że to typowe- zaczęły się pojawiać uporczywe myśli o zapaleniu- po jakimś 4,5 miesiącach abstynencji...przychodzi mi na myśl historia mastika oraz innych osób mających nawroty...
Od tygodnia, codziennie w okolicach godziny 18 mam spore ciśnienie na zapalenie, które kończy się jakoś po 21...pokasowałem wszystkie kontakty, od wszystkich dawnych "zielonych znajomości" się oddzieliłem..,mam w tych godzinach jakby rozdwojenie jaźni. Wciąż mam w pamięci wszystkie argumenty i korzyści przemawiające za abstynencją, a mimo to chcę się ujarać. Idę w tych godznach coś potrenować albo widzę się z dziewczyną, i mam ciąglę w glowie "numeru nie mam do tego, ale może jak będę wracał od kobiety to będzie w domu, trochę się wkurzy że bez telefonu no ale cóż..." albo myślę czy nie odwiedzić po dłuższym czasie jakiegoś non stop bakającego kumpla który pewnie by się ucieszył na mój widok...jednocześnie za każdym razem ganię się za to, a jak wyobrażam sobię sytuację to stwierdzam, ze "w zasadzie to ja nie chcę palić". Masakra. I te myśli "4 miesiące temu skończyło się na okazyjnym 3 krotynym zapaleniu po miesiącu abstynencji, więc teraz też się może udać". Przesada. Te myśli przychodzą poza moim udziałem, pomimo tego że naprawdę chcę z tym skończyć.
Mnie zdziwiło to o tyle, że sądziłem że jestem dosyć ułożony psychologicznie oraz dokształciłem się merytorycznie na tyle, aby ominęły mnie "szatańskie podszepty"...ale niestety, tak jak KAŻDY narkoman- nie jestem ponad to...
Na szczęście chodzę na spotkania do MONARu, gdzie moja terapeutka udowodniła mi że mój przypadek (jakąkolwiek ilość książek i artykułów bym nie przeczytał i jakkolwiek bym się nie 'zaprogramował' psychicznie) jest TYPOWY:
1. Za wiele oczekiwałem od abstynencji. WSZYSTKIE swoje życiowe problemy i niepowodzenia zrzuciłem na fakt palenia marihuany. Gdy po okresie przebrnięcia przez syndrom odstawienny, stabilizacji psychicznej i emocjonalnej prawie jeszcze nic się nie poprawiło u mnie w życiu, podświadomie potraktowałem to jako argument przeciwko rzucaniu co mój wciąż uzależniony mózg wykorzystał.
2. Jako że zacząłem w młodym wieku palić trawę, dopiero uczę się żyć na trzeźwo będać rzuconym na głęboką wode- bo już wieku dorosłym i w przełomowym okresie życia, przy czym nie jestem w żadnym ośrodku tylko wciąż w tym samym miejscu- czyli jestem "eksponowany" na różne bodźce, które w przeszłości pchnęły mnie w nałóg. Do tego chcę uciec bądź znieczulić się na trudy tego świata
3. Myślałem, że tyle czasu trzeźwości to bardzo dużo. Błąd. To dopiero początek...Terapie trwają po kilka lat, i są niestety obfite w takie nawroty...
Tak więc dopiero teraz dociera do mnie sens postów Mastika i jego historia, oraz Miodzia i głupio mi że czasem zdarzało mi się wypowiadać na jakieś tematy z pozycji autorytetu, jakbym już wszystko wiedział na ten temat...
Do wszystkich tych którzy piszą "nie palę już 4 dni, jestem zmotywowany i na pewno rzucę bez żadnej pomocy" mocno się zastanówcie nad skorzystaniem z profesjonalnej terapii. Narkomania to nie katar i nie wystarczy tylko "zmądrzeć" i już wszystko będzie okej. Ja to teraz widzę, a i tak pewnie jeszcze mało wiem na ten temat...
Twoja wypowiedz dała mi trochę do myślenia...Ja też wypowiadałem się w swoim temacie z wielką pewnością a miałem wtedy kilka dni na czysto :) Trzymam mocno kciuki żeby Ci się noga nie podwineła pomimo ciśnień jakie opisujesz.Pamiętaj ile Cię to kosztowało.
Pozdrawiam
natrętne myśli jakie się pojawiają to jest niezła masakra - zdumiewa mnie jakie to pokretne
Tak na prawdę umysł to takie narzędzie nad którym nie zawsze mamy kontrolę.
Np dzisiaj myślałem o paru nieprzyjemnych rzeczach i trwało to ciągle, cały dzień sobie przez to zrąbałem, nic mi się nie chciało, zamiast to olać i zająć się czymś pożytecznym.
Takie urządzenie którego nie da się zatrzymać, bo nie możesz nie myśleć
a kierować też tym trudno no bo jak powiesz że nie myśle o problemach to oczywiście bedziesz o nich myślec...
Nawet jak bedziesz mysłec o czymś innych to chwila nieuwagi i znowu wraca się na natrętny tor... (tak jak kręcąca się melodia)
ostatnio to myśli o bakaniu tłumaczę sobie, że to taka symulacja, że chcę zobaczyć jak się zachowam w obliczu okazji
ale czy to symulacja czy prawdziwa myśl to nie ma znaczenia - bo jeśli zachcę to juz przepadnę...
(moge uważać że symulacja dlatego że powiedziałem minimum rok musi być)
cieszę się że nie mam kontaktów i załatwienie dla mnie wiązało by się ze sporym wysiłkiem i oczekiwaniem... - jak coś do łba strzeli to będzie czas by się opamiętać
ale dobrze być świadomym takiego mechanizmu jak nawrót, jeśli się wie jak to działa to można temu zapobiec
nie przejmujcie się swoją pewnościę siebie!
to najlepsza wróżba na rzucanie
a tego że czasem zły dzień się pojawi to sie nie wyeliminuje - trzeba to zaakceptować.
na swoje nawrotowe myśli to miałem dziś taką odpowiedź od siebie:
przecież (trawa) to jest dewastacja! dlaczego o tym myślę tyle? czy na prawdę chcę być głupszy niż jestem? czy użeranie się z kołowaniem jest takie fajne? czy czajenie też? czy chce wracać do takiego stanu? czy chcę mieć takie dziury we łbie że nie pamiętałem całych dni? przecież to nie ma żadnych zalet!!!
tak myslałem pare miesięcy temu i przecież nic się faktycznie nie zmieniło
więc chyba za dużo myślę a właściwie puszczam umysł na samopas głupoty
@micholas Nie palę znacznie dłużej niż ty a mimo to u mnie też czasami powracają różne myśli. Nie wiem, chyba trzeba to zaakceptować. Te myśli płyną jakby osobnym torem bo przecież doskonale zdaję sobie sprawę, że nie chcę palić i jakie to niesie ze sobą konsekwencje.
ja właśnie myślę niemal w ten sam sposób :) Po prostu zostałem zaskoczony, bo przez 4 miesiące nie miałem W OGÓLE chęci zapalenia. no ale z takimi nawrotami musi się- jak się przekonałem- każdy liczyć. Nie każdy jest na to gotowy, dlatego tak wielu ostatecznie polega. Na terapii dowiedziałem się też, że niestety- ale w większości przypadków podczas terapii nawroty kończą się przerwaniem abstynencji. Należy być na to również gotowym, stale pracować i się konsultować z terapeutą. że jeżeli człowiek nad sobą pracuje to stopniowo wydłuża się ten czas po którym się "łamie" aż w końcu zdrowieje tzn umie żyć na trzeźwo bez przeszkód.
Powiedziała że to nie jest jakiś dobry aspekt, ale nie musi to też być jakoś bardzo negatywny (łamanie abstynencji). Jeżeli nie przerwie się terapii, to tak naprawdę złamanie się można śmiało potraktować jako jej element, bo zwykle ludzie uzależnieni zaczynają w młodym wieku i robią to przez wiele lat przyzwyczajając się do zamulenia i znieczulenia. A gdy nie palą jakiś czas, to mają przynajmniej w końcu po wielu latach PORÓWNANIE: co jest lepsze? W moim wypadku przynajmniej tak było, kiedy ponad 4 miechy temu przerwałem abstynencję. Nagle zobaczyłem, że następne 2 dni jestem jakiś przymulony i znieczulony. Nagle mnie olśniło, że ZAWSZE taki byłem następnego dnia, po prostu do tego przywykłem i twierdziłem że po trawie nie ma żadnych skutków ubocznych następnego dnia!
Warto dlatego mieć terapeutę który pomaga dojrzeć takie rzeczy oraz nie przybijać się potknięciami. Pewnie gdyby nie to, stwierdziłbym: kurde, ale jestem beznadziejny, nigdy mi się to nie uda! A terapia zrobi z porażek stopnie do wyzdrowienia.
Kiedy Pani psycholog mówiła że nawroty kończące się łamaniem abstynencji to rzecz typowa chyba musiały mi się oczy zaświecić (mój mózg znalazł furtkę do zapalenia) więc dodała odrazu "choć oczywiście lepiej jakby się to nie zdarzało".
Terapia to żłożony proces. Na pewno u mnie, czyli człowieka, który palił 8 lat z czego 5 non stop po kilka g dziennie. Pozdro, trzymajcie się tak jak i ja :)
ps. Mastik, ja też miałem dzisiaj cały dzień myśli które psuły mi humor...nie będę zdradzał jakie, ale do teraz jeszcze gdzieś mi tam krążą...może taka pogoda i ciśnienie. U mnie w mieście caly dzien jest pohmurnie i zimno. Pzdr
co potem? kto to wie?
takie założenie przyjąłem po połowie roku niepalenia,
nie chodzi w tym o to ze jak minie rok to od razu lufa w garść.
tylko że to jest taka ochrona na nawrót - co mi z resztą pomogło pare razy
załóżmy taką sytuację:
jestem na imprezie koledzy palą i mi sie naglę włącza myślenie:
zapalić czy nie? zapalić czy nie? zapalić czy nie? zapalić czy nie? zapalić czy nie? zapalić czy nie?...
a tu nagle urywam to tak: musze rok wytrzymać tak postanowiłem i koniec rozważań! :)
ta strategia ma słaby punkt bo po roku może przyjsć rozluźnienie i wątpliwości ale wymyślę coś innego.
czemu akurat rok? a nie 2 lata albo 9 miesięcy?
gdzieś słyszałem że do pokonania nałogu potrzebny jest pełny rok. nie wiem czy to ma sens w ogóle...
inna sprawa:
po roku nie picia alkoholu teraz piję czasem piwo (czasem więcej) ale nie miałem ani razu urwanego filmu. - a wcześniej było to nagminne...
chociaż alkohol mniej mi się podobał niż palenie więc nie mogę tak po prostu takich założeń się trzymać
nie wiem czy takie rozważania nadają się na to forum...
prościej jest jak się zakłada że już nigdy...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach