Palilem od 6 lat. Czasami okazyjnie, czasami codziennie, coraz czesciej codziennie, choc z przerwami np. przed sesjami.
Nie bede sie tu rozpisywal o tym co sklonilo mnie do ponizszych przemyslen - kazdy ma tutaj swoj indywidualny, ze tak powiem, wachlarz ;) skutkow ubocznych, ktore zaprowadzily na to forum. Moje nie byly tak hardcorowe jak niektorych. Uplasowalbym je raczej gdzies w srodku tutejszej skali.
Probowalem rzucac juz kilka razy. 2 lata temu udalo sie nawet na pol roku. Niestety nie pamietam zbyt wiele z pozytywnych skutkow, poniewaz przyslonily mi je hektolitry alkoholu wypitego "w zastepstwie".
Ostatni raz trwal 2 miesiace, z finalem koncem zeszlego roku. Dalem sie nabrac sam sobie, ze to tylko ten jeden raz, a pozniej moze od czasu do czasu... Teraz nie pale 1,5 miesiaca. Tym razem wiem, ze sie uda. Wydaje mi sie, ze znalazlem klucz do drzwi abstynencji.
Nie ma zadnego "tylko tego jednego razu". Albo rzucam, albo nie. Tym razem rzucam z postanowieniem, ze nie zapale nigdy wiecej. Wczesniej niby tez, ale sam siebie oszukalem, ze przeciez nic sie nie stasnie, tylko ten jeden raz, wszystko pod kontrola. Zaden jeden raz. Pod zadna kontrola. Nie ma zadnej kontroli nad tym. Kazdy "ten jeden raz" po przerwie konczy sie powrotem do punktu wyjscia. To jak z alkoholikami. Jak chce wyjsc z tego, to nie moze do konca zycia napic sie nawet kieliszka wodki. Tak samo jest z tym zielonym scierwem. 2 tygodnie temu mialem juz te mysl. "Ten jeden raz i koniec". O nie kolego, tym razem mnie nie nabierzesz. Bogatszy o poprzednie doswiadczenia z rzucaniem, juz wiedzialem, mialem swiadomosc, ze ten caly miesiac, ktory nie pale pojdzie na marne. Ze znowu wroce do punktu wyjscia, znowu bede analizowal sytuacje i obiecywal poprawe. Skoro mam to juz za soba, skoro juz tyle mnie to kosztowalo, to znowu mam przez to przechodzic? Dla "tego nibyjednego razu"? Ooooo nie-e.
Czy moze dalej palic w takim ukladzie? Ile tak jeszcze mozna? Kolejnych kila lat? 10? 20? No ile? Nie chce przeciez obudzic sie ktoregos ranka z reka w nocniku jako samotny, przepalony zgred wydajacy ostatnia zlotowke na TAKTAku do kolejnego z rzedu dilera-idioty, zeby skolowac material i patrzec jak inni wokol cos osiagneli w zyciu, a ja je przespalem i przepalilem. Wtedy bedzie juz pozamiatane. A moment, w ktorym chce sie ogarnac nadszedl wlasnie TERAZ. Nie jutro, nie za tydzien. TERAZ. Nie mowie, ze Ci co nie przestaja palic tak wlasnie skoncza, ale takie miewalem czarne wizje siebie.
Znam kilka osob, ktore albo juz osiagnely w zyciu bardzo wiele, albo sa na najlepszej drodze w tym kierunku. Zadna z nich nie pali. Nie daj sie oszukac, ze moze byc inaczej. Moze i sa wyjatki od tej reguly, ale jest ona taka, ze zyciowy sukces nie idzie z w parze z jaraniem. To sa swieze przemyslenia, ale jestem przekonany, ze to tak wlasnie jest.
Mam 25 lat, jestem mlody, cale zycie przede mna, mam ambicje i chce je zrealizowac. Skonczylem zajebiste studia za granica, na otwierajacym perspektywy kierunku, ze swietnym rezultatem, mam realna szanse na bardzo dobra prace i udana kariere. Mam wspaniala dziewczyne, z ktora swietnie mi sie uklada. Za nic nie chcialbym tego zaprzepascic przez jakas zamule zwiazana z paleniem.
Dziewczyna odgrywa tutaj niesamowita role. Chce zeby postrzegala mnie jako silnego mezczyzne, ktory wie czego chce i z zelazna konsekwencja potrafi to realizowac. A nie jako narkomana-niedorajde, ktory jednego dnia mowi, ze gandzia jest be, a juz nastepnego jest tak zjarany, ze ledwo widzi na oczy. Niesamowicie jest tez motywujace, co piszecie na tym forum. Podziwiam Was za wasza walke i tym mocniej sam zaciskam piesci.
Kopa daje rowniez wizerunek, ktory odbudowuje sam przed soba. Kazdego dnia, cegielka po cegielce. Niesamowite, jakiej energii oraz wiary w siebie potrafi dodac. A jesli ja w siebie nie uwierze, to na milion procent nikt inny nie zrobi tego za mnie. Jesli potrafie pokonac sam siebie, to pokonam wszystko, zmiele w drobny mak kazda przeszkode, ktora stanie na mojej drodze. Zjarany czuje sie slaby, nie mam szacunku do siebie i wszystko mnie przerasta.
1.5 miesiaca bez, pierwszy tydzien byl pieklem i niech nikt mi nie mowi, ze marihuana nie niesie ze soba fizycznych objawow odstawienia - kolatanie serca, zimne poty. Psychnicznie oczywiscie totalne dno i 3tony mulu. 2 dni. Koszmar. Kolejnych 5 to totalna bezsennosc. Jeszcze mam lekki zespol amotywacyjny (hehe, to chyba od dziecka ;) ), ale juz wszystko powoli wraca do normy, widze postep z dnia na dzien. Przybywa energii do dzialania, nie spie do poludnia i lepiej sie odzywiam. Do tego alkohol zupelnie okazyjnie i nie "do podlogi", zadnego upijania sie "w zastepstwie".
Wyrazy podziwu i gratulacje dla trwajacych w abstynencji! To na prawde lezy w zasiegu reki i jest jak najbardziej wykonalne. Trzymajcie sie!
Mój problem wygląda bardzo podobnie. Mój najdłuższy okres niepalenia to pół roku. Najgorsze jest to ze po tak długim okresie niepalenia bardzo łatwo jest samemu siebie oszukać, ze skoro tyle już nie pale to już nie muszę. W pewnym sensie udowadniamy sobie ze już możemy palić raz na jakiś czas... Tak jak zauważyłeś, ja zresztą tez nie może być nawet tego jednego razu bo wracamy do punktu wyjścia. Miałem już tak kilka razy.Dla mnie nigdy nie było problemem nie palić tydzień, dwa nawet miesiąc. Najgorsze jest nie wracać już nigdy. Mam wrażenie ze wpadłem w błędne koło i już nigdy się z niego nie wydostane... Mam przed sobą całe życie, jestem młody. Mam dopiero 18 lat. W planach studia i rodzinę. Wiem ze moje postępowanie prowadzi w odwrotnym kierunku i na dzień dzisiejszy nie chce słyszeć o jaraniu... Ale co jeśli po miesiącu dwóch udowodnie sobie ponownie? Nie wiem już sam...
Pozdrawiam i życzę powodzenia.
Moze pomocna bedzie absolutna swiadomosc, ze robiac to ten jeden raz wracasz do punktu wyjscia. Najwazniejsze, to nie patrzec na to jak na tego jednego dzointa, na tych kilka godzin lotu, tylko jako wybor sciezki. A sa tylko dwie. Trzezwa, albo nietrzezwa. Ta albo ta.
Narazie u mnie taki tok rozumowania sprawdza sie jak najbardziej. Mijaja 2 miesiace. Walka trwa. Narazie wygrywam nokautem :) Do tego dalej nie zalewam sie w zastepstwie - ot, lampka, dwie wina, lub kilka browarow raz na weekend - mozna by stwierdzic, ze wrecz zdrowo, dla poprawy krazenia ;) Chociaz praktycznie codziennie mam mysl czy dwie o gandzi, ale niezbyt natretne, nie o realnym zapaleniu - to wydaje sie byc coraz bardziej niemozliwe. Choc oczywiscie jeszcze dluga droga przede mna i jeszcze nic pewnego. Jest mi o tyle latwiej, ze jestem w biegu, mam wiele spraw na glowie, a co za tym idzie - w miare zorganizowany dzien. Czasami tylko, jak przychodzi weekend i zasluzone wolne, to wspominam jak to bylo milo sie wyluzowac.. No ale coz, mam nadzieje, ze zostawiam to za soba. Wtedy byl czas na luzowanie, teraz jest czas wziac sprawy w swoje rece, a pozniej przyjdzie czas, ktory wyleczy rany. I tyle.
Na dzień dzisiejszy również nawet sobie nie wyobrażam ze mógłbym zapalić. Podobnie jak ty mam dość wiele na głowie. Czasami nie mam nawet czasu o tym myśleć. Gdybym zaczął teraz palić wszystko bym pewnie odstawił na bok. Ambicje spadłyby gwałtownie. Robiłbym tylko niezbędne minimum a wszystko by się kręciło wokół tego kiedy znajdę wolny czas na "małego wąsika". Dodając do tego te wszystkie negatywne skutki palenia o jakich sobie nie zdawałem sprawy paląc czasami zastanawiam się jak to jest możliwe ze robiłem tak jak robiłem. Ostatnio kiedy myślałem o tym i robiłem sobie takie zestawienie pozytywów i negatywów okazało się ze zawsze szale przechylał zaledwie jeden plus "bo było zajebiście" pomimo tych wszystkich wielu minusów które były z drugiej strony. Uświadomiłem sobie jak muszę być uzależniony skoro moja potrzeba zapalenia była jedynym plusem a zawsze brała gore. Zawsze sądziłem że mam silną wole, że ci co się uzależnili są słabi psychicznie. Prawda taka że albo się myliłem że mam mocną psychikę albo się myliłem że uzależniają się tylko ci słabi. Nie wiem nie obchodzi mnie to. Teraz staram się jak mogę robić to co uważam za słuszne bo nie pozwolę żeby jaranie zmarnowało mi całego życia. Bo prawda jest taka że tak jest i nie widzą tego tylko ci co palą.
Za kilka dni stukna 3 miesiace. Niestety przez ostatnich kilka dni mam hustawki nastrojow z przewazajacym dolem, dziwnie sie ogolnie czuje, mam nadwrazliwosc na negatywne bodzce, jestem rozdrazniony i nawet jak udaje mi sie opanowac gniew, to w srodku i tak wybucham jak wulkan. Do tego glupota moich snow siega zenitu. Czytalem na forum, ze niekotrzy mieli podobnie, wiem ze ten stan mija, ale mam nadzieje, ze to jest kwestia dni, a nie tygodni.. Zwlaszcza, ze super sie odzywiam, wysypiam sie nawet mimo tych snow, nie pale papierosow, w ogole nie pije alkoholu i regularnie uprawiam sport, wiec to powinno przyspieszyc proces oczyszczania organizmu z thc. No nic, pozostaje czekac... Pozdrawiam.
heh z tymi snami to prawda, ja nie pale o tygodnia ( drugi raz w zyciu zucam tak na powaznie) i pamietam ze poprzednim razem po jakichs 2 tygodniach zaczely mi sie te "posrane" sny, nie dawaly mi usnac wogole. W ciagu jednej godziny potrafilem miec 5-6 snow i kazdy z innej beczki i kazdy bardziej bezsensowny od poprzedniego. Nie wiem jak inny z tymi snami ale ja mialem tak (i obiawiam sie ze niedlugo znowu sie zacznie) ze gubilem rozeznanie miedzy fikcja a rzeczywistoscia. snilo mi sie ze brat wchodzi do mnie do pokoju i cos do mnie mowi a ja proboje mu odpowiedziec i nie potrafie, usta mam jak z olowie, budze sie i nie wiem czy brat byl u mnie w pokoju czy nie :P no ale to PRZECHODZI! pozdro
bez kitu mi sie codziennie cos sni nawet jak na 2h zasne, ale calkiem mi sie to podoba. w snach wyzwalaja sie silne emocje jakich nie mozna doswiadczyc na jawie, niektore sa na prawde niezwykle.
Ja dzis mialem sen, że ktos mnie czestuje-nie chcialem w snie zapalić-ale było mi bardzo ciezko i myslaem ze jak kots zaproponuje mi znowu to nie wytrzymam;/ na szczęście był to tylko sen:)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach