Witam wszystkich,
może na początek krótkie przedstawienie: lat 25, pracujący, trochę ponad 10 lat palenia za sobą z mocnym postanowieniem poprawy. Czy paliłem dużo? Rzecz względna. Czytałem różne tematy i na pewno do 5 czy 10g dziennie nigdy nie doszedłem. Sztuka-półtora w ciągu dnia to generalnie maksimum poza nielicznymi wyjątkami parę razy w roku. Większy problem pojawia się w częstości i stażu palenia. Od dobrych 4-5 lat maksymalna ilość dni bez palenia to jakieś 40-50 rocznie a i wcześniej zdarzały się dłuższe maratony, choć zazwyczaj z równie długimi przerwami między nimi.
Problem? Chęć zaprzestania palenia już od dłuższego czasu bez ŻADNYCH efektów. Poranna pobudka z kupą w głowie, ciągłe rozkminy, że to już koniec, więcej nie pozwolę sobie na takie samopoczucie z rana.. I tak do wieczorka do 19, po czym odwijamy kolejne sreberko.. Raz na jakiś czas miałem taki wstręt do palenia, że nie paliłem bez problemu przez 5-7 dni. Myślałem, że jak zapalę raz w week to nie będzie problemu.. Ale niestety już wiem, że albo rzucam to i nigdy nie palę, albo będę się tak męczył kolejne miesiące/lata, mając nadzieję, że wrócę do rozsądnego palenia.
Negatywny wpływ? U mnie jest bardzo 'subtelny'.. Bo niby patrząc z zewnątrz koleś ma własną firmę, układa się (odpukać) bardzo dobrze, uczę się samodzielnie języków, ćwiczę a przy lepszej pogodzie biegam czy jeżdżę na rowerze. Problemem jest to co siedzi w głowie. Niestety więc nie rozchodzi się tutaj o znaczne poprawienie jakości życia, bo i teraz nie mam na co narzekać, ale komfortu psychicznego. Przez to chyba trudniej mi o na prawdę silną motywację.
-Koncentracja i skupienie pomimo tego, że pozwalają mi na dobre wykonywanie pracy są i tak znacznie obniżone. Wiem, jak wyglądają dni w pracy w okresie gdy nie palę tych kilka dni. Nagle nie ma bezsensownego łażenia w poszukiwaniu rzeczy które gdzieś położyłem, nagle jestem w stanie myśleć o wykonywanej pracy, jednocześnie zastanawiać się nad kolejnymi krokami i rozwiązaniami i przypominać sobie, że element który będę potrzebował do kolejnych kroków, położyłem dokładnie tu i tu. Praca zyskuje płynność, zajmuje mniej czasu, który mogę wykorzystać na wykonywanie kolejnego zlecenia, a nie bezsensowne pałętanie się przez pół dnia pracy jak g***.
-Dziwna 'blokada' w mózgu. Nie mam pomysłów o czym ciekawym i interesującym pogadać (choć nie uważam się za tępą osobę). Tematy to zazwyczaj bieżące sprawy, opowiedzenie co w pracy, jak leci, czasami nawinie się jakiś temat, ale i tak poruszanie go trwa kilka minut. Gdzie się podziała taka świeżość w rozmowie, którą zawsze miałem i przez którą tematy nigdy się nie kończyły. Słuchając czyjeś 2-3 zdania potrafiłem znaleźć nawiązanie do poruszenia kolejnego tematu - czasami na kilka godzin rozmowy. Poczucie humoru i powiedzenie czegoś śmiesznego to raczej rzadkość - albo zanim zamulony mózg połączy styki, to już dawno ktoś coś rzucił, albo w ogóle brak pomysłu. A zawsze byłem osobą, która potrafiła rozbawić pozostałych..
-Towarzystwo naturalnie znacznie się zmniejszyło do osób palących, trudniej poznać kogoś nowego, przez te kilka lat palenia chyba zapomniałem 'jak się to robi', jak zaciekawić kogoś swoją osobą.
Moim zdaniem brak w Polsce rzeczowej dyskusji o paleniu. Przeciwnicy podają odrealnione negatywne skutki, demonizują tę używkę, przez co przy każdym zetknięciu z nią pojawia się jedno pytanie - co oni k*** pie*****? I natychmiast bierze się stronę grupy, która broni palenia. Ale analizowałem ostatnio argumenty strony 'za paleniem' i jestem wściekły na siebie, że przyjąłem bezkrytycznie te argumenty, sam je sobie wmawiałem do momentu, aż wkopałem się w silne uzależnienie. "Gdybyś pił alkohol tyle co palisz, to już dawno skończyłbyś jako żul", "Po flaszce to pewnie poszlibyśmy teraz komuś wpi*****, a takto kulturalnie siedzimy i rozmawiamy" (pomijając to, że tylko zjarani mogą nazwać te rzucanie pojedynczych słów, bez skupieniu się na jednym temacie dłużej niż kilka minut - 'rozmową'). Generalnie, niby używka jak używka i trzeba uważać, ale spotkał się ktoś z podaniem jakiegokolwiek negatywnego oddziaływania thc na organizm przez osoby 'pro'? Niby są tam jakieś, ale nikt nigdy ich nie widział, albo dotyczą jakieś 0,00001% ludzi palących. A reszta to osoby nagle niesamowicie kreatywne, gdzie nie pójdą tryskają wprost niesamowitymi żartami, a śmichom i chichom nie ma po prostu końca. Ogromna ilość osób łyka to bez zastanowienia. Palący znajomy - na 2 godziny lekkiej zamułki pośmialiśmy się może minutę z sytuacji która akurat wynikła. Na następny dzień opowiadał dumny jakie to straszne śmiechy odchodziły po tym ostatnim paleniu...
Po kilku nieudanych próbach rzucenia, sam już mam świadomość kiedy warto zaczynać kolejną próbę. Są dni, kilka-kilkanaście pod rząd, że wiem, że pomimo obrzydzania sobie od rana palenia i tak i tak pojadę po pracy kupić sztukę i ją spalę i już nawet nie próbuję walczyć w takie dni. Kiedy indziej (niestety jest to kilkakrotnie rzadsze) wstaję rano i wiem, że to jest ten dzień i klika najbliższych, gdzie bez większego problemu nie będę palił.
W piątek nadszedł taki dzień i rzeczywiście z radością nie pojechałem po palenie, sobota tak samo bez problemu, dziś kolejny dzień 'radości' z niepalenia. Mózg powolutku odzyskuje świeżość, rano nie mam problemów z rozbudzeniem się. Pojawia się typowa nadpobudliwość połączoną z delikatnym zryciem ;D potrwa pewnie z 3-4 dni, po czym wróci na jakiś czas mniejsza motywacja i mniej energii.. Mam nadzieję, że to już ostatnia próba rzucania, która zakończy się sukcesem. Przynajmniej wiem, że nie mam co próbować zapalić za tydzień czy dwa, tylko że to MUSI być koniec, jeśli chcę osiągnąć cel.
Z pierwszymi dniami nie ma problemu, bo przynoszą dużą radość i przesadnie 'dobre wyniki' rzucania. Problemem będą pierwsze dni spadku motywacji. Tutaj liczę również na pomoc osób, którym udało się przez to przejść - czym się najlepiej zajmować itp.
Pozdrawiam
Z wieczora naszła mnie rozkminka, żeby podzielić arkusz A4 na dwie równe części. Po lewej spisałem powody, dla których często wybieram się po palenie, stan jaki chce osiągnąć czy czynności, które chcę wykonywać niby lepiej po packu. Z prawej strony spisałem sobie rzeczywiste samopoczucie. Choć od dawna wiedziałem ze MJ to już nie to samo co kiedyś, to jednak zdziwiłem się, gdy nie dość, że ani jeden punkt nie powtórzył się, to w dodatku całość wyszła mi jak zadanie na polskim - wypisz przeciwności do podanych wyrażeń. Całość przepisana na kompa, wydrukowana i zajęła zaszczytne miejsce po plakacie z pięknymi - do czasu - kwiatami.
Dziś jest mój 3 dzień bez palenia i standardowo wyrwało mnie z kapci =O też tak macie, że po 1-2 dniach typowej zamułki, przychodzi nagle potężna dawka energii, z którą nie wiadomo do końca co zrobić? O ile zazwyczaj lubię sobie trochę pomachać którąś nogą w trakcie siedzenia, to w obecnym stanie dwie ledwo starczają i to przy dużym zakresie ruchu =D Lubię w sumie ten stan, odmiana po tym ciężkim przyj*baniu paleniowym. Obawiam się tylko, że zbyt szybko uznam, że wszystko jest przecież ok, pozytywnej energii pod dostatkiem, zagaduje znowu do różnych mniej znanych mi osób, a nie tylko załatwiam urzędowo to co muszę używając najmniejszą możliwie ilość słów (nie lubię stać jak ciul jak kasjerka kasuje rzeczy czy załatwiam coś w hurtowniach/firmach/urzędach.. można zawsze pogadać o czymkolwiek, od razu łapie się pozytywniejsze nastawienie - inna sprawa że w PL wiele osób wygląda jakby miało ciągle ciężkie z*eby).. więc skoro tak, to czemu nie spalić pacura jak kumpel zaprasza czy stawia.. W końcu byłem w pracy, zarobiłem dobrą kasę, pouczyłem się, pomachałem hantelkami, więc czemu nie mam zapalić, skoro zrobiłem wszystko co potrzebne i pożyteczne? Cóż, mam nadzieję, że moja nowa ozdoba na ścianie będzie mi przypominać choć trochę o tym co zostało postanowione. I przede wszystkim to, że po ostatniej nieudanej próbie przestawienia się na palenie co tydzięń-dwa, wiem że teraz to musi być definitywny koniec. Się okaże co czas przyniesie. Pozdrawiam!
Hehe no i oczywiście nadszedł dzień nr.4 czyli wtorek iii telefon - palimy? Szybka odpowiedź nie. Ale już coś tam zaczęło się w główce kotłować, po chwili drugi telefon - a może jednak? Noooo dobraaa.
Wpada ziomek, mordka się nie zamyka, opowieści, śmiechy, dobry humor. Spaliliśmy dowody. Mordka się zamknęła, nastrój drastycznie w dół. Kumpel się zawinął i pierwszy raz w sumie miałem coś takiego. Wcześniej pomimo rzucania, gdy zjarałem już mordę to ten stan mi nie przeszkadzał i po godzinie-dwóch myślałem o skopceniu kolejnego batata. We wtorek nie mogłem doczekać się, kiedy mi to zejdzie i nawet przez myśl nie przeszło mi, żeby kminić coś do dopalenia. Może pomogło spisanie tego wszystkiego. Pewnie i to forum i uzmysłowienie sobie kilku, niby prostych rzeczy. Wczoraj podbijam do kumpla, bacisko już płonie, podaje mi go - nie dzięki, nie mam ochoty.
Coś czuję, że jakiś pśytreczek przestawił mi się w głowie i że teraz będzie już z górki. Może to tylko pocieszanie się i nakręcanie, alee.. wcześniej zawsze podświadomie coś tam mi mówiło, że nakręcaj się nakręcaj tak, ale i tak zapalisz. Teraz czuję autentyczny wstręt do tego. Jak kiedyś do smrodu fety (kto żarł i się przeżarł, myślę że wie dokładnie ocb =)
Witam na pokladzie :)
Od razu napisze, tak smród fety do dzisiaj kojarzy mi sie z czymś okropnym :P
Blokada w mózgu to efekt chronicznego palenia. Mimo ze jestes madry nie potrafisz nic sensownego powiedziec itp. To samo powoduje amfetamina ale w bardzo wiekszym stopniu
Daj sobie z tym wszystkim czasu. Odpocznij, zrelaxuj sie, ułoż sobie mysli itp.
Ja w pierwszym miesiacu abstynencji, a palilem duzo i dlugo, wzialem L4 na 4 tygodnie i lezalem w domu pijac ziołowe herbatki, nadrabiając diete witaminowa i po prostu odpoczynek.
witaj Kolego, dzięki za zajebistą radę z daniem sobie czasu na to wszystko. Do tej pory każdy dzień rozpoczęcia kolejnego rzucania traktowałem jako początek czegoś zupełnie nowego, zmieniałem pod to plan dnia i starałem się maksymalnie zająć cały dzień czymś 'pożytecznym'. A chyba rzeczywiście lepiej dać sobie czas na rekonwalescencje po tej 'chorobie'. Wypróbuję to w nadchodzącym tygodniu.
Poza tym wczoraj miałem sądny dzień i jestem z siebie w połowie zadowolony.. Nie jadłem dropów od 2 lat i wczoraj trafiła się okazja, więc skusiłem się na jednego. W ciągu kilku h siedzenia na lekkiej rozpływającej fazce mdm'owej co chwile znajomi wychodzili zajarać, oczywiście za każdym razem namawiając mnie na lola. Skusiłem się tylko raz, pomimo osłabionej znacznie woli od innej używki.
Tak czy tak liczy się to jako kolejne palenie, ale też nie załamuję się, że dałem się namówić i wszystko zaczynam od początku.. W ciągu ostatniego tygodnia zapaliłem 2 razy a nie 6-7. Jedno i drugie zajaranie nie spowodowało powrotu do codziennego kopcenia, ani nawet wzmożonej chęci. 'Sprawdzam się' od czasu do czasu pomyśleniem czy wybrać się dziś po sztukę i nawet na chwilę nie powoduje to chęci zapalenia. Jestem dobrej myśli.
Po jakim czasie Kolego poprawiło Ci się coś w kwestii tej 'blokady'?
Rzucalem ziolo wiele razy, jeszcze nosek u mnie do tego dochodzil. Dopiero po 2 latach rzucilem na stale a probowalem kilka razy co konczylo sie na pierwszej imprezie.
Veteran co do blokady to ciezko naprawdę powiedzieć. U mnie blokada ustepowala, tzn bylo czuc roznice, juz po 5-6 dniach niepalenia. Calkowicie ustalo mi wszystko po ok. 4 miesiacach. Znaczy calkowicie, sam nie wiem kiedy bedzie calkowicie. Palilem wiele lat od 1 gimanzjum i praktycznie nei pamietam jak to jest byc trzezwym np. kilka lat. Co sie zmienilo a co nie. Wiem ze z kazdym dniem jest lepiej i na nowo odkrywam sam siebie.
Mysle, ze tak naprawde blokada ustepuje jak stajesz sie wolnym od tej uzywki. Niektorzy twierdza ze uzaleznionym sie zostaje do konca zycia, moim zdaniem cos w tym jest ale nie do konca. Fakt, jestes bardziej podatny na ponowne wrocenie do nalogu. Rzucajac ktorys tam raz nie palilem pol roku, nagle nadala sie okazja tak naprawde "z dupy" wzialem bucha, jednego bucha. Kupilem 5tke od razu i tak poplynalem na kolejny rok.
Moge Ci doradzic, bo widze mamy podobne menu tzn krążki, noska pewnie tez miales epizody (jak sie myle to przepraszam :) ) i ziolo, ze na poczatku abstynencji od trawy jest fajnie. Cieszysz sie kazdym dniem niepalacym bo robisz cos dobrego dla siebie i czujesz roznice. Jednak po kilku miesiacach wypalasz sie. Staje sie to wszystko rutyna, przestaje cieszyc. Jaka recepta? Traktowac abstynencje jako cos normalnego. Latwiej powiedziec gorzej w praktyce ale mysle ze wlasnie taki jest tego wszystkiego sens, zeby dorosnac do abstynencji i powiedziec sobie stanowcze KONIEC. Do dzisiaj tego nie powiedzialem, ale czuje ze jestem coraz blizej. Na razie powiedziałem NIE, muszę jeszcze powiedzieć KONIEC i zakończyć ten epizod w moim życiu.
Duzo stracilem przez uzywki, dopiero teraz zrozumiałem ile rzeczy przegapilem albo co mi umknęło. Ile podjalem glupich decyzji na fazie (szczegolnie po wladziu). Jednak trzyma mnie jedna mysl - co nas nie zabije to wzmocni :)
Takze 3maj sie i pisz na forum. W razie pytan na szybko albo cos pisz smialo na PW
Wiesz pytam o te blokade bo wczoraj przypominalem sobie jak to bylo kiedys i jak teraz.. Szczylek 16, 18 czy 20 letni i jak wypatrzylem jakas laske, ktora mi sie zajebiscie podoba to po prostu podbilem przy najblizszej okazji, pogadalo sie raz, drugi, czasami nic wiecej z tego nie wyszlo ale zazwyczaj udalo sie umowic i spotykac przez jakis czas. A teraz? łahahaha rozkminilem sobie co by moglo byc gdyby postawili 3 osoby - jakas fajna dziewczyne (dajmy 23 lata), mnie teraz (25) i mnie w wieku czy to 17 czy 20 lat. Ten szczylek z jakims pewnie mlodzienczym syfem na ryju zjadlby mnie po kilku minutach, gadką i umiejętnością zainteresowania drugiej osoby sobą. Także weź dziadzia uwal się na pizde i ani mrugnij, a ja zmykam z laska.. Zalosne kur** ale taka jest prawda ;/
Spodziewam sie ze pelny powrot do czasow sprzed palenia czy sprzed rozpoczecia hurtowego jarania to nie jest okreslony czas, ze 3 miechy i wszystko gra, tylko zlozony proces, czesto pewnie uczenia sie na nowo, chocby tego nawiazywania nowych znajomosci. Analizujac rok po roku wszystko, to ostatnie 2 lata to najwieksza degradacja w kontaktach. Wczesniej pomimo porownywalnie czestego palenia i pomimo juz dlugiego stazu palenia, moja psychika radzila sobie bez problemow. Ale tez pocieszajace jest to, ze pozytywne zmiany mozna poczuc po dosc krotkim czasie, bo ten aspekt blokady najbardziej mnie irytuje w tym calym MJ'owym gownie..
W mojej karcie dań poza Mj to same energetyczne potrawy krolowaly. Zaczelo sie od dropow w wieku lat 18. Gdy mialem 19 zaczelo sie czestsze i wieksze pozeranie - raz na tydzien-dwa wpadalo od 2 do 8 dropow - ale tez praktycznie tylko na imprezach. Zakonczyl sie temat bez problemow w wieku 21-22. Powiedzialem sobie ze styka juz, pora sie ogarnac ii.. od tego czasu zjadlem moze z 4-5 razy cos okraglego, bo uwazam ze raz na ruski rok nie zaszkodzi zarzucic @. Na penwo wolalbym zjesc @ niz wypic 0,5l
Nawet jedzac @ mowilem ze fety nigdy nie tkne.. I bylo tak dluugo dopoki @ przestaly nalezycie dzialac na klimat imprezy w klubie i posmakowalem we wladziu. Ale tu rozsadek dzialal caly czas, wiec jadlem sciere tylko na imprezach, wtedy juz raz na 2-3 tygodnie i NIGDY nie dojadalem jeszcze po nocy. To trwalo z 3 lata, po czym po 2 lekkich psychozach amfetaminowych dalem sobie z tym spokoj.
Oprocz tego zdazal sie koksik w mniejszych ilosciach, krysztaly MDMA (choc de facto to powinno sie zaliczac do @), grzyby kiedyś na zajawkę. W kazdym razie z porzuceniem zadnego z tych dragow nie mialem problemow.. Czego nei da sie powiedziec o 'zajebistej, niegroznej roslince'. Zjebana propaganda ;/ Nigdy wczesniej nie slyszalem ze moze dac takie skutki, jakie widze teraz po sobie i o ktorych czytam tutaj ;/ Gdybym o tym wiedzial, tak samo jak wiedzialem o skutkach dropow czy fety, kto wie, kto wie, moze nie bylbym nawet na tym forum i byl na innym etapie swojego zycia z innymi rozkminami..
Veteran
Kto wie jakby był gdybym sam nie zapalił, ale nie ma co rozkminiać gdyby liczy sie co jest tu i teraz.
Masz w sumie troche racji. Brałem rowniez rozne srodki, szczegolnie duzo nosa i metkata. Rzucenie tych srodkow przyszlo mi latwiej niz trawe, chociaz idac nawet teraz na impreze mam spotnaniczna mysl o _____ .
Ziolo powoduje okropny syndrom amotywacji. Dla mnie najgorzej było go pokonać i wtedy nastapilo odblokowanie. Zaczalem czytac ksiazki, nowa wiedza wchlaniała sie we mnie w niespodziewanej szybkosci. Az sie przestraszylem :D
Czas puszczenia blokady to zagadka. Nie potrafie odpowiedziec na to pytanie, moze to byc miesiac moze to byc rok. Wszystko zalezy od czlowieka i trybu zycia
Witam,
choć przestałem liczyć dni bez palenia, ciężko nie zauważyć, że skoro dziś piątek, a tydzień temu w piątek miałem ostatni grubszy melanż to mamy pewnie dziś dzień nr 7 =) Potwierdza się to, co pisałem w poprzednim poście - coś się w głowie przełączyło, ułożyło i temat palenia wyparował jak kiedyś kolejne sztuki. Od poniedziałku po prostu nie myślę nawet o tym temacie. Wcześniej non stop zaprzątał mi głowę - ale fajnie że nie palę, o kolejny dzień bez palenia, a dziś znowu nie zapale itp itd. Teraz temat przestał praktycznie dla mnie istnieć. Ani RAZU nie miałem choć ułamka sekundy chęci do zapalenia. Jest dobrze.
Wcześniej, w trakcie nie udanych prób rzucania, żałowałem, że nie można jakoś zapisać stanu w głowie, który mam po spaleniu, czy z rana na następny dzień i odtworzyć dla przypomnienia, gdybym tylko miałbym chęć zajarania packa. Postanowiłem więc zapisywać codziennie, liczbowo moje samopoczucie i kondycję umysłową/psychiczną. Skala od -5 przez 0 do +5, gdzie wszelkie minusy to poczucie dyskomfortu, 0 to stan neutralny, ale nie zadowalający, a + to już coraz lepsze samopoczucie, +5 to jest to załóżmy 'cel'. Oceniałem 5 grup, w kolejności: motywacja (do zajęcia się czymś), energia (ogólne odczucie znużenia bądź pobudzenia), otwartość (kontakty z innymi, nie znajomymi, czy kleiła się rozmowa czy urzędowe załatwienie sprawy), nastrój, rześkość myślenia. Oto niektóre wyniki:
16.II, motywacja -5, energia -5, otwartość -5, nastrój -5, rześkość myślenia -5 (czułem się rzeczywiście nawet gorzej niż rzadkie gówno)
18.II: -3, -3, -2, -2, -4
19.II: -1, +1, 0, +1, -1
21.II: +3, +3, +2, +3, +1
Może taka metoda pomoże kilku osobom =)
Posłuchałem też rady Kolegi (za co dzięki), nakupiłem masę owoców i warzyw, popijam jakąś melisę i herbatkę na ogólny detox organizmu i do wczoraj po pracy głównie leżałem i czytałem książki. Od dziś wracam powoli do moich typowych, regularnych zajęć i docelowo od 1 marca już pełen ogień ze sportem, żeby przyspieszyć wydalanie syfu z organizmu. Zajebiście, że zbiega się to z zapowiadaną wcześniejszą wiosną, bo doda dodatkowego kopa i motywacji.
Będzie coś z półtora tygodnia od ostatniego palonka, psycha już się wycisza, nie ma ciągłej bezsensownej gonitwy bezsensownych myśli. Czuję, że ODPOCZYWAM. Wysypiam się o wiele szybciej, łatwiej mi się wstaje, pewność siebie w dużej mierze wróciła, energia i motywacja jest - wreszcie za większość rzeczy nie zabieram się z musu, tylko z czystej chęci zrobienia tego. Rześkość myślenia wraca najwolniej z tego wszystkiego, ale też jest już znaczna poprawa - odwiedziła mnie kumpela ostatnio, 5 godzin zleciało w momencie, a mordka się nie zamykała (wcześniej byłoby to raczej nie możliwe).
Także na dzień dzisiejszy 26.II (dzień 11): M:+4, E:+3, O:+3, N:+4, R:+2.
Kolejny dzień nie palenia policzyłem teraz i podałem informacyjnie, dla tych którzy będą to kiedyś czytać i zastanawiać się kiedy następuje jaka poprawa. Ogólnie polecam nie zwracać na to totalnie uwagi, po prostu jesteście osobami nie palącymi i tyle =) Czy zanim zaczęliście jarać liczyliście który to dzień Waszego życia bez palenia? Mniej jakichkolwiek rozkmin na temat jarania = mniej okazji do nakręcenia się, że jednak bym zapalił. Choć mi dalej ani na moment nie przeszła przez głowę myśl, że mam ochotę tknąć to gówno jeszcze kiedyś.
Pozdroo
Nastąpiły małe zmiany, ale w kwestii abstynencji na szczęście dalej bez zmian. Ostatni post był z 26 lutego (dzień 11), kolejny dzień to była kontynuacja dobrego samopoczucia.
I nadszedł ostatni dzień lutego (13 dzień hehe i jak tu nie być przesądny).. Powrót całej maksymalnej zamotki w pracy, brak koncentracji i przede wszystkim paskudny ból głowy. Przez to wszystko w pracy nie zastanowiłem się nad wykonaniem jednej głupiej czynności i straciłem kilka godzin na zrobienie czegoś bez sensu co i tak nie mogło dać efektu. Gdy to zauważyłem złapał mnie nieprzeciętny wkurw na wszystko i pierwszy raz pojawiła się myśl - dobra, i tak dziś już nic nie zrobię, składam wszystko i jadę po sztukę, żeby się uspokoić i odprężyć (podane w wersji soft, bez kilku 'przecinków' :P). Po paru sekundach przyszło otrzeźwienie i natychmiast myśli zapaleniu zostały odrzucone. Po całym dniu pomyślałem że to pewnie niedyspozycja dnia, która no nie oszukujmy się, dopada każdego. Nawet te osoby, które nigdy nie tknęły żadnej używki. Nie ma co przesadnie idealizować świata bez jarania, bo w głowie nigdy nie osiągniemy jakiegoś tam założonego celu i może to ułatwić kiedyś powrót do palenia.. Takie jest moje zdanie. M:-3, E:0, O:0, N:-2, R:-4
No ale 1 marzec (dzień 14) rozpoczął się kontynuacją złego samopoczucia. Obudziłem się od razu z mocnym, ciśnieniowym bólem głowy, który utrzymywał się cały dzień. Towarzyszyło temu, co normalne - zdekoncentrowanie, brak nastroju i chęci do czegokolwiek. Dzień zupełnie spisany na straty. Przez cały dzień pojawiło się więcej rozkmin na tematy okołopaleniowe niż przez całe 2 tygodnie abstynencji. Nie było to typowe - jadę po sztukę i się zjaram, ale bardziej w stylu czy próbować może po upływie pół roku czy roku zapalić i jarać już tak raz na miesiąc itp. itd. Ostatecznie i tak wygrały myśli, że to definitywny koniec i nie ma co ryzykować. M:-4, E:-2, O:0, N:-2, R:-4
2 marzec czyli dzień 15 to lekka poprawa, choć dalej czułem ciężką głowę i spadek koncentracji w stosunku do wcześniejszych dni rzucania. Rozkminy o paleniu coraz rzadsze. M:1, E:1, O:1, N:1, R:1
Dziś dzień 16, choć zaczął się dopiero to jednak czuję, że wszystko już powinno wrócić do normy. I teraz pytanie skąd się wzięły te maksymalnie zyebane 3 ostatnie dni? Wyjść jest kilka i pewnie po trochu z każdego się na to nałożyło:
-jakiś okres 'przesilenia' w wydalaniu z organizmu THC i ogólnie całość związana z abstynencją
-przyatakował mnie jakiś bakcyl o co nie trudno przy takiej pogodzie
-akurat w te dni nie piłem nic z kofeiną (też postanowienie że trzeba sobie dać z tym spokój, bo 2-4 kawy/energy drinki dziennie to już za dużo)
-najzwyklejsza gorsza dyspozycja.
Stawiam na abstynencje i jednak nie picie niczego podbijającego ciśnienie.. A dowiem się o tym za miesiąc. W myśl zasady, że nie wszystko na raz, daję sobie cały marzec na niezmienianie specjalnie nawyków w piciu napojów kofeinowych. Chyba każde gorsze samopoczucie będzie popychało w kierunku myśli - a jednak zapalę. Więc ogarnę do końca temat z niepaleniem skuna, a na kawkę przyjdzie czas jak dzień już będzie długi i naturalnie będzie potrzebnych mniej różnych wypierdalaczy.
Pozdrawiam
jak kawka to moze i suplementacja magnezem do tego?
dobrze też od czasu do czasu robić sobie dzień bez kawy (herbaty też i w ogóle kofeiny) by:
a) zobaczyć jak głowa boli - czyli znak uzależnienia od kofeiny
b) zregenerować się i wyspać
tak to napisałem bo mi te dwie rzeczy pomogły ostatnio :)
Vet extra ze do przodu. Swietnie ze wprowadziles zdorwy tryb zycia. Teraz przez zime troszke zaniedbalem, więcej łakomstwa, ale przyjdzie wiosna to sie zrzuci :)
Ciesze się ze dalej nie palisz :) Spodobał mi się Twój sposób obliczania energii i motywacji, może sam spróbuje ? U mnie kawa to przesada, minimalnie 4 dziennie pije, trzeba będzie to też ograniczyć, ale osobiście uważam ze wole uporać się najpierw z jedną rzeczą niż wszystkie naraz. Obyś przy obliczeniach miał same +5 ! Pozdrowienia :)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach