Sam nie wiem od czego zacząć. Moja historia jest dużo krótsza (z czego po
części się cieszę) niż te, które czytam od rana na tym forum... Wszystko
zaczęło się 3 lata temu. Do chwili w której spojrzałem w kalendarz byłem
pewien, że to tylko 2 :D Ale niestety,czas szybko przemija gdy jest miło.
Byłem wtedy w 2 Liceum, burzliwy okres 18stek.. Alkohol mi się nie
podobał,faza z niego mnie męczyła,a wątroba i żołądek z każdym razem
sprzeciwiały się imprezowaniu...Wpadłem wtedy z kumplem na jego 18stce na
pomysł by spróbować.. Chodziłem do klasy z jaraczem więc załatwić nie było
trudno..okazało się, że bardzo nam się spodobało, nie było żadnych
negatywnych aspektów..jak dla mnie same pozytywne.
Akcja toczyła się szybko, trafiłem do dobrej ekipy i nabierałem wprawy, po
niecałym roku 'zaskakiwałem' swoim levelem nie jednego doświadczonego
jaracza.. Mature zdałem praktycznie najarany, w ogóle ostatnie 2 lata jaram
praktycznie codziennie z kilkoma ewentualnymi przerwali na 1,2 lub 3 tygodnie ..
Po skończeniu LO wyjechałem na studia na których obecnie się znajduje, zamieszkałem z ziomkiem, z którym z początku łączył mnie tylko Dzygit. Po 1,5 roku mieszkania razem świetnie się dogadujemy i jest GIT, lecz prawie codziennie towarzyszy nam wspólne jaranie bonga. Codziennie wyskrobiemy na sztukę,albo on weźmie od starszych, albo ja mam swój hajs.. a nawet gdy nie mamy są jeszcze kumple, którzy założą, albo liczymy groszówki ze specjalnego pojemnika ... no w ogóle nie było takiego dnia w którym byśmy chcieli, ale się nie zamotali.
Ogólnie na pół roku przed tym jak poznałem jaranie, poznałem wspaniałą dziewczynę, z którą jestem do dziś. Gdy mnie poznała nie jarałem, gdy zacząłem mówiłem, że się nie wciągnę itd (jak pewnie każdy). W czasie tego związku wielokrotnie padał temat jarania i jego złego wpływu.. Oczywiście zawsze wybrnąłem obietnicami ... ona sama tłumaczyła mi, że to jest moja młodość i ona jest po to żeby się bawić ... Ale ostatnio moja młodość chyba zmienia się w dojrzałość ... Co w sumie jest głównym powodem mojej obecności tutaj. Ale po kolei. Moja dziewczyna kończy już szkoły i zaczyna swoje życie związane z pracą..Fakt, iż ona dorasta zobowiązuje mnie do tego samego. Jeśli mam udowodnić jej, że rzeczywiście mi na niej zależy i mam w związku z nią poważne plany muszę zacząć się ogarniać. Ma ze mną zamieszkać za pół roku, ale do tego czasu muszę udowodnić jej, że potrafię się zorganizować, przestać marnować pieniądze na głupoty i zacząć myśleć o przyszłości, zdrowych dzieciach itp. To w sumie ona jest głównym motorem tych zmian, pewnie gdyby nie jej wpływ trafiłbym tu za 5 lat samotny i z problemami, które są wręcz nierozwiązywalne.
Ogólnie jestem człowiekiem, który wyznaje, że nie ma czegoś takiego jak nałogi, a jedynie są to pewnego typu problemy które wmawia sobie sam człowiek ... Wiem, że w moim przypadku wystarczy odpowiednie nastawienie, pewnego rodzaju impuls, poukładanie myśli w głowie i nie będzie mi potrzebny Monar, spotkania z grupami wsparcia i te sprawy. Przykładem są papierosy które zacząłem palić tylko dlatego by nauczyć się zaciągać i móc jarać ... Od listopada z dnia na dzień za sprawą pewnego typu impulsu szlugi przestały mi smakować, tym impulsem w tym wypadku było zapalenie sziszy, której smak spodobał mi się tak bardzo, że pomyślałem, że szlugi są przecież ochydne i nawet nic nie dają więc wole sobie raz na jakiś czas takiej sziszki smakowej zapalić (czego w sumie również nie robie bo nie mam hajsu na ten tytoń)
Wypracowałem w sobie system życia, w którym radziłem sobie z pogodzeniem
rodziny, dziewczyny i obowiązków z MJ. Zawsze zachowywałem względną
trzeźwość umysłu, by niczego nie zawalić. Do domu przychodziłem w miare
ogarnięty by nie wzbudzać podejrzeń, ze szkołą radziłem sobie nawet na
zajebce, a z dziewczyną rozmawiałem tłumacząc, że nie ma problemu itp itd..
Problem z jaraniem jest w tym, że nie traktuje tego jako swój stracony okres w życiu, wiele w tym czasie osiągnąłem nauczyłem się i gdyby nie ludzie których przez to poznałem całe moje życie przebiegłoby inaczej. Otaczają mnie ludzie, którzy jarają i nie wyobrażam sobie sytuacji w której już nigdy z nimi nie zajaram, a jednocześnie nie wyobrażam sobie zerwać z nimi kontaktu ot tak. Nie wyobrażam sobie też wyprowadzać się, a jednocześnie odmawiać mu ciągle. Dużo spowodowane jest naszymi wręcz "braterskimi" relacjami.
Choć nie traktuje tego jako stracony okres, dostrzegam jednocześnie, choć bardzo niewyraźnie negatywne kwestie jarania - zamulony łeb, koncentracja, doły, samopoczucie no i ta ciągła nietrzeźwość. No a przede wszystkim uzależnienie. I choć wiem, że zrywanie na jakiś czas nic nie daje, to faktu, że nie zajram już nigdy sobie nie wyobrażam. W sumie najbardziej robie to dla swojej kobiety, bo sam jeszcze nie jestem w 100% pewien czy chce tego już teraz. Wiem, że nie raz już o tym myślałem, szczególnie po 2-3 tygodniowych przerwach, ale gdy wracałem do domu w którym stoi bongo .. wszystko wracało do chorej normy.
Szukam tu pomocnej opinii, instrukcji rozwiązania moich wątpliwości i sposobu, którym uporam się z moim nałogiem. Moja głowa potrzebuje tylko informacje, a sama już sobie je opracuje i dostosuje do mojego życia.
ale jesli mimo to bedziesz siegal, to warto odwiedzic jednak poradnie - nikt Cie do terapii nie zmusi, ale rozmowa z kims, kto zna temat od strony profesjonalnej potrafi sporo w glowie pouladac
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach