Uzależnienia - Forum - Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
Jak to ciężko lekko żyć !!!
Autor Wiadomość
Miazga

Wysłany: 07-03-2009   Jak to ciężko lekko żyć !!! [Cytuj]

Śledzę to forum od dłuższego czasu, przeczytałem wiele postów i cieszyłem się razem z Tobą Twoją abstynencją, tak jak trwam w mojej. Pisałem już, że mam 4 miesiące abstynencji i nadal jest ciężko, przypuszczam iż mam depresję, nie dopuszczam zalążków schizofrenii, choć kto wie. Zauważam u siebie ogromną niezdolność do życia, nieradzenie sobie z życiem codziennym i zwykłymi problemami, wszystko mnie przerasta. Urabiam sobie w głowie chore schematy na temat sytuacji, zdarzeń, ludzi. Próbując przewidzieć, co się stanie lub może się wydarzyć, układam w głowie najbardziej nieprzewidziane i nieobliczalne wyjścia. Nie wiem po co to mi lub memu umysłowi, być może po to aby nie zostać zaskoczonym, aby być przygotowanym na każdą ewentualność, aby nikt mnie nie przyłapał na sytuacji- nie wiem , nie umiem, nie rozumiem. Taki strach przed odrzuceniem, wyśmianiem, wyeliminowaniem. To bardzo ciężkie życie, bo staram się kontrolować całe moje życie i wszystko co się wokół mnie dzieje. Po rozwodzie, by nie widzieć mojej sytuacji życiowej, do regularnego picia dołożyłem regularne jaranie, lecz przyszedł moment przesilenia, bądź przejedzenia. Zacząłem terapię aa, szczerze i z pełną determinacją, lecz po 2,5 miesiąca pełnej abstynencji sprytny mechanizm wołając o dawkę alkoholu, lub marihuany stworzył mi iluzję, że nie ma żadnych problemów. Jeden incydent, drugi, w zasadzie nic złego się nie stało, żyję funkcjonuję, więc po co się tak męczyć kosztem wyrzeczeń. Dokończę terapię a emocje wyreguluję sobie chemicznie za pomocą alkoholu i mj. Doszedłem do jakiegoś momentu terapii, bodajże 9 mieś. i zerwałem kontakty z poradnią, bo życie wziąłem w stery. Kilka miesięcy temu upadek na twarz, paniczny strach przed utrata pracy-nieuzasadniony- paranoje, bezsenność. Odnosiłem wrażenie że wariuję, było to tak okrutne samopoczucie, którego nie chce więcej doświadczać. Nie dopuszczam myśli, że mógłbym sobie na luzie zajarać i poczuć się świetnie, bo tego już nie będzie. 10 lat jarania, własne hodowle, botaniczne pasje, znajomi, klimaty, nie chce juz tego. Wielokrotnie czytam wypowiedzi, że musimy walczyć, ja już nie walczę, przegrałem i uznałem ta walkę za przegraną. Dość już mam walki, której i tak nie wygram, złożyłem broń w postaci lufki i nie sięgam po nią by się po raz kolejny upokorzyć. Niestety uporać się ze skutkami tych walk nie jest łatwo i jest jeszcze wiele kontuzji które muszę zrehabilitować. Bardzo dużo dało mi chodzenie na terapię aa i zamierzam zacząć od nowa, gdyż problem alkoholowy mam w pełni rozwinięty. Nie chcę złożyć alkoholowej broni, tego regulatora emocjonalnego mimo, iż wiem, że na tej wojnie przegrałem, ale chyba jeszcze za mało straciłem, a wystarczy przestać pić i zabrać się za własne emocje. Wiele magii jest w słowach, które wypowiadamy, programujemy się, a zarazem jesteśmy przekorni wobec siebie i swojego nałogu. Dzisiaj nie mówię, że juz nigdy nie zapalę, bo tego nie wiem, wiem że nie chcę palić i dziś nie zapalę. W taki sposób rzuciłem palenie papierosów 3 mieś. temu+tabex. Mam głody i wiem, że to po odstawieniu, ale daję jakoś radę. Zaleca się nie pić alkoholu podczas rzucania palenia, ja piłem codziennie i piję, bądź to 4 dębowe, bądź to szampan+ 1 dębowe. Ciągoty były, ale siła umysłu robi swoje.
"Przywołujesz to, co myślisz, czujesz i mówisz".
Zdaję sobie sprawę, że zaprzeczam sobie mówiąc o niepaleniu i jawnie przyznając się do alkoholizmu. Wszystkie te nałogi służą chemicznemu regulowaniu uczuć. Środki dostępne, niezawodne, działanie natychmiastowe, tylko nikt nie mówi na początku o skutkach ubocznych i konsekwencjach tego szybkiego wprowadzania się w stan błogości. Nie było mowy o dołach, zejściach, depresjach, schizofreniach, drżeniu rąk, porażeniach mózgowych, lękach, paranojach, zaburzeniach i problemach rodzinnych, społecznych i zawodowych. Odstawiam ten cały bajzel powoli, a strach przed odstawieniem alkoholu to również chora imaginacja chorego umysłu. Myślenie o niepiciu i konsekwencjach z tym związanymi wywołuje u mnie paniczny strach, podobnie jak skutki niepalenia. Tak naprawdę daję sobie przyzwolenie na dalsze picie, to typowa forma zaprzeczania, które ma wiele postaci.
"Nie możesz doświadczyć siebie takim, jakim jesteś, jeśli nie natrafiłeś wpierw na to, czym nie jesteś."
Wiedza na temat własnej choroby jest potrzebna, pozwala na reagowanie w momentach trudnych, ale sama wiedza nie wystarczy, a nadmiar może nawet zaszkodzić.
" Dopiero z chwilą przyznania, że to ty jesteś za to odpowiedzialny, nabierasz mocy, aby to zmienić."
Oprócz wszystkich zaleceń, wiedzy i profilaktyki jest jeszcze jedna strona naszej osobowości-podświadomość. Polecam Neale Donald Walsch, to dla mnie ciekawa karma dla podświadomości, kilka zacytowałem.
"Niektórzy ludzie nie chcą wytrzeźwieć, a właściwie większość. Wolą roić, śnić na jawie."
 
 
Miazga

Wysłany: 10-03-2009   Lekko, czy łatwo !!! [Cytuj]

Czasem życie bywa łatwe, czasem życie bywa piękne. Raz są radości, raz są smutki, a nawet pasmo smutków przeszywa nić szczęścia, jak banknot srebrny pasek. Warto szukać tego paska szczęścia w tak dużym arkuszu nic nie wartego papieru życia, naszpikowanego zabezpieczeniami.
Przyznam ze smutkiem, że życie w wiecznym przeświadczeniu, iż ktoś mnie cały czas podsłuchuje staję się dla mnie coraz bardziej uciążliwe. Odnoszę wrażenie , że nawet to forum może być inwigilowane i skojarzone ze mną. Mam w pracy raczej wrogów niż kolegów, którzy woleliby się mnie pozbyć, niż dalej współpracować. Życie kompletnie niekontrolowane przeze mnie. Czuję się trochę, jak marionetka, tańczę jak mi inni zagrają i mimo iż to widzę, nie potrafię nic zrobić, słyszę tylko krzyk duszy, za każdym razem jestem złamany, zdeptany i malutki. Mimo panicznego krzyku w środku nie potrafię przerwać chorego ciągu alkoholowego, bo musiałbym uciec od porządku dnia, a bez alkoholu nie potrafię funkcjonować. Wszelkie używki tak naprawdę kradną tożsamość, dziś jestem niewolnikiem i robię to, czego inni ode mnie wymagają. Być może nie potrafię współpracować z normalnymi ludźmi. Kiedyś w tramwaju przeczytałem na naklejce "alkohol kradnie wolność" (alkohol, marycha),nie wierzyłem-dziś potwierdzam z ręką na sercu. Wiem, że to choroba, ale czy ludzie na takim życiowym aucie, są jeszcze wstanie odnaleźć się w dobie takiego kryzysu i czy ktoś chciałby z takimi zaczynać, skoro tylu normalnych, bez balastu?
 
 
donedone

Wysłany: 11-03-2009   ja tez jestem niewonikiem wlasnej nienawisci [Cytuj]

"Wiem, że to choroba, ale czy ludzie na takim życiowym aucie, są jeszcze wstanie odnaleźć się w dobie takiego kryzysu i czy ktoś chciałby z takimi zaczynać, skoro tylu normalnych, bez balastu?"

Na mojej grupie z ktorej zrezygnowalem, po prostu przestalem chodzic, byla zasada, przychodzisz trzezwy, i trzezwy tylko bierzesz udzial w dyskusji.
Zawsze myslalem ze moj problem to marihuana, a z alkoholem nie mam problemu...gowno prawda.
I wlasnie nie wiem czy moge cokolwiek napisac? bo trzezwy nie jestem.

Jednak napisze.

Wierze, ze tak. ze ludzie nawet na takim zyciowym aucie, bo jak tu to nazwac? pilka poza boiskiem....dokladnie.. moga, moga, tak, naprawde moga, hehe, myslicie ze zartuje? naprawde moga, do kurwy wiem co pisze, bo sa w moim zyciu ludzie ktorzy nigdy, to nie do uwierzenia, ale nigdy, ale to nigdy nie mieli problemu z narkotykami czy alkoholem, jaka roznica?, i dalej , dalej, wierza we mnie i chca ze mna wspolegzystowac. Oczywiscie czuja dyskomfort kiedy wiedza ze jestem totalnie ujarany, ale mysla sobie....on naprade jest swietnym czlowiekiem...
On naprawde jest swietnym czlowiekiem...
Tak. To o mnie tak mysla...
Nigdy w zyciu nie powiedzialbym o sobie ze jestem swietnym czlowiekiem, ale tak widza mnie moi nieliczni TRZEZWI przyjaciele....
Oni wierza. Ja...czy ja wierze?...
Naprawde nie wiem cokolwiek mam tu napisac, ale jedno we mnie tak gleboko krzyczy - TAK! nawet na takim aucie jestes wartosciowym, czy jakkolwiek to nazwać, czlowiekiem.
Sluchaj, nie poddawaj sie!
I przede wszystkim nie przejmuj sie niepowodzeniami, ludzie tak czesto wyznaczaja sobie niewiadomo jak wygorowane cele....chocby te zeby byc trzewym, i chociaz to nie pasuje do tego forum, olej to!, tu nie chodzi o to zeby byc trzezwym, tu chodzi o to zeby byc aktywnym, AKTYWNYM, zeby zyc, zeby zyc, zeby zyc....
pozdrawiam, przeczytam co napisalem wkrotce i cos napisze, na trzezwo, jesli to jest jakas roznica w naszym przypadku?...
trzymam kciuki za twoje szczescie!
:-)
 
 
miodzio

Wysłany: 11-03-2009   ? [Cytuj]

no ja bym jednak dodal, ze wartoscia nie jest sama aktywnosc

aktywnym mozna byc w zla strone, wszyscy to wiemy...

jasne, ze trzezwosc nie jest celem samym w sobie

celem jest poukladanie sie, poznanie sie, zrozumienie i... nauczenie sie jak byc szczesliwym na tyle, by nie szukac znieczulenia, nie oszukiwac ciagle swojej glowy...

czego wszystkim zycze :)
 
 
Miazga

Wysłany: 17-03-2009   Wyautowany [Cytuj]

Dzięki za słowa otuchy, czytając Wasze posty zdaje sobię sprawę jak ważna jest akceptacja otoczenia jaką mi dajecie(power z liter). Jakżesz samotni wszyscy jesteśmy w swym nałogu. W weekend spotkałem kumpla, po roku przerwy, mój ojciec chrzestny marihuany. Gdy powiedziałem mu, że nie palę , włącznie z papierosami, niedowierzał skąd moja przemiana i zagrzewał do zajebistej imprezy. Skutecznie i poważnie dawałem do zrozumienia, że z tym skończyłem. Myślę, że zrozumiał, że nie jaram-to mi wystarczyło, pewnie sie juz nie spotkamy, bo nic nas już nie łączy. Prawdę powiedziawszy, jak wyeliminuję alkohol i marychę, to przyjaciół niewiele- pełno nas a jakoby nikogo.
 
 
norbi

Wysłany: 17-03-2009    [Cytuj]

Nie Ty jeden Miazga jesteś w takiej sytuacji, nie Ty jeden! Ludzie których znam od 1 klasy podstawówki nadal zapatrzeni są w jaranie i zaczyna się okazywać ,że niewiele jest rzeczy które nas łączą. Pomimo ,iż wszyscy jednogłośnie przyznaliśmy przed sobą ,że trawa pomału niszczy nasze życie - niestety dla nich nie jest to dostatecznym argumentem. To przykre jak patrzysz na kogoś kto był przez wiele lat twoim przyjacielem, a teraz bez zapalenia nie potrafi się nawet uśmiechnąć.
 
 
Miazga

Wysłany: 29-03-2009   Światełko w tunelu! [Cytuj]

Witam serdecznie, długo nie pisałem ponieważ trochę rzetelniej zabrałem się za swoje zdrowienie. Przede wszystkim przestałem chlać dzień w dzień, przerwałem wielomiesięczny ciąg alkoholowy, dzięki wizycie u psychiatry. Biorę najmniejsze dawki leków i zdrowie polepszyło się, czuję się w miarę normalnie i mogę jakoś funkcjonować bez tak silnych objawów odstawienia o których wcześniej pisałem. Prawdą też jest, że same tablety to połowa sukcesu, na drugą trzeba sobie zapracować pracą terapeutyczną w grupach, czego również dowiedziałem się na tym forum. Na spokojnie zacząłem terapię i wiem, że droga długa, ale warto mimo ewentualnych upadków. Dzięki Waszym postom poczułem otuchę, wiarę i chęć do dalszego działania, a być może byłem na krawędzi. Z mojego doświadczenia i wiedzy jaką wyniosłem z poprzednich terapii mogę tylko poradzić Wam wszystkim borykającym się z nałogiem, by podporządkować się zaleceniom jakie sugeruje Miodzio. W trakcie terapii AA wielokrotnie powtarzano zalecenia dla trzeźwiejących alkoholików, ignorowałem je mówiąc, że mnie to nie dotyczy i wracałem do picia. Warto zaufać ludziom, którzy przez to przeszli i niejednokrotnie przetestowali to na sobie. Można eksperymentować, udowadniać sobie i wystawiać swoją wolę(nie mylcie z silną, bo w uzależnieniu jej nie ma) na wyzwalacze głodu, czyli silnego przymusu zażycia, ale czy jest to korzystne na początku trzeźwienia.
Mimo optymizmu jaki tu rozsiewam pojawiają się również lęki i niepewność czy wytrwam, czy dam radę i czy udźwignę ciężar trzeźwienia. Zdaję sobie sprawę, że jestem i będę narażony na wątpliwości i strach, lecz to normalny objaw przed nieznanym. Wybrałem taką drogę choćby była najdłuższa i najtrudniejsza, bo warto.
 
 
Miazga

Wysłany: 07-04-2009   Zbyt dobrze znaczy źle! [Cytuj]

Jeśli jest zbyt dobrze to oznaka, że coś jest nie tak. W moim przypadku jest jałowo, bezpłciowo, dlatego muszę coś robić, by nie cofać sie na ruchomych schodach. Uzależnienie szepce mi gdzieś za uchem: nie rób, nie słuchaj, nie zmieniaj. Czasem trzeżwość bywa taka szara, życie takie monotonne, codzienność nudna. Umysł podsuwa stare przetarte ścieżki, sprawdzone. Mnóstwo we mnie niepokoju, strachu i niepewności, czy nie zboczę z obranej drogi w ślepy zaułek. Nie palcie tego g..na, żyjcie życiem codziennym, cieszcie sie zwykłymi malutkimi rzeczami, miast szukać wyszukanego humoru i chemicznego dobrostanu, bo za wszystko trzeba zapłacić.
 
 
Miazga

Wysłany: 10-04-2009   5 miechów [Cytuj]

Hej!!!
Jutro mija pięć miesięcy jak nie palę zielonego świństwa i cieszę się z tego całkiem bardzo. Czytałem kiedyś, że najgorsze pierwsze trzy miechy i później jakoś z górki, lżej, łatwiej. Od niespełna miesiąca biorę psychotropy w lajtowej dawce, bo zaczynałem świrować- manie prześladowcze i schizy. Początki przyjmowania było dobrze, ale dziś zauważam jak rozhuśtany mam system nerwowo-emocjonalny. Czasem tak się nakręcę, że otaczająca mnie rzeczywistość to krwiożercza machina, wysysająca życie i czas maluczkich ludzi, którzy tylko chcą żyć szczęśliwie a ileż suwerenności i wolności muszą poświęcić. Jak tresowane szczury gdzieś biegną, za czymś gonią, a gdy ich zapytać dlaczego, nie bardzo wiedzą o co chodzi, bo dziś tak trzeba. Nie ma czasu na takie pytania, gdyż ucieknie autobus zwany życiem.
Życie bez tych okrutnych używek, to dla mnie wciąż kierat, długa jest droga do normalności. Czytałem, że dobrze jest odczuć ten smak bólu, zgryzoty, męki i biorę ten krzyż jako mój. Kiedy się z tym godzę, jakby łatwiej iść do przodu, pokonywać trudy uzależnionego umysłu. Po silnym odczuciu głodu, kiedy ciśnienie uchodzi, wszystko staje się normalne, spokojne, takie jak było a w mej głowie rozrasta się do rozmiarów nie do wytrzymania, ogarnięcia i pojęcia.
Etapy mojego wychodzenia z choroby przypominają heroinistę, albo jeszcze gorzej, a może za bardzo rozklejam się nad sobą, ale psychicznie czuję się tak rozpieprzony. Być może zawsze byłem taki wrażliwy a zielsko dawało mi poczucie siły i pewność siebie. Każdy sięga po to gówno z jakichś powodów i jednych to nie kręci a inni zauważają w tym sposób na życie i osobowość. Jedno jest pewne, by dobrze się czuć każdego dnia, fajnie jak mam zaplanowany dzień, wręcz napięty grafik jak baranie jaja. Trzeźwość nie znosi nudy. Żyjcie
 
 
Miazga

Wysłany: 12-05-2009   Małe pół roku [Cytuj]

Witam!!!
Wczoraj minęło 6 miesięcy odkąd jestem czysty od zielonego syfu i przyznam Wam szczerze, że miło się robi na duszy z myślą, że coraz więcej tych dni. Jeśli ktoś myśli, że po 6 miesiącach to już po problemie, to jest w wielkim błędzie. Abstynować od czegoś, a trzeźwieć, to duża różnica i mam nadzieję, że trzeźwieje. Chodzę regularnie na terapię, aktywnie uczestnicząc, choć wiadomo mam wiele wątpliwości, ale ta niepewność to również wynik mechanizmów złożonej choroby. Głody, bo to najbardziej daje czadu, występują dość często i ciężko je rozpoznać i jeszcze skutecznie zniwelować. Jest to element choroby, nieodłączny i musi się pojawiać jako sygnał, że coś jest nie w porządku, lub coś wymaga zmiany. Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany. Daję sobie czas, nie za dużo jednocześnie i nic na siłę. Życzę Wam wytrwałości i determinacji w drodze ku czystości od złudzeń. Potknięcie się 1000 razy, to powód by powstać do nowego 1001-ego życia.
 
 
norbi

Wysłany: 17-05-2009    [Cytuj]

Polecam Ci kolego czytanie książek, zajęcie się czymś aby nie skupiać się na sobie... wiem ,że łatwo powiedzieć, ta nicość jest straszna i ciężko jest się zmobilizować do robienia czegoś konstruktywnego...ale zacznij i spróbuj się wkręcić. Powodzenia :)
 
 
morda

Wysłany: 18-05-2009    [Cytuj]

niestety strasznie sie nie chce ale trzeba działać kolego;p
spróbuj zastąpić czas picia na coś innego znajdz sobie jakieś zajęcie teniec może jakas praca nieweim sam wiesz dokładnie co masz robić...nie wgłambiaj sie w swoją głowe bo z tego niczego dobrego nie będzie.jak będziesz myślał że masz shizofrenie to ją będziesz miał.nie rozkminiaj tylko coś rób i nie uciekaj w alko bo to jest w twoim przypadku to samo co jaranie.ja skończyłem leczenie roczne a po wyjściu nie moge pić jeszcze rok;p wiesz dlaczego chyba.żeby nie zamienić sobie nałogu na nałóg,.
najważniejsze żeby nie wrócić do jarania to znaleść sobie nowych kumpli a dawne kontakty porzucić.długo możesz nikogo nie poznać ale nie przejmuj sie znajomych poznaje sie przypadkiem..może zdecydujesz sie na leczenie do czego serdecznie ci namawiam;p
3maj sie.;d
 
 
Miazga

Wysłany: 03-11-2009   Po długiej przerwie! [Cytuj]

Długo się nie odzywałem, ale abstynencję od zielska nadal utrzymuję. Psychozy, lęki i urojenia jakoś mi przeszły z pomocą leków w minimalnych dawkach. W zasadzie mogę powiedzieć, że trochę się odepchnąłem od zielonego syfu i petów, lecz pozostaje problem nadrzędny- alkohol. Nadal pustoszy i degeneruje mój organizm przez moje weekendowe picie, jest to dla mnie środek zastępczy od marychy, którym reguluje uczucia. Dwa razy podejmowałem się terapii aa, ale nie potrafię utrzymać abstynencji i po jakimś czasie albo przerywam terapię albo mnie usuwają. Dałem sobie rok na wyjście z marychy i właśnie niebawem minie, by zabrać się za alkohol i przyznam szczerze, że nie czuję się na siłach i po prostu się boję. Byłem wczoraj zasięgnąć fachowej porady psychologiczno-psychiatrycznej i jestem przerażony, gdyż jedynym sensownym rozwiązaniem dla mnie jest sześciotygodniowa terapia zamknięta. Niby na wierzchu, a mimo to nadal w bagnie brodzę po pachy. Tak naprawdę to chyba ciągle siedzę w tym po uszy, rządzą mną nałogi a ja miotam się nie wiedząc co począć. Od zielska odciąłem się na maxa, mając substytut-alkohol i jakoś dawałem radę. Natomiast zacząć żyć na czysto mnie przeraża i boję się, że nie podołam głodom i fatalnemu samopoczuciu. Następny rok lęków, dziwactw, strachu i utrzymujących się dołów psychicznych, ale przyznam Wam szczerze, że widzę jak choroba postępuje i pustoszy mój organizm. Żyjcie i nie palcie!!!
 
 
Miazga

Wysłany: 13-02-2010   Nikt nie mówił, że będzie lekko! [Cytuj]

Witam!!!
Rzadko się odzywam, ale często tu zaglądam i śledzę posty. Jakoś posuwam się po bardzo stromych schodach trzeźwości. Zioła nie jaram od ponad roku, przestałem też brać tabletki na schizy i nie było tak źle po odstawieniu, ale przestałem też chlać od 1 stycznia. Przez cały styczeń było spoko, jakoś się trzymałem, głodów tak bardzo nie odczuwałem, lecz w lutym już tak dobrze nie było. W pracy zaczyna się walić, szykują się zwolnienia, taki stres powoduje u mnie totalną rozpierduchę psychiczną. Wracają schizy sprzed roku, kiedy to po odstawieniu zioła zacząłem obsesyjnie wmawiać sobie bezpodstawnie, że mnie zwolnią, że mają mnie dosyć, że nie da się ze mną pracować, jestem dziwny inny i nie pasuje do reszty. Dzisiaj czuję się podobnie, choć zdaję sobie sprawę, że to tylko wytwór mojej wyobraźni i efekt działania choroby wywołanej wieloletnim chlaniem i jaraniem. Przez tyle lat chlania i ćpania tak zatruwałem psychikę i jej obraz postrzegania rzeczywistości, że teraz odtwarza się płyta wypalona przeze mnie. Zdaje sobie sprawę, że jest to efektem choroby i najlepszym lekarstwem jest czas i podobnie jak w przypadku zioła muszę to przeczekać, nie brać wszystkiego na serio i dosłownie. Teraz czuje się, jakby ktoś włożył mi wężyk w zad i cały czas regularnie i powoli pompował. Czuję jak ciśnienie rośnie i nijak zrobić by poczuć ulgę, zwentylować się. Rosnę w środku jak balon i aż się boję, że wybuchnę, a może wtedy poczuję ulgę. Nie chcę sięgać po żadne gówno, by uśmierzyć to poczucie bezsensu, pustki i bezsilności, potraktuje to upływem czasu. Wiem, że tak działają mechanizmy i wiem że nie umrę jeśli nie zażyję. Po ten szajs zawsze mogę sięgnąć, zawsze mogę do tego wrócić, byle nie dzisiaj. Dzisiaj dam radę jeżeli nie będę dawał rady mogę sięgnąć po uśmierzenie, ale jutro, nie dziś. Szczerze powiedziawszy, nie chciałbym nigdy zachlać i zaćpać, ponieważ dobrze pamiętam i będę się starał nigdy nie zapomnieć ostatniego ćpania i ciągu alkoholowego. O ćpaniu już pisałem, a w trakcie ostatniego ciągu , by sięgnąć po kolejną dawkę alkoholu wyskoczyłem przez balkon z 1 piętra i cudem sobie nóg nie połamałem. Niby nie byłem tak pijany, miałem świadomość, a mimo to chęć dopicia się była tak silna i niekontrolowana, że posunąłem się do tego stopnia. Po kilku ba, kilkunastu latach odurzania czuje się jakby ktoś zabrał mi zabawki, inni się bawią, a ja nie mogę bo nie potrafię. Rozpędzam się automatycznie by jazda zakończyła się katastrofą. Jestem na te świństwa uczulony i lepiej abym przestał chodzić po torach, bo w końcu trafi mnie ten pędzący pociąg.
Regularnie uczęszczam na jedyną taką w Polsce grupę samopomocową AA i to daje mi powera. Spotykam tam ludzi z różnymi problemami i to powoduje, że łapie dystans do mojej choroby, zdaję sobie sprawę, że to tylko choroba i nie jestem w niej sam, jedyny. To spotyka , lub może spotkać każdego z nas. Od ludzi, którzy już to przeszli, można wiele się nauczyć, patrząc na nich nabiera się wiary, że z tego syfu naprawdę można wyjść, pod warunkiem, że się tego naprawdę chce. Kiedy hodowałem zioło i pędziłem wino, miałem mnóstwo kumpli znajomych, przyjaciół. Z czasem się powykruszali lub olali mnie i ja ich nie potrzebowałem, co spowodowało, że prędzej zauważyłem iż ze mną jest coś nie tak. Dlatego bardzo ważne jest, by przestać przebywać w środowisku w którym rozkwitał problem, bo zawsze będziemy żyć wspomnieniami, lub szukać czegoś, co utraciliśmy bezpowrotnie. Z kiszonego ogórka już nigdy nie zrobimy zielonego.
Wszystkim tym, którzy myślą, że przez zioło, lub bez niego świat się kończy, mówię nie. Jestem alkoholikiem, ćpunem, dorosłym dzieckiem alkoholika, kompletnie zagubionym w sobie i świecie i najwyraźniej taka moja karma i taki mój los, który nie daje mi więcej niż mógłbym unieść. To, że wpadamy w takie nałogi, czy inne pozwala nam stawać się lepszymi, a jak moglibyśmy wiedzieć, że jesteśmy lepszymi nie zaznając zła. Kiedy zaczynałem moją drogę ćpuna, w pracy kolega pokazał mi gościa, który według jego opisu ciężko jarał i nie tylko i jest po przejściach. Patrzyłem na niego z politowaniem i widziałem człowieka siedzącego na ławce, palącego papierosa samotnie, w zamyśleniu. Zatrwożony powiedziałem sobie, że nigdy siebie do takiego stanu nie doprowadzę i nie zepchnę się na taki margines. Jestem wręcz pewien, że poszedłem o wiele dalej od niego i nawet nie zauważyłem granicy, którą przekroczyłem złudnie wmawiając sobie, że ze mną nie jest tak źle. Dziś sam siedzę w samotności a z ludźmi nie mam za bardzo o czym rozmawiać nawet tymi w pracy, nie integruje się, jestem wyalienowany, nieufny, nieprzyjazny, gdzieś w środku zawsze taki byłem. Patrząc na ojca, obiecałem sobie to samo- nigdy taki jak on i się spełniło, jeszcze gorszy. Czasem patrzę na ludzi i im zazdroszczę, myślę sobie, że nie muszą się borykać z takimi problemami, nie noszą takiego krzyża. Uczę się żyć na nowo, trudno mi znaleźć energię, moje dotychczasowe próby egzystowania na tym świecie były wiciem się w bagnie przez niewidomego, który żyje, pytanie tylko jak. Mówi się, że w prostocie piękno i wydaję mi się , iż proste życie byłoby najpiękniejsze, bez snobizmu pychy , dumy i próżności, ale to już są moje życzenia. Pozdrawiam!
 
 
Miazga

Wysłany: 29-05-2010   Na fali abstynencji!!! [Cytuj]

Witam i pozdrawiam wszystkich niepalących i chcących niepalić. Nadal trwam w swoich postanowieniach, nic na "p" oprócz plucia i pierdzenia. Nie będę odkrywczy mówiąc iż lekko nie jest, powiedziałbym nawet że ciężko. Zapisałem się po raz kolejny na terapię AA wiedząc jak ma zbawienny wpływ na moje samopoczucie psychiczne zarówno po odstawieniu zioła jak i alko. Pomimo życia na czysto rzeczywistość niestety nie rozpieszcza mnie. W lutym niezła zadyma w pracy, myślałem że wylecę ale cudem się uchowałem. W marcu nowotwór ojca dał znać że istnieje, by za miesiąc doprowadzić go do śmierci. Dla mojego bezbronnego umysłu nieodpornego na stres to wprost masakra i trauma cholernie trudna do przejścia. Jakoś dałem radę ale postanowiłem nie trwać w bierności i coś zacząć robić zanim będzie za późno i nie wytrzymam na trzeźwo kolejnego wstrząsu od losu. Zapisałem się do AA, poszedłem na spotkanie w czwartek z terapeutą , w którym pokładałem duże nadzieje, po czym w poniedziałek dowiedziałem się że w sobotę zmarł nagle w wyniku rozległego zawału. Następny cios w umysł bez czaszki. Do kompletu zauważyłem, że syn ma zaczątki choroby o nazwie trichotillomania-przymus wyrywania włosów, na tle nerwowym-rodzina dysfunkcyjna.
Mimo iż chodzę na terapię, mitingi to jest mi bardzo ciężko, w pracy nie mogę się z nikim dogadać stałem się bardzo konfliktowy. Z bratem mam coraz słabszy kontakt, może dlatego że nie do końca akceptuje moją chorobę i abstynencję. Czuję się bardzo chorym samotnym człowiekiem i znowu zauważam u siebie zalążki choroby schizofrenicznej. Widzę chemiczne smugi na niebie z samolotów, którymi nas trują i o których czytam w necie i obserwuję na niebie, czytam o globalnym światowym porządku, boje się wojny z Rosją lub czegoś takiego jak w Czeczeni. Nagle zaczynam widzieć jakimi jesteśmy tresowanymi szczurami w tym chorym imperialistycznym świecie do tego stopnia zagonionymi w zdobywaniu pieniądza, że nie zauważamy co jest w życiu najważniejsze i nie widzimy kto stoi za kurtyną i jak nami steruje.
Umarł mój ojciec, na raka płuc. Leczenie było w zasadzie formalnością w nieuniknionej rzeczywistości. Palił papierosy i to dużo. Kilka tygodni przed śmiercią kiedy byłem u niego w szpitalu i widziałem przez okno palaczy w szlafrokach przed szpitalem, zwróciłem na to uwagę. Ojciec mimo zagorzałości w nałogu nikotynowym do momentu zachorowania i po rzuceniu palenia mimo braku wewnętrznej akceptacji powiedział że może gdyby prędzej przestał palić. Jak śmierć kogoś bliskiego daję do myślenia, jak bardzo otwiera oczy na to, co w życiu najważniejsze.
Żyjąc w nałogach stałem jakby w śmietniku bujając się na nogach z głupim uśmiechem na twarzy myśląc, że wszystko jest ok. i dziwiąc się innych spojrzeniom w moją stronę, przecież wszystko jest w porządku. Brudu i smrodu wokół nie widziałem. Dziś trochę przetrzeźwiałem i nie potrafię ogarnąć świadomością jaki jest bajzel w moim życiu a nałogi pozwalały mi w tym żyć i nic nie robić tylko chlać i ćpać. Zdaję sobie sprawę ile mam do naprawienia i uporządkowania mimo młodego wieku, tylko boję się że przyszło mi żyć w takich czasach że mogę nie zdążyć zrobić czegokolwiek. Jeżeli komukolwiek czytającemu wyda się że sposób w jaki się tutaj rozpisuję jednoznacznie wskazuje iż mam początki lub zaawansowaną schizofrenię, to niech to będzie przestrogą do dalszego zażywania, bo piszę to z pełną świadomością i powagą, a jeśli to efekt zażywania środków zmieniających świadomość to żałuję każdego zażytego bucha i wypitego kieliszka.
Dbajcie o siebie, bo nikt o Was nie zadba!!!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
[ ODPOWIEDZ ]
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandgreen created by spleen modified v0.3 by warna