Witam, mam 33 lata Od kilku dni czytałem posty na tym forum i postanowiłem tu zamieścić historie własnego palenia. Takie "Moje Zycie z Zielona Panią".
W tej chwili jestem 30 dni bez palenia.Nie ekscytuję się. Bywały już takie przerwy, nawet kilku- miesięczne choć ostatnio od 4-5 lata najwyżej kilkutygodniowe, ale raczej rzadko i z tych powodów, że rwał się po prostu kontakt z dilerami.
Moja decyzja o tym wpisie to taki malutki świadomy zielony kiełek który się pojawił. Może ten kolor po tylu latach palenia zacznie w końcu dla mnie znaczyć coś innego.
A jak to się zaczęło? Zapraszam do lektury, historii Mojego Życia z Zielona Panią.
Właśnie kiedy to się zaczęło ? Lata końca szkoły średniej i tuz po niej musiały być czasem moich pierwszych prób. Wiem że to na pewno była lufka, widzę sreberka z Maria. Paliłem z lufy wyłącznie , papierosów się nie imałem. Była pierwsza praca, tam na pewno popalałem. Chyba tam miałem kontakt z Maria na większą skale. To był jeszcze ten młodzieńczy zabawowy kontakt. Potem był okres inkubacji albo takiego jej używania że nie wypełniała mi jeszcze życia.Potem studia, praca, schemat.
Okres maksymalnej degrengolady przypadł już po studiach. Alkohol wtedy dominował i on rujnował mnie najbardziej. Doprowadził mnie do tego że postanowiłem wyjechać za granice . Wyjechać z tlącym się pod skora zamiarem żeby zostawić wszystko tutaj i tam spróbować od nowa. Zostawiam w Polsce wszystko i wyruszam. Pamiętam jak dziś, co za przekora losu, świeżo po dotarciu na miejsce poznaje człowieka z którym szybko się dogadujemy, niemal w lot w temacie MJ i pewnej cieplej nocy znajdujemy się na balkonie pod angielskim niebem gdzie pod jego okiem i radami skręcam mojego Pierwszego Skręta z marihuana i tytoniem. Wypalam i już wiem że ten duet, to połączenie to jest to. Zaczynam ostro palić, a MJ zostaje moim nieodłącznym towarzyszem życia. Palce żółkną od skręcania i palenia blantów a samochód niemal sam wozi nocami po zakupy towaru. Tu się zaczyna ostra jazda, włącznie z eksperymentami typu życie na ulicy, amfetamina, kokaina i wyalienowanie od rzeczywistości. "Eksperymentuję" dalej i doprowadzam do tego że kończą mi się ostatnie pieniądze, zostaje tylko na powrót do domu. Wracam i tu zaczynam wszystko od nowa, znowu praca jedna druga ale już z Marry Jane, w takim prawdziwym ciągu. Czyli regularne zakupy po 5, 10 g solenne obietnice , że będę palił raz w tygodniu, dzielenie towaru na małe porcje, chowanie go po katach, żeby znaleźć potem jakiś okruch w chwili gdy nic nie ma. Nigdy, ale to nigdy nie udało mi się zachować towaru na potem. Jak było palenie to koniec, wpadałem i kopciłem do końca. Szedłem skopcony spać z myślą, że rano znowu zapale. Rano kawa cisza i skręt. Nie powiem to były cudne chwile niekiedy. Wstające słońce, jego pierwsze promienie zza horyzontu i pierwsze poranne odurzenie i Rozmyślania :). W pracy starałem się nie palić, taka złudna kontrola . Czyli rano skręt, praca, powrót i skręty, palące towarzystwo, komputer do późnych godzin nocnych. Pierwsi prawdziwi dilerzy, u których staff byl na telefon, co za cudne czasy, myślałem, skończyło się kombinowanie po kolegach chwile niepewności i tego wstrętnego oczekiwania, będzie, nie będzie. Wpatrywanie się w komórkę jak idiota. Dilerzy jak to dilerzy są, pewnego dnia milkną, znowu okresy posuchy, nowe kontakty, znowu " komfort" palenia. I tak w kolo. Jak coś było to skręt dymił nieustannie a ja " zdobywałem świat", relacje z ludźmi tylko w stanie upalenia. Bez bylem milczkiem, który nie potrafił się odnaleźć. Doszedłem do takiej wprawy, że moglem być skopcony jak pies ale zewnętrznie się trzymałem, rozmawiałem w klientami, kolegami, szefami ujarany jak świnia.
Rzeczywiście, czasem udawało się coś mądrego powiedzieć , ale myślę że wielu z nich dostrzegało że coś ze mną nie tak. Bo kiedy nie miałem palenia bylem milczący i zamknięty, a z paleniem tryskający energia i pomysłami. Dwie osobowości. Oczywiście cały czas trwałem w teoriach które prawdziwi palacze przerabiali nie raz: pale bo lubię, wole to niż picie ( fakt że dzięki MJ odszedłem od picia, o ile można tak powiedzieć, nie dotykam tego już ponad 3 lata ).
Kiedy to wszystko zaczęło pękać ? Ostatnie tygodnie, próbują powiedzieć STOP. A wczoraj dostałem wiadomość że jest zielone. Wiecie jak to jest, kiedy wiesz, że za chwilę możesz to mieć. Wir w głowie. Sytuacja się powtarza a mózg podsuwa szatańskie plany: Kup , będziesz miał, nie będziesz palić. Ile to już razy ???
Na razie się trzymam, ale Ona mi ciągle krąży po głowie.
...nie daj się pokusie bo będziesz żałował i nigdy się z tego nie wyrwiesz, ja walczę ze sobą już dłuższy czas i jak na razie nie najlepiej mi to wychodzi, wchodzę na to forum od ponad roku czasu, czytam jakie ludzie mają problemy, widzę wiele wspólnego a pomimo tego nie wyciągam wniosków, zaprzyj się i daj radę tego Ci życzę jak i wszystkim nam.
hej xyz, dokładnie jak mówisz, dużo wytrwałości. na to trzeba być zdecydowanym 100%, jeśli człowiek zostawia sobie jakieś małe okno, jakieś " może kiedyś" " może po dłuższej przerwie" to będzie w tym tkwił. pozdro.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach