Hej Miodzio!!!Mam pytanie do Ciebie.Jaralem sprzet ponad 13 lat .....w czerwcu rzucila mnie dziewczyna...to byl szok dla mnie ...przezylem zalamanie nerwowe wlacznie z myslami samobojczymi , spedzilem 13 dni w psychiatryku od tego momentu oczywiscie nie pale juz MJ.Wszystko wracalo do normy az do polowy sierpnia kiedy wpadlem w depresje .Moj stan byl nie do zniesienia wiec poszedlem do psychiatry.Lekarz przepisal antydepresant z rodzaju SSRI po ktorym bylo jeszcze gorzej wiec poszedlem do innego psychiatry.Tam z kolei dostalem lek z grupy czteropierscieniowcow po kilku dniach brania tego leku nastapila poprawa obecnie jade na tym leku od polowy wrzesnia..generalnie jest ok ale mam pytanie do Ciebie Miodzio jak dlugo jeszcze brac te psychotropy ????? Chcialbym sobie radzic juz bez tabletek.Pytam bo wiem ze miales podobne przejscia....dodam jeszcze ze jestem w czwartym miesiacu abstynencji..Czytalem kilka postow i wiem ze tez przechodziles przez depresje po odstawieniu MJ ale nie opisales jak z tego wyszedles.To ze wyszedles dodaje mi otuchy ze i ja z tego wyjde.Pozdrawiam
Witam wszystkich uzytkownikow.Po odstawieniu marihuany po 2 miesiacach popadlem w depresje.Czy ktos z Was tez przechodzil przez to pieklo?Jesli tak to prosze odezwijcie sie jak sobie z tym masakrycznym stanem poradziliscie.Pozdro.
witaj na forum - co do lekow to trzymalbym sie wskazan lekarskich, nie odwaze sie podwazac wskazowek psychiatry - leki na depresje zaczynaja pomagac dopiero po pewnym czasie stosowania - co do mnie, to faktycznie mialem podobnie (depresja po rozstaniu z kobieta nasilona przez odstawianie marihuany) i bralem leki grzecznie przez kilka miesiecy - nie bylo kolorowo od razu, ale jak poczulem poprawe wyrazna, to zrezygnowalem z lekow
jesli u Ciebie jest podobnie, ze to depresja wywolana konkretnym trudnym faktem (zerwanie z panna) plus zespol odstawienny THC, to pewnie tez przejdzie na dobre za jakis czas - jednak piszesz o wczesniejszym leczeniu (psychoza?), wiec mozesz miec podatnosc na klopoty tego typu - dlatego od siebie doradzalbym Ci stosowanie sie do zalecen psychiatry
Miodzio dzieki za odpowiedz.U mnie bylo tak ze jak mnie panna rzucila to wiedzialem ze to z powodu mojego palenia MJ wiec odstawilem jaranie z dnia na dzien.Bylem totalnie zalamany strata dziewczyny do tego moj organizm doznal szoku z powodu naglego odstawienia THC .Nie spalem kilka nocy nic nie jadlem.Moj organizm byl totalnie wycienczony a moja psycha byla totalnie zryta z powodu braku snu ,straty bliskiej mi osoby i pewnie z powodu braku THC.W czasnie kolejnej nieprzespanej nocy (chyba 5 z rzedu) moja glowa nie wytrzymala i wystapily mysli samobojcze.Bylem konkretnie przerazony nie wiedzialem co sie ze mna dzieje dlatego zglosilem sie do psychiatryka.Tam dostalem cos na uspokojenie i na sen.Wiec w koncu zasnalem.Po przebudzeniu sie nastepnego dnia te chore mysli samobojcze odeszly i juz nie wrocily.Nie mialem zadnych omamow czy urojen wiec mysle ze to nie byla psychoza .Na wypisie z psychiatryka nie bylo mowy o psychozie.Spedzilem tam 2 tygodnie i mnie wypisali.Powoli wszystko wracalo do normy ale tak mi sie tylko wydawalo .Moj mozg domagal sie THC.W zyciu bym nie przypuszczal ze objawy odstawienne tak moga czlowieka dojebac.Miesiac po wypisie z psychiatryka kiedy myslalem ze z czasem moze byc juz tylko lepiej dopadla mnie depresja .To bylo cos okropnego przez nastepne 2 tygodnie przezylem anhedonie ten kto jest w temacie wie o co chodzi.Najwiekszemu wrogowi nie zycze takiego stanu!!!W miedzy czasie poszedlem do psychiatry ktory przepisal antydepresant dzialajacy jak slynny PROZAC i co?Bylo jeszcze gorzej!!!Moj stan depresyjny o dziwo jeszcze sie zwiekszyl (myslalem ze gorzej juz byc nie moze) do tego doszla bezsennosc.To byla dziesieciodniowa masakra.Kompletnie nie wiedzialem co sie ze mna dzieje ,doszukiwalem sie wszystkiego wlacznie ze shizofrenia.Na moje szczescie w takim momencie moi rodzice bardzo mi pomogli i poszli ze mna do innego psychiatry ktory przepisal antydepresant o innym profilu dzialania.Po jakims czasie nastapila poprawa moj sen sie unormowal i nastroj sie poprawil.Bylo to w polowie wrzesnia.
Jak jest dzisiaj ???Jest lepiej niz bylo w sumie duzo lepiej.Ale jest druga strona medalu ten antydepresant ktory w sumie mnie uratowal strasznie mnie zamula spie po 12 godzin a jak juz wstane to i tak czuje sie zamulony .Sam juz nie wiem czy to przez ten lek czy moze to objawy odstawienne tak sie nakladaja na moje zamulenie???
Nie ma lekko myslalem sobie ze jak przestane jarac to bedzie z gorki.Ale niestety jest pod gorke.Nie jaram juz 4 miesiace .Fakt faktem jaralem 13 lat z czego ostatnie 4 lata to dzien w dzien duze ilosci mocnego skuna.Jak na razie to zauwazylem tylko ze poprawila mi sie koncentracja i pamiec.Nastroj dalej zjebany ,checi do dzialania znikome , niska pewnosc siebie.Prawda jest taka ze gdyby nie rodzice to skonczylbym marnie w jakims przytulku dla bezdomnych .A jescze pare miesiecy temu mialem zajebista prace , wspaniala dziewczyne plany na przyszlosc.Wszystko sie rozjebalo jak domek z kart i to wszystko przez pierdolona marihuane!!!!Kto by pomyslal heh.
Z abstynencja nie mam problemow ale najbolesniejsze jest to ze caly czas jest cos ze mna nie tak.Nasuwa sie pytanie kiedy to minie????Wiem ze kazdy zadaje sobie to pytanie ,moze 4 miesiace to jeszcze za wczesnie??? Wmawiam sobie ze tak i pewnie tak jest ale qrwa niezmiernie ciezko jest byc cierpliwym w takim stanie...
Ciezko zgadywac, kiedy dojdziesz calkiem do siebie - ale wyglada, ze masz baaardzo podobnie do mnie, wiec po roku powinno byc calkiem ok. U mnie oprocz lekow pomagal na ten czas wysilek fizyczny (kazdy dzien zaczynalem od silowni), dbanie o siebie (zdrowa dieta, wysypianie sie) i postawienie na rozwoj duchowy (trafilem do wspolnoty katolickiej, gdzie spotkalem ludzi wychodzacych z podobnych problemow - kontakt z nimi i poglebianie wiary pomogly mi odzyskac rownowage). Szukaj tego, co niesie pokoj - wierze ze znajdziesz wlasna droge do rownowagi (psycholog? rozmowy z kims bliskim?). Czujesz powolna poprawe - czyli w koncu bedzie ok, to tylko kwestia czasu. Przy Twojej hist. palenia trudno oczekiwac, ze bedzie fajnie szybko - nie byles palaczem okazjonalnym... Glowa musi dojsc do siebie po tym, co jej robiles tyle lat. Coz - moja rada: potraktuj to jako koszt palenia, przed ktorym nie uciekniesz - trzeba przez to przejsc. Dbaj o siebie i spodziewaj sie poprawy. Cierpliwosci z jednej, a szybszej niz dotad poprawy z drugej strony Ci zycze :D
Dzieki Miodzio za wsparcie i porady.Chodze do MONARU na terapie grupowa i indywidualna ale oni tam bardziej skupiaja sie na zachowaniu abstynencji co u mnie nie jest problemem.Ale pewnie jak juz poczuje wyrazna poprawe swego samopoczucia to pewnie chec przypalenia wystapi, wiec chodzic na terapie bede. Jeszcze raz dzieki za wsparcie.Bede pisac co jakis czas jak u mnie idzie mam nadzieje ze za jakis czas bedzie w koncu juz z gorki.
Wiem, o czym opowiadasz. U mnie leczenie farmakologiczne trwało 14 miesięcy z dwiema przerwami 3 miesięcznymi (na moja prośbę). Z perspektywy czasu wiem, że farmakologia była mi potrzebna na początku, ale tak naprawdę pomogła mi terapia nie leki, chociaż bez nich na początku pewnie cieżko byłoby mi dac radę. U mnie to była depresja z niestety powrotami co ok. 9 miesięcy około przez 4 lata, aż nastąpił koniec (mam nadzieję bezpowrotny) dzięki dobrej terapii i przede wszystkim bezgranicznemu zaufaniu terapeucie. Poza depresją były też lęki. W sumie na zmianę dół lub strach. Przerąbane, ale dziś wiem, że warto było!!!
Trzymaj się i uwierz, że to przejdzie. Oczekuj kolejnych dni pełnych słońca! Będą przychodziły coraz częściej!!!
Nie zniechęcaj się nawrotami. To prawdopodobnie będzie taka sinusoida z coraz krótszymi okresami (u mnie tak było). Dodatkowo ta sinusoida coraz mniej się wychylała w górę lub w dół aż wszystko ustało.
U mnie nie było problemu z abstynencją jakiegoś wielkiego. Wystarczył strach co się stało z moim życiem i ze mną oraz wszechogarniający WSTYD i poczucie niższości, beznadziei- nie ma chyba lepszego bodzca :-)
A tak w ogóle to gratulacje i witaj wsród żywych! 3mam kciuki.
Dzieki mi mi za odpowiedz.Ja juz sie lecze farmakologicznie ponad 3 miesiace i poprawy brak:( nawet nie mialem jeszcze nawrotu bo ciagle mnie mieczy ten sam dol. Nie wiem co mam robic? Zmienic leki czy poczekac jeszcze troche? Naprawde ciezko mi wierzyc ze to w koncu przejdzie. Jestem w 5 miesiacu abstynencji i dalej jest beznadziejnie. MI mi po jakim czasie wyleczylas sie z pierwszego epizodu depresyjnego ?Z jakiej grupy bralas leki ?Bardzo Cie prosze opisz swoja historie bardziej szczegolowo. Jak wygladalo Twoje zycie miedzy nawrotami i dlaczego depresja wracala? Jak reagowalas na kolejne nawroty (to musi byc straszne) Czy ja takze jestem skazany na nawroty? ( jesli w ogole wyjde z pierwszego epizodu) Bede wdzieczny jesli odpowiesz na moje pytania.Pozdrawiam i gratuluje ze to pieklo na ziemi jest juz za Toba !!!!
Z lekami to bylo różnie. Powiem Ci szczerze, że nie znam się na lekach, więc powiem ile pamiętam, może sa się domyślisz.
Zawsze dostawałam kombinację dwóch leków- jeden z nich to antydepresant i zawsze jego dzialanie polegalo na selektywnym wychwycie serotoniny. Najpierw dostalam starszej generacji lek + cos aby złagodzić objawy tragicznego stanu na poczatku przyjmowania (lęki, znaczne pogorszenie stanu depresyjnego, takie chwilowe zalamania itp - na poczatku jest duze ryzyko tego typu objawow).
Ten pierwszy przyjmowałam jakies 3,4 miesiace i slabo mi pomagal. Myslalam, ze nie ma dla mnie ratunku. Zwiekszyli mi dawke - masakra. Chodzilam z napiętą szczęką jak po amfetaminie ale euforii nie było... Mimo to po tych ok 4 miechach troche bylo mi lepiej, w gruncie rzeczy doszlam do wniosku, ze to g. da i nie ma dlas mnie ratunku, więc powiedzialam, ze nie chce tego brac... ogolnie wspominam ten okres jako jedną wielką załamkę.... Po jakichs 3 miesiacach depresja wrociła z wielkim nasileniem i wtedy to juz mi bylo obojetnie co sie ze mna stanie... Nawet nie pamietam jak to bylo ale trafilam do innego psychiatry. Przepisal mi leki o podobnym dzialaniu ale wtedy to byly leki nowej generacji. Pamietam, ze wystepowaly w dwoch typach jesli chodzi o zawartosc subst. aktywnej w tabletce. Najpierw dostalam te silniejsze. No i przez pierwsze 2 tyg nic... ale szczerze to ja na nic tez nie liczylam...az tu pewnego ranka (pamiętam to jak dzisiaj) wychodzę przed dom i patrze - zarąbista pogoda! Ale pięknie!!! Poczulam się normalnie!!! Tak z nienacka zupelnie po dzien wczesniej byl dół i nic sie nie zmienialo. Pomyslalam, ze jestem zdrowa ale kolejnego dnia po przebudzeniu - znowu dół. Tyle, ze ten jeden dzien dal mi w koncu swiatelko w tunelu, wiec zacisnelam ząbki i czekalam no i bylo tak, jak pisalam wczesniej, coraz wiecej bylo tych zarabistych dni. Pozniej poprosilam o odstawienie bo uznalam, ze juz jestem zdrowa. W sumie ze 4 miesiace bralam ten drugi lek. Depresja wrocila po 9 miesiacach ale juz duzo lagodniejsza. Odrazu popedzilam po ten lek i juz po paru dniach czulam sie lepiej... Generalnie coraz szybciej dzialal ale wrocila zanowu po 9 miechach od odstawienia leku. Tyle, ze te kolejne to wiesz co? To juz byl luzik w porownaniu z tym pieklem, ktore przechodzisz. Po porostu nie chcialo mi sie nic robic ale nie wegetowalam jak roslinka a tak bylo za pierwszym razem. Teraz minelo juz pare lat i jestem zdrowa. Mysle, ze juz nigdy nie bede musiala sie leczyc ale gdyby nawet to juz mnie to nie przeraza bo wiem, ze wyczuje to w zalazku i ze nie dojdzie do zlego stanu.
Generalnie po tym drugim razie poszlam na terapię. Najpierw trafilam do beznadziejnego psychologa, wiec poszlam tylko raz i podziekowalam pani. Poszlam do kolejnej i odwiedzam ja do dzisiaj. Smialo moge powiedziec, ze to wlasnie ona no i moze moja ciezka z nia praca, uratowaly mi zycie...
najwazniejsze jest to, ze wierze, dzieki swoim przezyciom, ze dla najbardziej beznadziejnego przypadku jest nadzieja. Co wiecej wierze, ze nie moze byc tak zle, zeby nie stanac na nogi, nawet, jesli uwazasz, ze tak zle jak z Toba, nie bylo chyba z nikim i medycyna nie da sobie z tym rady.
Dziekuje Ci Mi Mi za kolejny post. Doszedlem do wniosku ze musze sie udac na kolejna wizyte do psychiatry .Lek na ktorym jestem zazywam od 3 miesiecy no i niestety slabo na mnie dziala jest jakas tam poprawa ale niewielka dalej mam dola i monotematyczne mysli ktorych nie moge odpedzic od siebie.Wiec jutro wybieram sie do psychiatry z nadzieja ze dostane lek ktory mi naprawde pomoze . Wiem ze na tym forum nie mozemy sobie podawac nazw lekow ale bardzo bym byl Ci wdzieczny jesli moglabys podac mi nazwe tego leku ktory postawil Cie na nogi. Jesli tak to podam Ci maila : marti_ok1@tlen.pl
wtrace sie lekko - oczywiscie nie moge zabronic poza forum wymieniac sie informacjami o lekach - jednak zalecam scisle stosowanie sie do zalecen lekarza - to co jednemu pomoze, to innemu moze zaszkodzic
Generalnie to sie z Toba zgadzam Miodzio. Jesli chodzi o leki a w szczegolnosci antydepresanty to na kazdego inaczej dzialaja. Ale zdesperowana glowa szuka ratunku gdzie tylko sie da. Przemyslalem sprawe i nie poszedlem do psychiatry ( zreszta wedlug planu to i tak mam sie stawic u niego za 2 tyg.) Ale dalej mam watpliwosci czy poprosic o zmiane leku czy nie. Dzisiaj jakby lepiej sie poczulem w porownaniu z ostatnimi dniami. Do tego niechcialbym masakrowac swojej glowy kolejnym psychotropem. Sam fakt ze musze je brac jest dla mnie deprymujacy ale z drugiej strony bez nich mogloby byc jeszcze gorzej. Sam juz nie wiem. Jedno zauwazylem ze kiedy nakrecam sie zlymi myslami to automatycznie moje i tak juz obnizone samopoczucie idzie jeszcze bardziej w dol. Niesamowita i ciezka walke prowadze ,walke z wlasnymi natretnymi dolujacymi myslami.No ale dzisiaj jakby lepiej , wiecej spokoju i wiary w koncowy sukces.
Jesli chodzi o abstynencje to mija 5 miesiac. Co z cisnieniem? Nie wystepuje :) Czasami mam ochote napic sie piwa ( nie pije 5 miesiac rowniez ) Powiem szczerze ze pewnie bym sie napil ale zwyczajnie nie moge ( ah te leki ) . Na koniec zostaly papierosy ( co za qrewski nalog) probowalem rzucic - bezskutecznie ale chociaz ograniczylem .
Pozdrawiam wszystkich zmagajacych sie zielonym shitem oraz tych ktorzy juz z tego wyszli.
Trzeba tylko dać sobie czasu i przeczekać to cholerstwo.
Gdyby to bylo takie proste niepotrzebne by byly studia medyczne ;), bylby jeden lek - zlota pigulka i tyle.
Z mojego doswiadczenia dodam tylko - terapia, terapia i jeszcze raz terapia. Czasami moze sie wydawac, ze terapeuta gada bzdury, ze Cie nie rozumie, ze brak mu wiedzy, kwalifikacji, ze kieruje sie schematami, ze jest zbyt malo inteligentny, ze tylko Ty sa znasz swoje bardzo skomplikowane wnetrze najlepiej a po czasie okazuje sie... ze mial rację.
Mozg podpowiada szereg absurdalnych argumentow (pewnie podswiadomie) by uciec i nie dac sie nikomu dostatecznie zblizyc, nie dac sie sobie samemu skonfrontowac z tym, co niewygodne, od czego uciekalismy przez ostatnie lata calkiem skutecznie i bylo pozornie "wygodnie", ale bez tego pewnie się nie da zerwać z wrytymi w mozg schematami.
Chodze na terapie do Monaru ...ale nie widze zadnych efektow.Zreszta ja wiem co jest przyczyna mego kiepskiego stanu. Na poczatku byla to strata dziewczyny i cierpienie z tym zwiazane do tego w tym samym czasie rzucilem jaranie co tylko spotegowalo moj stan. Ze strata dziewczyny juz sie pogodzilem i nie odczuwam z tego powodu smutku.Jaranie takze rzucilem i wiem ze juz nie zapale tego swinstwa. Dlatego uwazam ze niestety terapia za duzo tu nie pomoze. W ciagu ostatnich 5 miesiecy co tydzien mialem rozmowe z terapeuta i nie widze zadnych efektow poza tym ze stracilem troche kasy na dojazdy .Bralem udzial rowniez w terapii grupowej a tam co tydzien to samo czyli sposoby na utrzymanie abstynencji ....to nie dla mnie bo ja z tym nie mam problemow. Ja mam plan na swoje zycie wiem co robic ale wpierw musze wyzdrowiec zeby go zrealizowac. Takie bledne kolo.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach