Witajcie, . Nie mam do kogo zwrócić się o pomoc więc postanowiłam
zaryzykować i napisać tutaj.
Pokrótce mojego aktualnego chłopaka poznałam 3 lata temu. Razem
jesteśmy już od 2 lat. Jestem młoda bo mam zaledwie 19 lat a, on 20 na
karku . Zaczynając tę znajomość zdawałam sobie sprawę, że nie jest
to ten typ poukładanego faceta, ale mimo to coś mnie uporczywie
ciągnęło w jego stronę. No i tak po jakimś czasie staliśmy się
parą. Był niesamowicie opiekuńczy, troskliwy, pierwszy raz czułam, że
dla kogoś coś znaczę. Ale potem często się kłóciliśmy bo on nie
miał zbyt wiele czasu dla mnie, kumple i załatwianie tych 'jego'
spraw..jak potem się dowiedziałam w dzień, który się poznaliśmy
pierwszy raz odmówił ćpani(=amfetaminy), bo do tamtego dnia ponoć brał
jej niesamowite ilości i wręcz codziennie. Jak się z każdym naszym
lepszym poznaniem okazywało było tego więcej, próbował praktycznie
wszystkiego(, grzybki, bieluń itp) ale to faktycznie tylko próbował. W
jego życiu dwie rzeczy tylko gościły bardzo często: amfa i MJ. Tak okazało
się, że palenie to w ogóle jego sposób na życie, dla niego jest to
całkowicie normalne i nie ograniczał się do palenia, robił jakieś tam
kakao z tym ,jedzenie...także niesamowite ilości Thc.. przeszłam przez
rożne etapy, udawałam, że to żaden problem, a potem parę razy paliłam
z nim..siła jego przekonywania o tym ,że to nic złego złamała mnie w
pewnym momencie, ale razem zapaliliśmy chyba 4 razy i teraz wiem ,że to był mój największy błąd. w pewnym momencie
powiedziałam sobie dość!, zauważyłam, że nie znoszę go w takim stanie,
że jest wtedy innym człowiekiem..jakby były w nim dwie rożne osoby..z
braniem amfetaminy jak twierdzi odkąd jesteśmy parą definitywnie skończył
jednak palenie wciąż jest obecne w jego życiu i jest częścią jego. Bardzo go kocham, nie
wyobrażam sobie życia bez niego:( nie wiem co robić..jestem rozdarta
wewnętrznie, Próbowałam wszystkiego tłumaczyłam mu jak go to
zmienia(-miedzy innymi on jest taki słaby, bardzo chudy, źle wygląda, ma
problemy z normalnym snem, z normalnym postrzeganiem siebie samego,
podejmuje jakiś cel ale ciągle traci wiarę,proste rzeczy są dla niego ciężkie,niby jest pracowity ale często popada w stany depresyjne,ma ciągle czarne myśli)W tym roku nie przeszedł do 4 klasy
technikum z powodu nie chodzenia do szkoły. ( w ostatni miesiąc nauki dowiedziałam się ze ma 70 procent
nieobecności;o) byłam w szoku bo zapewniał mnie ,ze wszystko gra :( ma tez
długi,które się za nim ciągną i ciągną już tyle czasu- to też go załamuje.
Wiem ze pierwszy
raz zapalił w 6 klasie podstawówki i od tego czasu palił niemalże
codziennie,. Uważa ze dla mnie zrobił wiele bo ograniczył do maksimum,
mówi mi "kochanie no czasem przecież sobie zapale to nic się nie dzieje" --, a
przecież się dzieje, bo wszystko ma swoje konsekwencje:( widzę jak to go już zniszczyło i niszczy dalej.on tak naprawdę nie potrafi żyć bez marihuany bo myślę, że przyzwyczaił się do tego nietrzeźwego patrzenia na rzeczywistość,dość często tez się upija-no wiadomo jedno piwo to nie grzech ale jeśli on wypija po te 8 nie to chyba coś nie tak/.Teraz wyjechał
za granicę do pracy, wiem ze jest mu trudno i ciężko, wspieramy sie nawzajem
bardzo ale nie mogę pogodzić się z myślą ze on pali, wiążemy ze sobą
przyszłość, on chce mi się oświadczyć i zarabiać na nasz dom i czuje to ze mnie kocha ale gdy dojdą obowiązki i rodzina a mój mąż wcale nie przestanie palić to jaki cholera czeka mnie los?
ciągle narzeka, ze chce być sobą ze 'wszystko mu beret sprał'o..raz jak długo
rozmawialiśmy nawet sam stwierdził,ze mam racje ze on ma z paleniem
problem i chciał przestać ci mówił ze przestaje..i co wcale tak nie było :(
on ma znajome pary z którymi się przyjaźni, jedni z nich np maja dziecko i oboje sobie pala
on nie widzi w tym nic złego;/ Do refleksji i napisania tutaj skłoniła mnie nasza ostatnia rozmowa na temat tego co będzie, kiedy on stwierdził, że jak już bd nawetn mieli dzieci to on na pewno z palenia nie zrezygnuje- że czasem dla relaksu zapali, ja mu powiedziałam, że w takim razie napewno nie zostanę jego żona, a on wtedy stwierdził, że bd sie kitrał przede mną więc chyab lepiej żebym to tolerowała, że nie musze lubić ale tolerować..szlak mnei juz trafia. Do niego nic nei dociera..nie radze sobie bo kocham go, a z drugiej strony czy nie lepiej byłoby sie rozstać teraz poki nei ma dzieci? Rozumiemy sie ogólnie dobrze i kochamy się bardzo ale co bd dla mnei lepsze? Czy mam się męczyć i za każdym razem cierpieć gdy widzę ten jego 'pusty' wzrok, który się zawiesza gdzieś w przestrzeni? Co robić? :(
dokładnie. to trudne i prawie nierealne dopóki nie da Ci mocno popalić, ale odpuść sobie ratowanie jego i ratuj siebie, bo taki związek wpłynie toksycznie na Ciebie.
Smutna Mamo - on zaczął bardzo wcześnie i myślę , że co do innych narkotyków nie muszę się, aż tak obawiać bo wiem, że jest czysty. Została tylko i aż ta Marihuana ;/ Czytam to forum już od długiego czasu , próbowałam go nawet namówić, żeby sam też poczytał- ale on się oburzył, że już wie dlaczego mam takie podejście do MJ- bo jak stwierdził czytam takie głupoty a ludzie wymyślają i mieszam sobie w głowie ;/
Dziękuje za Twoją wypowiedź jednak nadal przeważa moja miłość do niego..
nikiriki również dzięki za odp!
Cieszę się, że jesteście ze mną!
Ostatnio z moim chłopakiem bardzo się pożarliśmy właśnie w sprawie Mj bo przedstawiłam mu jasno jak sprawa wygląda a on stwierdził, że martwię się czymś czego jeszcze nie ma- że on mając rodzinę nie paliłby tyle ..ale raz mówi co innego raz co innego. Ogółem jest odpowiedzialny i pracowity ale ja widze w jakim stopniu uzależnienia om się znajduje. Mówi,że wie jak go to niszczy ale to nie jego wina , że on to lubi. PARADOKS
nie mam siły. wymiękam. przepraszam musiałam się gdzieś wyżalić!
Szampi jeśli rozmowy nic nie pomagają to nie jesteś mu w stanie pomóc wcale.
On jest bezsilny wobec nałogu w jakim tkwi.
Sam wiem po sobie jak to jest,również słyszałem od pewnych osób aby wyluzować z tym lub przestać.
Śmiałem się i myślałem o kolejnym joincie.
Zmarnowałem szmat czasu na te gówno,zaniedbałem kontakty z rodziną itp.
Do mojej decyzji o podjęciu rzucenia nałogu nikt absolutnie wpływu nie miał,tylko ja sam.
Czasem trzeba nisko upaść lub dojrzeć.
Pewnie jedno z drugim ma wiele wspólnego.
Niestety jako osoba będąca w związku z osobą uzależnioną Ty jesteś osobą współuzależnioną i polecam Ci pójście na terapie osób współuzależnionych jako pomoc dla siebie.
Nauczysz się tam na czym polega to uzależnienie i pewnie uświadomią Ci sytuację w jakiej się znajdujesz itp
Pozdrawiam i powodzenia
Dziś stwierdził, że sprawia mi przyjemność 'wkręcanie' mu, że jest w nałogu. a ,że są ludzie, którzy palą całe życia, mają dom , rodzine..co mówić? jak z nim rozmawiać?
trace cierpliwośc..jak grochem o ściane!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach