Jestem nowym użytkownikiem tego forum. Znalazłem je przez przypadek, mam nadzieję, że dostanę tutaj jakąkolwiek pomoc, jestem na okropnym wykończeniu psychicznym...
Więc zacznę może wszystko od początku...
Na zielono...
Może trochę o sobie, Mam na imię Paweł mam 20 lat, jestem miłym, sądzę, że w miarę inteligentnym i w dodatku niepełnosprawnym chłopakiem. Mam problem ze wzrokiem i to baaardzo duży. Wychowywałem się bez ojca, ponieważ zaznałem piekielnej patologi z jego strony, zawsze bylem przeciwko jakimkolwiek używką, zaznałem bardzo brutalności dzieci drwiących z mojej choroby oczu...
Cały ten koszmar rozpoczną się gdzieś koło 8 miesięcy temu. Poznałem nowych znajomych, którzy są za "imprezowym stylem życia". Pamiętam jak dziś, to był luty jechałem do studia ze dwiema znajomymi, (próbuje swoich sił w śpiewie). Po nagranym kawałku, uczciliśmy sobie to na następny dzień zieloną poduszeczką...
Dodam, że to był mój pierwszy raz z Marihuaną, nawet nie wiedziałem jak to działa na organizm, trochę byłem przeciwko paleniu. Musiałem być ogarnięty by móc iść do domu. Stało się, pierwsza lufka, potem druga i ja, stan błogości meeega wyostrzone zmysły smaku, węchu, barwne słyszenie, aż nagle mowa o wkręcaniu sobie śmierci będąc spalonym "bad trip" no i zaraz jak to Paweł podatny na autosugestie złapałem ten stan, w życiu nie podejrzewałem, że można czuć tak mocy atak paniki, odrealnienie, depersonalizacje, wydawało mi się wszystko tak sztuczne, czułem się jak w grze komputerowej, siedząc w kuchni i patrząc na szafki w kolorze intensywnej pomarańczy wydawało mi się, że byłem w Egipcie, choć go nie widziałem taka paranoja, nikomu tego nie życzę. Po tym wszystkim za namową znajomych znów zapaliłem ale tym razem się obyło bez złych podróży :)
To skoro już zapaliłem pierwszy i drugi raz to może tak i trzeci i czwarty i...
Poszło, zaczęliśmy dziennie palić, Rozpocząłem odkrywać w tym piękne rzeczy, muzyka, słyszałem ją całym ciałem, euforie, śmiech wszystko było pięknie a tu zbliżały się wakacje i prawdopodobnie początek mojego końca...
Jedna z koleżanek z, którą paliłem pojechała do pracy na 2 miesiące zostając z jedną zaczęliśmy kontynuować naszą misję dziennego bycia zjaranym...
Dziennie się spotykaliśmy i paliliśmy na dworze, jako, że Jessica bo tak się nazywa dziewczyna z, którą przepaliłem całe wakacje jest zwariowaną osobą, nakręcała pozytywne "banie" te czasy będę wspominać chyba jako najlepsze z moich wakacji. Biorąc 2 gramy dziennie dodawaliśmy tam 2 fajki czasem jak dostawaliśmy jakieś bonusiki to dawaliśmy 3 fajki, co automatycznie sprawia, że zioło już tak wcale mocno nie kopało, ogólnie nawet czyste samo w sobie nie było takie mocne, co mi się podobało bo zawsze byłem w miarę trzeźwy. Tak minęły całe wakacje, Dziewczyna z, którą paliłem zakochała się we mnie, chociaż ja byłem z tego nie bardzo zadowolony bo cały czas opłakiwałem swoją byłą i nie chciałem się z nikim wiązać. Wróciła druga koleżanka z pracy był to wrzesień jak wiadomo szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła... Ale co tam można sobie odpuścić jeden dzień i zajarać, i tak coraz częściej odpuszczaliśmy sobie jeden dzień, zmieniliśmy dealera. Dostawaliśmy mniej ale za to mocniejszą MJ i radę, żeby dawać jednego papierosa i tak zrobiliśmy. Bad trip chyba już na mnie czekał, znów odrealnienie, niesamowicie wysokie tętno płytki oddech i obawa o swoje życie. "Paweł nie wkręcaj sobie to Ci przejdzie jaramy coś !" i tak spędziliśmy następne miesiące co paliłem to łapałem bad tripa ale nie chciałem zawieść koleżanek bo lubiły palić ze mną.
Znów zmiana Maryjki, wróciłem ze szkoły koleżanki miały już trawkę ale ostrzegły mnie, że jest mocna na co odpowiedziałem ha ha ha ha.
Sciągłęm 2 przysłowiowe buchy nie smakowało to jak trawka, usiadłem na łóżku nie minęły dwie sekundy a ja byłem spalony jak nigdy w życiu, słuch mi tak wyostrzyło, że nawet oddech znajomych rozrywał mi bębenki, czułem zupełne odrealnienie, nie wiedziałem nawet czym jestem, czułem obecność Boga, a serce mi tak waliło, że bolały mnie żyły i byłem bordowy. Bałem się, żeby się nie zawieść koleżanki tak samo, czułem jak by mi trzęsło w środku głowy i ciała, to był mój najgorszy bad trip jaki kiedykolwiek miałem, znajomy od, którego to braliśmy stwierdził, że to był chemik i nikt nie chciał brać tego. Następne parę dni przepaliliśmy aż, do 22 listopada...
Pochytaliśmy 2 gramy zdziwiło mnie, że tak intensywnie pachną, nie wiedziałem do końca czy chciałem tego dnia palić, ale poszło, pękło pierwsza lufka w odstrzał i prawie złapałem bad tripa, ale wszystko się uspokoiło paliliśmy do północy, nie wypaliliśmy wszystkiego, może gdzieś 1,5 grama na troje. siedzieliśmy do 3 a mi w ogóle faza nie schodziła zacząłem się trząść ubrałem kurtkę i myślę kurde nie jest mi zimno a pomimo tego się trzęsłem, miałem atak paniki, spłycony oddech pomyślałem, żeby posprzątać zajmę się czymś i przejdzie no i trochę ustąpiło ale jednak dalej byłem mocno spalony, przyszedłem do domu to wpadłem na głupi pomysł wejścia na internet i przeczytaniu sobie o zaburzeniach lękowych bo już kilka ładnych lat miałem podejrzenie, że mam taką przypadłość, gdzie przeczytałem o derealizacji, depersonalizacji i myślę o kur... przecież mam to samo jak jaram...
Nie potrafiłem się uspokoić tym bardziej usnąć, położyłem się do mamy do pokoju bo tam jest telewizor, nie potrafiłem do 5 czy do 6 zasnąć, aż w końcu koło 7 mi się udało, moja mama wiedziała, że palę ale była ogromnie nie zadowolona z tego powodu. Budząc się o 9 rano dostałem mega ataku paniki co jest grane ? Tyle godzin mnie to trzyma ? T o było nasączone kwasem i się zawiesiłem miałem takie myśli... trzymało mnie to do wieczora i puściło bo mama jednej z koleżanek mi humor poprawiła, z dnia na dzień było coraz gorzej, myśli czy nie jestem chory psychicznie, uczucie mega odrealnienia i depersonalizacji, obawiałem się, że nawet jak nie jestem chory psychicznie to sobie wmówię chorobę. 24 na dobę takie myśli, przez tydzień w dzień w dzień śniło mi się, że paliłem a budziłem się ze strachem i myślą maiłeś nie palić, byłem u psychiatry, który powiedział, że nie mam objawów choroby psychicznej i w sumie tak się nie czułem dopóki nie przychodził wieczór mama kazała mi brać Relanium i pomagało, ale nie leczyło. Psychiatra zapisał mi Pernazynę 1 mg, miałem brać ją rano i wieczór ale miałem okropne skutki uboczne jej zażywania. Duszności otępienie, krwawienie z nosa... Na wieczór wziąłem połówkę i budziłem się w nocy i słyszałem w głowie głosy a czemu ? Bo koleżanki jak były ze mną mną oddziale psychiatrycznym to rozmawiały z tymi ludźmi i mi powiedziały, że jeden facet tam się znalazł bo słyszy głosy a inny ma depresje. Psychiatra mnie trochę zbywał mówiąc, że nie ma za wiele czasu, dlatego nie do końca mu wierzyłem...
Za nim bylem u Psychiatry rozmawiałem z mamą i nie dała mi dojść do słowa, że mogę być psychiczny, nie wierzyła mi chcąc jej to udowodnić z głupoty zabrałem nóż i zacząłem się ciąć przy niej ale z przedniej strony ręki dopiero wtedy uwierzyła mi, że tak bardzo jest mi źle...
Minęły od tego czasu 2 tygodnie więc poszedłem jeszcze raz do innego psychiatry, który mnie zapewnił, że nie jestem chory psychicznie a mam objawy spalenia i inne nie przyjemne doznania somatyczne bo mój organizm razem z psychiką domagają się THC i że jestem uzależniony, mówię jakim cudem jak słyszę słowo zioło to się trzęsę się ze strachu ale to wszystko jest w mojej podświadomości, okazało się, że cierpię na zaburzenia lękowe co jest prawdą bo parę lat temu podejrzewałem to u siebie, ale jednak szybko mi to minęło. Po tej wizycie jakby polowe objawów mi odjęło nie mam już derealizacji może czasem ale trwa to ze 2 sekundy, ale mam napady paniki, czuje wewnętrzny niepokój sam nie wiem z jakiego powodu, serce mi wali jak oszalałe, dziś w nocy się obudziłem z takim mocnym lękiem, że myślałem o samobójstwie te myśli wypierały mi z głowy racjonalne myślenie, bo przecież ja chce żyć, śpiewać, kochać, mieć rodzinę według Pani psychiatry muszę iść na terapię odwykową, terapie psychiatryczną i przepisała mi inny lek o nazwie Rispolept ale boje się go bo ma też mega skutki uboczne ludzie go nie chwalą, niby mają po nim więcej myśli samobójczych, już nie wiem co robić jestem wykończony ja chce żyć pomóżcie mi ;( teraz już leci trzeci tydzień niby z dnia na dzień coraz lepiej a z nocy na noc coraz gorzej Już nawet modlitwy do Boga mi nie pomagają się uspokoić...
To powiem Ci, że i tak masz w sobie dużo odwagi, bo po jednym bad tripie postanowiłeś nadal palić. Ja to po pierwszym bad tripie rzuciłem de facto od razu i całkowicie.
Ten fakt powinien dać Ci dużo pozytywnego - że masz w sobie dużo odwagi.
Co do snu, też wynalazłem fajną rzecz - bo generalnie to jest tak:
a) weźmiesz tabletki nasenne, będziesz miał twardy sen - ale twardy sen to bardzo realne koszmary
b) nie weźmiesz tabletek nasennych, będziesz spał po 2-3 godzinny dziennie przez tydzień i będziesz czuł się okropnie.
Jest jeszcze opcja c ! Ja robię tak:
- na noc pije melise + tabletka jakaś ziołowa bez recepty na sen (też zresztą oparta na melisie)
- wypijam dwie szklanki wody (tak żeby przeleciało przez nerki a nie było strawiane)
- zasypiam. Gdzieś w środku nocy wydaje mi się, że mam początek koszmaru/czegoś niedobrego - ale że jest to tylko w mojej głowie to mam normalne realne fizjologiczne reakcje t.j
- budze się po chce mi się sikać :) I tak oto koszmary się urywają i złe myśli też, bo normalna reakcja fizjologiczna, że chce mi się do kibelka bierze górę nad wszystkim :) Ostatnie dni tak właśnie wybawiłem się ze złych koszmarów ^_^
Co więcej, przez te wszystkie bad tripy jakie miałeś to jeszcze jedna rzecz powinna Cię podnieść na duchu - że skoro takie momenty ogromnej paniki byłeś w stanie wytrzymać i ogromnego strachu, to wyobraź sobie jaki będziesz twardy jak już Ci miną objawy fizyczne. Ja to wczoraj rano, na marzeniach wpół śnie wpół jawie to przeglądałem katalog wszystkich rzeczy, który w życiu się bałem/boję do teraz i stwierdziłem, że to wszystko to pikuś w porównaniu do bad tripa, i że jak moje ciało już zacznie czuć się lepiej to normalnie w cudzysłowiu 'podbiję' świat! Że nie będę bał się realizować swoich marzeń (np. a że co kto sobie o mnie pomyśli, albo że na pewno nie wyjdzie bo tak mówią moi koledzy/mama. Wszystko to biorę śmiechem) I to jest dla mnie duży kop do przodu.
Ten sam mechanizm zresztą zadziałał jak miałem b. wredny kamień nerkowy, na który żadne leki przeciwbólowe nie działały - byłem tak naszprycowany w szpitalu że mogłem się ogolić w 10 sekund starą maszynką do golenia na sucho bez wody nic nie czując - a kamień napierdzielał tak, że przez tydzień spałem 4 godziny. Jak już mi go wyjęli to moja odporność na ból wzrosłą jakieś 5-10x razy. Przy krojeniu chleba raz się dziabłem tak, że było dużo krwi - normalnie to kiedyś by mnie wzięła panika i w ogóle 'bardzo by bolało' ale po kamieniu nabrałem takiej wprawy, że z całkowitym spokojem opłukałem owinąłem w bandaże i pojechałem na SOR żeby mi to zszyli. I wiem, że teraz będzie podobnie - u Ciebie zresztą też - że jak już Twoje Ciało przestanie Ci sprawiać głupie figle, to Twoja odporność na stres/strach będzie 5-10x większa. Więc można by powiedzieć, że te bad tripy i to co się teraz dzieje to nagroda od Boga/kostki/przypadku, bo normalnie nie ma takiego mechanizmu na świecie który by Cię tak zahartował a tu proszę - perfekcyjna kuracja uodparniająca.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach