Zacznę od tego że już od dłuższego czasu przymierzałem się do rejestracji na forum, ale w głębi duszy nie chciałem wierzyć w realność mojego problemu i prawdę mówiąc boję się walki jaka przede mną czeka.
Mam 20 lat i palę od 14 roku życia. Dobrze pamiętam swojego pierwszego lolka. Można powiedzieć, że był to okres przełomowy w moim życiu, ponieważ dzięki terapii udało mi się znacząco stłumić fobię społeczną z którą od zawsze się borykałem. W końcu zacząłem rozmawiać i spotykać się z rówieśnikami których unikałem całe życie. Wtedy też poznałem smak skuna. Na moim osiedlu jarali wszyscy i widok ziomeczków stojących na klatce w oparach trawy nikogo specjalnie nie dziwił. Poza tym w internetach pisali, że to niegroźne, o muzyce już nawet nie wspominając. Spróbowałem więc i ja.
Przez długi czas myślałem że marihuana była najlepszą rzeczą jaką mi się w życiu przytrafiła. Bawiłem się po niej lepiej niż po alkoholu a przy tym nie robiłem głupot ani nie doświadczałem żadnych skutków ubocznych. Na początku nie paliłem często, ale zielone szybko weszło w nawyk i stało się nieodłącznym elementem moich spotkań ze znajomymi. Przy okazji odkryłem, że marihuana pozytywnie wpływa na moje zdrowie. Cierpię na tzw. zespół jelita drażliwego (brak apetytu, częste bóle brzucha i nudności przy byle stresie), jednak kiedy zajarałem chociaż buszka nie odczuwałem żadnych dolegliwości tego dnia a rano byłem w stanie zjeść normalnie śniadanie. Nie minął rok a ja paliłem już praktycznie codziennie (odstawiłem przy tym całkowicie leki, co było bardzo miłą odmianą bo niektóre przymulały). Co prawda znajomi ostrzegali mnie przed popadaniem w ciąg, ale ja byłem święcie przekonany, że marihuana nie uzależnia i szybko znalazłem nowych znajomych z którymi kopciłem dzień w dzień. Pierwsze kłopoty zaczęły się w połowie liceum. Nigdy nie miałem problemów z nauką. Podstawówkę i gimnazjum skończyłem z najlepszą średnią w szkole, jednak w liceum z czasem czułem że tracę zdolność skupiania się. Wychodząc z lekcji często nie wiedziałem o czym była mowa a podczas "nauki" nad zeszytem potrafiłem spędzić 4h nie przejrzawszy nawet strony. Ponadto znowu zacząłem bać się ludzi i nawet głupia rozmowa przez telefon zaczęła wywoływać u mnie stres (a już miałem ten etap daleko za sobą). Mimo tego jarałem dalej. Porzuciłem plan zostania lekarzem, a w szkole "jechałem po najmniejszej linii oporu", będąc praktycznie cały czas na haju (codziennie brałem worka do szkoły, a po szkole wychodziłem zajarać ze znajomymi). Z pomocą resztek motywacji udało mi się dostać na studia inżynierskie w wymarzonym dużym mieście. Właśnie zbliża się moja pierwsza sesja a ja jestem totalnie w dupie. Nie jestem w stanie przysiąść do nauki, jakbym zapomniał jak to się robi. Już od dłuższego czasu przesypiam większość dnia a jak nie śpię to jestem zjarany. Od wpieprzania na gastro nabrałem postury która jeszcze nie dawno była dla mnie powodem do wyśmiewania innych.
W ciągu ostatnich kilku lat nie doświadczyłem niczego nowego. Marihuana stała się podstawową potrzebą w moim życiu i nie potrafię nawet obejrzeć filmu czy posłuchać muzyki jak się nie ujaram. Straciłem motywację do czegokolwiek i zdolność do cieszenia się życiem na trzeźwo. Ze wzorowego ucznia stałem się totalnym debilem a ponadto jestem gruby, prowadzę niezdrowy tryb życia i praktycznie wróciłem do punktu wyjścia w mojej fobii.
Słowem, straciłem wszystko to co wypracowałem przez lata a także to co dostałem od Boga na starcie. Jestem na skraju depresji i chcę rzucić ten nałóg w pizdu... ale nie potrafię.
Może Wy będziecie w stanie mi pomóc. Na chwilę obecną nie chcę iść na terapię ponieważ wizyty u psychologa kojarzą mi się z etapem w życiu do którego zdecydowanie nie chcę wracać i czuję pewną blokadę.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach