Witam wszystkich jestem Łukasz mam 30 lat i do niedawna miałem całkiem udane małżeństwo i wspaniałą córeczkę , w bardzo krótkim czasie udało mi się spieprzyć to wszystko :moje małżeństwo wisi na włosku a ludzie którzy nazywali mnie swoim przyjacielem nie wieżą w ani jedno moje słowo . Jak ?? Sam w to nie wierze uzależniłem się , nie jestem laikiem w temacie proszku zwanego amfetaminą szczerze powiedziawszy miałem z nią styczność długie lata w ciągach trwających kilka dni bądź dorywczo - ale zawsze potrafiłem jakoś to ogarnąć , czasami
wymagało to od mojej osoby sporego wysiłku psychicznego . Wiecie jak to jest wpadasz na imprezę a kreski już na stole ;) , jednak potrafiłem podziękować . No i do sedna styczeń bieżącego roku na moich urodzinach pojawił się kryształ bądź jak wolicie "krystyna" , fakt cena wyższa ale jaka jazda na początku na jednej "sztuce" potrafiłem lecieć aż tydzień , oczywiście moja tolerancja ciągle rosła więc po jakimś czasie potrafiłem wciągnąć sztukę przez dobę . Jednak dalej dawałem rade wiecie nie żarłem cały czas nie było ciągu tylko niedosyt gdy się skończyło i czasami beznadziejne samopoczucie . Kilka m-cy temu popełniłem błąd byłem na drugim końcu Polski z dala od domu w celach zarobkowych :) . Pieniądze dostawałem do ręki więc mogłem zachować dla siebie ile chcę bez wiedzy małżonki.W celu ograniczenia kosztów kupiłem sporą ilość kryształu planując go sobie zachomikować na dłużej w końcu po kiego miałem przepłacać i marnować paliwo na dojazdy po "sztuke" od niepewnych ludzi , przecież nie zjem wszystkiego na raz - tak wtedy myślałem . Cóż na początku było ok (zawsze uważałem na to kiedy brać żeby żona nie widziała że coś ze mną nie tak) , pewnego razu wciągnąłem kreche i stwierdziłem że poprawie drugą nie wiem jak to się stało ale pomimo faktu że ta druga ścieżka miała być ostatnią tego dnia doprowadziła do kolejnej i następnej . W skrócie to co miało mi starczyć na dłuższy okres czasu wpierdzieliłem w kilkanaście dni . gdy nie brałem czułem ucisk w klatce piersiowej byłem nerwowy o czym niejednokrotnie przekonała się moja rodzina - na głupi żart potrafiłem odpowiedzieć awanturą więc znów schodziłem do piwnicy i ciachałem "na uspokojenie" . Temat się skończył więc znów po sztuce gdzieś się dostało , ale już dzień w dzień gdy żona wracała do domu po pracy szedłem "spać" nie wiem dlaczego towarzystwo ludzi mnie drażniło więc po prostu leżałem w łóżku czekając na moment by się wyrwać z domu . Zaskórniaki mi się skończyły do pieniędzy na życie i rachunki na szczęście nie miałem dostępu (po prostu takimi sprawami zajmowała się od zawsze żona ) . Gdy zostałem bez kasy dostałem deprechy pożyczałem kasę od ludzi którzy znali mnie lata i ufali mi , przestałem korzystać z samochodu - powodem był strach dostawałem częstych zaćmień , zawrotów głowy , a ręce na kierownicy nie były pewne . W pracy wziąłem ulrop bezpłatny domu unikałem jak ognia - kto by na mnie nie zobaczył z miejsca stwierdziłby że coś ze mną nie tak .Z rodziną zerwałem kontakt wiecznie unikałem małżonki przyjeżdżałem do domu tylko gdy byłem pewien że Jej nie ma . Tak to wyglądało . Doprowadziło do tego że moja żona stwierdziła iż mieszkałem z inną kobietą zastanawiając się nad rozwodem ze mną, moja Córeczka nie chce ze mną rozmawiać "bo tata bardzo krzyczał" . Nic nie wiedzą nic nie podejrzewają jestem w domu od jakiegoś czasu , nie biorę i nie spotykam się z ludźmi którzy mają do tego dostęp , nie chodzę na imprezy bo wiem że już nie powiem sobie nie . Nie napiszę tu jak doszło do tego że na chwile obecną jestem czysty to cholernie ciężki dla mnie temat , w skrócie powiem tylko tyle że na końcu są tylko prawdziwi przyjaciele . Chociaż minęło trochę czasu wierzcie lub nie niejednokrotnie mam ogromną ochotę do tego wrócić . Staram się poskładać moją psyche do kupy mam częste depresje i sporą niedowagę , mam też cholerny problem w kontaktach z innymi ludźmi czuje się wyobcowany . Dlaczego to piszę ?? Bo chciałem to komuś powiedzieć , wygadać się tyle . Ps mam nadzieję że każdy kto ma z tym styczność będzie miał więcej szczęścia niż ja .
Hej !!
Wygadales sie i dobrze,bo zdajesz sobie sprawe z ogromnego problemu jaki cie dopadl...
Dokladnie cie rozumiem,poniewaz przechodzilam to z moim synem.
Poczytaj moze moj watek...Nie bede sie rozpisywac o amfetaminie i o problemie , bo doskonale go znasz.Powiem tylko tyle ratuj siebie i rodzine.RATUJ !!!!!
Uwazaj na siebie ...Pozdrawiam
Smutna Mamo gratuluje Ci siły i wytrwałości w walce o syna , nerwówka po amfie potrafi dać w kość nawet znajomym , a Tobie jako rodzicowi naprawdę współczuje gehenny . Najważniejsze że się udało . Szczerze mówiąc pamiętam sytuację gdy siedzieliśmy z kumplami na necie i czytaliśmy podobne historie o uzależnieniach i uważaliśmy je za totalną bujdę . Należałem do ludzi którzy sądzą że uzależnienie ich nie dotyczy , że to problem ludzi słabych nie dających sobie rady w życiu więc wpadają to jak w alkohol - za często za dużo i tracą kontrolę po jakimś czasie - teraz wiem że jest inaczej .
Na szczęście ja mojej Mamie zaoszczędziłem tego problemu - żyła w słodkiej nieświadomości szczęśliwa gdy widziała index ocen licealnych , nie znikałem z domu na tygodnie , nie robiłem awantur na zejściu (zawsze wolałem wyjść) i nigdy nie trzymało mi się to dłużej niż dwa dni .
Skończyłem liceum wybrałem się na studia , wyprowadziłem z domu , poznałem wspaniałą kobietę która jest obecnie moją żoną - przez te wszystkie lata towarzyszył mi biały proszek . Moja żona wiedziała o tym i chociaż sama w żadnym wypadku by nie wzięła pozwalała mi to , w domu nie było awantur , ja z reszta też nie pozwalałem sobie na świecenie w domu - przecież miałem dziecko . Przez te wszystkie lata gdybym miał wybór ciachnąć kreskę w piątek lub zabrać rodzinę gdzieś za miasto wybrał bym drugą opcje . Przypuszczam że dlatego moja Żona akceptowała taki stan rzeczy - widziała i czuła że mi zależy . Był też warunek z Jej strony , że jeżeli coś będzie nie tak mam z Nią porozmawiać i w żadnym wypadku nie sięgać po inne specyfiki . Z bagażem "doświadczeń" wiedziałem kiedy przestać
żeby nie doprowadzić do wykończenia organizmu nie przesypiać całych dni i nocy by mieć czas dla ludzi których kocham . Myślałem że mam kontrolę nad wszystkim - teraz zastanawiam się czy to nie była tylko złudzenie - tak potrafiłem sobie odpuścić , ale przecież ciągle brałem , może nie codziennie , ale zawsze do niej wracałem - niby z własnej woli . Teraz cóż przeskoczyłem z amfetaminy na metamfetamine - różnica w cenie za "sztukę" jest spora drugi "specyfik" kosztuje w przeliczeniu na złotówki średnio 250-300 zł
u naszych sąsiadów (Czechy) . Obecnie to moje trzecie podejście do rzucenia kryształu , i pierwsze w 100% na czysto - dwa poprzednie były totalną klapą , próbowałem "przerzucić" organizm z powrotem na amfetaminę - totalna klapa i głupia wymówka do kreski . Drugie podejście przyjmowanie małych dawek mety ciągle je zmniejszając przyniosło odwrotny efekt .
No i chyba najcięższa dla mnie próba trwa obecnie - zupełnie bez prochu z pomocą dobrego kolegi dokładnie wysprzątałem mój warsztat - tak żeby nic tam nie zostało (po tym syfie człowiek odczuwa cholerną potrzebę żeby znów wziąć , ja szukałem nawet choćby jednego kryształu chociaż jestem pewien że nic by mi to nie dało) . Na moją prośbę szef pozwolił mi pracować w nocy - mam problemy z kontaktem z innymi ludźmi , a w nocy jestem sam i zajmuję się czymś co naprawdę lubię robić więc jakoś w pracy przelatuje . Każdego ranka dokładnie o 6:30 biorę kartkę i piszę na niej plan dnia sam dla siebie na każdą godzinę . Może to i głupie ale pomaga , nie mogę siedzieć i nic nie robić - wtedy myślę . Nadal słyszę głosy , nadal widuję "cienie" bądź "flashbacki" i nadal dostaję "napadów" karzących mi szukać tego syfu . Czy coś się poprawiło , nie wiem dni i noce zlewają się ze sobą - mam cholerne huśtawki nastrojów - chociaż i tak nic mnie nie cieszy , dzisiaj chciałem spróbować poćwiczyć jednak hantle i sztangi które kiedyś odlewał mi znajomy (ćwiczyłem regularnie)są dla mnie za ciężkie . Od zeszłej soboty znów siedzę za kółkiem to jedyny postęp , nie wiem dlaczego ale w aucie mam poczucie bezpieczeństwa , czuje się spokojny nawet gdy kątem oka zobaczę "cień" nie podskakuje nerwowo skupiam się na drodze . W ostatni weekend (te są najcięższe zwłaszcza wieczorem gdy wszyscy w domu śpią) jeździłem pół nocy bez celu nie po mieście tylko na ekspresówkę 120 na budziku bo tyle można :) , jedyny postój to stacja paliw . I chyba pomogło , wróciłem do domu koło 4ej rano spokojny chociaż na chwilę i udało mi się zasnąć bez choćby jednej przelotnej myśli o temacie nie wspominając już o kolejnych próbach odszukania krysi w warsztacie .
Moje relacje z Córką się poprawiły zadziwiające że dzieci tak szybko wybaczają , tylko czy ja sobie wybaczę że potrafiłem drzeć się po własnym dziecku gdy chciało się ze mną pobawić .
Wszystko da się naprwić wg mnie.Kwestia czasu i chęci,jeśli chcesz się zmienić to wierzę że jesteś w stanie wszystko odbudować :)
A co do pisania na kartce planu dnia to nie głupie jak Ci się wydaje a bardzo dobre rozwiązanie.Ja sam czasem na terapii dostaje zadania że coś muszę zapisywać w domu albo terapeutka notuje sobie to co omawiamy :)
Pozdrawiam i wierzę w Ciebie :)
Jedyne co mi pozostaje to podziękować za wiarę w moje możliwości i wzajemnie życzę Ci powodzenia w terapii. Znów jestem w pracy z Żoną minęliśmy się o jakąś godzinę(Ona pracuje po południu w tym tygodniu ) - do południa spałem , a wieczorem do pracy . Dzwoniła do mnie - jest w ciężkim szoku , przez jeden tydzień zrobiłem w domu rzeczy o które prosiła tygodniami . Nowa umywalka założoną, kran nie cieknie , Córka szczęśliwa jak diabli- byłem dziś z Nią w centrum zabaw dla dzieci itd .
Właśnie po tym telefonie uświadomiłem sobie że znów jest źle... To że moje starania są doceniane (nie mówię że coś zmieniły , ale zawsze to jakiś początek) powinno wywołać u mnie jakąś reakcje, a co czuję ??? W tym problem nie czuję NIC nawet nie uśmiechnąłem się sam do siebie , żadnych pozytywnych ani negatywnych emocji - ta sama sytuacja miała miejsce kilka godzin wcześniej gdy moja Córka z radością szalała wraz z innymi dziećmi , znów obojętność. To tak jakby mnie tam wogule nie było. Nie ogarniam tego, nie żebym kiedykolwiek był nadzwyczaj uczuciowym człowiekiem , ale nie czuć nic ?? Do tego ten natłok myśli, cholernie dziwnych obcych - cóż spróbuje popracować może zapomnę na chwilę - czuje że znowu mnie zbiera .
Cóż siedzę już w domu , po poście który wysłałem wcześniej starałem się skupić nad dokończeniem projektu - cisza ciemno jedyne oświetlenie to lampka przy mojej pracowni i ekran laptopa na którym trzymam schematy i inne pierdoły ... Zabieram się do "roboty" wymaga skupienia i precyzji , staram się wyciszyć myśli i jakoś powoli mi się to udaje , wszystko wraca do "normy" . Nagle słyszę"cyk , cyk , cyk , cyk " odrywając wzrok od stołu mówię sam do siebie "kur... je... zegar" i cisza , w tym momencie uświadamiam sobie że jedyny zegar który tu się znajduje nie ma prawa "cykać" przecież czas pokazuje za pomocą wyświetlacza . Prawie sam postukałem się po czole z własnej głupoty , jakoś udało mi się doprowadzić wszystko do końca - po 2ej w nocy miałem już fajrant , co tu robić ?? Wychodzę, siadam do auta i jadę , bez celu byle daleko sam nie wiem od czego . Samochodem nie ucieknę od własnych problemów - o 6ej dojechałem do domu pomimo faktu że z pracy w godzinach szczytu droga zajmuje 30 min .
Myśle że problemy z emocjami są skutkiem odstawienia narkotyku.Spokojnie przecież dopiero zaczynasz trzeźwe życie,pewnie głód robi swoje i nie potrafisz się cieszyć jeszcze z życia.Myślę że to się będzie stopniowo poprawiać.
A nie myślałeś zapisać się na terapie ? Ja na niej omawiam głównie sprawy związane z emocjami.Ja już nie biore 2 lata lecz nie potrafie też do końca się jeszcze cieszyć ze wszystkiego więc leczę przyczynę wpadnięcia w nałóg.
Pozdrawiam
Terapia ?? Tak to na pewno pomaga - tylko widzisz jakoś nie wiem nie potrafię nie chce ?? Z nikim o tym rozmawiać . Gdy są te lepsze chwile staram się to traktować jak zły sen , zapomnieć , odrzucić . Znów jest źle tym razem drgawki i pobudzenie nie mogę zasnąę
Nie było mnie tu trochę - moja Żona przeczytała moje posty na forum - trafiła tu przypadkiem korzystając z laptopa na którym piszę. Nie będę się rozwodził nad Naszymi rozmowami które jeszcze nie dobiegły końca . W skrócie jest mi lżej mam wsparcie ze strony osoby którą cenie w życiu ponad wszystko, nie muszę dalej kłamać - chociaż rozmowa nie przychodzi łatwo wiem że gdy będę tego potrzebował zawsze mam do kogo się zwrócić. Uświadomiłem sobię że to jak cholernie ciężka jest abstynencja od tego syfu zrozumie tylko człowiek który przechodził to co ja , jednak ludzie popełniający moje błędy muszą sobie zdać sprawę z tego jak bardzo ranią swoich bliskich . Jak to mówią każdy kij ma dwa końce ..
Jak to mówią powoli do przodu , doszedłem do wniosku że gdy stanę sie nie do zniesienia ,a może być i tak odpuszczę sobie domowe męki i udam się na terapię. Fakt jestem uparty jak osioł gdy coś sobie ubzduram, ale to nie powód by moja rodzina cierpiała. Nadal jestem drażliwy - mam światłowstręt i czasem się wyłączam z rzeczywistości , w jakiś sposób stałem się bardziej otwarty - jednak znieczulica emocjonalna pozostała. Jeżdżę autem i to naprawdę DUŻO , po prostu wsiadam i byle przed siebie bez celu ,odprężam się przy tym - zabijam czas . Wlaśnie czas od tego uciekam mam nadzieję że z kolejnym dniem będzie łatwiej jednak to tak nie działa. Gdy budzę się kolejnego dnia to wszystko zawsze do mnie wraca
Łukasz nie traktuj terapii jako karę,terapia jest pomocna i to bardzo.Najgorsze jest pierwsze wejście i rejestracja.Uczucie troche jak w przychodni :) A potem to już z górki,samemu ciężko jest zrozumieć samego siebie,swoje zachowania i zależności z tym związane.Więc jesli nic to nie kosztuje to po co się męczyć samemu...
Ja mogę Ci powiedzieć że nie czuję się tak przygnębiony chodząc na terapie a zacząłem 1,5 roku jako trzeźwy i ogromnej poprawy w nastroju nie doświadczyłem wtedy.
Ps
Też uwielbiam jazde samochodem.Jestem maniakiem motoryzacyjnym :)
1,5 h do sylwestra ... Nie pisałem bo było dobrze , mam urlop , spędzam czas z moją Żoną i Córeczką , staram się rozmawiać na temat mojego problemu z moją Małżonką - to wspaniała Kobieta nie takiej reakcji się spodziewałem wspiera mnie chociaż widzę że Ją to przerasta ... Było dobrze do wczoraj nic się nie działo po prostu nic ... Od wczoraj godzina 17-a
może 20-a mam totalną depresje ... Nawet w tym momencie , to nigdy nie trwało tak długo liczyłem na to że im dłużej nie biorę tym łatwiej myślałem że za jakiś czas będzie z górki ... Jednak , no cóż - byłem w błędzie - małe problemy z którymi człowiek musi radzić sobie codziennie mnie przerastają , nie czuję się nikomu potrzebny - chociaż nigdy nie zależało mi na akceptacji ludzi teraz nagle zacząłem się tym martwić . Właściwie wszystko widzę w czarnych barwach ... Moja Żona cóż zrobię wszystko by była szczęśliwa - dzisiaj we wspólnej rozmowie postanowiliśmy że pójdę do psychologa - nie chcę żeby cierpiała - chyba chociaż w tej kwestii okazuje człowieczeństwo ... Popełniłem jeden konkretny błąd za który tylko ja powinienem płać , a cierpią przez to najbliższe mi osoby ... Jeżeli ktoś może mi polecić terapeutę z Bielska-Białej bądź okolic będę wdzięczny ... Nie zależy mi na sobie chcę ratować moją rodzinę ...
Łukasz a ja uwazam żew nie dasz sobie rady w leczeniu ambulatoryjnym ,czytając twój wątek widziałam swego męża i wiem że tylko leczenie w oddziale zamknietym możesz uratowac to cos co nazywasz małżeństwem.
KŁAMIESZ PRZEZ CAŁY CZAS JEGO TRWANIA A ŻONA CI DAJE PRZYZWOLENIE JAKIE TO MAŁŻEŃSTWO.PRZEPRASZAM jesli żle jest ci to czytać ale wiem o czym pisze moja walka o męża trwa już czwarty rok a i tak nie mam dużych nadzieji że będę jeszcze z nim szcześliwa.poczytaj przez co przeszłam i do czego to doprowadziło.Pomimo tego kocham swego męża i jestem przynim
a żone wyślij też na terapie dla współuzależnionych KONIECZNIE
mam nadzieję że podejmiesz dobrą decyzje i wytrwasz w nie dla dobra swego i twojej rodziny
Hej
Sarenko nie odbieraj tego jako atak ale ja bym nie wrzucał wszystkich do 1 worka.To narazie początek abstynencji Łukasza i jak widać całkiem nieźle mu idzie poza depresjami jakie czasem ma,ja też je mam zresztą.
Najważniejsze że chce zmienić swoje życie i nawet już to robi,jest szczery wobec rodziny i siebie no i przede wszystkim szuka profesjonalnej pomocy.
Myślę i mam nadzieję że w leczeniu z amfetaminy wystarczy mu dobra terapia :)
No i jak Sarenka napisała dobrze by było gdyby Twoja żona również chodziła na terapie jako współuzależniona.
Pozdrawiam i powodzenia !!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach