Jestem ze swoim chlopakiem od roku, on od zawsze palil, a ja nigdy tego nie tolerowalam. Gdy spotkalam sie z nim pierwszy raz, drugi, trzeci powtarzalam, ze nigdy nie bede z kims kto jara lub zazywa jakiekolwiek swinstwo bo jestem totalnie antynarkotykowa. On mi wtedy powiedzial, chce sie ze mna spotykaci d;atego konczy z tym swinstwem. Nie palil, nasz zwiazek byl prawie idealany.... I tak bylo okolo 5, 6 mies. Pozniej palil od swieta, no i zaczelo sie pieklo... Teraz pali dzien w dzien. Gra na playstation, je, pracuje no i jara non stop. Ja sie naj mniej licze w jego zyciu. Jestem od tego zeby posprzatac, uprac, czasami ugotowac. On jest caly czas zmeczony, nie chce mu sie, a jak go o cos prosze to zawsze odpowida- pozniej i w koncu i tak sama musze to zrobic. Tlumaczylam, mowilam, rozmawialam, szantazowalam, nic nie pomaga. Mowi, ze nie bedzie plil, a i tak pali. Dzis postanowilam, ze z nim zerwe, chociaz nie wiem, czy sie odwaze, wolalabym mu pomoc, i zeby znowu wszystko bylo ok. Mam kilka objaw wspoluzaleznienia wiec chyba najpierw musialabym pomoc sobie. Chodze placze, smieje sie. Nie wiem co mi jest. Nigdy taka nie bylam. To straszne co sie ze mna dzieje. Rano jak wroci z pracy z nocki mam zamiar postawic wkoncu na swoim, okarze sie czy bardziej kocha mnie czy ziolo... Strasznie sie tego boje, ale mam dosyc tego piekla... Czy dobrze robie?? Moze jest ktos komu sie udalo przez to przejsc i jest dobrze. Boje sie go zostawic, bo nie wyobrazam sobie zycia bez niego, a tym bardziej z kims innym... A moze jakis terapeuta?? Tylko w anglii. Jak sie dowiedziec gdzie tu sa osrodki???
Jestem palaczem na odwyku, a bylem mniej wiecej taki jak Twoj chlopak. Tyle ze moj zwiazek przypuszczam ze trwa znacznie wiecej niz Wasz bo teraz w lipcu minie 10 lat. No i wydaje mi sie, ze da sie jakos przez to przebrnac. Chociaz ja na to patrze z drugiej strony. Mozna powiedziec, ze moja dziewczyna miala ulatwione zadanie, bo poprostu nie zdawala sobie sprawy z powagi problemu. Nie mieszkalismy razem i jakos to sie dalo ukrywac. Gdy palilem przy niej bardzo mnie draznilo jak mi psula "komfort palenia". To i ewentualna terapia, jezeli oczywiscie on wykaze inicjatywe to wszystko co mozesz zrobic. Ultimatum nie zawsze jest dobrym rozwiazaniem, mozna sie rozczarowac. Jezeli go kochasz, sprobuj mu pomoc, jezeli nie jestes pewna, daj se spokoj, bo poki on nie zechce czegos zmienic, lepiej nie bedzie. W anglii jest szczegolnie trudno rzucic, jezdze tam na wakacje od trzech lat i widze wszechobecnosc ziola. Bardzo duzo polonii pali, angole w pracy, w autobusie, na ulicy, wszedzie. Dilerzy daja takie torby ze w Polsce to tylko pomarzyc. Czesto czuc charakterystyczny zapaszek, a to nakreca. Policja jakby w ogole nie zwracala na to uwagi. Ja palac tam czulem sie bardzo komfortowo, pelen luz, zadnych shiz, no chyba ze kobieta sie czepiala.
Wiem, ze moj post niewiele pomogl, ale nikt nie pisal, a ja niechcialem bys poczula sie osamotniona ze swoim problemem. Bo to wlasie glownie dla Ciebie jest problem jemu zapewne jest z tym dobrze poki co. Zycze powodzenia i wierz mi ze jest wiele osob z podobnymi problemami i rownie wiele osob, ktorym udalo sie z tym uporac. Szansa zawsze jest. Pozdrawiam
Slusznie piszesz, ze warto zaczac od siebie - zwlaszcza ze sama rozpoznajesz u siebie elementy wspoluzaleznienia. Wbrew pozorom postawienie jasno granicy czesto pomaga palaczowi zdecydowac sie na walke z nalogiem. Jednak proponuje, by warunkiem dla niego bylo nie tylko podjecie decyzji NIE PALE ale tez wizyta w poradni i rozmowa z terapeuta i jesli trzeba podjecie terapii. Przy etapie nalogu wola jest chora i najlepsze checi moga nie wystarczyc. W relacji z palaczem wskazana jest stanowczosc i konsekwencja. Jesli Ci tego brakuje - to tym bardziej postaraj sie o wsparcie. Co do Anglii to poszukaj na forum namiaru na polskojezyczna poradnie w Londynie (nawet jak mieszkasz gdzie indziej, to zadzwon do nich - na pewno znaja realia angielske i moze cos podpowiedza).
Dziekuje za slowa wsparcia i pomoc. Postanowilam sie zmienic i udalo sie, tamtego ranka zerwalam z moim chlopakiem. Strasznie sie klucilismy, powiedzialam, ze mam dosyc jego nic nie znaczacych obietnic, ze chce byc z kims kto bedzie kochal mnie i to ja bede wazniejsza, a on jak chce to niech jara do konca zycia i bedzie sam jak palec ale z ziolem. Oczywiscie poplakalam sie i jak on mowil ze sie zmieni itd... Juz mialam zamiar zrezygnowac i sie przytulic. Ale Nie! Pierwszy raz udalo sie. Poszlam do pracy pogadalam ze znajomymi, z przyjaciolka. Kazala mi byc twarda. I jestem. Fakt jest taki ze sie z nim pogodzilam, ale teraz tan zwiazek jest oparty na wspolnie ustalonych warunkach, jest tak jak ustalilismy. On nie chce isc na odwyk, mowi ze jest silny i sam da rade, tylko potrzebuje czasu... Kocha mnie i za nic nie pozwoli mi odejsc, przez jakies lupie ziolo, tak powiedzial... Czy wiezyc? Ale ja sie czuje lepiej.... Czuje sie doceniana i zauwazana. Zaczal liczyc sie z moim zdaniem, to jest super.... Ustala ze mna wszystko.... Czy to tak na stale czy cos typu, pobedzie dobrze z miesiac i od nowa...???
Gosiu - jak widac chlopak potrzebowal wyraznego postawienia granicy. Teraz wazne, by nie odpuszczac, bo wtedy moze uznac ze zalagodzil sprawe i wrocic do dawnego. Co to znaczy, ze potrzebuje czasu? Ze przestanie palic, ale nie teraz? Jesli zaczal sie z Toba liczyc, to dogadajcie to. Ja bym postawil sprawe tak, ze on podejmuje od zaraz zupelna abstynencje - a jesli ja zlamie, to idzie na terapie (ktora tak czy inaczej by sie przydala - bo bez niej jest wieksze prawdopodobienstwo ze po jakims czasie znow po cos siegnie). I zapowiedzialbym konsekwencje, jesli nie bedzie tej umowy dotrzymywal. Takie, na jakie Cie stac, na jakie jestes gotowa. Przyjaciolka jak widac cos wie o postepowaniu z nalogowcami: tu bycie stanowczym ("twardym") jest na miejscu. 3maj sie!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach