Dzis 7 dzien czystosci.. (drugiego podejscia "na powaznie" [pierwsza trwala 4 dni] - proby z wczesniejszych okresow zycia sie nie licza - poniewaz teraz korzystam z pomocy specjalisty i mam cotygodniowe wizyty u psychologa)
W tym roku bede miala 21 lat. Najwyzszy czas sie ogarnac z tego wszystkiego.. Pierwszy raz mial miejsce dawno temu - 2 klasa gimnazjum. Sporadycznie. Przez ostatnie 2 lata prawie dzien w dzien. Zdarzaly sie przerwy kilku dniowe, tygodniowe.. (Wtedy kiedy naprawde trzeba bylo). Przed sesja zazwyczaj mialo miejsce maxymalne ogarniecie. Przez pol roku nic nie robiac, nagle zaliczalam wszystkie przedmioty - tak o ! Nawet otrzymalam stypendium naukowe. Niestety tym razem jest inaczej. Nie moge zaliczyc banalnych przedmiotow, nawet nie moge sie do tego zabrac (tzn, staram sie - i teraz wiem, ze dam rade).
Problemy ze snem (jesli juz spie - to mam ciezkie sny) , niezla hustawka nastrojow. Brak apetytu. Bol glowy. Da sie przez to przejsc. Co wiecej - trzeba przez to przejsc.
Najgorsze jest to, ze mama juz mi nie wierzy - i we mnie nie wierzy. Teraz mowie jej wszystko - mowie jej prawde. Nie wiem czy to dobre.. bo dzis mowiac jej, ze wczoraj siedzialam w starym towarzystwie - i nie zapalilam - ciezko mi nie wierzyla. Mowi, ze i tak wie swoje i ze sobie daje reke obciac, ze jaralam... Przykre, bo nie mialaby juz reki.. Ma mnie za ostrego cpuna, ktory laduje w kanal od 10 lat.. Mowi, ze jestem chora..
Chcialabym odbudowac jej zaufanie.. nie wiem jak - zamiast mnie wspierac - jeszcze bardziej mnie dobija.. Lzy same cisna sie do oczu.
Szantaz, ze powie o wszystkim ojcu - wykancza mnie psychicznie i wypalala sie czesc moich bodzcow motywacyjnych.. Tata oplaca mi studia i moje obecne lokum (nie mieszkam z nimi).. Skonczyly by sie studia - szansa na moja normalna, ambitna przyszlosc. Wrocilabym do domu i chyba zamknela sie w 4 scianach. Nie chcialabym z nikim rozmawiac. Jeden z sensow zycia by zniknal.. Nie wiem co robic..
Na szczescie mam kolege.. ktory mnie wspiera - i wie, ze dam rade. Jak jest zle - to ze mna rozmawia. Rozmowa jest dla mnie bardzo wazna.
Ogolnie.. pojscie do poradni dla uzaleznionych od narkotykow - to byl dla mnie ogromny krok. Najpiekniejsze jest to - ze sama sie na to zdecydowalam... Nawet odwazylam sie powiedziec o tym mamie - ze sie "lecze" - szkoda tylko, ze tego nie docenia.. Niby docenia.. ale mnie dobija mowiac "sama sobie i tak nie poradzisz".. a wiara w takim momencie jest naprawde wazna.. Oparcie..
Pozdrawiam wszystkich trzymajacych abstynencje oraz palacych - zeby zobaczyli jaka jest prawda. Zielone niszczy zycie - predzej czy pozniej, w mniejszym lub wiekszym stopniu.
Na zaufanie mamy bedziesz musiala poczekac - pewnie nie jestes pierwsza na forum z takim problemem - potraktuj to jako skutek cpania i nie daj sie zniechecic postawa mamy - z czasem to zacznie sie zmieniac, ale nie tak szybko
Namow mame na wizyte w poradni - ona moze tak reagowac, bo ma slabe pojecie o nalogu i sama nie wie co robic - pogadaj tez na terapii o tym, jakie masz klopoty z mamy strony
I powodzenia! Wygladasz na zmotywowana do radykalnej zmiany w zyciu - ja w Ciebie wierze :D
ja juz nie pale prawie 5 miesięcy. uczęszczam na terapie do monaru. czuję powoli że wracam do siebie. psychika zaczyna normalnie działać. powoli zaczynam odbierać wszystkie bodźce... także chwała miodkowi, który mi uzmysłowił że wszystko jest do nadrobienia.
Ty też dasz radę :) po tym co piszesz widzę, że bardzo tego chcesz - a to jest już 3/4 sukcesu.
Zycie jest jednak niesamowite..
Odezwal sie dzis do mnie kolega - stary kolega (kiedys popalalismy razem) - nie rozmawialismy chyba.. z 3 lata.. Rozmawialismy o tym, ze przestal palic - i pojawil sie dokladnie w takim momencie mojego zycia, ze az ciezko w to uwierzyc.. Powiedzial, ze bez problemowo bedzie mnie wspierac - bo zycie jest zbyt piekne, zeby je przepalic.
Rozmawialam tez z bardzo dobra kolezanka (niestety mieszkajaca w moim rodzinnym miescie - dlatego nie ma jak porozmawiac w 4 oczy..) - ale tez sie cieszy z podjetych przeze mnie krokow - nigdy nie mogla sie doprosic, zebym rzucila to wszystko.
Z mama jest o wiele lepiej - po kilku rozmowach telefonicznych jakos sie w koncu dogadalysmy i wszystko jest na dobrej drodze (podchodzi z dystansem, ale rozumiem to).
Miodek - zastanawialam sie wlasnie nad tym, zeby jej to zaproponowac - ale troche sie obawiam jej reakcji - moze nie chciec.. moze powiedziec, ze to ja mam tam chodzic a nie ona.. - Ale najwazniejsze jest to, abym sprobowala. Dzieki za cieple slowa.
Breaker - gratuluje z calego serca tych 5 miesiecy ! to bardzo duzo patrzac z mojej perspektywy.. mi nawet 2 tygodnie nie minely.. - ale juz nie dugo ! : ) Co do psychiki - to ja juz nawet odczuwam roznice - nie schizuje sie tak bardzo jak widze ludzi w autobusie czy gdzie kolwiek.
Paliłem 3 lata... Próbowałem odstawić ostatnie 2 lata (!!!) Czyli 2 lata paliłem nałogowo, a ponieważ mam ADHD i jestem dosyć specyficzną osobą zielsko miało na mnie nieco inny wpływ niż na przeciętnego chłopaka z bramy - bardzo niszczący wpływ, w zasadzie nie czułem różnicy jeżeli chodzi o psychikę pomiędzy mną a kimś zażywającym amfetaminę!
Nikt nie był w stanie mi pomóc - zgłosiłem się do poradni, powiedziałem rodzicom, nie pomogło... Chodziłem do jednego z najlepszych psychologów polskich (200zł/h mówi swoje) - troszkę pomogło, ale i tak szedłem głębiej w zielony problem...
Aż w końcu trafiłem do psychiatry, który przepisał mi lek na depresje oraz na uspokojenie!
Wyjście z tymi lekami okazało się pryszczem, bardzo bardzo łatwo w porównaniu do odstawiania na czysto, a w dodatku są to leki bezpieczne, nie psychotropowe, bez poważnych efektów ubocznych (!)
Dziś mija 42 dzień i miewam tak wspaniałe dni jak kiedyś : ) Czuje się silny ! Na prawdę jest super, depresja odchodzi powoli w nie pamięć :) Hydroksyzyna pozwala mi łatwo zasnąć...
Dodam jeszcze, że te leki NIE UZALEŻNIAJĄ - potwierdzam to po sobie (!)
Dzien 17-sty.
Przez te 17 dni (+4 dni poprzedniej proby) - codziennie robilam 'notatki' - sprawozdanie z tego jak sie czuje, co mysle itd, itp. - czytajac to wszystko dzisiaj... doszlam do pewnych wnioskow... ale przede wszystkim do jednego - jeszcze wiele czasu uplynie zanim stane stabilnie na nogi.. Jednego dnia placze przez kilka godzin - "juz nigdy nie bedzie dobrze", kolejnego smieje sie, ciesze zyciem - "jak moglam plakac ? przeciez jest wspaniale" - i tak na okraglo..
Dnia 12.. - przed wyjazdem na swieta do domu - troche sprzatalam - i znalazlam sreberko.. a tam male conieco, gotowe to skrecenia jointa. Masakra - chcialam, bardzo chcialam - ale jakas wewnetrzna, podswiadoma sila nie pozwolila mi sie nawet zbyt dlugo zastanawiac - wyrzucilam do kosza, usiadlam na lozku - i dopiero zaczelam myslec.. "jaka ja jestem slaba - tak niewiele brakowalo".
Z mama wszystko sie ustabilizowalo - po rozmowie w 4oczy. Miodzio - zaryzykowalam i zaproponowalam jej 'terapie'. To wyskoczyla na mnie - tak jak przypuszczalam - "to ty sie masz leczyc - nie ja !", powiedzialam, "dobrze, ale nie wiesz jak ze mna rozmawiac - chodzi tylko o to, zebys sie wiecej dowiedziala" - na to ona: "ja wiem wiecej niz myslisz !".. No coz.. kolejna awantura + masa dobijajacych textow. Trzymalam sie dzielnie (tak mi sie wydawalo, ale chyba mialam dziwna mine - przygotowana do placzu - troche sie trzeslam - pewnie ze zlosci..) - i wywalila: "popatrz do czego ty sie doprowadzilas" - no i niestety.. ryk, krzyk i niewiadomo co jeszcze.. - od tego czasu minelo kilka dni. Teraz juz na szczescie wszystko jest wporzo.
Wtajemniczeni znaojomi wspieraja mnie psychicznie - przede wszystkim niezachwiana wiara we mnie. A ludzie, ktorzy nie zdaja sobie z niczego sprawy - nie rozumieja mojego zachowania.. nie wiem.. wstyd mi powiedziec, ze sie uzaleznilam, przestalam sobie radzic - i chodze do psychologa.
Someone - to niezly jestes ;] - ale najwazniejsze to sie nie lamac i szukac pomocy do samego konca. Mam kolege z ADHD - wiec wiem co to oznacza : ) jest sympatycznie, ale czasem ciezko przy nim wyrobic : D Co do lekow - ja niestety (a moze stety?) - chce przez ten etap uzaleznienia przejsc w zupelnej czystosci - nawet nie biore ziolowych tabletek uspokajajacych i na sen - ktore mam w szafce (i ktore ciezko lykalam jak nie umialam sobie poradzic z zasnieciem, kiedy nie bylo wiadomo czego).
I wielki szacunek za ... dzisiaj bedzie 49 dzien ? : ) cos niebywalego.. : )
obym i ja dotrwala . jak i wszyscy inni, ktorym jest ciezko .
super pomysl, ze robisz notatki - na terapiach w osrodku prowadzi sie taki "dzieniczek uczuc" - jesli sama na to wpadlas, to pelen szacunek za intuicje!
wahania nastroju to norma - w koncu przechodzi
gratulacje ze zwyciezylas z tym "SLADEM Z PRZESZLOSCI" (ja znalazlem w kurtce pelna lufke po roku abstynencji i wiem, ze nie jest to mile doswiadczenie)
extra, ze masz wsparcie w znajomych - a inni nie musza nic wiedziec, nie masz obowiazku opowiadania o swoich problemach calemu swiatu
co do mamy - pieknnie to przeprowadzilas, a co do jej decyzji to nie masz na to wplywu - byloby fajnie, gdyby poszla, ale bez tego tez przy swojej determinacji dasz rade
- utworzyłem taką kotwicę w myślach - wyobraziłem sobie, że już jadę zajarać, wszystko jest, a ja odmawiam. I tak wielokrotnie sobie to wyobrażałem. I różne sytuacje. To bardzo pomocne - podłapałem to z NLP, autohipnozy itp - działa... Nawet w snach te kotwice zadziałały często!
- kumple, przyjaciele, koleżanki - towarzystwo ! Opowiadanie o swoim problemie tylko bez przesady! ogromna pomoc :) Wypady - kino, laguna. Spędzanie czas u mnie - codziennie 2-6 znajomych u mnie! Rozmowa z nauczycielami różnymi (oni też mnie wspierają bardzo)
uważaj na kryzysy, huśtawki - właśnie tak jest, jednego dnia płaczesz, innego sie cieszysz, a jeszcze innego możesz pomyśleć, że chcesz jednak jarać... Trzeba na to uważać, ja nie pale 51 dni i powiem Ci, że im dalej jestem tym bardziej ustabilizowany psychicznie jestem, ale czasami jak mnie ciśnienie najdzie jest takie jakby mocniejsze niż na początku rzucania... Za każdym razem rzucam kilkadziesiąt kontr myśli na ciśnienie - jest lepiej, nauczyciele, rodzina, szkoła, przyjaciele, kumple, koleżanki i inne "sentencje" dlaczego nie palić.
Nie pij alkoholu - ja piłem ostatnio 2 tygodnie chyba codziennie, osłabiło mnie to mocno, po pijaku nie miałem ciśnienia żadnego na szczęście i dalej 3małem się postanowienia! Alkohol jakby robi z organizmem to samo co zielsko, dlatego w pewnym momencie jak znowu poczułem się słaby to chciało mi się jarać... okropnie... ale wytrwałem : )
31 DZIEN
Zaczynam widziec niezle pozytywy. Potrafie sie wyslowic - nie uzywajac dziesieciokrotnie tego samego slowa. Opowiadajac cos komus - nie pytam po kilku zdaniach: "a o czym ja mowilam ?". Lepiej sie czuje - mam ochote na rozne rzeczy - przede wszystkim na sport - co uwielbiam.
Dzis nawet doszlam do porozumienia z mama - co jest niesamowite - biorac pod uwage ostatnie kilka-kilkunasscie dni.. Jestem szczesliwa. A jak pomysle - ile jeszcze przede mna - tyle do odkrycia "na nowo".. zeby docenic to - czego sie nie dostrzegalo.
Someone - co do alko - to owszem.. zdarzalo sie niestety - ale teraz _raczej_ nie ma takiej opcji - zaczelam znowu biegac, plywac, dobrze sie odzywiac.. (od tygodnia) - nie ma miejsca na alkohol.
Co wiecej - odwazylam sie nawet na rzucenie papierosow. Wiekszosc osob mowi, ze za szybko - ze nie rzuca sie 2och rzeczy naraz. - Fakt faktem, ze probuje od tygodnia i zazwyczaj lamie sie pod koniec 2giego dnia - Ale staram sie. Ktos mi powiedzial "dopoki walczysz - jestes zwyciezca" - Szczerze w to wierze : )
A glosniki mam w miare ok - bo lubie posluchac dobrej muzy w dobrej jakosci : )
czesc
mam 24 lata
pale marihuane okolo 10 lat dzien w dzien, dzisiaj nie palilem od obudzenia sie, czytajac to wszystko az mi sie rece spocily, zaciskam zeby pale papierosa za papierosem...
chce do Was dolaczyc!!!
oczywiscie wszyscy moi znajomi to jaracze
jedynie goisci, go to taka gra planszowa, sa ludzmi ktorych znam a nie pala, ale jeydnie kamieniami rozmawiamy na desce, nikt z nich nie wie... ze ja jestem ciagle ujarany, ze potrafie wypalic dziennie 20 jointow, ze jak gram gre to czsem ide na 5 minut zeby zajarac jointa...inne narkotyki? nie pociagaja mnie wcale, mimo ze koledzy biora ja nie lubie oczywiscie ze probowalem.
brawo dla wszystkich ktorzy podjeli walke tez rozpoczynam!
mysle ze to co mi moze pomoc to muzyka go i pilka nozna
i poker
zarabiam grajac w pokera, zadnej pracy gdzie pracuje wtedy kiedy musze a nie wtedy kiedy chce podjac na dluzej nie jestem w stanie.. dlaczego ? chyba kazdy wie dlaczego
p.s tez budze sie nie raz caly zlany potem, czasami sie budze ze skurczami w nogach takimi ze az krzyczec z bolu, sciska rwie...brawo miodzio.
brawo wszyscy ja nie moge jak to sobie 10 lat zmarnowalem, a moze nie? moze co cie nie zabije to cie wzmocni. powodzenia wszystkim i sobie tez.
p.s2 chcialem odp na to co przeczytalem ale teraz nie jestem pewny co czytalem... pamiec straszna, ale napisalem, oojejku rany jakie to nieskladne. na pewno sie tu pojawie jutro na pewno mi sie uda, latwo bylo przezyc 10 lat jarajac codziennie po kilka jointow, to bez nich ma byc niby trudniej?!
mi sie wydaje ze bez narkotykow duzo latwiej, sam jarajac sobie to zycie utrudniam
pozdrowki
ole
do dziela!
hm.. az specjalnie przeliczylam sobie w kalendarzu, ktory to dzien - 154 ! az nie do wiary :)
prawie pol roku :) to juz cos..
niedawno skonczyla mi sie terapia indywidualna (na poczatku troszke sie balam, ze nie dam rady bez tego, ale nie jest zle - uczeszczajac dalej na indywidualna, moglabym sie zamknac na samodzielnosc w radzeniu sobie z problemami.. a i tak terapie mialam przedluzona o kilka spotkan...), oczywiscie kontakt z osrodkiem mam nadal. W razie czego, zawsze mam gdzie wrocic,
Ciesze sie, ze juz tyle dni abstynencji za mna.. Przegladajac watki osob, ktore wkraczaja dopiero na droge wyjscia z uzaleznienia - otwieraja mi sie oczy... z przerazenia, ze sa osoby (.. i niestety zawsze beda...), ktore sa na samym poczatku.. przechodza teraz przez to - przez co ja i wiele innych uzaleznionych musialo przejsc.. Szacunek za rozpoczecie walki. Nie poddawajcie sie, nawet jesli zdarzy sie wam zlamac.. - naprawde warto. Ja.. na nowo odnalazlam Siebie.
Teraz patrzac na to z perspektywy minionego czasu.. ciezkie rzeczy sie ze mna dzialy na poczatku.. nieprzespane noce.. masakryczne hustawki nastroju.. brak apetytu.. albo jesli juz sie udalo zasnac - to koszmary.. kiedy budzilam sie w srodku nocy i bylam tak mokra, ze musialam brac prysznic i sie przebierac.. ehh... nie chcialabym jeszcze raz przez to przechodzic - obawiam sie, ze nie mialabym sily na to. I czesciowo te mysli powstrzymuja mnie od zapalenia. Bo prawda jest taka.. ze ochota na palenie wcale nie przeminela. Ona wciaz jest... Tylko z czasem sie nauczylam, jak sie temu nie poddawac. Jak odmawiac, jak sobie z tym radzic (pozdrawiam moja pania psycholog z osrodka.. ). Im więcej czystych dni za mna - tym latwiej - pod warunkiem, ze sie nie narazam, ze jestem odcieta od tego wszystkiego - bo kiedy zaczynam chodzic po cienkiej linie nad przepascia (np. na imprezach), to robi się krucho - jest dobrze, ale do czasu. potem jest coraz gorzej. z nie jednej imprezy wyszlam wlasnie z tego powodu..
Strach przed powrotem do bagna paralizuje.
Hm.. tak jakos malo optymistycznie to wyszlo.. :):) a nie mialo :) moglabym dodac jeszcze z kilka watkow (dotyczacych tez m. in. kontaktow z mama - o ktorych z tego co pamietam - pisalam na poczatku..) albo dobra, w skrocie : otoz.. na poczatku marca, kiedy wlasnie zdecydowalam sie na caly ten system z trzezwoscia.. jeszcze tego nie zauwazalam, ale z dnia na dzien cos mi nie pasowalo. Okazalo sie, ze mama ma problemy ze zdrowiem [powazne], jeden szpital, drugi... w chwili obecnej (od 3 dni) jest w domku. ale za 2 tygodnie musi wrocic do szpitala - bedzie przechodzila druga chemie.. Na poczatku myslalam, ze wybralam idealny moment na zerwanie z Maria - moment, w ktorym cos zlego zaczelo dziac sie z mama.. Niedawno odwazylam sie na rozmowe z tata.. i zapytalam kiedy to sie zaczelo ? zaczelo sie pol roku przed moja abstynencja.. zaslepiona, zacpana - nie widzialam tego co sie dzieje (a fakt, ze mieszkam daleko od rodzicow, wcale mnie nie usprawiedliwia).. szkoda gadac. Staram sie teraz naprawic to wszystko.. ale to nie takie proste..
Staram sie tez dbac o swoje zdrowie - zdrowo sie odzywiam, biegam codziennie, jezdze na rolkach, sypiam w miare regularnie (tylko ostatnio w nocy sie budze.. tak ok 2-4 razy - moze stres ?). Od tygodnia nie pale papierosow.
Pozdrawiam, zycze wytrwalosci i wiary w siebie.
Ja w Was wierze.. Bo kazdy ma szanse.
fragment EastWest Rockers - kochaj swoje zycie :
"Pamiętaj cokolwiek się stanie
Ty nie poddawaj się i stan tu ze mną ramie w ramie
Bo życie zawsze ma dla mnie najwyższe notowanie
Jestem twardy jak skała, nic mnie nigdy nie złamie.
Dostałeś szanse więc nie możesz zmarnować jej
Zrozum to człowieku, a przetrwasz chwile złe
Dostałeś szanse pamiętaj o tym"
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach