Mam 22 lata - pierwszy raz zapalilem majac 16 lat..
W wieku 16 lat wciagnalem sie w grupe ludzi palacych ziolo. Bylem tam sredni wiekiem i przyznam ze bylem zafascynowany paleniem i wszystkim tym co sie z nim laczylo. Nie mialem dziewczyny, przyjaciol olalem a z rodzicami jakikolwiek kontakt konczyl sie po 30 sekundach moim "fochem".
Spotykalismy sie codziennie przez 3-3,5 roku rano i myslelismy tylko o jednym.. co tu zrobic zeby zapalic. Byly drobne kradzieze, wynoszenie jakichs rzeczy z domu, wyzyski na nieswiadomych bliskich nam osobach..Tak sie to ciaglo w sumie przez cala moja przygode z tamtymi ludzmi. Palenie ziola z czasem zaczelo nas nudzic. Sprobowalismy wiec innych rzeczy takich jak speed, ecstasy, grzyby czy nawet tabletki acodinu (lek na bol gardla) w ilosci pewnie 1000% przekraczajacej dobowa dawke.. Nie bylo tego jednak az tak duzo jak calego tego ziola pod rozna postacia. Nie widzialem przez te lata problemu wszystko bylo ok.. do czasu.
Nie zdawalem sobie z tego sprawy ale z czasem cos musialo sie zaczac zemna dziac. Ciagle klotnie z matka (z ojcem nie mieszkalem praktycznie od urodzenia) i jechanie jej najgorszymi mozliwymi slowami.. no ale nie to bylo dla mnie najgorsze.
Najgorsze zaczelo sie w momencie kiedy ta moja zaufana grupka ludzi zaczynala ze mnie szydzic za kazdym razem jak palilismy.. (a moze tak mi sie wydawalo ?.. moze sam sprawilem swoim mysleniem ze tak bylo ?) w kazdym badz razie co raz bardziej zamykalem sie w sobie i dawalem wiare w slowa tych "bliskich mi" osob.
Przyszedl jednak moment w ktorym naprawde sie przestraszylem. Przez dwa dni wzialem jakies 4 razy speeda -nie spalem, nie jadlem, malo co pilem. W kazdym badz razie na ten drugi dzien rano jak zobaczyli mnie Ci znajomi - oslupieli..nie wiem jak wygladalem ale wiem ze po tym widoku dwie z tych osob przysiegly sobie ze nigdy wiecej nie wezma speeda. Poszlismy wtedy do domu jednego z nich. Poczestowali mnie ziolem i sie zaczelo..
Czulem sie tak jakbym nie byl tam gdzie bylem, jakbym nie widzial tego co widzialem, jakby otaczali mnie sami wrogowie i co najgorsze..jakby wszyscy tam szydzili ze mnie bez zadnych hamulcow. Pobieglem do ubikacji i nerwowo przemywalem twarz ale nic nie pomagalo..w koncu bez slowa wybieglem z ich mieszkania i jedyna mysl jaka mialem to znalezc sie jak najszybciej w swoim lozku..polozyc sie i zapomniec. Przebieglem wtedy z 10 km - nie zatrzymalem sie nawet na chwile mimo ze myslalem ze padne zaraz na ziemie..
To jednak nic nie dalo. Przez kilka dni nie wychodzilem nigdzie, z nikim nie rozmawialem..bylem jak duch zastanawiajac sie co sie zemna dzieje. Potem jeszcze dzwonili do mnie Ci...."przyjaciele" ale zlewalem ich. Chcialem dac rade i nigdy wiecej nie spotkalem sie z zadnym z nich. Wrocilem do znajomosci ze starym przyjacielem.. duzo mi to dalo - poznalem dziewczyne, ukonczylem szkole (wczesniej zawalilem w trakcie palenia inna). Wszystko bylo ok do przedwczoraj.
Poszlismy paczka na grilla (nowi przyjaciele ktorym naprawde wiem ze moge zaufac i moge na nich liczyc).. dwoch z nich pali dopalacze, wiem o tym i jakos nigdy mnie do tego nie ciagnelo..caly czas myslalem o tym co bylo i tamten widok dawal mi sily.
Nie wiem co mnie natchnelo ale wbrew swojej dziewczynie zapalilem to legalne kadzidelko ,myslalem ze po tym bedzie inaczej jednak.. wszystko to co wtedy czulem wrocilo. Znowu mialem wrazenie ze wszyscy ze mnie szydza..nawet moja dziewczyna. To co czulem pare lat temu to pikus przy tym co czulem przedwczoraj. Wszystko bylo spotegowane. Myslalem ze serce wyskoczy mi z klatki piersiowej..
Mialem wrazenie ze wiem co kto powie zanim to powedzial, myslalem o bogu i o tym ze go nie ma..bylby dla mnie za maly. Cale zycie wygladalo tak jakby bylo z gory ustawione..jakby kazda z tych osob byla marionetka i robila to co ktos jej kaze. Nie dam rady opisac tego slowami..czulem sie jak bog ale jednoczesnie bylem tak zamkniety ze jedyne co potrafilem z siebie wykrztusic kiedy pytali co sie ze mna dzieje to "nie wiem", "nie moge", "nie potrafie", "nie dam rady".. wszystko mi zwisalo a jednoczesnie przejmowalem sie najmniejsza rzecza..
Po jakichs 15 minutach zaczal sie taki przeplataniec.. przez chwile bylo tak jak pisalem wyzej by po chwili bylo wszystko ok..nagle wszyscy stali sie przyjacielscy i chcieli mi pomoc by znowu po chwili stac sie moimi najwiekszymi wrogami..nie wytrzymalem.
Wzialem jednego z kumpli (wiedzialem ze mial problemy i ze byl w monarze..wiedzialem ze wie wiecej ode mnie). Odeszlismy na bok i zaczalem go pytac, gdzie jestem, co to bylo itd.
Nic nie pomagalo jak mowil ze nie jestem pierwszym ktory tak ma..ze to mi przejdzie za chwile. Jakkolwiek do mnie nie mowil obracalem to przeciwko niemu i odbieralem jako ataki.. w koncu zaczalem mu mowic ze jak mi nie pomorze to sie zabije..ze nie bede mial w tym momencie z tym problemow bo wszystko dookola jest przeciwko mnie i nic mnie to nie obchodzi.. nie chcialem wracac do przyjaciol..
W sumie po niecalej godzinie przeszlo mi na tyle ze gotow bylem wrocic do paczki i bawic sie dalej.. tego wieczoru bylo juz wszystko w miare ok..
Rano zaczalem przegladac internet w poszukiwaniu pomocy..jakichs rad itd. Chcialem miec pewnosc ze nie tylko ja cos takiego przezylem..(wiem juz doskonale dlaczego Magik sie zabil - wydaje mi sie ze czulem to samo)..
W kazdym badz razie wczoraj znowu spotkalismy sie w tej paczce co na grillu.. nikt nie mowil nic o tej imprezie a przynajmniej nic o mojej fazie.. wystarczylo ze siedlismy w jednym pokoju i wszystko wrocilo.. nie tak jak na imprezie teraz bylo to jedynie wrazenie szydzenia. Znowu mialem wrazenie ze smieja sie ze mnie wszyscy..nie rozmawialem z nikim. Bez powodu naskoczylem na swoja dziewczyne, kumpla i kolezanke. Kazdego miezylem wrogim wzrokiem i w kazdym gescie doszukiwalem sie czegos wymierzonego przeciwko mnie.. poprosilem dziewczyne zebysmy pojechali do domu ..oczywiscie poprosila zebysmy posiedzieli jeszcze godzinke.. byla to dla mnie meczarnia.
Kiedy pojechalismy do domu poczulem dziwna ulge..bylem tylko ja i moja dziewczyna i tak jakby presja opadla. Zapytalem jej czemu jeszcze ze mna jest.. ale zbywala temat mowiac ze bardzo dobrze wiem czemu.. powiedzialem jej o wszystkim bo zaczela wypytywac o moje dziwne zachowanie. Wtedy odpowiedziala na moje pytanie.. i to dalo mi nadzieje. Powiedziala ze ona wie o moim problemie z nerwami, ze mnie kocha i nie skresla. Myslimy od dluzszego czasu o slubie ale boje sie ze nie dam rady. Jutro zaczynam nowa prace i nie chce tam isc. Nie mam motywacji i jestem pusty.. boje sie isc z tym gdziekolwiek zeby nie zostac zamknietym w jakims osrodku.. czuje sie tak jakby woda pchala pusty wrak..
Najgorsze jest teraz to ze mialem problem zawsze..tylko go nie widzialem. Nie raz dziewczyna mowila mi ze ma dosc moich fochow o byle co.. potrafie co chwile miec chustawki nastroju..cos mi sie chce, po chwili nie mam juz na to ochoty.. powiem cos niemilego dziewczynie by za 5 minut ja przepraszac.. Wydaje mi sie ze marihuana tylko poglebila ten stan ktory trzymam w sobie od tej akcji pare lat temu..nie wiem nie znam sie na tym. Wiem ze mam problem ktory (jesli sobie nie poradze) zniszczy mi zycie.
Co mam robic ? Boje sie ze jestli pojde do psychiatry czy tam psychologa to nafaszeruje mnie tylko tabletkami.. tego nie chce. Nigdy nie mialem zadnego autorytetu.. moze stad to sie wzielo ? Mimo tego problemu wydaje mi sie ze ludzie mnie lubia..musi tak byc inaczej nie mowiliby ze nie ma imprezy bezemnie..nie mial bym dziewczyny i planow.
Co sie ze mna dzieje ? Kiedy zaczynalem to pisac bylem w tragicznym stanie..teraz nawet nie wiem po co to pisze. Ale zostawie to po sobie..w razie gdybym za chwile szukal odpowiedzi.. bo szukal bede..tylko nie wiem kiedy.
Obiecalem wczoraj dziewczynie ze pojde z nia do psychologa
Rozumiem Cie że w takiej sytuacji ciężko podjąć jakąkolwiek decyzje. No tak ja też do czasu miałem tak że sięgałem po narkotyk bez mrógnięcia okiem a kumple klepali po ramieniu a do psychologa to za nic w świecie. Pamiętam że jak pierwszy raz dzwoniłem żeby się umówić na spotkanie to 5 razy się rozłączałem ze strachu a na 3 pierwsze spotkania nie przyszedłem wogóle. A teraz uważam to za najbardziej męską i dojrzała decyzje w moim życiu. Często tak jest że aby obrać najlepszą dla nas droge trzeba podjąć ciężko decyzje. Aha i jeszcze jedno nawet gdybyś spotkał się z psychiatrą wcale nie musisz decydować się na branie leków, możesz wprost odmówić albo wziąć recepte i wyrzucić za chwile. Decyzja o tym czy podejmujesz leczenie farmakologiczne jest tylko i wyłącznie Twoją desyzją.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach