jak sobie poradziłyście z pożegnaniem palacza i dealera? pożeganiem złudnych nadziei. ciągle szukam wyjść, próbuję różnymi sposobami ale ciągle nie umiem znaleźć skutecznego. Być z nim i czekać aż się cierpliwośc skończy? Zrywać na siłę, wbrew sobie? Klin klinem? Macie jakies pomysły na pożegnanie chorej miłości, bo już wariuję:/
A MOZE JUŻ CZAS ZADAĆ SOBIE PYTANIE CZEGO TAK NAPRAWDE CHCESZ!
nie ma żadnej dobrej rady co zrobić bo to co zadziałało u jednej nie zawsze zadziała u drugiej-taka jest prawda
to ty powinnaś wiedzieć czego chcesz a jak już się tego dowiesz to będziesz wiedziala co masz zrobić.
POWODZENIA
aha a jak już bedziesz wiedziała co zrobić to BĄDŹ KONSEKWENTNA W SWOIM DZIALANIU i nie daj się zastraszyć a wszystko się uda
Ale Ty chyba nie chcesz go pożegnać?Inaczej nie pisałabyś tutaj, myślę, tylko byś po prostu odeszła, nie zastanawiając się i bez znaczenia jak. Bo jeśli byś nie chciała z nim być to co to za różnica czy klin klinem czy po prostu spakować się i ani słowa czy w jakikolwiek inny sposób. Sam pomysł klin klinem jest o tyle ryzykowny, że nie uporawszy się ze sobą najpierw prawdopodobnie trafisz z deszczu pod rynnę(jeśli miałabyś ochotę się emocjonalnie zaangażować w coś innego). Jeśli tylko miałabyś ochotę się z kimś przespać jednorazowo to zastanów się po co? Żeby zrobić na nim wrażenie i wzbudzić jego zazdrość - wtedy ten z kim się prześpisz będzie tylko obiektem. Żeby poczuć się atrakcyjna i że ktoś Cię chce - wtedy oddajesz swoje poczucie własnej wartości w cudze ręce i oddajesz temu z kim się prześpisz w pewnym sensie władzę nad sobą i czynisz go odpowiedzialnym za swoje szczęście, a z tego chyba chcesz się właśnie wyzwolić????? Czy nie???
Nie to, że jestem taka mądra , sama sobie z tym jeszcze nie poradziłam.
Nie no aż tak zdesperowana jeszcze nie jestem;p chodzi ogólnie o to, że nie rozumiem siebie i nie wiem w czym tkwi ta siła, która sprawia że nie chcesz odejść, choć sprawa i tak jest beznadziejna i trudna. I przychodzą mi różne rzeczy do głowy, różne myśli, przeszłam etap zamartwiania się, etap typowego współuzależnienia i teraz jest lepiej ale nadal w tym tkwię. Nadal mimo, że wiem o sobie więcej, że jestem odporna na pewne zagrania, jestem silniejsza i przede wszystkim chyba bardziej zoorientowana na czym problem polega to i tak nie umiem z niego wybrnąć. A klin klinem przyszedł mi do głowy, żeby zobaczyć czy chodzi o niego czy chodzi o samotnośc czy o co. Czy rzeczywiście to jest kwestia człowieka czy mojego strachu przed nowym czymś, czy to jest kwestia uczuć i TEGO czlowieka czy kwestia współuzaleznienia i tego, że boję się odejść, tego żeby przypadkiem nie czuć się winną jeśli sie coś nie daj Bóg stanie. Czy może jeśli poznam kogoś lepszego, to tamto autoamtycznie minie, wyparuje, pęknie. Chociaż z drugiej strony, jeśli widzisz dalej coś w tym człowieku, to chyba to nie zadziała, wtedy jeszcze gorzej bo zaangażowana w dwóch. Wiem, że smęcę ale to mnie w jakiś sposób oczyszcza...
Dziewczyno idż popatrz w lustro i zadaj sama sobie pytanie czego ty chcesz i zmiłuj się nie wymyslaj a może to a może tamto.Czy ty masz 15 lat ze nie umiesz podjąć decyzji albo kocham albo mam go w dupie.to jest proste tylko trzeba tego chciec.każda z nas staje codziennie przed różnymi wyborami i decyzjami więc do roboty kobito .
Właśnie w tym problem, że to nie zawsze tak prosto działa. Rozsądek i głowa mówi: ewakuacja, ale jeśli decyzja nie wychodzi z brzucha to chyba niewykonalne...widocznie jeszcze chyba nie masz na tyle dosyć, żeby go znienawidzieć i nie chcieć znać i ciągle masz nadzieję, że zdarzy się jakiś cud i zmądrzeje. Tylko nie masz gwarancji, że tak się stanie. Ja się zastanawiam ile lat jeszcze będę w stanie czekać...i chyba dobiegam powoli granicy, że zaczynam mieć dosyć.
Felka nadzieja powinna być zawsze ale tu chodzi tylko i wyłącznie o konsekwencje w dzialaniu.Wiem z własnego doświadczenia że nadzieji tak łatwo nie można stracić.Jednak każdemu będę powtarzać to uparcie KONSEKWENCJA I JESZCZE RAZ KONSEKWENCJA w działaniu to jest to.Czasami bywa tak że serce ci rozrywa z bólu i myślisz sobie tym razem ustąpię i potem będzie lepiej a tu wychodzi na odwrót,partner wyczuwa że jesteś slaba i to wykorzystuje to tak samo jak z dzieciakami.KONSEKWENCJA i tylko konsekwencja w tym co robisz a efekty przyjda z czasem.
Amy doskonale Cię rozumiem, ja tak żyje w tym chorym związku 7 lat, i też nie wiem co mam robić. Rozum podpowiada że to nie ma szans, a serce ma jeszcze malutką nadzieję. Obecnie jesteśmy pokłóceni... to 2 albo 3 tak poważna kłótnia w naszym związku. A ja nadal nie potrafie podjąć dojrzałej decyzji, w jednej chwili mówię sobie że to koniec bo i tak nam się nie uda, bo nawet jeśli wróci, przeprosi to za jakiś czas będzie to samo, a wieczorem chwyta mnie totalna załamka i tęsknie za nim :( To przypomina pułapkę, mam wrażenie że każda decyzja przysporzy mi tyle samo cierpienia.... :(
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach