Mam problem taki sam jak w większości postów tutaj, mimo tego piszę w nowym temacie.
Czyli: od jakiegoś czasu jestem ze starszym od siebie chłopakiem, który nie ukrywa przede mną, że parę razy w tygodniu pali marihuanę. Bardzo się o niego boję, bo zależy mi na nim. Mówi, że nigdy nie przejdzie na twarde, a marihuana nie uzależnia, ale wiem, że to nieprawda.
Mogę powiedzieć jasno: marihuana albo ja, ale wiem, że wybierze palenie. I tyle. Mogę odejść, choć będzie mnie to trochę kosztowało, ale wiem, że potrafię i się pozbieram. Ale to nie rozwiąże jego problemu, a naprawdę mi na nim zależy i nie chcę, żeby niszczył sobie życie.
Chłopak nie ma wsparcia ze strony rodziców, wszelkie grupy pomocy też nie pomogą. On jest święcie przekonany, że to, co robi, nie jest groźne.
Czy istnieją racjonalne sposoby przekonania takiej osoby, by przestała palić? Proszę, pomóżcie!
Witaj, dzięki za odpowiedź
Problem w tym, że on nie chce pomocy... Mogę mu pokazać tysiąc linków a on się nie zainteresuje. Nie wiem czy mam szansę uświadomienia mu, że niszczy sobie życie.
Czy istnieje podział na twarde i miękkie narkotyki? Według mnie nie.
Z doświadczenia mogę powiedziec, iż dopóki Twój partner nie widzi problemu w tym że pali to niestety niewielkie są szanse na to, aby Twoje prośby przyniosły jakiś efekt. To jest choroba a on żyje w pewnych mechanizmach tej choroby. Warto o tym trochę poczytac dla samej siebie aby zdobyc trochę wiedzy o nich.
On jest uzależniony i raczej marne szanse, że sam sobie z tym poradzi.
Myślę, że do takiej decyzji trzeba dojrzec i podjąc terapię.
Pomyśl o sobie co daje Ci ten związek. Sama nie jesteś w stanie z tym nic zrobic
niestety ...
Odkąd doszłam do wniosku że naprawdę jest uzależniony, tak, zaczęłam trochę czytać na ten temat. Zastanawia mnie, czy uzależnienie można ocenić po ilości palonej maryśki czy raczej po nastawieniu palacza. Nawet jeśliby porzucić ten związek, to boli mnie myśl, że nie dałoby już się mu pomóc, nie chcę zostawiać na lodzie osoby, na której mi zależy...
Każda z nas tego nie chce, ale jeśli będziesz w ten sposób myśleć zniszczysz siebie... wiem jak jest to trudne... ale uważaj żeby nie przekroczyć pewnej granicy w tym zamartwianiu się jego losem, bo żaden facet nie jest wart tego, żeby siebie niszczyć kosztem niego, a tymbardziej ćpuni. Bo przeciez oni wybierają nie nas a maryche i inne g*.
mocne slowa Amy, ale niestety prawdziwe. Widze po swoim zyciu, ze w pewnym momencie po prostu zapomnialam o sobie, o swoich planach, marzeniach. Marzeniem byl dzien wolny od jarania, by choc na chwile odsapnac i normalnie pozyc, porobic to,co co robia zwykle pary. Glupie wyjscie razem na zakupy bez klotni stalo sie nie lada osiagnieciem. Zastanow sie, czy chcesz tak zyc. Ja sie ocknelam, gdy zaczelo mi szwankowac zdrowie i dostawalam na glowe z nerwow.
Jesli on nie widzi, ze ma problem, to dla Ciebie powinien byc to znak, ze sprawa jest powazna. Ratuj siebie zanim bedzie za pozno.
tak kobiety najtrudniej jest podjąć decyzję co dalej-pomagac czy dac kopa w cztrey litery.J zostalam i teraz cierpie meki .Przecież my też jesteśmy uzaleznione od tych k...a ćpunów,kochamy ich i tyle w tym temacie.
Każda z nas musi podjać sama decyzję co robić -a oni moze kiedys podziekuja nam jesli wytrwamy i przejdziemy przez piekło razem z nimi.
Bo uwierzcie mi to jest piekło-życie z imi jak palą jest pieklem ale i walka o ich trzeźwość nie jest łatwa.
POZDRAWIAM I ŻYCZĘ WSZYSTKIM SIŁY.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach