W najgorszych snach nie spodziewałbym się, że pozostawię ślad siebie na tego rodzaju forum. Właściwie ciężko mi doszukać się racjonalnej motywacji która mną kieruje. Tłumaczę sobie od jakiegoś czasu że to tylko marihuana, coś powszedniego w moim otoczeniu jak piasek na plaży, neutralny czynnik występujący w rzeczywistości,. Roślina aplikowana na mojej dzielnicy przez większość osobników, pospolita metoda na wyluzowanie, bycie w innym fajnym świecie bez trosk, obowiązków, coś co przez pewien czas pokazało mi świat z perspektywy nieosiągalnej dla człowieka który nigdy nie zażył. Aura magii, nieprzewidywalność fazy, dobry humor, wkrętki – ogólnie rzeka mlekiem i miodem płynąca wynosząca bardzo wysoko i daleko od szarej rzeczywistości.
Mam 25 lat, palę od jakiś 10. Zaczęło się w liceum i trwa do dzisiaj. Z początku wiadomo – palenie raz na tydzień, dwa bez żadnych skutków ujemnych. Nie powiem że nie imponowało mi takie życie – cała faza z załatwianiem zielska bo to nielegalne – morale niegrzecznego chłopca wzrastały, cieszył się że jest twardy jak skała – inni to lamusy żyjący w poukładanym świecie, grzeczne dzieci a ja hardcor ze znajomościami (Boże jakie debilne podejście). Gdzieś w tej zielonej mgle jednak zanikały perspektywy, ambicja. W szkole piątkowy uczeń nagle zamienia się w największego wagarowicza, zalicza przedmioty jedynie gdy jest z czegoś zagrożony. Nasila się podwójne życie – ściemy rzucane rodzicom jedynie po to by się spalić, wieczne obietnice poprawy bez pokrycia weryfikowane zieloną wkrętą i jej podporządkowane.
Ostatnia klasa liceum – feniks zmartwychwstał, zaczął ponownie się uczyć ale bardzo wybiórczo – matura zdana zajebiście, nawet z jedną oceną celującą. Studia wybrane byle jakie, aby najmniejszym wysiłkiem prześlizgnąć się przez nie. Na studiach powtórka z rozrywki, początkowo kąpiel w alkoholu, potem suszenie zielskiem a na końcu dopalaczowe sny. Jeden rok zwalony, studia cudem skończone. W między czasie przygody z DXM które miały mnie uleczyć.
Stan obecny – siedzę w domu, boje się ludzi, wszystkie postanowienia nie są realizowane, głębokie uzależnienie, 4 pobyty w psychiatryku – zaburzenia wywołane używaniem substancji psychotropowych, krąg znajomych palaczy z ich sztucznymi uśmiechami i relacjami sprowadzonymi do nabicia następnej lufy. Zero pomysłu na bycie kimkolwiek. Sam jak palec nawet nie przytwierdzony do dłoni tylko gdzieś urwany i leżący w kałuży bez możliwości przyszycia. Natrętne myśli by się zbombić, brak bliskich osób. Nic nie cieszy, wszystko sprawia problem. Bezrobocie dodatkowo przytwierdza do schematu i je utrwala. Słowem – beznadzieja
Próbowałem się leczyć ambulatoryjnie – niepowodzenia. Pojechałem do ośrodka ale w wywiadzie jak się dowiedzieli ze psychiatryk był to mnie nie przyjęli. W okół rodzina która wymaga ogarnięcia ale ona widzi we mnie wciąż człowieka o dużych możliwościach intelektualnych ale prawda jest taka że moja głowa obecnie to Stajnia Augiasza i stałem się niezaradny. Coraz częściej czarne myśli aby zabić się… masakra
Nie wiem co już mam robić tak naprawdę… rodzina chce pomóc mi w znalezieniu pracy ale mnie to przerasta obecnie – nic nie potrafię zapamiętać, w głowie setki myśli, w okól stare miejscówki, koledzy – spijam nawarzone piwo
Pozdro
Witaj na forum! Ech, Twoj zyciorys moglby byc ilustracja zajec z profilaktyki narkotykowej... :(
Ale nie poddawiaj sie! Sa osrodki, ktore specjalizuja sie w podwojnej diagnozie (czyli leczy sie tam uzaleznienie i jednoczesnie prowadzi leczenie psychiatryczne):
"W szkole piątkowy uczeń nagle zamienia się w największego wagarowicza, zalicza przedmioty jedynie gdy jest z czegoś zagrożony"
"matura zdana zajebiście, nawet z jedną oceną celującą. Studia wybrane byle jakie, aby najmniejszym wysiłkiem prześlizgnąć się przez nie."
"Natrętne myśli by się zbombić, brak bliskich osób"
"stałem się niezaradny"
"nic nie potrafię zapamiętać, w głowie setki myśli, w okól stare miejscówki, koledzy"
A mi z tych wybranych wypowiedzi wynika, ze od dawna brakuje ci samodzielnosci, wyzwania, byc moze pracy? zycia na swoim? studiowales w tym samym miescie co mieszkales z rodzicem/ami? Chcialbys zyc inaczej, stac sie zaradnym?
A nie uwazasz ze brak bliskich osob wokol ciebie to tak samo twoja wina jak i ich? MOze zrob swoim bliskim jakas przyjemnosc?
I dla siebie cos zrob, moze wakacje z dala od kolezkow? Zmiana miejsca? Przygoda, co ty na to?
pozdrawiam i glowa do gory, jesli chcesz cos zmienic to sie zmieni i bedzie z dnia na dzien coraz lepiej, dazenie w dobrym kierunku jest wazne wydaje mi sie, nie musi byc szybko, wrecz obiecuje ze to dluuuuga droga:) powodzenia!
Wiesz niektórzy ludzie są po prostu słabi i się nie zmienią j. Ja do takich osobników należę. Chciałbym się zabić ale nie jestem w stanie, nie mogę bo to jest wbrew instynktowi przetrwania. Można zabić kogoś w okól siebie - wtedy samobójstwo przyjdzie łatwiej bo zostaje się przypartym do ściany... to też zawsze jakaś opcja jest jeśli jest się na tyle głupim że nie umie się z sobą skończyć. Świadomość dokonanego zła i nieuniknionej kary może skutecznie zmotywować do odebrania sobie życia...
z tego co piszesz jest Ci naprawde bardzo ciezko - moja rada: nie zostawaj z tym sam, szukaj pomocy - moje doswiadcznie podpowiada mi, ze czasem czlowiek ma takie problemy, ktore go przerastaja i bez pomocy nie jest w stanie sobie z nimi poradzic - nalog czy czy inne zaburzenie psychiki to wlasnie takie problemy, ktory pokonuja najwiekszych kozakow - ale nawet baaaardzo uzaleznieni czy zaburzeni maja szanse, ciagle moga wybrac: siegac po pomoc /czy ludzic sie ze sam sobie dam rade? Jestes na forum, to znaczy ze zaczales szukac pomocy. To dobry kierunek! Wg mnie teraz czas na kolejny krok: przyjecie pomocy terapeutycznej. Kontaktowales sie z ktoryms z osrodkow, ktore wymienilem w poprzednim moim poscie? Zachecam!
Jedno z hasel mowiacych o tym, czym jest zmiana w terapii mowi: NIKT ZA CIEBIE TEGO NIE ZROBI - ZMIENIC SIE MOZESZ TYLKO TY - ALE NIE SAM - DAJ SOBIE POMOC!
"Wiesz niektórzy ludzie są po prostu słabi i się nie zmienią j. Ja do takich osobników należę. Chciałbym się zabić ale nie jestem w stanie, nie mogę bo to jest wbrew instynktowi przetrwania."
Dokładnie jakbym słyszał siebie. Tylko wiesz kiedy tak o sobie myślę? Wtedy kiedy przychodzi głód, ponieważ głód nie zawsze oznacza chęć odurzenia się (jednak jeżeli nie walczy się z głodem, to ochota w końcu przyjdzie). To są jednak sprawy o których dowiedziałem się dopiero uczestnicząc w terapii, wcześniej takie myśli uważałem po prostu za fakt, pewnik (co oczywiste - po odurzeniu się takie stany przechodziły jak ręką odjął).
Akurat ja takie myśli mam w trakcie palenia lub po paleniu. Słyszę wtedy głośno myśli które karzą mnie, dołują i wyzywają. Często płaczę - staram się tłumić ten płacz ale nie zawsze jest to możliwe. Tworzę alternatywny świat upokorzeń w którym bezkarnie chłostam się i poniżam. Wtedy czuje, że zawiodłem wszystkich i nie mam do siebie szacunku.
W poniedziałek zadzwonię do Familii - ten ośrodek wydaje się dobry - wielkie dzięki za podrzucenie namiarów Miodzio. Boję się że pobyt w ośrodku jeszcze bardziej mnie wyizoluje i po nim już nigdy nie znajdę pracy ponieważ nie mam żadnego doświadczenia zawodowego, jestem stary a to w końcu następny rok pauzy.
We wtorek byłem u terapeuty na Dzielnej. Niby spoko ale gdzieś odjeżdżałem myślami, nie do końca słuchałem, wyraźnie bałem się tam być. Zbaczałem z tematów, nie dotykałem sedna. Następne 3 dni nie paliłem ale przyszedł weekendowy telefon i w Piątek roztrzaskałem ostatnie pieniądze - wódka i faja. Wczoraj też paliłem do wieczora - wyrzuciłem resztę pod koniec dnia bo klatka piersiowa rozbolała mnie od łapania buchów. Teraz chyba nie pójdę do niego bo w zasadzie wstydzę się, że kolejny raz nie dałem rady.
Co do jarania to zauważyłem że muszę mieć duże stężenie THC w organiźmie bo po paleniu oczy się nie zmniejszają jak kiedyś tylko pozostają na tym samym poziomie - jakbym paląc utrzymywał status quo stężenia już występującego we mnie. pozdro
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach