Witam, jestem jaraczem pełną gębą od ponad dwóch lat. Swoją historię opisałem już mniej-więcej w dziale "dopalacze", temat tam niestety "zamarzł" i nie jest do końca taki aktualny, bo nie ćpam już dopalaczy. :)
Jakoś w połowie września poprzedniego roku życie zaczęło mi wypadać z rąk, wszystko zaczęło się sypać. Początkowo próbowałem ograniczyć jaranie, ale to w ogóle nie wychodziło i tylko oszukiwałem samego siebie, że tak się da. Pierwszą prawdziwą próbę abstynencji podjąłem dopiero pod koniec października, na początku było źle, a z czasem się robiło jeszcze gorzej. Starałem się ogarnąć wszystko, ale niestety prawie wszystkie projekty zakończyły się klęską, a rzeczy które jeszcze wtedy dało się naprawić dzisiaj są już zaprzepaszczone. Okazało się też, że wszyscy ludzie z którymi byłem w jakiś bliższych relacjach jarają, tak więc musiałem się odciąć od całego towarzystwa i ostatecznie zostałem sam z trzema osobami na krzyż, które nie za bardzo miały czas dla zagubionego ćpunka. Starałem się ogarnąć życie - zyskać normalnych znajomych, wziąć się za szkołę, poprawić relacje z rodziną, naprawić siebie i zająć się dziewczyną na której mi zależy. Chciałem znaleźć sobie jakieś zainteresowania i korzystać ze zdrowych umilaczy czasu i początkowo nawet wszystko szło po dobrym torze, ale gdzieś po pierwszym miesiącu znów wszystko zaczęło się walić. Wszystko wyglądało beznadziejnie, miałem dość i byłem w złym stanie; przygnębienie, rezygnacja, panika, lęk i ogólnie 'mroczne nastroje' były na porządku dziennym i radziłem sobie z tym coraz gorzej. Zacząłem wychodzić do starego towarzystwa, gdzieś w między czasie wpadł *nieszkodliwy* buszek śmierdziuszek, potem kolejny, następne dwa, cała torba i dzisiaj już mam miesiąc ciągu na liczniku..
Wszystko znów jest takie odrealnione i wszystkie efekty jarania wróciły i to na dodatek jak by silniejsze.. Mam wrażenie jak bym się zachowywał i myślał irracjonalnie. Wszystko jest tak samo chujowe jak było, a może nawet i gorsze, wróciłem do punktu wyjścia i jestem na siebie straszliwie zły za to, że jestem taki słaby i z niczym nie potrafię sobie poradzić. Moja psychika jest w kiepskim stanie, sytuacja życiowa również jest beznadziejna i czasami przez głowę przelatują myśli, że nie warto już rzucać, bo nic się nie zmieni, ale chcę mieć w końcu normalne życie, radzić sobie na trzeźwo i przestać uciekać przed rzeczywistością. Boję się strasznie przestać jarać, boję się tej samotności i ,że wszystko i tak będzie do dupy, ale ja na prawdę nie chcę już jarać.. Jeżeli ta próba rzucenia również zakończy się klęską to pójdę na terapię, ale chcę póki co spróbować pokonać jaranie o własnych siłach.. Tym razem małymi kroczkami będę starał się tą walkę doprowadzić do wygranej. :)
Podoba mi sie Twoje podejscie do sprawy,wiesz ,ze zle robisz,chcesz przestac palic. Ja opisalam w innym temacie moje problemy z psychika po marihuanie,czuje sie chyba podobnie jak Ty ,bardzo czesto odnosze wrazenie,ze nie oplaca sie nic robic,pracowac,uczyc sie bo i tak za niedlugo bedziemy starzy i umrzemy. Ostatnio zabralam mojego chlopaka do terapeutki )chlopak zazywa amfe,chociaz cholernie temu zaprzecza i ziolo pali notorycznie,kilka razy dziennie) Na wizycie bylismy razem,radze Tobie tez isc,mysmy trafili na naprawde fajna Pania,tylko,ze moj chlopak i tak za wszelka cene chcial jej wpoic ,ze ziolo nie jest zle. Chociaz ja twierdze calkiem inaczej,od kad go znam zmienil sie o 180stopni. Wez sie w garsc ,znajdz odpowiedniego terapeute,warto isc i rozmawiac. Chec przestania to juz duzo!
Heh, z tym postem zrobiłem mały faul-start, bo przestałem jarać dopiero tydzień temu i ogólnie złe podejście wtedy jeszcze miałem, jakoś nie wierzyłem w to, że może mi się udać i byłem strasznie sceptycznie nastawiony.. Na dziś dzień tak jak napisałem nie jaram tydzień i mam optymistyczne wizję na przyszłość, nie chcę jarać najdłużej jak się to tylko da, a najlepiej to w ogóle. Czuję się struty tym całym ćpaniem, ale wziąłem się w garść, wziąłem życie w swoje ręce i przestałem ubolewać nad swoim losem i połowę skutków tego wszystkiego zniknęły jak odjąć ręką, trzeba mieć dobre podejście do tego, bo inaczej zadanie może się wydawać niewykonalne i dużo trudniejsze niż jest w rzeczywistości.
Będę starał się relacjonować swój postęp, być może ktoś wyciągnie jakieś wnioski z mojej historii. :)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach