Pisałam na tym forum pare miesięcy temu, - temat "czy jest nadzieja" otóż ja już ją straciłam.
Poznałam go 7 lat temu, zakochałam się od pierwszego wejrzenia... okazało się że on we mnie też... zaczęliśmy być razem, był tak cudowny, że kompletnie straciłam dla niego głowę.... nigdy nie byłam tam szczęśliwa. Po około 3 tygodniach złapałam go na bani...ale byłam głupia i myślałam, że to jednorazowy wybryk. Niestety tak nie było... kiedy zobaczył, ze ja to akceptuje zaczął palić częściej, później dziennie. Spotykaliśmy się z jego kumplami, oni palili a ja byłam obok (niepaląca).
Tak mocno chciałam z nim być, ze pozwalałam mu na wszystko i nic nie komentowałam. I tak sobie żyliśmy..... aż zmienił się w zupełnie innego człowieka, nie pamiętam dokładnie kiedy to się stało ale przyszedł taki dzień, że już nie byłam jego najpiękniejszym koteczkiem... byłam dziewczyną, która pozwalała mu na wszystko. Już wtedy czułam, że nie jestem szczęśliwa... ale mocno Go kochałam więc brnęłam w to dalej.
On nigdy sam od siebie nie sprawił mi niespodzianki, nie zabrał w przyjemne miejsce, abyśmy byli sami bez palenia , zawsze było to ważniejsze ode mnie. Traktował mnie dobrze kiedy miał dobry humor i kiedy ja byłam uśmiechnięta, natomiast kiedy było mi źle nie wspierał mnie, wręcz przeciwnie nie lubił kiedy miałam jakiś problem. Mogłam coś zrobić, porozmawiać z nim, ze mnie rani... wiem... i próbowałam.. problem w tym, że przy nim stałam sie zagubiona, niepewna siebie, wiecznie zakompleksiona... i nawet jeśli powiedziałam mu co mnie boli, on przerwacał kota ogonem, że to ja mam jakieś problemy i dlatego nie potrafimy się dogadać. I tak żyliśmy.....
Dziś jestem innym człowiekiem, już nie ma we mnie tej wiecznie wesołej dziewczyny, owszem uśmiecham się często, ale to pozory, w środku kryje się ból i cierpienie... Wytrzymałam 6 lat, tylko rozmawiając i prosząc, mając nadzieje na to, ze on na prawde zrozumie i się zmieni ... od roku starałam się bardziej, stawiałam warunki i nie dawałam się zagiąć... nabrałam pewności siebie i dlatego podjęłam walkę. Obiecał, ze przestanie palić i kłamać... bo niestety miał problem również z tym.... mówienie prawdy sprawiało mu wiele trudu... ale obiecał, ze mnie kocha i chce sie dla nas i dla siebie samego zmienić.... próba nr 1 ... zakończona niepowodzeniem, nie wytrzymał chyba ani jednego dnia....próba nr 2... starał się, Boże jak On się starał.... 1,5 miesiąca, żyłam w przekonaniu, ze już będzie dobrze, że już jest lepiej, bo faktycznie było inaczej... ale to była tylko gra... on starał się lepiej ukrywać, kłamać i udawać... a dowiedziałam się tego w taki sposób: czułam w środku, ze coś jest nie tak... więc postanowiłam, zajrzeć do jego telefonu, wiem że tak nie powinnam, ale musiałam się dowiedzieć... i dowiedziałam.. że te wszystkie zapewnienia że on już nie pali, ze jest dobrze to były zwykłe brednie... palił dalej... najpierw chciałam z nim porozmawiać, ale w ten dzień, miał dziwny humor...zgrywał takiego cwaniaka.... więc powiedziałam, mu o swoich podejrzeniach... on odparł, ze znów gadam tylko o tym, i nie daje mu spokoju... więc odważyłam sie i powiedziałam mu że przeczytałam jego telefon... odpowiedział mi tylko: "no to możesz już iść" powiedział ze mi tego nie wybaczy ... więc wyszłam...
Ja już straciłam nadzieje dziewczyny, moja nadzieja i radość z życia wygasła... On stracił moje zaufanie chyba bezpowrotnie, wydaje mi się że już nigdy mu nie zaufam bo niby jak mógłby to naprawić ? Kocham Go, ale na samą myśl, że mam tak żyć już zawsze... robi mi się niedobrze...;(
Dochodzę w końcu do wniosku, że nie da się pomóc takiej osobie samą miłością... bo Oni tracą wszelkie uczucia i jakiekolwiek wartości. Dla nich ważna jest bania, mało tego tłumaczą się sami przed sobą, ze to nie jest złe... i można to pogodzić z życiem w związku.
"Niektórzy sądzą, że mogą wszystko obiecać, inni zaś na to przystają, bo łudzą się, że zapewni im to lepszą przyszłość". - Paulo Coelho
"nie da się pomóc takiej osobie samą miłością... bo Oni tracą wszelkie uczucia i jakiekolwiek wartości. Dla nich ważna jest bania, mało tego tłumaczą się sami przed sobą, ze to nie jest złe... i można to pogodzić z życiem w związku."
Zgadzam się z tym zdaniem w zupełności. Dla jaracza najważniejsze jest jaranie i póki z tym definitywnie nie zerwie nie będzie myślał inaczej! Wiem to, bo mój mąż jarał i wiem co było, a teraz nie pali już od pół roku i docenia to, zaczął doceniać mnie, wychwala mnie, że jestem taka super, ze ma taką super żonę, która walczyła o jego trzeźwość...
ale to trwało krócej niż u Ciebie, bo jakieś 2 lata i już zaczęłam się poddawać i tracić nadzieję, już chciałam rozwodu i umówiłam się do prawnika. Wiec skoro Ty wytrzymujesz tyle lat 6, czy 7 to nie dziwię się że straciłaś radość życia. Dziewczyno, ratuj się i odejdź, Lepiej późno niż wcale, będzie dobrze. Zobaczysz, że za jakiś czas Twój stan się polepszy, kiedy uwolnisz się od niego, to po jakimś czasie zrozumiesz że to była najlepsza decyzja w Twoim życiu i będziesz żałowac, że tak długo w tym tkwiłaś...
Violetko wiem, że powinnam odejść bo w innym wypadku zniszcze swoje życie... codziennie sobie to tłumacze jednak jeszcze ostatecznej decyzji nie podjęłam, nie widujemy się już od paru dni, to on zawinił ale mimo to milczy... wiem, że na pewno myśli o tym wszystkim i sam nie wie co ma robić...
Ty masz szczęście, ze Twój mąż zrozumiał. To też w dużej mierze zależy od charakteru człowieka, a mój ten charakter ma bardzo trudny. Nie wiem co będzie.. ale muszę to przetrwać... :* pozdrawiam
J 36 mysle ze zrobilas bardzo dobrze,zostawiajac go samego.Teraz ma do myslenia czy warto niszczyc wszystko dla palenia,musisz mu dac czas ,on sam dokona wyboru,tylko ty sie przypadkiem nie poddawaj ZROBILAS DUZY KROK!!!
Uwazam ze jesli zalezy mu na tobie i kocha cie to bedzie sie staral rzucic palenie,jesli nie to nie masz na co liczyc.
Pozdrawaim i trzymam kciuki
"Smutna mama" czuje w środku że robię dobrze, ale serce za nim tęskni :( Cieżko mi strasznie, dziś już 5 dzień milczenia.... wczoraj miałam załamkę i chciałam do niego napisać, ale się powstrzymałam.
Wiem, że jeśli odezwe się pierwsza strace szacunek sama do siebie a on do mnie. Będzie myślał że już zawsze tak będzie... że za każdym razem mu wybacze.
To straszne kiedy po tylu wspólnych latach masz wrażenie że jemu nie zależy... :( Trzymajcie za mnie kciuki dziewczyny :* ja trzymam za Was :*
J 36 trzymam mocno kciuki za Ciebie,nie mozesz sie poddac.
Pomysl o tym,ze jesli on nic nie zrobi,nie odezwie sie pierwszy to jednoznacznie znaczy ze wybral palenie,ze nie chce tego zmienic dla ciebie DLA WAS.
No to jak chcesz dalej zyc w poczuciu , ze cie nie kocha??
Ja mysle ze napewno sie odezwie ,daj mu tylko czas,sama wiesz ze to nie jest takie proste dla osoby uzaleznionej,jesli cie kocha i chce byc z toba to napewno sie odezwie,bo z jego winy odeszlas,ty nic nie zrobilas.
wszystko jest w jego rekach,to on musi chciec zawalczyc o was.
Trzymaj sie i nie poddawaj.
Napisał dziś :) krótki sms ale poprawił moje samopoczucie a dokładniej napisał że walczy i kocha i płacze... dzięki temu wiem że mu zależy, nie pisał nic żebym wróciła i cieszy mnie to bo wie że sprawa jest poważna :) ohh.. tylko teraz co dalej... :* dziękuje za wsparcie !!!!!! czekam na wasze podpowiedzi :)
J 36 napewno wiesz,ze czeka cie dluga droga....
Zeby pomoc mu wyjsc z tego , musisz byc bardzo konsekwentana,nie mozesz przymykac oczu.
Tylko w ten sposob mozesz mu pomoc.
Trzymam za was kciuki:)
Smutna Mama wybacz ale nie zgodzę się z Tobą. Piszesz, że partner J36 powinien zrobic coś z paleniem dla nich i dla niej. A to raczej nie do końca tak jest. On powinien przede wszystkim dojrzec do tej decyzji sam nie pod presją i chciec to zrobic przede wszystkim dla samego siebie.
Każdy uzależniony jest bezsilny wobec nałogu.
Podobno każdy uzależniony ma swoje dno. Moim zdaniem Jedynym najlepszym wyjściem z takiej sytuacji jest myślenie o samej sobie a narkomanowi pomóc upaśc. Ale tutaj raczej nie pomoże zabawa w kotka i myszkę typu: nie poodzywam się 2 dni poczekam może zmądrzeje. Bo on raczej nie zmądzeje, wręcz przeciwnie jest raczej przekonany, że i tak druga osoba nie odejdzie skoro tyle razu powtarza się ten sam schemat.
Suzi 84 ja napisalam dokladnie to samo co ty ,moze troche nie zrozumiale ,ale o wlasnie chodzi.Osoba uzalezniona sama musi zrozumiec swoja chorobe,i sama musi podjac decyzje o swoim leczeniu,twoim zdaniem musi ,,osiagnac dno,,
Pisalam do J36 aby byla konsekwentna w swoich decyzjach,nie powiedzialam ze zaraz musi do niego wrocic ,tylko ze musi byc konsekwentna w tym co postanowi,bo tylko to wyjscie ma..
Jedyna osoba, ktora moze pomoc uzaleznionemu to jest on sam,osoba uzalezniona!
Ja uwazam ,ze kazdy jest inny i kazdy inaczej rozumuje swoje dno.
Ale najwazniejsze w tym wszystkim jest to aby osoba uzalezniona sama i tylko sama zaczela sie chiec leczyc i tylko on niej same wszystko zalezy.
Moje doswiadczenie w tym problemie wiaze sie z moim synem,i wiem ze ten proces o podjeciu leczenia trwa bardzo dlugo i napewno nie pomgly rozmowy,prosby grosby,awantury,szpital psychiatryczny i cala reszta...musial przyjsc ten moment ,sam musial dostrzec co sie z nim dzieje i sam pojechal do osrodka.
Dziękuje Wam wszystkim za rady !! nie chce zapeszać ale chyba mi się udało !!!!
Tak jak mówiłam trzymałam się twardo i nie odezwałam się pierwsza, i zadziałało. Miałam o tyle korzystną sytuacje, ze on prócz mnie nie ma tutaj nikogo, jego rodzice wyjechali w rodzinne strony i rzadko tu bywają, znajomi są tylko do palenia więc on nie utrzymuje z nimi takiego kontaktu... posiedział sobie sam, palił sam przez te dni kiedy mnie nie było i wkońcu zrozumiał, że to nie ma sensu :) Mało tego przyjechała jego mama ostatnio i nie uwierzycie co zrobił !?! Sam od siebie powiedział jej o swoim uzależnieniu (tzn ona wiedziała ale unikała rozmów na ten temat) powiedział jej też że postanowił z tym skończyć, bo chce sobie życie poukładać. Wszystkiego się po nim spodziewałam ale takiego wyznania NIGDY :P
Jestem szczęsliwa ale czujna, teraz tylko musi wytrwać !!! On ma bardzo silny charakter i zawsze wiedziałam że jeśli by chciał to większego trudu by mu to nie sprawiło, i teraz faktycznie tak jest. Jedyne co mnie przeraża to długi których sobie narobił... tzn on też głównie dlatego zrozumiał że spada na dno, kiedy zaczęło brakować pieniążków na życie... Trzymajcie za mnie kciuki :) i za niego.. będe pisać jak sprawy wyglądają :*
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach