Muszę się wygadać….
Poznaliśmy się 4 lata temu, miłość od pierwszego wejrzenia.
Wiedziałam, że palił zanim mnie poznał, mówił, że od czasu do czasu.
Cudowna miłość przez 3 lata….Dobrze nam się żyło, powodziło. Zero jego niedobrego towarzystwa itd, starał się, był miły, cudowny, pracowity. Mimo, że wcześniej on nie miał lekkiego życia.
Pokazałam mu wg. mnie lepsze życie, zachłysnął się, cóż z tego, że na chwilę.
Po tym czasie zaczęły się małe kłótnie, nieporozumienia praktycznie o głupoty, nie wytrzymał, zaczął spotykać się z kolegami, wiedziałam, że w celu picia. Zmieniał się z dnia na dzień.
Nerwy, brak jakiegokolwiek uczucia do mnie, lenistwo. Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że może coś palić/brać. Oboje palimy papierosy.
Myślałam raczej o jakiś problemach w pracy. Prosiłam aby nie spotykał się z „tymi” kolegami, podziałało na kilka miesięcy.
Było coraz gorzej – agresja, nerwy, olewka wszystkich i wszystkiego, zero współczucia, szacunku, jakiegoś hamulca, zwalanie winy na mnie, omotał mnie strasznie.
Chciałam to ratować, prosiłam aby się uspokoił, pytałam wiele razy co się z nim dzieje. Nigdy nic nie mówił. Jego chamstwo, to zło, sięgało już dna, wykańczał mnie psychicznie, a ja byłam tak uległa, że dawałam sobą manipulować, bo kochałam, teraz wiem, że za mocno.
Zapomniałam, że mam jakąkolwiek wartość, że mam jakąś kobiecość….
Poddałam się, już nie miałam siły, zwalałam na alkohol, że mnie nie chce, że przestało mu zależeć, więc odpuściłam.
Po kilku tygodniach (utrzymywaliśmy kontakt), było jeszcze gorzej. Zamiast ratować nasz związek, on był jeszcze gorszy, mówił że mu zależy, kocha, a następnie dowalał z każdej strony. Dowiedziałam się w końcu, że pali. Stwierdził, że mu to pomaga, że nic w tym złego.
Teraz już wiem, że marycha zrobiła mu siano z mózgu, a ja po prostu nie wiedziałam.
Szczerze mówiąc nigdy nie miałam styczności z czymś takim, nawet na oczy nie widziałam tego… Aż głupio o tym pisać, jednak trwało to na pewno z rok, może dłużej – nie wiem po prostu….
Ale czytając to forum i kilka innych artykułów o zachowaniu osób palących, wiem jedno że to coś zniszczyło nasz związek.
Jest mi bardzo ciężko, nie mam po prostu już innego wyjścia, muszę się odciąć całkowicie, mimo iż kocham go całym sercem.
Nie wiem czy to tylko marihuana, czy coś więcej, ale nie chce już wiedzieć.
Czytam Twój post i kurde jakbym czytała o swoim zyciu:) mam dokładnie to samo, miłość od pierwszego wejrzenia, myslałam że jestesmy niezwykła para, w końcu w naszym wieku mało kto "wytrzymuje" ze sobą 5 lat.. też wiedziałam że palił, ja tego wczesniej nie robiłam, nie wiedziałam że to może stanowić jakiś problem, od razu mu powiedziałam tylko ze mi sie to nie podoba i tyle. No a cała reszta naszego związku to dokładnie to co Ty napisałas.. Tez sie rozstalismy, potem pisał że tęskni, że ogląda nasze zdjęcia itp.. wiedział jaki jest warunek powrotu i się zgodził, mówił ze przeciez jestem ważniejsza niz palenie, uwierzyłam.. a teraz żałuję ze byłam taka głupia ale skąd mogłam to wiedziec?! I to najgorsze że nie dowiedziałam się od niego tylko od ludzi, on mi by tego w zyciu nie powiedział. Oczywiście zerwałam, on płakał że mnie kocha, zmieni się, ale który to juz raz?! Wiedział doskonale że mnie straci, to czemu to robił skoro mnie niby kocha?! Wolał zaryzykowac bycie ze mną żeby sobie palić, tyle dla niego znaczę.. Pamietaj Kochana, że oni się nigdy nie zmienią, zioło zniszczyło nasze związki a dla nas będzie najlepiej jak najszybciej zacząć żyć od nowa;(
rozumiem Wasze emocje - jednak pozwole sobie na wazna uwage: w duzej mierze moga wynikac one z tego, ze traktuje sie uzaleznienie jako zla wole nalogowca
uzaleznienie to choroba i to przewlekla - bez leczenia nie mija, nawet jak uzalezniony bardzo tego chce - potrzebne jest solidne leczenie
oczekiwac, ze uzalezniony przestanie, bo kocha - to jak oczekiwac od kogos chorego np. na cukrzyce, ze bedzie zdrowy bez leczenia - na zasadzie: gdybys mnie kochal, to nie mialbys cukrzycy
czyli: rozumiem, ze baaardzo trudno jest bliskiej osobie uznac, ze uzalezniony jest bardziej chory niz pelen zlej woli - ale zrozumienie tego wiele by ulatwilo - a przede wszystkim pokazalo droge wyjscia (terapia uzaleznienia, terapia wspoluzaleznienia)
jak sie uznaje, ze to zla wola - to probuje sie czlowieka zmienic prosba i grozba, a to w uzaleznieniu nie dziala - na dodatek czlowiek bliski sie frustruje i wypala (czesto wchodzac we wspoluzaleznienie, ktore jest zrodlem wielu cierpien)
a co mam zrobić jeśli sama już nie mam sił? jeśli prawdopodobnie moja miłość się wypaliła razem z tym gównem?! teraz jestem wściekła, więc sama nie wiem co czuję. z moim chłopakiem przerabiam to praktycznie od początku naszego związku i nic, próbowałam rozmawiać, zrozumieć go a on uznał, że to ja jestem nienormalna, że po co się z nim wiązałam skoro wiedziałam, że pali?! i że to nie jego wina, że żyje w poje***ym kraju, że tu jest to zakazane a przecież marihuana jest mniej szkodliwa niż alkohol;| jak sie ostatnio wydało, że nadal pali to mi płakał, że ma depresję, że przestanie palić itp, a jak mu powiedziałam, że mu pomogę, że możemy pójść na terapię, to powiedział że przesadzam i że chyba sama potrzebuję terapeuty;| i co mi z takiego życia? jestem młoda, mam powodzenie, kończę dobre studia, całe życie przede mną, chce je mieć normalne a nie czekać czy zajara znowu czy nie. i co, niby mam mieć z nim dzieci i potem się bać że będą takie jak on, a może jeszcze tatuś by im załatwiał, bo to przecież nic złego? chciałam bardzo mu pomóc, przyrzekam, ale niestety nic na siłę.. dałam mu tyle szans i za każdym razem to samo.. ;(
wg mnie jedyne wyjscie to postawic przed nim dwie drogi: bez trawy z Toba lub z trawa bez Ciebie
jesli wybiera to pierwsze - to terapia jako warunek
jesli trawa wygrywa z Toba to sprawa jasna - wybral sam
najgorsza opcja to nie siegac po pomoc i wymagac obietnic itd - uzalezniony nie jest w stanie dotrzymac obietnic (ani skladanych sobie ani innym), bo jego wolna wola jest chora - potrzebuje leczenia a nie zobowiazania, oceniania, moralizowania, pilnowania itd. - to wszystko sa strategie ktore nie dzialaja
czyli wyjsciem jest wybor - na pewno wyjsciem nie jest trwanie w tym co jest
ja to doskonale rozumiem, powiedziałam mu to a on że może sam przestać palić i żebym nie wymyślała jakichś terapii. a ja wiem, że sam nie przestanie, bo już kilka razy to przerabialiśmy. i tak się koło zamyka.
Moim zdaniem Miodzio przedstawil w bardzo przjerzysty i prosty sposob czym jest uzaleznienie.My bliscy osoby chorej musimy to zrozumiec.Choroba jak kazda inna nie leczna postepuje,wiec od nas tez duzo zalezy,aby pomoc im wyzdrowiec.Sami nie dadza rady.
Dzieki Miodzio za porady....
niechce nic mowic, ale jak dla mnie to jego zachowanie wskazuje na uzalezenienie od innej substancji, a dokladnie mowiac amfetaminy. Ziolo to tylko pewnie bonus. Sory ale watpie zeby czlowiek palacy jedynie maryche tak sie miotal w nerwach i byl az tak samodestrukcyjny
Zeby nie bylo ze smale glupoty. Sam bylem uzalezniony od baki przez conajmniej trzy lata (jaranei dzien w dzien), a pozniej takze opiatow i z doswiadczenia wiem, ze skutkami odstawienia marychy moze byc depresja, oderwanie od rzeczywistosci i inne trele morele, ale agresja i zwalanie winy i takie miotanie sie wskazywalyby na twardsza uzywke.
jesli uwazasz ze mozesz mu pomoc, krzyz na droge, ale jesli nie to daj temu spokoj bo zniszczysz sobie nerwy. Wysmiewalem rozne opinie na temat osob uzaleznionych ale z jedna zgadzam sie w stu procentach - narkoman musi chciec poprawy, bez tego nie ma najmniejszej szansy. Poki co to wyglada na to ze on nie chce porpawy, woli obwiniac innych, zastanow sie nad tym.
Ja skończyłam to definitywnie, nie chce mieć z tym człowiekiem nic wspólnego.
Oszust i tyle. Patrząc na to pod perspektywy czasu, krył się jakimiś soczkami o smaku wiśni itp. lub piwkiem. Ja palę papierosy więc ciężko mi było też czuć jakiś inny zapach.
Teraz tylko wiem, że nie ma pieniędzy, pożycza, ode mnie też zresztą chciał, ale ignoruję wiadomości.
Ja się nie znam, pewnie GUF ma rację, że to nie zioło powoduje taką złość itp.
Dziwi mnie tylko, że on już nie jest młody, a trawa zrobiła mu sieczkę z mózgu, jest strasznie niedorośnięty emocjonalnie. Dziwi mnie też, że on wrócił do tego, że nie chce normalnego życia. No ale jego wybór...
Ja tylko wiem, że wpakowałam się w niezłe gó...o ale w porę się opamiętałam.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach