Siemka, witam wszystkich ponownie, bo ja tu już byłem i walczyłem i znów poległem. Który to już raz dałem ciała, nie wiem ale wiem że za każdym razem jest gorzej. Palę znów od roku i jest więcej i mocniej tego złego. Wiem, że jeśli chcę rzucić to nie mogę być w tym sam. Ostatni raz jak rzucałem to znalazłem piękne wsparcie tu na forum i to dało mi siłę i napełniło dumą. Chodzi o to, że nie docierają do mnie żadne medyczne mądrości i przestrogi, nie przeszkadza mi 10 godzin na dobę kaszel szarpiący całym ciałem ja to wszystko wiem lub znam i się nie boję, jestem na takim poziomie uzależnienia, że wstyd już nie pomaga. Wiem jednak co pomaga, tym czymś jest wsparcie, dobre słowo, odrobina wiary od kogoś kto jest ci obcy a jednak nie jest mu obojętne twoje upodlenie. Takie wsparcie znalazłem tu na forum prawie dwa lata temu i dało mi tyle siły i wiary w siebie samego, że zmieniłem się nie do poznania i wygrałem - na rok. Warto było? Na pewno tak, rozwala mnie jednak to że wróciłem i palę od roku, to było głupie. Jednego dnia po prostu nie potrafiłem przypomnieć sobie dla czego tak bardzo z tym walczyłem, co było w tym złego i bum jestem tu znów. Pamiętam natomiast jedno, że kiedy sam próbowałem rzucić nie docierały do mnie żadne argumenty, wiedziałem że coś jest nie tak ale wewnętrznie byłem z tym pogodzony. I wtedy poznałem jedną osobę tu na forum z którą postanowiliśmy podjąć wspólny bój i się udało. Nagle okazało się, że jeśli obiecałem komuś, że z tym skończę a jednocześnie byłem takim samym wsparciem dla tej osoby to coś więcej niż zwykłe dobra jutro rzucam. Nagle poczułem się w pewnym sensie odpowiedzialny za tę osobę i nie mogłem jej zawieść zawodząc siebie. I to był klucz do wygranej. Nie być samemu w tych ciężkich chwilach. Teraz jestem znów sam z moim problemem i znów potrzebuję towarzystwa i wsparcia takich jak ja sam, uzależnionych. Więc będę tu zaglądał i dzielił się przemyśleniami, żeby znaleźć siłe na tę wojnę. Pozdrawiam, trzymajcie się.
To ja może się tu wkleję ze swoimi trzema groszami. Mam podobnie do kolegi domberone. Też kompletnie nie ogarniam, w trakcie dłuższych okresów niepalenia, dlaczego właściwie przestałem palić. I wracam w to samo bagno. I za każdym razem jest coraz gorzej... Postanowiłem sobie, że te wakacje będą wyglądać inaczej. Że będą prawdziwie bezchmurne, choćby miało codziennie padać. Mam nadzieję, że to ostatnie rozstanie i powrotów już nie będzie... Chociaż człowiek, który dużo razy się skompromitował, ma mniej do stracenia i mniej mu szkodzi skompromitować się po raz kolejny. Takie to są pułapki tego uzależnienia. Ja podejmuję swoją walkę też nie wiem, który już raz z kolei, jeszcze z całkiem sporym zapasem thc we krwi. Nie mam pojęcia, co to przyniesie. Nie jestem dobrej myśli. Bo będzie kurewsko ciężko, już to wiem. Ale ja tego chcę, mam dopiero 24 lata, a to trochę za mało, żeby siedzieć i palić. Jestem ciekawy, co jest za rogiem, co zdarzy się za 5 minut, chcę tego wszystkiego doświadczać. A marijuana mi to tak naprawdę zabiera. Dawać ma rzekomo spokój, ale odziera człowieka z wszelkich ludzkich odruchów. Zamienia w kamień...
Będę wpisywał, jak mi idzie. Pozdrowienia u progu wakacji dla wszystkich ćpunów, którzy chcą wyjść z tego (w tym dla autora tego postu).
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach