To jest niesamowite..obcy ludzie ,forum internetowe,a slowa otuchy ktore sie czyta uderzaja w mozg w serce i w co tylko....
no wlasnie oderwanie od rzeczywistosci . lekkosc i zycie bez zobowiazan bez odpowiedzialnosci ,to wlasnie przyciaga ..to jest mega pulapka.
z tego co mowisz wniosek jeden Marihuana na czele ,a kobiety gdzies tam po drodze, jak sie akurat faza na "milosc"wlaczy...i to zapominanie..nie no to mi sie nie miesci w glowie :(
widze to ale wydaje mi sie caly zcas ze to nie wiem jakis matrix jest ,ze to nie mozliwe zeby tak rzeczywiscie bylo.ze za chwile wszystko wroci do normy i bedzie dobrze... koszmarek tylko.obudzimy sie ,otworzymy oczy i wszystko co syfiate zniknie....ech.
zapominanie rano co było wczoraj....naprawde widze to ale w to nie wierze..dzien wczesniej cos mowic , umawiac sie a potem zapominac o tym??????
nie no to jest niepojete...
Twoja historia jest naprawde smutna ,ale mam nadzieje ze wyrzymasz i wszystko sie jakos ulozy.Ja zucilam ten syf rok temu jetsem z siebie bardzo dumna bylo trudno ale wiem ze ...bylo warto. Teraz probuje dojsc do siebie,jest ciezko ale jakos daje rade.Mieszkam ze znajomymi ktozy codziennie jaraja jest mi przykro jak na nich patrze.Ale nic nie moge zrobic ,bo jak przestalam jarac to sie odemnie odsuneli.To straszne... Bezsilnosc jest straszna.No ale coz zycze Ci wszystkiego najlepszego .
Mam nadzieje ze moj chlopak da sie kiedys przekkonac ,ze nie warto marnowac zycia .
POZDRAWIAM
czy ktoś kiedykolwiek slyszal o tego typu historii miłosnej (nazwijmy to tak) ze szczęśliwym zakończeniem?
bo czytając forum dla bliskich ,trudno o optymizm:(
Dopoki nie zrozumie tego sam -nic nie jest w stanie na niego wplynąć. ech...
widzi ze ja tego nie akceptuje-wiec trudno -zegnaj Gienia.
On dlugo cierpial nie bedzie,bo przeciez to, co w jego zyciu NAJWAżNIEJSZE, zostaje razem z nim.
od kilku dni siedze wieczorami i czytam wasze historie,zbieralam sie wiele razy zeby cos odp,ale nie do konca wiedzialam co.kazdy post,kazda wypowiedz opowiada moja historie,chyba tak jak ktos zaznaczyl wczesniej-wszyscy przezywamy ten sam dramat.
teraz majka napisala,ze chyba nie ma milosnych histori tego typu ze szczesliwym zakonczeniem...
krotko mowiac jestem z moim facetem od 3,5 roku.caly ten czas to odwieczna wojna,odwieczne problemy,rozstawanie sie,wracanie do siebie,klotnie...nie wyobrazacie sobie ile razy slyszalam "kocham" a pozniej "jednak to nie to". chyba kazdy sie domysla z jakiego powodu w moje zycie wchodzily tego typu sytuacje. walczylam (bo tak to mozna nazwac) o to uczucie cale 3,5 roku, moj chlopak pali (a moze palil) przez caly ten czas. z poczatku nie przeszkadzalo mi to,wiadomo...palil zanim go poznalam,nie bede mu zabraniac,w niczym nam to nie przeszkadza,nie mam prawa mu nic zabraniac.i mialam racje...co moze wybrac facet ktory pali prawie codziennie od roku?mnie-dziewczyne ktora dopiero poznal czy zielsko,ktore towarzyszy mu codziennie? wiec nie odzywalam sie. jednak tak jak w wielu historiach tutaj opisanych,po niecalych 3 miesiacach sytuacja ulegla zmianie. odwolywal spotkania,nie przyjezdzal (mieszkamy od siebie niecale 15km),nie odp,nie dzownil...zapominal albo nie chcial pamietac. z kolegami bylo mu lepiej.w koncu powiedzialam "NIE",albo ja albo jaranie. oczywiscie wybor byl prosty.po miesiacu rozmow,analiz itd wrocilismy do siebie. mialo nie byc rozmow o paleniu,czepiania sie...glupia na to pozwolilam (teraz patrzac z perspektywy czasu moze to i dobrze). po czasie sytuacja sie powtorzyla...kolejne rozstanie.w koncu zaczelam walczyc o ten zwiazek,o to uczucie...zabardzo go pokochalam zeby tak po porostu odpuscic. kochalam kazdego dnia bardziej,po roku wyznal mi,ze on czuje to samo. wtedy wydawalo mi sie ze teraz moze byc juz tylko lepiej.nie bylo. ja robilam mu awantury bo palil dalej,on mial dosyc moich pretensji i tak w kolko.kolejne rozstanie...tym razem na dluzej.ja jednak walczylam dalej. moj glupi (a moze nie az tak glupi) upor. wywalczylam ten zwiazek.w koncu ustabilizowalismy sie,dalej palil...mniej,ale palil.nie akceptowalam tego i nigdy nie zaakceptuje,ale siedzialam cicho, przeciez bylo tak dobrze miedzy nami. i bylo,jest...naprawde zmienil sie,choc nadal palil. nie mial juz wahania uczuc,nie zapominal o mnie,widywalismy sie codziennie.kochal mnie naprawde i nadal kocha. jednak 3,5 roku to zaduzo dla mnie z factem ktory pali. moze troche to wykorzystalam teraz kiedy naprawde mu na mnie zalezy,kiedy planujemy wspolna przyszlosc,myslimy o zareczynach w najblizszym czasie,wykorzystuje to po czesci,ale pierwszy raz od 3 lat odwazylam sie powiedziec "KONIEC!ja albo palenie". mialo to miejsce niecale 2 tyg temu...to malutko,ale gdy o to "poprosilam" uslyszalam "zrobie to nie dla siebie,zrobie to dla nas". nie mam pojecia co bedzie za jakis czas, wiem doskonale jak mu ciezko,wiem tez ze mu nie ufam pod tym wzgledem. dziwi mi sie...mowi,ze przeciez robi to dla nas,ze nigdy by nie narazil naszego zwiazku... ale...on palil,a o skonczeniu z tym nie decyduje sie w jeden dzien,nie wierze ze usiadzie i majac ochote powie sobie: nie!
moze trzyma go daleko od tego mysl,ze jesli zapali z nami definitywny koniec.moze to w koncu zadziala. wiem ze nie powinnam stawiac go pod takim murem,ale...juz chyba nie ma innego wyjscia.chce bardzo,zeby z tym skonczyl.dla niego to takie nienormalne,ze ja tego tak nienawidze...a dla mnie calkowicie normalne. gdyby zdawal sobie sprawe ile mnie to wysilku kosztowalo,tyle lat walki z jednym i tym samym...wiekszosc czasu to byla walka z wiatrakami bo wiedzialam,ze z tym nie skonczy. on mysli,ze to dla mnie takie proste,ze jestem teraz szczesliwa ze nie pali. jestem,ale dobija mnie mysl,ze wiem ile go to wysilku kosztuje,jak bardzo mu tego bedzie brakowac. a to dopiero niecale 2tyg.wiem,ze najgorsze przed nami...ale ja mam dosyc wiecznie zjaranych oczu,wiecznej fazy ( o ile po takich ilosciach i takim czasie palenia mozna miec jeszcze faze),mam dosyc jego zachowania po tym jak zapali,jego czestego olewania niektorych spraw...chce go poznac w koncu takiego jakim jest naprawde,a nie takim jakim jest na fazie. wiem,ze bedzie mu ciezko,mi pewnei tez bo odbije sie to troche na mnie,ale pewnie warto...
chocby za te wszystkie lata przez ktore ja sie meczylam...zeby kolejne byly spokojne,
wiec trzymajcie za Nas kciuki,moze nasza historia bedzie miala szczesliwe zakonczenie...
hej nieznajoma. mówisz ,że kiedy przestał się odzywać ,dzwonić Ty zaczęłaś walczyć o związek. jak wyglądała ta walka? ja próbowałam chyba wszystkiego ,być może jestem zbyt niecierpliwa..nie wiem.
szkoda ,że nie podałaś maila.poprosiłabym Cie wtedy o jakieś wskazówki ;)
jak walczylam?odpuscilam na jakis czas,nieduzy...pozniej znowu sie odezwalam,pisalam,rozmawialam...
widzisz to zalezy chyba tez od charakteru...moj marcin moze byl troche zagubiony,nie wiedzial czego chce a ja mu pomoglam sie odnalezc w calej tej sytuacji... u nas uczucie nigdy nie wygaslo,choc bywalo roznie.
nie wiem czy w Twoim przypadku by to podzialalo...ale mam nadzieje,ze sie ulozy,trzymam za Was kciuki rowniez.moze po prostu odpusc narazie,moze poczuje ze kogos mu brakuje i sam sie odezwie a jesli nie to po prostu sie go zapytaj czy nie czuje pustki po Tobie.faceci czesto nie potrafia mowic sami z siebie o tym co czuja.moj marcin zwlaszcza...ciezko wzbudzic jego zaufanie,ciezko z nim rozmawiac o jego uczuciach. jednak w koncu sie przede mna otworzyl ale wymagalo to bardzo duzo czasu i pracy...prawie 3,5 roku ;) wiec sie nie martw,moze sie jeszcze ulozy :)
i nawet się układało.byłam baaaaardzo mile zaskoczona.naprawdę myślałam ,że cos sie w nim przełamało. widziałam ,że mu zależy ,że sie stara. w końcu zaczął mówić co czuje..mogę powiedzieć ,że nigdy tak dobrze nie było. było cudownie normalnie. trwało to pewien czas.... i trwać przestało. a teraz widzę ,żę wpadł chyba w jakiś dziwny ciąg..czy nie wiem jak to nazwać.wolne dni i maraton z kolegami?..i w takich chwilach reszta się dla niego chyba zupełnie zamazuje...mam wrażenie ,że wszystko znikneło..że to jak było ,a teraz bylo naprawde cudownie, że to nie ma dla niego najmniejszego znaczenia. on o tym poprostu nie myśli. takie mam wrażenie.że przychodzi pewien czas, wpada wtedy w jakiś wir i zupełnie przestaje myśleć o czymkolwiek.
mam wrażenie ,że to jakiś dziwny ciąg...i na jego czas reszta świata znika z pola widzenia.
nie wiem jak to sobie tłumaczyć.
takie okresy, dlugie fazy jakieś, w których na oczy nakładają się klapki...takie okresy ,kiedy o niczym się nie myśli, kiedy wszystko(nawet to co było bardzo ważne) staje się nieistotne...
czy to sie zdarza wszystkim "zwiazanym" z marihuaną? czy to jest normalne?
Próbuję jakoś to logicznie wytłumaczyć i znaleźć przyczyny -skąd taka szybka zmiana zachowania?
raz zachowywać sie,jakby sie kochało , a za chwile zmiana-jakby się miało w d....
tego sie nie da logicznie wytlumaczyć..
aj, a ja ogłoszę niedługo chyba monopol na posty tutaj :)
Heh, co do postów "mysl"- mój też robi aktualnie terapię interferonem. Poważna choroba wątroby nie powstrzymała go przed jaraniem. Na początku terapii łaził całymi dniami nawalony, około 15 jointów dziennie było normą czyli średnio 1 na godzinę plus ok. 2 paczki fajek. Potrafił tak przekręcić słowa lekarza(nie zabronił mu), że wmawiał wszystkim że mu lekarz zalecił i znalazł sobie wymówkę żeby cały dzień łazić nawalonym. Przestał dopiero jak powiedziałam lekarzowi jakie to są naprawdę ilości. (Oczywiście dostało mi się :-), że na niego nakablowałam, taki przejaw niesolidarności i nielojalności....) .
Wniosek: skoro kogoś poważna choroba nie powstrzymuje od jarania, to myślicie dziewczyny, że Wasza miłość powstrzyma?????? Że jak będziecie wystarczająco się o tego kogoś troszczyć i martwić to on to doceni i dla Was przestanie???? To jest właśnie element choroby zwanej współuzależnieniem. Można to przerwać jedynie wysiadając z pociągu i nie uczestnicząc w tym teatrzyku dalej.
Sama jarałam i brak uczuć to rzeczywiście możliwe. Totalna zlewka na wszystko. W pewnym momencie przestało mi zależeć na moim małżeństwie i zwyczajnie pozwoliłam żeby się rozleciało. Mój eksmąż z poprzedniego związku też jarał, i jemu chyba wtedy na końcu związku nawet bardziej zależało niż mi. Potem ten związek też z jaraczem, tylko ja trzeźwa. Ciągła zabawa w Myszkę Miki. Tylko czy na to ktokolwiek zasługuje???Znosić wszystko co nam się nie podoba, to że ktoś jest tylko jedną nogą w związku??? Temu komuś po drugiej stronie jest po prostu wygodnie, mieć kogoś kto jest na każde zawołanie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach