Witam, mam 21 lat i chciałbym napisać co mnie spotkało.
Na samym wstępie napisze że zdarzyło mi się palić trawkę ale nie wiem czy się nią wgl zaciągałem czy to była trawka czy majeranek, nie pamiętam w każdym razie nic nie było mi po tym tyle wiem a było to jakieś 3-5 lata temu, a tego pseudo palenia zdarzyło się 3,4 razy.
W każdym razie, gdzieś na początku lipca br. dostałem telefon od kumpla że zbieramy ekipę i jedziemy do kina do Krk na film, spoko jedziemy czemu nie ?
Wszystko elegancko, po drodze wypiliśmy kilka drinków, oprócz kierowcy oczywiście ;) .
Na miejscu wyciągnął 2 skręty z wiadomo czym. Skoro nic mi w tej materii nigdy nie było to czemu nie ? Odstresuje się, zresztą ostatnio było u mnie bardzo nerwowo- czyt. leciały kurvy w porannej "rozmowie" itp także jak najbardziej chciałem się wyluzować.
Zapaliłem.
Może przez to ze wcześniej piłem alkohol( a mam bardzo słabą głowę) serce mi nawalało szybciej jak normalnie, nie znowu żeby nie wiadomo jak szybko ale czułem wyraźnie to.
Pomyślałem - o cholera podziałało -1 raz - zresztą zaciągałem się porządnie, dym długo trzymałem w płucach, więc coś musiało z tego wyjść.
Lekki śmiech, ogólnie pozytywnie nastawiony, idziemy przecież z najlepszymi kumplami na niezły film.
W środku mnie złapało konkretniej - przed wejściem na seans w poczekalni(w galerii w imaxie czy jakoś) taki śmiech mnie zebrał i tak ze 3 raz nie mogłem się opanować, śmiech własne myśli fazy w stylu czy to powiedziałem czy tylko pomyślałem, głęboka rozkmina dlaczego nie zawsze 2+2 jest 4. Po prostu podręcznikowe objawy po zapaleniu,
i wszystko fajnie, przeszło mi całkowicie po rozpoczęciu filmu jakieś 20 min.
wszystko jak najnormalniej, wracamy do domu cześć , cześć.
W tym momencie jest ta część której bym nie chciał,
Następny dzień - wstaje, nie pamiętam czy od rana się źle czułem czy, kolejny poranek zaczęty od awantury nie wiem, po prostu nie pamiętam.
Dzień minął nerwowo - ale to miało się zacząć dopiero.
Drugi dzień, to samo i nasuwa się myśl w naszym na wyrost przelogicznym umyśle "zepsułem/ uszkodziłem sobie głowę", "zostanie mi już tak na zawsze" - po prostu depresja na maxa.
Około tygodnia to trwało - ten najgorszy czas. Wieczorem ryczenie do poduszki, rwanie sobie włosów z głowy, jeszcze raz ryczenie tylko takie żeby nikt nie słyszał, i tak dalej Jezu pomóż.
Najgorszemu wrogowi nie życzyłbym chyba tego co przeżyłem, oczywiście nakręcałem się też ,internet i szukanie co mi się stało. A to pogłębiało tylko te myśli. Dalej, myślenie to wszystko przecież jest bez sensu - wszyscy kiedyś umrzemy to po h*ja mam się męczyć ? Idąc tym takie myślenia wszystko tu na ziemi nie ma sensu, kurva jakie to logiczne nie? ;/
lekkie poślizgi wzrokowe miałem ale naprawdę lekkie, a napady lęku kilka razy , największe wtedy kiedy leżałem w łóżku i myśli te się zaczęły kumulować. Piekło nie musi być jednak cierpieniem fizycznym jak to pokazują małym dzieciom, oj nie.
Były też myśli samobójcze ale raczej nie tak brane na serio po prostu się pojawiły jako jedno z wyjść z którego i tak nie skorzystam bo qrwa nie jestem tchórzem, albo i jestem bo też się tego bałem przecież, a z drugiej strony żal. Cholerny żal ze mogłem mieć w życiu wszystko, niezłą prace( główny temat awantur- nie pytajcie o co dokładniej bo to zawiłe) , niezłą przyszłość rysowałem przed sobą zawsze energiczny zawsze uśmiechnięty - to ja byłem tym który pocieszał i nakręcał innych zdołowanych, a na imprezach po prostu nie byłem bierny. A najbardziej by mi żal było tego że jedna dziewczyna co podobała mi się od zawsze, rozmawia od niedawna ze mną, może coś by z tego mogło być, nie wiem. Nie, to nie mogło spiepszyć tego, ja nie mogłem sobie pozwolić na to i nie chce.
( ale tak tez powstała jebitnie dręcząca myśl- mogłeś mieć wszystko, nie będziesz miał nic )
Mija tydzień.
poszedłem spać w dzień - ot tak położyłem się na wypoczynku, wyrypany złym stanem psychicznym.
Obudziłem się i jakby to co mnie dręczyło, zmalało dużo, po prostu obudziłem się już przez pół "normalny" a w każdym razie dużo lepiej się czułem.
Kolejne dni mijały dalej na wertowaniu internetu w poszukiwaniu nagłego polepszenia się mojego stanu. I tu się tym razem uśmiechnąłem do życia, wyczytałem gdzieś że tak się po prostu zachowuje organizm kiedy się oczyszcza z THC, a że ja paliłem ostro, dym długo w płucach to dużo tego było- te depresyjne objawy pasowały do tych przy zatruciu kanabinolami - chyba tak to się pisze.
Uśmiech, raz lepiej raz gorzej, jeszcze gorzej, i trochę lepiej ;)
miałem dużo powodów by palić papierosy przez ten najgorszy czas to po 10 dziennie nawet - normalnie popalałem 1/ dzień/2 dni to 10 było dla mnie dużo, ale nie pale tego już cały sierpień a miałem już kilka baaardzo stresujących zajść ale wystarczy się przejść i dużo złości wyparuje tylko że tego ze złość zniknie to przyjdzie przygnębienie i jakiś żal w tym stresie - może minie jeszcze z czasem. W każdym razie fajek nie pale cały sierpień do teraz - już miałem kiedyś rzucać ale no ;)
Dzisiaj jest już normalnie. Tylko co znaczy normalnie ? Czasami ale to tylko czasami takie pytanie do siebie czy tak wyglądało moje postrzeganie świata przed tym ale chyba tak. Z tym że nie potrafię przestać myśleć o tym, dręczy mnie to, te myśli o normalności, kiedy się śmieje ta myśl gdzieś narzuca mi kaganiec i nie ciesze się w pełni jak kiedyś, jestem dużo słabszy psychicznie, małe rzeczy mogą doprowadzić mnie do dużego smutku, ale to się zmniejsza. Tylko te myśli.
Czasami się zastanawiam czy gdyby usunąć te myśli to jestem normalnym człowiekiem. Tylko jak to zrobić ? Jest to jedna rzecz.
Druga jest cholera gorsza.
Wszędzie, gdzie tylko się nie wejdzie do netu zdjęcia marychy, miniaturki, ludziki, h*j wie co jeszcze z tego gówna zrobione, strony które lubiłem przeglądać w nich poczekalnie( zdjęcia z podpisami - dużo ludzie wie co to za stronka) pojawia się ten motyw marychy. A mi jest wtedy smutno bo to mi przypomina to co było.
Jak człowiek się sparzy to nie wsadza 2 raz łapy do ognia, a ja chce nie po to żeby się uwalić i śmiać tylko po to żeby siebie obserwować na następny dzień i kilka kolejnych. Wolałbym się jednak jakoś uświadomić co mi było i się już tym nie przejmować, jak się tym nie będę przejmował to o tym zapomnę - tak jest ze wszystkim ( głupie rzeczy mówione i robione przy% a później taki kac moralny jak depresja , ale po czasie przestałem się tym przejmować zwisało mi to, zapomniałem ) ale jak zrobić żeby po tak ciężkim czasie o tym całkiem zapomnieć ?
Wszyscy tu piszą że wymiotowali, badtripy czy coś innego ogólnie nieprzyjemne rzeczy, u mnie odwrotnie.
Czy sam mogłem sobie to wkręcić? czy moze jednak organizm był zatruty thc i takie były efekty przez tydzień czy więcej, a reszta myśli to wyrąbana psychika po tej traumie ? Nie wiem, chciałbym się was zapytać, uświadomić siebie, żałuje że jeszcze nie byłem u żadnego specjalisty - kogo byście mi polecili terapeutę czy psychologa albo coś innego ?
Wyśle że jestem wrażliwą osobą, nawet ostatnio czytając książkę trochę łez mi poleciało :P nie nie czytam jakiś romansideł ;) ( nie chce obrazić nikogo kto taki typ książek czyta )
nie wiem o co tym wszystkim sądzić, dlatego to napisałem
Tylko te myśli zostały, przez tamten czas po prostu chyba tak wbiły mi sie w głowe ze nie wiem jak sie od nich uwolnić. To jest ze nie mam juz takiej silnej motywacji do działania bo myśle - po co ? przecież umrzemy - wszyscy bez wyjątków i tu nie chodzi mi o to ze mnie przygnębia samo w sobie jako ponura myśl, tylko jest przecholernie logiczne ;/ taak, takie normalne przecież tylko normalnie nie myśli się o tym kilkadziesiąt razy na dzień. Myślenie o przyszłości - wiadomo każdy widzi ją , albo przynajmniej chce ją mieć "kolorową", planuje, cieszy się tym ze poogląda w necie auto jakie może sobie kupi za jakiś tam czas, a ja ? Nie, nie cieszy mnie juz to, gdzieś te myśli się czają i nie moge się normalnie cieszyć - takie stłumienie emocji, tych pozytywnych albo całkowite ich wygłuszenie.
Nie wiem jak się poprstu do tego wszystkiego nakręcić pozytywnie, nie wiem zaakceptować to i może wtedy przestanie dręczyć ? ( tylko jak)
Druga sprawa jest może łatwiejsza do zrozumienia bo chodzi o to, jak ktos tu napisał, że trochę jest zły bo to on z własnej woli nie rzucał tylko dlatego ze wystąpiły stany depresyjne.
Mnie to jakoś tak kłuje dużo bardziej, stąd ta chora chęć by zapalic jeszcze raz i obserwować ze moze było by ok, a jak tak to to nie przez to palenie może ( ze tamten towar był umoczony czymś albo inne tłumaczenia).. ;/
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach