Co prawda ja sem nowy użytkownik, jednak po forum buszowałem już nieraz.
Jak się można domyśleć, nie raz już miałem w planach rozstanie z MJ.
Nigdy nie próbowałem bezterminowo i z tych planów niewiele wypalało,
nawet na krótkie okresy.
Pierwszy kontakt z MJ miałem ~ 8 lat temu.
Smażyć raz na miesiąc zacząłem w liceum ~ 6 lat temu.
Od tych 6 lat okresy palenia (raz w miesiącu, dwa razy w miesiącu, raz w tygodniu, kilka razy w tygodniu) przeplatały się z okresami niepalenia (po 3 miesiące na początku liceum, do tygodniowych przerw, których w ostatnie pół roku miałem kilka, zwykle dzień lub dwa [w ostatnim okresie]).
Tak więc obecnie palę ~5 dni w tygodniu.
2 miesiące temu po ~8 latach rzuciłem papierosy (przy pomocy tab. Tabex).
Przez ostatni rok paliłem 1,5 paczki dziennie.
Do rzeczy: muszę rzucić trawkę.
Mam dobrą świadomość, jest ona jednak ciągle za mgłą. Srasznie szybko w obliczu trawki zapominam wszystkiego do czego dochodziłem, wszystkiego co planowałem.
Podstawowym problemem, jest już poszarpana silna wola, którą powoli od nowa staram się w sobie odbudowywać (papierosy rzucałem z 13 razy na poważnie i ciągle wracałem, tracąc wiarę w siebie i w swoje możliwości).
Najgorsze jest to, że w odróżnieniu od fajek, trawka uzależniła mnie "chytrze": fajki lubiłem palić, ale to głód nikotynowy był problem w rzucaniu. Czasem zatęsknię za papierosem, ale dalej moc logicznych argumentów potrafi mnie utrzymać (przynajmniej na razie) w moich postanowieniach. Z trawką jest inaczej. Sam nie wiem w co wierzę. Z jednej strony - uzależniłem się, muszę z tym skończyć, przeszkadza mi to w życiu codziennym jak upalony, jak nie pale to jestem wiecznie wkur*iony, podirytowany, wybuchowy, niespokojny (... długo by wymieniać). Z drugiej strony (to co napiszę, zabrzmi chyba beznadziejnie) nie chcę mi się wierzyć, że ta roślina jest złem samym w sobie.
Wiem, że istotą mojego problemu jest brak umiaru, jak z alkoholem: jedni piją przez całe życie okazyjnie, inni wpadną i muszą się zdecydować na abstynencje.
Moja głowa WŁAŚNIE TERAZ dochodzi do czegoś, kolejny raz już. Może tym razem jak to napiszę to będę mógł się do tego odnosić, przeanalizować to potem, a może Wy mi pomożecie, złożyć to do kupy.
Chciał bym PRZESTAĆ PALIĆ TRAWKĘ. Rozstać się z trawką bezterminowo, ale nie na zawsze. Nie chcę wracać do palenia za rok lub za dwa. Chciał bym kiedyś na jesień swojego życia, zająć się uprawą i słuchając muzyki w słoneczku na bujanym fotelu, palić sobie lolka, w ładnym domku, czekajac na obiadek pichcony przez moją żonę ( nie mam jej jeszcze, taki mam teraz obraz życia po 50tce).
Od razu nasuwa się myśl "no to kurcze kontroluj to, pal raz na jakiś czas". Nadal gdzieś wierze, że tak się da, choć jeszcze nie przestałem.
Kolejna sprawa, od kiedy piszę już trzy razy stwierdziłem, że ZAPALĘ JESZCZE TEN JEDEN OSTATNI RAZ. Zanim zacząłem pisać pomyślałem, że dziś zapalę jeszcze TEN JEDEN OSTATNI RAZ, a napiszę jutro. DZIŚ ZAPALĘ OD JUTRA RZUCAM <- w tym roku powiedziałem to z 50 razy przynajmniej.
Wiem, że muszę sobie z tym poradzić teraz. Stoję na cienkiej linii, ponieważ wcześniej palenie nie przeszkadzało mi w życiu codziennym, a od kilku miesięcy zaczęło. Nawet nie zorientowałem się kiedy to się stało. Najbardziej jestem wk***iony na siebie, że przestałem być czujny, że zrobiłem z trawki narkotyk, a siebie narkomana.
Mam też wrażenie, że trochę stało się tak przez to, że był to ostatnimi czasy nieustający temat moich bliskich i znajomych. Tyle lat paliłem kontrolowanie, słyszałem od wszystkich m.in. "ty się uzależnisz", nie wiem, czy te sugestie w pewien sposób nie zakorzeniły mi się w głowie. Zanim nie byłem "uzależniony" ciągle o tym słyszałem i ciągle musiałem o tym rozmawiać i wiele osób rozmawiało o tym za moimi plecami. "Stało się" zanim się stało.
Tak i teraz, gdy już dojrzewam do decyzji o abstynencji, moi najbliżsi i znajomi dalej mnie zajeżdżają tekstami typu "jesteś uzależniony!", "znowu paliłeś!?" itd. W zasadzie momentami to już nie wiem czy mój problem to dla nich powód do troski czy swego rodzaju używka, wypływającej z nich "polaczkowatości": "ja nie mam tego problemu, ha!".
Dziś dzień przemyśleń, zobaczę jak się potoczy. Może zapale. Za 2 miesiące wyjeżdżam z kraju, chce przed wyjazdem poradzić sobie przynajmniej częściowo z tym problemem, by nie zostawiać wszystkiego na "nowy etap", bo ten "nowy etap" od początku ma być nowy i fajny.
Hejka
Po pierwsze to Ty jestes odpowiedzialny za to ze sie uzalezniles , a nie twoi znajomi mowiacy ci teksty "ty sie uzaleznisz", po drugie osoba uzalezniona nie potrafi brac kontrolowanie, takie cos nie istnieje, a po trzecie zadaj sobie pytanie , rzucasz albo nie rzucasz?? albo chcesz albo niechcesz?? i rob wszystkie podjete decycje od zaraz nie od jutra. Zycze podjecia konkretnej decyzji ;)
Tak, nie staram się znaleźć winnych, chociaż mogło to tak wyglądać. Mam świadomość, że to ja przestałem być czujny paląc coraz częściej i coraz więcej.
Wiem, że będąc uzależnionym nie jestem w stanie palić kontrolowanie, ale ten fakt jeszcze ciężko do mnie dociera. To znaczy wiem już, że teraz nie ma mowy o kontroli. I za miesiąc i za rok pewnie też. Jestem tylko ciekaw czy np. po 5 letniej abstynencji i z całym doświadczeniem dalej będę "zbyt słaby".
Rzucam. Chcę tego już jakiś czas, ale teraz już muszę.
Mam też nadzieje, że poziom mojej świadomości jest już wystarczający. Wiem, że od tego w dużej mierze zależy sukces.
Wczoraj smarzyłem i niedosmarzyłem do końca.
Zostało mi na nabicie fajki. Od godziny, od kiedy wstałem myślę co z tym zrobić: mogę to wyrzucić, mogę to jeszcze spalić lub zostawić na symbolicznego wroga. Od palących nie odetnę się w 100% przez najbliższe 2 miesiące. Ograniczyłem spotkania z nimi do minimum, ale i tak będę musiał sobie poradzić z ich "uprzejmością".
Rzucam, byle od dziś, nie od jutra, a już na pewno nie od "jutra"!
Czy bedziesz mial 5 lat abstynencji czy 20 lat to tak samo bedziesz bezsilny wobec narkotyku , to sie nigdy nie zmieni , nigdy nie bedziesz silny wobec zioła , nigdy nie bedziesz umial brac kontrolowanie, uzaleznienie jest choroba ktora mozna zatrzymac ale nie da sie jej wyleczyc.
Kazdy powinien sobie zrobic bilans zyskow i strat z brania. I odpowiedziec sobie czy warto?
Zeby tylko nie bylo za pozno...
Zycze wszystkim trzezwosci , i zaprzestania watpienia w to ze ziolo powoduje straty w zyciu
Witam wszystkich ponownie!
Cieszę się, że mogę tym razem napisać do Was z innej perspektywy!
Ponad 2 tygodnie bezchmurne!
(nie liczę na co dzień, ale sobie zapiszę tutaj na przyszłość : 24.05.2011r.)
Dziękuję za wsparcie, dziękuję Ci mastik również za nasza korespondencję.
Jak to się stało? Miesiącami zabierałem się za rzucanie - bezskutecznie.
Już pod koniec byłem kompletnie wyprany... ale koniec z negatywami.
Wystarczyły mi 2 tygodnie bez palenia i bez nastawienia typu "jak moje życie będzie teraz wyglądało ... :(" by:
- poczuć większą satysfakcję z życia,
- większą motywację do wszystkiego,
- lepiej mi się wstaje (z zasypianiem drobne problemy ale łyżka syropu na uspokojenie przed snem i jest super!),
- coraz mnie myślotoków, coraz większa koncentracja na sobie i swoim życiu
- coraz więcej motywacji (znowu :D),
- WRESZCIE coraz więcej REALIZUJĄCYCH się planów!
- zmieniłem tryb życia,
- jestem coraz mniej rozdrażniony,
- coraz częściej się śmieję, uśmiecham - pogoda ducha,
- jestem NA PRAWDĘ szczęśliwy!
Wymieniać mógł bym długooooo ! :)
Czasami dopadają dołki - nie pogłębiam, przeczekuję.
Ograniczyłem środowisko palące do minimum.
Jak to się stało? Zrozumiałem jedną podstawową rzecz, która dzwoni mi w głowie od razu jak pomyślę o paleniu (co prawda z czasem coraz słabiej, ale staram się to w sobie pielęgnować):
PALENIE ZNISZCZYŁO MI ŻYCIE. :) <3
Jakkolwiek to nie brzmi, ja teraz na prawdę lubię to zdanie i jest dla mnie bardzo ważne!
Letarg w jaki wpadłem był poza granicami. Ilość kłamstw które sobie stworzyłem, też niezliczona:
- brak skutków ubocznych,
- rozwój wewnętrzny,
- radzenie sobie z problemami,
- umiejętność życia chwilą,
- potrzeba wyciszenia... bla bla bla.
Nie stałem się wrogiem palenia, szanuję dalej historię tej rośliny, jednak wiem, że nie jest dalej to ta sama roślina, którą miałem w swoim rozumowaniu. Wiem przecież, że została już tak zmodyfikowana i potrafi być tak szkodliwa przez wszelkiego rodzaju namaczania, że jest to pełnowymiarowy narkotyk, który niszczy naszą psychikę, a kto wie czy nie miesza nam nawet w kodzie genetycznym [ jeżeli czyta to jakiś zwolennik palenia i ma mnie za wariata to: zapewniam Cię stary, jeszcze miesiąc temu uważałem, że mj to jedna z najlepszych rzeczy, która mnie w życiu spotkała :) ].
Ta nagle zbudowana świadomość, dała mi tyle siły i tak zmieniła moje myślenie. Że po prostu przestałem o tym myśleć. Wiem, że ten shit będzie jeszcze wychodził ze mnie długo... I nie mogę się doczekać tego dnia [jeszcze fajki tylko muszę rzucić, ale to już też najbliższa przyszłość] dnia, powiedzmy, hmmm, za rok (tak za rok :D), dnia, w którym powiem sobie: jestem czysty! :) JESTEM WOLNY!
Życzę wszystkim potrzebującym rewolucji w świadomości.
Skończyłem z tym bezterminowo. Nie kojarzę tego już z niczym dobrym, bo niczym dobrym to nie jest. Niestety, ale z Naturą ma wspólną tylko historie. :)
gratujuje ci z calego serce tylko pamietaj ze to podstepny nałóg i musisz byc czujny uwazny bo jak poczujesz sie za pewnie tak jak to bylo w moim przypadku to zapalisz. powiesz sobie tyle juz zalatwilem spraw tyle juz ogarnelem z moja glowa i mysleniem jest lepiej jestem wolnym czlowiekiem mam kontrole nad wszystkim wiec lolek nie zaszkodzi potem zazwyczaj jest drugi trzecie i lecisz z powrotem. to doswiadczenie nie tylko moje ale i zapewne setek osob. tak wiec trzymaj sie w swoim postanowieniu i nie daj sie oszukac mj. nie daj sie wysterowac. ostatnio przeczytałem w necie gdzies po czym rozpoznac ze pilisz skuna a nie prawdziwa marihuane. i bylem w szoku ze tak na dobra sprawe prawdziwa gandje palilem kilkanascie razy w zyciu zazwyczaj jest to mieszane modyfikowane gowno. poczytalem czego ludzie dolewaja do upraw albo co wstrzykuja do łodyg rosnacych roslin jak to rozpoznac to wniosek jest jeden. to jest narkotyk jak kazdy inny twardy aczkolwiek twardym go nazwac nie mozna chyba jednak doprowadza do zmian w mozgu w zyciu tak jak inne. i kurewsko uzaleznia. takze kazdego dnia trzeba o tym pamietac. zycze wytrwalosci w dazeniu do celow i wszystkiego dobrego.
No to już jest temat zamknięty na szczęście, już nie mam litości dla trawki od dilerów.
Kilka raz zapytany o palenie, bez większych emocji przedstawiałem te innowacje w swoim myśleniu, ale jak ja byłem głuchy tak inni są. Nie wiem czy da się wpłynąć na palącego, jeżeli sam nie ma świadomości, że coś jest nie tak i gdy sam nie chce czegoś zmienić.
Staram się trzymać tą świadomość, nie mniej momentami dziwne przychodzą mi myśli do głowy. Prawie miesiąc bez - długo i zarazem krótko, ale już mi pojawiają się dziwne sugestie nie wiadomo skąd. Dziwna sprawa, ale zaczynam też coraz częściej pamiętać swoje sny i co jakiś czas w nich pale, co trochę mnie dezorientuje jak wstaje. Na chwilą obecną staram się być pewny, że nie skusze się na "ten jeden raz". W końcu popsuło by też to wszystkie moje plany no i nadal czerpię satysfakcję z tego, że sobie radzę. Aspekt kształtowania swojej silnej woli bardzo mnie buduje. Nie raz będzie mi potrzebna w innych dziedzinach życia w najbliższych latach, i każdy dzień niepalenia zbliża mnie do wielu innych celów.
Walczę teraz też z fajkami, zakupiłem (kolejny raz już) Tabex, bo to jedyna skuteczna metoda dla mnie dotychczas, ale też jestem dobrej myśli, kondycja taka słaba, muszę nabrać systematyki w zajęciach ruchowych to też dodatkowa motywacja. Chcę być fit :)
Wysłałem papiery na uczelnie za granice w zeszłym tygodniu, jak tylko dostanę pozytywną odpowiedź, wyjeżdżam przypieczętowując stary i zaczynając nowy, pod wieloma aspektami lepszy i ambitniejszy no i oczywiście trzeźwy rozdział mojego życia. Totalnie czysta karta, tak więc i opinia "ćpuna" nie pójdzie dalej za mną :) Na nowo dobór towarzystwa. Nie chciałem traktować tego jako ucieczki, bo taki pomysł mi się rodził miesiąc temu "aa tam, posmarz sobie jeszcze, rzucisz jak wyjedziesz". Dlatego chciałem sobie poradzić z tym jeszcze przed wyjazdem, no i się udaje :)
Z dnia na dzień jestem silniejszy, oczywiście w byciu konsekwentnym, a nie w relacjach ja - mj.
No to wrocilem. Glupio mi i nie wiem od czego zaczac. Poszlo klasycznie. Minelo kilka miesiecy, chyba dwa. Zapomnialem o postanowieniach. Poczulem sie pewnie. Wszystko sie ukladalo itd. Raz, potem znow raz. potem weekend caly. I tak coraz czesciej i czesciej. Od 3 tygodni jade znow dzien w dzien. Trace kase a przedewszystkim czas. Musze sie skupic na innych rzeczach. Priorytety powinny inaczej wygladac. Wrocilem i przeczytalem swoj wontek. Przpomnial mi co nie co. Od dzis sie biore znow. Bez wiekszych przygotowan, bo nie mam na to czasu. Zawiodlem siebie i rodzinke. Chociaz trzmam to w tajemnicy, to tak niestety jest. Skurwiala marichuana. Czuje sie wysterowany, nie wiem nawet kiedy poplynalem.
Weeed, wiesz co mi ostatnio powiedział ksiądz u spowiedzi a propos uzależnienia psychicznego...
My nie mamy z tym walczyć, tylko mamy mieć siłe by sie podnosić z upadku :)
Siły życze;)
Ja dzis zaczynam 4 dzień, deprecha jest, ale od dziś powtarzam sobie Twoje zdanie
"PALENIE ZNISZCZYŁO MI ŻYCIE. :) <3 "
Siły życze!
Aaaa, jade dziś zakopać cały zestaw do jointów daleko w lesie, by zdusić pokuse;)
Wiec biore łopate i lece;)
Ja cale swoje osprzetowanie wyrzucilem do kosza na smieci. Jak zakopiesz, to pozniej po to wrocisz, bo bedziesz ciagle myslal, ze to tam lezy i wiesz gdzie to jest :)
tia..
Witajcie Bracia i Siostry ;) ja nie paliłam 7m-cy, zmotywowana forum i maturą (4letnie LO), pózniej wyjechałam za granicę, do Niemiec, robic to co kocham...
Pracowałam w stajni i nawet mi do głowy nie przyszła mysl o zapaleniu ! a póżniej.. WOODSTOCK ! więc przyjechałam do Polski .. spotkac sie ze znajomymi, poszalec, bo przebywalam na odludziu ;)
Bylam 5 dni na woodzie, kilka pierwszych tylko alko.. ale.. czulam sie taka wolna i szczesliwa, wiedzialam, ze wracam do Niemiec na czas nieokreslony i tam nie będę tego robić, skołowałam.. 2dni swietnej zabawy, choc szczerze mowiac.. scielo mnie to troche...
pozniej miesiac niepalenia i przyjechalam w odwiedziny do Polski, na tydzien, z ktorego jakims dziwnym trafem zadnego dnia nie byłam trzeźwa (alkohol) no i ze 3dni jarałam..
no ale ok, przeciez wracam do Niemiec..
Nie chce sie publicznie wdawac w szczegoly, ale strasznie sie namieszalo w moim zyciu osobistym.
W pazdzierniku przyjechalam do PL na miesiac, zeby sie przgotowac w polsce na ostra zime, w ktora mialam pracowac w stajni.
Widzialam sie tez z chlopakiem, z ktorym rozstalam sie po wyjzdzie (czerwiec), zeby mu oddac kilka rzeczy no i... stara milosc nie rdzewieje.
btw. Nawet go namówiłam, zeby ze mna zapalil ;)
odebralam to jako sukces! ;]
wrocilam do Niemiec przygotowana na zime, i.. zostalam tam tylko 2tygodnie. Okropne 2tyg, podczas ktorych nonstop mialam spory z moim panem i wladcą - szefem...
poszlo o filozofię jezdziecką, mialam racje, ale nie potrafilam odpuscic, wyszla awantura...
Masakra.
Przyjechal po mnie moj chlopak i postanowilismy odpoczac kilka dni w gorach.
Chlalam strasznie. Pozniej pojechalismy do znajomych i dostalismy ok.5gram z domowej hodowli. Naturka. Pysznosci. Marzenie kazdego jaracza.
No i co ?
jajco straszne. Moj Miś nie jara i widze ze mu przeszkadza to ze ja to robię... Obiecuje mu no przeciez koncze z tym Misiu!
no wlasnie.. "koncze z tym".. od miesiaca jaram prawie dzien w dzien, jest progress bo postanowilam robic to tylko wieczorem.. ;]
ciesze sie na mysl, ze niedlugo przepale moj prezent (choc polowa LEZY u mojego lubego.. a moja polowa byla non stop w ruchu..- to rzeczywiscie chore)
Po tak dlugiej przerwie zachowalam czesc swiadomosci, czuje obzydzenie do kolowania weedu, dlatego okolicznosci beda sprzyjajace ;)
tzn są, swieta :) wyjazd w gory na slwestra, prawo jazdy.. nawet jest szansa, ze niedlugo będę zaklinać jakiegos konia w Polsce...
Eh, konie mi sie snia po nocach..
Mysle, ze wizja "odkladania pieniazkow na konika" jest wystarczajaco silna, abym odmowila sobie papierosow i weedu. Mimo iz czasam czuje sie po MJ zle, jednak wciaz robie to swiadomie, nieco masochistycznie.. to glupie w ch*! To szukanie wymowki chyba..
albo depresja..
najpierw odstawie jaranie, a pozniej wracam pod opieke psychiatry i psychologa, dzieki terapii uzaleznien przestalam palic na tak dlugo.. a teraz..
płakać mi się chce. :)
postanowilam napisać na forum, ponieważ tylko WY wiecie, jak mogę się czuć.. młoda, ambitna, pewna siebie, trzymajaca zycie na wodzy... Malo osob wie ze jestem uzalezniona od trawy.
Do niedawna ja tez w to watpilam. Konkretnie do teraz...
Przeczytałam, że ktos zaczal sie wiecej smiac.. (weed?) i.. kurcze.. pomyslalam, ze tez bardzo tego chce! Ja się prawie w ogole nie usmiecham... marazm straszny nastał w moim zyciu. Ale juz powoli przyszlosc sie rysuje :)
przezylam szok. szukalam ukojenia, odlaczenia od reala. ziolo nie jest "samo w sobie zla roslina", to ludzie nie znaja umiaru - ja takze nie znam.
Jedno jest pewne - kiedy spozyciej akiejs substancji zamienia sie w UCIECZKĘ to mamy problem..
;]
pozdrawiam i zyczę przede wszystkim szczęścia, szczęścia, szczęścia i radości ;)
Hej Alex strasznie smutne jest to co piszesz...Trawka bardzo zgubny narkotyk niestety.I tak jak piszesz jak ktoś umiaru nie ma to może sobie namieszać w życiu i dzieją się takie ceregiele.Mam nadzieję że się ogarniesz i wrócisz do normalności.Trzymaj się terapii,unikaj imprez i alkoholu.Tylko trzeźwy umysł ,spokój i silna wola to prawie gwarancja czystości.Życzę Ci powodzenia i przy okazji Wesołych Świąt wszystkim :)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach