Chciałbym podzielić się z wami moją historią: jako przestrogą, jako pocieszenie, jako nadzieję. Mam nadzieję, że osoby czytające to i palące będą mogły w porę zareagować na niebezpieczne symptomy związane z MJ i nie ignorować pewnych zjawisk.
Aktualnie mam 31 lat.. pierwszy raz zapaliłem w wieku 16 lat na jednej z imprez. Potem już poszło z górki... pierwszy dealer, grono świetnych kumpli, mnóstwo pozytywnych, fajnych jazd i przygód.
Pierwszy raz ostrej paranoi doświadczyłem w trakcie pobytu w USA (miałem tak 18 lat). Odwiedzałem znajomych rodziców i na jednej z wycieczek poznałem gościa, który miał możliwość załatwić trochę palenia. Wypaliliśmy fifkę na kanapie ulokowanej na zboczu góry z widokiem na całe miasto. Bajka nie? Jak wsiedliśmy do samochodu (prowadził mój kuzyn) i podjechaliśmy na boisko do kosza, ogarnął mnie jakiś dziwny lęk, którego przyczyny nie potrafiłem zidentyfikować. Pożegnałem się z tym gościem i kazałem kuzynowi natychmiast wieźć się do domu. Zatrzymaliśmy się tylko na chwilę na stacji benzynowej i to było jedne z najgorszych 5 minut mojego życia. Kuzyn wysiadł zapłacić. Z płyty puściłem sobie jakiś kawałek hip hopowy jednak zamiast normalnych słów słyszałem - "Zabijemy cie.. zaraz zginiesz itp... Ogarnęła mnie panika, przejeżdżający obok ludzie mieli powykrzywiane twarze w morderczych grymasach i też krzyczeli, że mnie zabiją.. Udało mi się opanować dopiero gdy mój kuzyn wrócił od kasy.. To był pierwszy sygnał, który zignorowałem... i który pozwolił się zignorować na kolejnych 8-9 lat..
W wieku około 26 lat zauważyłem, że czasem kiedy zapale, zamiast euforii ogarnia mnie uczucie lęku, jakiegoś dyskomfortu psychicznego.. Objawiało się to w różny sposób np. jak paliłem u kolegi na balkonie (6 piętro) to mój umysł podsuwał mi obrazy mnie skaczącego z tego balkonu. Następstwem tego było drżenie, strach i chęć ucieczki. Dopiero głębokie oddechy na kanapie pozwalały mi wrócić do siebie.
Kilka razy taki strach ogarniał mnie w metrze. Miałem ochotę uciec, wybiec z metra zanim sobie coś zrobię lub komuś.. jednak zawsze starałem się sobie wmówić, że to paranoja, po faji uspokój się.. kilka oddechów i przechodziło.
Nadal ignorowałem te sygnały traktując je jako sporadyczne paranoje.
Mają jakieś 28 lat miałem drugą najgorszą jazdę w życiu. Grałem sobie na komputerze w jakieś multi ze znajomymi. Byliśmy elegancko podłączeni na skypie. Graliśmy już z 2-3 godzinkę. Ja byłem na fazie, co jakiś czas dopalałem sobie po trochu. Jak mi się skończyła marihuana to stwierdziłem, że zanim wyrzucę fifkę to ją jeszcze opalę (robiłem to już wcześniej). Ściągnąłem potężną chmurę, tak że nieźle się zakrztusiłem. Jak doszedłem do siebie, wyrzuciłem fifkę przez balkon i zasiadłem dalej do grania.
Po paru minutach ogarnął mnie lęk. Skoczyło mi ciśnienie i zacząłem niespokojnie patrzeć na to co dzieje się na ekranie. Pożegnałem się z kumplami i wyłączyłem komputer. Zacząłem krążyć po pokoju jak jakiś owad obijający się o ściany. Do głowy przychodziły mi straszne myśli (sceny z horrorów które oglądałem i książek, które czytałem.. same najgorsze). Pobiegłem do kuchni i jak zobaczyłem na desce do krojenia nóż to tak mnie przeraziła myśl, że mógłbym go złapać i zrobić sobie krzywdę, że pobiegłem do łazienki. Spojrzałem w lustro i zobaczyłem, że drżę. Przemyłem twarz i pobiegłem do sypialni, w której spała już moja dziewczyna (była 1 w nocy). Przytuliłem się do niej jak do ostatniej deski ratunku oddzielającej mnie od świata czystego chaosu i nienormalnych myśli. Po 30 okropnych minutach udało mi się uspokoić na tyle, że zasnąłem.
Wyobraźcie sobie, że nawet po tym wydarzeniu nie przyszło mi do głowy, że może marihuana nie jest już dla mnie.. Fun się skończył jakiś czas temu. Chyba nie potrafiłem się przed sobą do tego przyznać.
A teraz dochodzimy do wydarzeń z ostatnich 2 tygodni - wyjechałem sobie do mojej babci. Duży dom, mnóstwo miejsca, wielka biblioteczka z książkami, fotel z podnóżkiem..bajeczka. Czytałem sobie książkę, któregoś wieczoru, kiedy nagle poczułem coś jakby zmianę percepcji postrzegania rzeczywistości + dziwne myśli powiązane z lękiem (zbliżone do tego co zdarzało mi się czuć po MJ) - parę minut i przeszło.
Potem powtórzyło się to następnego dnia jak odwiedziłem kuzyna. Popijaliśmy drinka i nagle poczułem nieodpartą potrzebę ucieczki z tego pokoju, ogarnął mnie lęk, wszystko wyglądało dziwnie. Znowu minęło parę minut i przeszło.
Wróciłem do wawy zadowolony. Wieczorkiem przyszedł teść, moja żona połączyła się na skypie z siostrą z zagranicy a ja usiadłem z książeczką. Nagle zacząłem się dziwnie czuć, lęk uderzył mnie z siłą lokomotywy - dokładnie tak jak silny atak paranoi po zapaleniu MJ, ale przecież ja nie paliłem od prawie 2 tygodni!!!. Poszedłem do łazienki i wlazłem do wanny. NIe wiedziałem co się dzieje... normalnie mój umysł zerwał się z łańcucha i wtłaczał mi jakieś dziwne myśli, skojarzenia. Bałem się zobaczyć w lustrze, normalnie myślałem że wybiegne z domu i tak długo będę latał aż padnę z wyczerpania. Wyszedłem z wanny i powiedziałem żonie, że strasznie się boję i potrzebuję pójść do łóżka się przytulić. Tłumaczyłem sobie w głowie, że te myśli są mi obce, to nie ja, to nie prawda, przecież ja nic złego nie zrobię, każdy stan w końcu mija i będzie dobrze. W końcu po jakimś czasie udało mi się zasnąć.
Skracając opowieść takie sytuacje powtarzały się przez kolejnych kilka dni i wyczerpywały moje siły psychiczne a zarazem czułem, że muszę dać radę. Kulminacja i pewne przełamanie nastąpiło podczas wyjazdu na wieś, gdzie chciałem odzyskać spokój. Przyjechaliśmy i zabraliśmy się za grabienie liści.. złapał mnie taki lęk, paranoja, że myślałem, że dla rozładowania napięcia przyłożę teściowi grabiami. Metodycznie liczyłem jedno pociągnięcie, drugie itp. Do tego włączyła mi się tendencja do regularnego brania bardzo głębokiego oddechu, jakbym się wcześniej topił i musiał uzupełnić tlen. W końcu oddałem grabie żonie, wsiadłem na rower i powiedziałem, że muszę się wyjeździć po okolicy. Ruszyłem polną drogą przed siebie na oślep, jakbym chciał tempem powietrza zrzucić ze mnie jakiegoś demona. Jechałem z 10 minut kiedy wyjechał na dość spore pole, na środku którego ktoś zwalił kupę gruzu. Przy tych kamulcach kręciło się kilkoro małych dzieciaków i jak przejeżdżałem to zaczęły do mnie machać. Podjechałem bliżej i usłyszałem: - "Dokąd jedziesz wujku".. Zaskoczony mówię drżącym głosem, że tak sobie jeżdżę po okolicy. Okazało się, że chłopaki budują fort z cegieł, więc z ochotą zaproponowałem, że im pomogę. Układając metodycznie te cegły i rozmawiając z tymi dzieciakami poczułem powracający spokój.. W duchu dziękowałem tym dzieciakom, które myląc mnie z jakimś wujkiem pomogły mi poradzić sobie z najgorszym lękiem jakiego w życiu doświadczyłem. Moje myśli wróciły do normy, uspokoiłem się i wróciłem do domu.
Tego wieczoru powiedziałem po raz pierwszy żonie o tym, że lęki te wywołało palenie marihuany. Rozmawialiśmy szczerze i spokojnie o moim uzależnieniu. Od tamtej pory pojawiają się dziwne myśli ale już coraz rzadziej i już pod moją pełną umysłową kontrolą.
Rozmawiałem też szczerze z najbliższymi przyjaciółmi i rodziną (mamą, ojcem). W takich sytuacjach nie można tego tłamsić w sobie a o sile charakteru świadczy to, że wiemy kiedy potrzebujemy pomocy i potrafimy po nią sięgnąć.
Odwiedziłem też przemiłą panią psycholog, która bardzo mnie uspokoiła i pomogła ustalić mi plan dochodzenia do siebie. Moje przeżycia miały charakter psychotyczny spowodowany narkotykiem. Dlatego, że powtarzał się przez jakiś czas po zapaleniu marihuany, która była wyzwalaczem (a ja to ignorowałem.. uzależnienie jest niepojętą siłą) w końcu utrwalił się w mojej psychice. Efektem tego było pojawianie się stanu paranoji pomarihuanowej w sytuacji codziennej, kiedy np. zmęczony umysł błędnie identyfikował stan w którym jest z paranoją marihuanową i uruchamiał lęk, który ja sam nakręcałem i wzmacniałem.
Teraz pracuję nad tym, żeby wymazać ten wzorzec i przywrócił spokój psychiczny oraz pozytywne wzorce wpisane w ciało i umysł. Regularnie biegam, słucham relaksującej muzyki, przestrzegam całkowitej abstynencji od marihuany i zgodnie z sugestią pani psycholog, przez rok również od alkoholu.
Czuję się coraz lepiej z każdym dniem. Ognisko mojej paranoi wypala się i niedługo zostanie już tylko popiół, który zdmuchnę w niebyt.
Napisałem moją historię po to, żeby z jednej strony was przestrzec a z drugiej dać nadzieję na to, że nawet z najgorszych historii można wyjść na prostą. Nawet więcej. Takie przeżycia prowadzą do wzrostu duchowego, dojrzałości psychicznej i emocjonalnej. wzmacniają poczucie własnej wartości, hartują, wzmacniają siłę woli, lepszej świadomości własnego umysłu i ciała oraz co ważne pomagają nam nie tylko lepiej rozumieć siebie ale także innych ludzi.
Dziękuję za cierpliwość tych co chcieli to przeczytać do końca :)
Gratulacje kolego!
Czytając to co napisałes w 100% dotyczy też i mnie.Zacząłem popalać trochę później niż Ty.Po ciągłym paleniu też miałem takie lęki i chęci palenia dalej.
@elmagiko Masz rację, że trudne przeżycia wzmacniają naszą psychikę. Wiem coś o tym. "Popijaliśmy drinka i nagle poczułem nieodpartą potrzebę ucieczki z tego pokoju, ogarnął mnie lęk, wszystko wyglądało dziwnie." - rzeczywiście jest coś na rzeczy jeśli chodzi o alkohol. Sam miałem podobnie i to już po pierwszym mocnym upaleniu. Dzień później wypiłem jedno piwo i wróciła mi faza, dosyć konkretna. Nawet po ponad miesiącu od ostatniego palenia gdy wypiłem kilka piw czułem się lekko upalony, tak jakby alkohol był wyzwalaczem. Miodzio, może się wypowiesz?
Pewnie u kazdego moze byc nieco inaczej, bo mamy rozne psychiki - ale sugestia pani psycholog by profilaktycznie odstawic na rok alkohol jest wg mnie jak najbardziej sensowna. THC i alko dzialaja nieco inaczej, jednak oba mieszaja w chemii mozgu. Dlatego jesli pojawily sie epizody psychotyczne - bezpiecznie jest zrobic stop z wszelkimi srodkami psychoaktywnymi - w tym i z alkoholem. Powodzenia Mateuszu!
Rowniez mialem jak Ty, leki + palenie = chore uzaleznienie. Odstaw kazda uzywke, wszystko co ma wplyw na psychike. Alkohol (z doswiadczenia wiem, ze czasem jedno piwko nie zaszkodzi, a nawet pomaga, ale narazie radze nie pic) rowniez. Marihuana ma to do siebie, ze uzaleznia mocno psychicznie. Palacze pala najpierw z radosci, pozniej z przymusu uzaleznienia. THC wywoluje taki efekt, ze jesli cos Cie dreczy, nawet podswiadomie, nie myslac o tym podczas palenia, to wydobedzie z Ciebie najwieksze gowno i pokaze Ci go przed oczyma. Kazdy lek, zla rzecz, sumienie odezwie sie w Tobie zamiast euforii, ktora byla na poczatku. Palenie ma to do siebie, ze na poczatku o tym nawet nie wiesz. Nie przejmujesz sie niczym, ale gdy juz jestes uzalezniony to zaczynaja sie schody. Podswiadomie wiesz ze robisz zle. Niszczysz sam siebie, organizm, mozg chodzi na czerwonych obrotach, dilerka ok pieniadze sa, palenie dalej, ale stres okropny. Stresu nie odczuwasz bo palisz, ale wszystko do czasu. Nie da sie pogodzic normalnego zycia i palenia. Kiedy juz organizm ma dosc, pojawiaja sie leki, zaburzenia psychiczne, traumy. Po prostu silna nerwica, ktora palenie tylko poglebia. Z wszystkiego da sie wyjsc, ale potrzeba czasu, checi i wiary.
Napewno to pokonasz, czytaj forum, pisz na biezaco co sie dzieje, mozesz odzywac sie na PW, nie ma sprawy, zawsze chetnie pogadam i pomoge. W razie problemow zasiegnij rady specjalisty, nie wstydz sie tego, trzeba walczyc by wygrac
3maj sie
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach