Tomek lat 19
Streszczenie mojej historii:
Hejka, od czego się zaczęło? Jak w większości przypadków, namowa kolegów.
Już za pierwszym razem miałem Bad Tripa, wszystko się kołysało, znajomi wkręcali, a ja przestraszyłem się, że tak mi zostanie na zawsze. Następnego dnia obudziłem się normalny. Kilka dni później kolejna propozycja... dałem się namówić, było całkiem przyjemnie, nawet udało mi się pośmiać. Potem staczałem się tylko coraz szybciej po równi pochyłej.
Zostałem chałupnikiem w wieku 16 lat (niefortunnie mieszkałem sam), znajomi przychodzili do mnie w gości, coraz częściej, aż końcowo bez mała dzień w dzień kusząc mnie wizją słodkiego buszka. Przystawałem na te propozycje, patrząc na to teraz, nie wiem co mną kierowało. Jako, że mam dość specyficzny sposób mówienia, część z tych kumpli uznawała, że ich celowo wkręcam (nawet jeżeli tak było, to nie robiłem tego umyślnie). Nadmienię, że jestem osobą niesamowicie uczuciową. Pewnego wyjątkowego wieczoru, po raz kolejny się przepaliłem (najczęściej właśnie wtedy przytrafiały mi się "Złe Podróże"). Z tego co pamiętam, siedziałem w milczeniu, co jakiś czas wygłaszając formułkę - "Schodzę do ciemnej jaskini". Panowie przyjaciele, wymyślili sobie świetny pomysł jak mnie naprawić, najpierw mnie "delikatnie" pocisnęli, a na koniec rzucili wizję dziewczynki której odcinają rączki i nóżki (zamiast po prostu namówić mnie bym nie palił, choć to pewnie byłoby im nie na rękę).
Mieli nadzieję, że w ten sposób zapamiętam moment w którym to mówię i już tak nie będę. Wyobraziłem sobie to (czytam dość sporo książek)... około 2 godzin zajęło mi doprowadzenie się do stanu w którym mogłem wydusić z siebie choć słowo. Warto dodać, że zawsze pamietam jakiś wycinek z Bad Tripow, niestety dopiero po fazie. Stwierdziłem, że zaufam im ponownie, tym razem wkręcili mi amnezję, zapominałem o wszystkim co ktoś powiedział, co się stało się itp. Naszczęście tym razem szybko wyczułem podstęp, zrozumiałem co się dzieje wokół mnie. Dałem znajomym do zrozumienia, że w ten sposób mnie "psują", niestety było już za późno, teraz mogłbyć już tylko gorzej bo po tylu przygodach moja głowa niszczyła się sama. Niby mogłem nie palić, niestety efekt stadny robił swoje, tak jak i chęć zostania dobrze przyjętym przez grupę. Wciąż miałem chorą nadzieję na dobre kontakty, przecież byli to ludzie których znałem lata.
Wciąż starałem się utrzymywać jako taki porządek w domku. W odpowiedzi usłyszałem, że zbijam fazę i że oni to wszystko ogarną. Niestety zazwyczaj zostawałem sam z ogromnym bałaganem i sprzątaniem. Jeżeli następnego dnia, mówiłem coś o sprzątnięciu, wymówką było później, lub informacja, że muszę przypominać "w dobrym momencie". Z dnia na dzień mój "apartament" przemieniał się w coraz wiekszą melinę. Zdawałem sobie rownież sprawę z faktu, że jeżeli momentalnie przestanę ich "znać", to przez okolicę bedę musiał przemieszczać sie kanałami. Znalazłem się między młotem i kowadłem, a mój chory upór i niezależność kazały mi się zmagać z tym problemem samemu. Ja tylko chciałem utrzymać w jakiś sposób wieloletnią znajomość, pewność osobistą (którą coraz bardziej traciłem) i dobry stan mieszkania.
Mimo wszystko wierzyłem, że MJ mi pomaga, że jestem bystrzejszy, bardziej społeczny... a liczba Bad Tripow rosła. Wkręciłem sobie, że jeżeli najarka będzie udana, to ewoluje na kolejny poziom, natmiast w momencie Bad Tripa, tracę wszystko to co zdobyłem i muszę zaczynać od nowa.
W między czasie za sprawą nowego członka grupy przerzuciliśmy się na hasz (o ile to faktycznie było to). Była to kolejna pokusa której nie potrafiłem odmówić... patrząc na to z aktualnego punktu widzenia, spostrzegłem, że moja głupota nie zna granic. Oczywiście na wstępie zaliczyłem "ciężką przygodę", tak jak i za kilkoma kolejnymi próbami. Jednocześnie zacząłem walczyć o swoje mieszkanie, ograniczać wizytację, szukałem nowej drogi. Niestety z czarnego świństwa nie zrezygnowałem, a moje działania w celu ochrony domu skutkowały wiekszą liczbą nie porozumień oraz "hejtów" i innych nie przyjemnych sytuacji. Po jakimś czasie Bad Tripy zniknęły, a mnie "zmieniały się światy", wtedy jeszcze nie wiedziałem o derealizacji. Dotarłem do momentu w którym łapiąc bucha nie czułem się upalony, czułem sie innym człowiekiem. Wtedy zacząłem słyszeć głosy znajomych. Pomyślałem sobie, że tak zaczyna sie mój koniec i wariuje, lecz wpadłem na pomysł. Słyszałem głosy w głowie, ale tylko gdy odpowiadałem na nie na głos, one spowrotem odpowiadały mi, czyli po prostu byłem wkręcany, choć może to tylko psychika... Niestety nie pozostało to bez echa, wciąż czuję się obserwowany, podsłuchiwany, wydaje mi się, że w domu mam kamerę itp. .
Najciekawszą z ostatnich sytuacji była udana próba hiponozy. Nie jestem pewien czy to dokładnie była hipnoza, wiem, że zaczynała się zdaniami z odpowiednio zmienionym szykiem słów, oraz odpowiednio dobranymi słowami. Pamiętam tą sytuację ledwie urywkami, wiem tylko, że chciano coś ode mnie wyłudzić i zmusić do wpuszczenia kogoś do mieszkania.
Obroniłem się... nie wiem jak, bo to było jak decyzje podejmowane we śnie, były one szybkie, za szybkie... ale dałem radę.
Wspomnę również, że wiadro przyjąłem jako pierwszy, z kolei ten człowiek, który według mnie był tym "hipnotyzerem" sprawiał wrażenie nad wyraz pobudzonego i chyba nawet nie wziął całej bomby. Po tej sytuacji, nie tykałem ani haszu, ani MJ przez 2 tygodnie, czułem poprawę i byłem dumny z siebie. Nie czułem ani złości, ani ciągoty, jedynie miałem nadmiar energii.
No i kilka dni temu spróbowałem jointa. Złapałem zaledwie kilka buchow i dostałem zapaści. Najpierw zbiłem sobie fazę pesymistycznymi myślami, a nastepnie widziałem masę kropek przed oczyma które zasłaniały mi stopniowo coraz więcej pola widzenia, nie czułem nóg i nie wiedziałem co się dzieje. Po tej sytuacji przysięgam sobie już nigdy nie tkąć MJ i pochodnych. Mam też taką teorię, że stało się tak ze względu na poprzednie wydarzenie (hipnoza/wkrecanie? nie wiem jak to nazwać). Efekty uboczne mnie ganiają, czuję mrowienie w dłoniach oraz stopach, czasami na twarzy, raz mi zimno a raz gorąco, czasami pobolewa mnie głowa, po co się jak hipopotam, a przecież mam niedowagę.
Między mną a znajomymi co prawda stosunki się poprawiły, lecz wykres naszego dogadywania się, wyglądałby jak sinusoida. Może wynika to z tego, że jestem inny od nich i ciężko nam się porozumieć, a co dopiero zrozumieć sposób myślenia itd. Powodem może być również mój uraz psychiczny na ich tle.
Wyciągnijmy wnioski:
Po takich sytuacjach nie wierzę już w powrót do pełnego zdrowia psychicznego. Jednak wierzę, że będzie lepiej, ostatnio czuję się otępiony, odrealniony, zadaje sobie dużo pytań na które nie ma odpowiedzi. Lecz wiem, że nie jestem jedyny, zdaję sobie sprawę również z tego, że są tacy którzy mieli gorzej. To co mi na razie pozostaje to mania prześladowcza, nie chęć do własnego mieszkania, schizy które w 70% mają miejsce w domu (uraz psychiczny na tle tego miejsca?), nadinterpretacja wszystkiego i omamy wzrokowe. Ale nie narzekam, nie wykorzystuje praktyki czym się strułeś tym się lecz. Życzę wszystkim którzy dążą w tym postanowieniu -POWODZENIA. Nie dajmy się oszukać MJ i jej słodkim obietnicom !
Po za tym, każdy kto zaprasza często znajomych do domu, jak tylko zobaczy się utratę kontroli nad mieszkaniem, trzeba tego natychmiast zaprzestać, bez względu na inne konsekwencje, tak ja mi mówiono (wtedy nie rozumiałem), teraz i ja powiem - to jest pewna forma wykorzystywania. Twój słodki azyl wtedy staje się dla Ciebie piekłem, dla nich hotelem, a Ty sługą który o hotel dba. Jeżeli dasz radę, to dogadasz się, a oni zrozumieją i ich spojrzenie się zmieni, lecz jeżeli nie... to biada Ci, oj biada. Mnie udało się dogadać zanim moja głowa całkowicie odmówiła mi posłuszeństwa. Nie wiem czy to wszystko nie jest jakąś isynuacją, sceną teatralną na której to ja jestem dręczonym clownem. Nie wiem też czy stosunki między mną i znajomymi faktycznie się poprawiają i czy moje chore nadzieję się ziściły. Pamiętam, że znajomi nie tylko źle wpływali na moją głowę, często też mnie naprawiali. Choćby dla przykładu, upaleni oglądamy zdjęcia z jakiejś imprezy (dobra poza do zdjęcia i wszystko wygląda jak 3d), koledzy zauważyli, że swoje bardzo szybko przewijam. Nie pamiętam już dokładnie jak, ale wiem, że kilka sugestii między nimi, szeptem żebym usłyszał (jak wiemy, szept bardziej rzuca się w ucho), dodało mi wiary w siebie. Przestałem się wstydzić własnych zdjęć. Dlatego wierzę, że wszystkim nam tj. mnie, moim znajomym, wam forumowicze oraz przedewszystkim każdemu w podobnej sytuacji, się ułoży i na nowo odbuduje swoją autostradę życia. Niestety przeszłość mnie goni, teraźniejszość umyka, a przyszłość ucieka. Zgubiłem dużo swojej inteligencji, swój tok rozumowania, po części swoje życie. Chciałbym to odzyskać i do tego będę dążył.
Nikt nie musi mi wierzyć, nikogo do tego nie zmuszę. Celem tego bez mała wypracowania jest pomoc ludziom w podobnej sytuacji. Kocham pomagać i staram się być dobrym człowiekiem, więc jeżeli Ci pomogłem, daj znać a przyprawisz mnie o nie lada uśmiech, w razie czego z chęcią podrzucę jakieś pomysły. Będę co jakiś czas informował jak tam u mnie i u mojej drobnej schizofreni. Trzymanko.
Hmm... co prawda czuję się zamulony jak polskie kąpieliska, jednak z każdym dniem coraz mniej, staram się wykorzystywać przypływy energii jakoś użytecznie tj. sport, hobby oraz planowanie własnej przyszłości. Po każdej przespanej nocy świat wydaje się być realniejszy, życie przestaje być tylko splotem dziwnych sytuacji. Urojenia powoli odpuszczają... niestety troszkę zbyt powoli. Mam nadzieję i wierzę w każdy następny dzień na trzeźwo, nawet z ludźmi rozmawia mi się coraz lepiej :)
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach