Nie stawaj do walki z góry przegranej, nie stawaj do walki z przeciwnikiem mocniejszym od siebie i przestań go ignorować, doceń jego niszczycielską siłę.
Musisz być trzeźwy, musisz przestać palić, musisz wziąść odpowiedzialność za swoje życie- ale odpowiedź szczerze Sobie na pytanie, czy Ty cokolwiek musisz, czy może chcesz być trzeżwy, chcesz przestać palić, chcesz wziąść odpowiedzialność za swoje życie.
"Nic nie przytrafia ci się przez przypadek. Zbieg okoliczności nie istnieje. Nie ma zdarzeń losowych. Życie nie jest dziełem przypadku. Zdarzenia, podobnie jak ludzie, lgną do ciebie z twojego wyboru, aby służyć twoim celom."
Dasz radę, ale musisz w to uwierzyć
"Zdarzenia, podobnie jak ludzie, lgną do ciebie z twojego wyboru, aby służyć twoim celom." - tu zgodzę się w 100%! Najlepsze w tym wszystkim jest to ,że to my mamy wpływ na te zdarzenia i na to jacy ludzie będą nas otaczać... w osiągnięciu tego bardzo pomagają afirmacje!
Twoj post o odpowiedzialnosci byl dla mnie bardzo cenny i dziekuje za niego serdecznie. Nie pisze ostatnio o moim zielonym problemie, bo moja chec niepalenia przegrywa z codzienna okazja do zapalenia.
Szczerze mowiac to nie wyobrazam sobie zebym mial jakiekolwiek szanse na rzucenie nie zmieniaja miejsca zamieszkania, nie zrywajac kompletnie kontaktow z jarajacymi przyjaciolmi.
... wieczór przemykajacych w dusznościach śmiechu i radości ludzkich postaci grzmiał w porywach kaszlu samochodowego korowodu, mysli mieszały sie z widokiem uśmiechnietych kobiet, męszczyzn, podskakujących w lekkim upojeniu alkocholowym uczestników masowej euforii clubowej wieczerzy. Jak okiem sięgnąć w nieskończonym pochodzie ludzie tłumią się i dają oczom gapiów wszelkie znaki swego zadowolenia, które z siłą palacego za dnia słońca ogrzewało chłonną usmiechu umysłowość, a w ciemnościach rozświetlonych refleksami tętniącego życiem wielkiego miasta, zmywała zmęczenie, rozpromieniała popielate twarze. Gdy usta naiwne po raz kolejny chciały się złożyć w formułę radości ni stąd, ni zowąd, poczwarnie i z jazgotem uderzył we mnie katatoniczny odór smutku i potwornego przygnębienia, nie wiedziałerm co się dzieje, wszak nie byłem nie przytomny , a usmiech jeszcze lepił sie do twarzy, lecz obraz radosnej powłoki miejskiego życia zamknął dla mych oczu swe powieki, wyrzucając w zamian bełkoczące refleksy zdyszanego smutkiem światła, dopadła mnie depresja jakiej nigdy nie tylko nie doświadczyłem , ale i o niej nie słyszałem. Odniosłem wrażenie, że szczęsię już nie jest dla mnie, a podobne, lecz słabe myśli nawiedzały mnie juz wcześniej, ale nigdy z takim rozmachem, powleczone tysiacem innych mroków umysłowego zakamarka, zarezerwowanego tylko dla umierających, bo byłem bliski wiary, że to koniec..., ale on n ie był zarezerwowany dla mnie, nie tej nocy. Zalany łzami, w centrum radującego się miasta, biegłem jak oszalały, nie mogłem patrzeć na ludzi, bo wszędzie widziałem usmiechniete twarze, wiedząc , że moja wygląda koszmarnie, dopadły mnie straszliwe manie niskiego wartościawania samego siebie, upadałem z każdym krokiem co raz niżej, nie miałem obok siebie nikogo, bo byłem w obcym mi mieście, obcym mi kraju, przemierzałem jak we śnie poczerniałe nocą wąskie uliczki, wypełnione wszelkim elementem europejskiej mlodzieży, noc przybierała piekielne barwy.
Łzy , wraz z histerycznym jazgotem wydobywały się ze mnie, a ja raz to biegnąc, raz idąc obijając się o wszystko, co napotkałem na swej drodze , zmierzałem w ślepą przestrzeń, która zaprowadziła mnie na przystanek autobusowy. Byłem wewnętrznie zniszczony, pozbawiony chęci życia, radości, nawet smutku, właściwie zobojetniałem tak bardzo, że gdybym był bliżej drogi wszedłbym pod jakiś rozpędzony pojazd, ale to nie miało tak się skończyć, bo było jeszcze coś, czego się pozbyć nie mogłem ...wola walki.
Gdy wsiadłem do autobusu znów zacząłem wylewać łzy i cierpieć do samego siebie, nie mogłem krzyczeć , bo było sporo pijanych ludzi i nie chciałem robic scen, a to oznaczało, że wracam do swej krainy boju na śmierć i życie, bo takiej się podjełem i w niej chciałem skonać , jako wygrany , lub przegrany, ale nigdy nie jako niewolnik tego, co tak długo mnie wieziło ia tak wielce zraniło, nie było w tym spektaklu miejsca na kompromisy, bo nie było juz czasu i sił, na kolejne upadki. Tak w zasoleniu łzawym powracałem do właściwośi swego upokorzenia, falistoć obrazu w zalanych łzami oczach powoli ustepowała ,dając miejsce nie zniekształconemu obrazowi. Bitwa dogorywała.
Pomimo że ogromnie zmęczony, czułem sie z każdym westchnieniem , a zastepowało mi ono w pewnym momęcie normalne oddychanie, cieplej i pewniej, odnosiłem niekłamne wrażenie, że wygrałem z najsilniejszym jaki dotąd miałem , atakiem depresyjnym , który był tak silny, że ustapiło u mnie działanie wczesniej wypitego alkocholu. Po tym wszystkim ułozyłem sie do snu, choc jazda trwała parenascie minut, usnąłem już nie w nadzieji na spokojniejszy poranek, ale z wiarą, że następny atak zastanie mnie przygotowanego. To było w piatym miesiącu mej abstynencji, drugim miesiącu utraty ukochanej , której już nieodzyskałem, i drugim miesiącu pobytu w całkowicie innym mieście na emigracji, bez przyjaciół, bez rodziny, bez terapeutów, bez grupy terapeutycznej, ale z nadzieją i wolą walki, która pomagała mi i pomaga dziś wygrywac każdego dnia z wrogami z którymi wielu walczyć nie chce, choć każdy ma równe szanse. Bliskość ludzi jest wielkim skarbem dla podejmującego się leczenia, świadomość bliskich jest równie ważna, a można powioedzieć , że często odgrywa, lub może odegrać kluczową rolę w tej walce.
To jest tylko maleńki wycineczek z mojego dramatu, a walki , która prowadzę po dziś dzień. Warto szukać w sobie determinacji po przez kontakt ze świadomością swoich bliskich, wiedząć co myślą, jak mocno są z nami, nawet jeśli nie przy Nas. Byłem tez sam nie tylko dlatego , że zostałerm zucony na ni9eznana całkowicie wyspę, ale dlatego że każdy jaracz to był dla mnie nmikt, nawt dobry znajomy, bo to jest jedna z dróg, bez względu na wszystko.
Potraktuj to jako małapodpowiedz dla taktyki, która należy Tobie obrać, bo masz wielką w sobie Armie , musisz ją poprowadzić zgodnie ze sztuka prowadzenia walki z nałogami, a tej możesz jako wiedze zdobyć od Nas i od terapeutów, bo ja cały czas Was czytam i sie Was uczę.
Gdybym przez ten najgorszy okres swej walki, jaki dotychczas mnie dotknął mógłbym skorzystac z terapeutycznej pomocy, byłoby o wiele łatwiej zwalczać te potworności, a tak pomimo , że daje radę i staje sie szczęśliwy, to jednak zauważam pewne zmiany, np: uciekam od ludzi , choc nie w tak drastycznym wydaniu , jak można tyo zrozumieć, ale dobieram bardzo starannie typy ludzkie, względem między innymi nałogow, a przedewszystkim narkotyków. "Tonący brzytwy sie złapie" jakiez to mądre, bo przecież My toniemy, lub toneliśmy, więc wszelkie dłonie niosące pomoc są warte tego, aby poczuć ich ciepło i siłe.
Wszystko to , co piszę jest gorzkim doświadczeniem, ciężką lekcją , której nie zpomne już nigdy, w kilka minut przed swa śmiercią, gdziekolwiek to nastąpi, powiem , że wygrałem i juz nigdy nie przegram...
Chwała tym , którzy podnoszą pięśc w górę i chcą walczyć o wolność, a przecież nie każdą bitwę można wygrać.
Z podziwem w jednakim trudzie taki jak Wy zwyczajny Ja
przeczytałam wszystko, poruszająca historia, momentami miałam łzy w oczach. Mój problem polega na tym, że nie zażywam tylko marihuany czy alkoholu... ale dobieram sie nie żadko do amfetaminy. Najgorsze w tym wszystkim jest tpo, że chyba nie chcę przestać... Ogólnie rzecz biorąc całe moje życie nadaje się tylko do podtarcia sobie nim tyłka, bo właściwie niczgo nie osiągnęłam, no może coś tam miałam, ale co osiągnę, zaraz zniszczę... sama nie bardzo wiem czego właściwie teraz chcę, nie wiem kim w ogóle jestem, czego oczekuję od życiu. Żyję z dnia na dzień, co będzie to będzie, nie wiem co ze sobą zrobić...
Musisz zacząść walczyć o swoje życie . Amfetamina czy marichuana jeden syf, wiadomo że trzeba przestać i tyle :/ . Ja też żyje z dnia na dzień , ale ma już teg dosć i jestem przekonany że jak pozbędne się swojego przeklętego nałogu to zaczne funkcjonować normalnie ... Ty tez postaraj się walczyć o swoje życie !! Pozdrawiam !!
nie mam tak, że palę czy wciągam codziennie. palę z chłopakiem jakieś 2 razy w tygodniu, teraz kiedy pojechał do pracy za granicę nie palę, bo zazwyczaj jaram tylko z nim. natomiast co do amfy robie to zawsze po kryjomu, zeby nie wiedzial. chyba nie jestem uzaleznina od narkotykow, nie musze brac by zyc. np. teraz jestem nastukana bo jutro zaliczam w szkole 3 przedmioty wiec moim plane jest calonocna nauka. w sumie to nie zauwazam u siebie problemu uzaleznienia, chyba jedynym problemem jest to, ze podoba mi sie po narkotykach...
Narazie ci sie podoba ale przyjdzie taki czas że bedzie cię to bardzo męczyc .To jest tylko iluzoryczne szczęscie .Uwazasz że nie jestes uzależniona ...może boisz sie spojrzec prawdzie w oczy?Trawka działa podstepnie wydaje sie taka niewinna z biegiem czasu jest coraz gorzej,amfa to juz hardcor wiem co mówie bo ta biała szmata rzadziła mna jakis czas strasznie rozwaliła mi psyche .Tego nie da sie kontrolować..pamietaj.Pozdrawiam
Dzisiaj wstalem, wykapalem sie, zjadlem sniadanie, wyciagnalem ostatniego papierosa i po chwili zastanowienia wyrzucilem go przez okno.
Tak, znowu jest ten dzien w ktorym mowie sobie ze musze zerwac z moimi nalogami - tak przeciez bezsensownymi.
Mam swietna prace, mam mnostwo przyjaciol, mam rozne zainteresowania, jestem zdrowy, inteligentny, piekny:-), dlaczego mialbym zabijac sie papierosami? do czego potrzebne mi sa jointy? po co zapijac sie wieczorami wodka? Gdziezze jest w tym dzialaniu jakis sens?
Tak wiec dzisiaj jestem czysty. I wczoraj tez bylem. i kilka dni temu tez zdarzyly sie kilka dni bez marihuany. Oczywiscie, palenie raz na tydzien to nie jest moje marzenie, ale czy to nie jest juz patrzac tak na to wszystko w perspektywie szerszej sukces?
No i sama swiadomosc zla w zielonym tkwiacego, przeciez kiedys moim marzeniem byla hodowla marihuany, a celem zyciowym palenie jointow...
Kiedy tu po raz pierwszy zajrzalem(to prawie dwa lata temu?:) bylem prawdopodobnie totalnie zjarany, przeciez nie mialem wtedy ani kilku dni przerwy odkad zaczalem,a przeciez jaram z ladnych 8 lat.
I to jest niezaprzeczalnie sukces tego wspanialego forum, za co dziekuje:-)
to co mam napisac jeszcze, pasowaloby...To moj drugi dzien bez palenia marihuany!!!
pozdrawiam wszystkich i glowa do gory:-)
Pale codziennie albo co kilka dni ,jest fajnie problemy otoaczajace mnie przestaly byc istotne. Codziennie rano wstaje i mysle kiedy bede znow w tym stanie.... tak bym napisal pare miesiecy temu , jednakze realia sa inne. Ten problem ktory jest tu na forum poruszany mysle ze przestal byc juz dlaminie istotny i mysle, ze mam ten sam problem co dotyczy autora tego postu. Bo nie ogranicza nas jakies tam uzaleznienie, bo mogło byc to uzaleznienie od jakiego kolwiek innego narkotyku czy tez uzywki. Chodzi tu o strach, strach przed otaczajaca nas rzeczywistascia. Palisz co tydzien jak sam stwierdzasz dlatego pewnie ze masz juz dostyc. I pewnie znow bedac "na haju" tlumaczysz sobie ze -wszystko bedzie ok, dam sobie rade to nic takiego, ale pewnie jestes znow w bledzie, badz w petli, ktora zapetla sie co tydzien. Jedyne co ogranicza nas to ten STRACH przed rzeczywistoscia, taki sam strach jaki towarzyszyl ci przed pierwszym machem marylki. Jedyne co moze nam pomoc to "jaja", majac je mozna stawic czola kolejnemu dniu "trzezwej rzeczywistosci", bo jezeli nam znow ich zabraknie to powracamy do poprzedniego schematu. Badz ciekawy co ci przyniesie kolejny "trzezwy" dzien , niz ten znow kolejny stracony dzien.
ps. przepraszam za bledy ortograficzne
Zagubiony, muszę przyznać z tego co napisałeś, że wcale nie jesteś taki zagubiony. Zgadzam się z Tobą w 100% i podpisuję się pod tym co opisałeś. Strach, lęk i brak pewności powstrzymuje nas przed kolejnym sięgnięciem i dlatego lepiej poznawać tajniki codziennego życia na trzeżwo, niż odczuwać strach iluzorycznej euforii tylko dlatego że jesteśmy uzależnieni od jakiegoś gówna. Rodzimy się, wychowujemy i borykamy się z jakimiś problemami. Wynikają one z dzieciństwa, wychowania lub otoczenia. Posiadamy pewien czynnik, przez który jesteśmy skłonni do uzależnień. W wyniku jakichś ran z dzieciństwa lub dorosłości sięgamy po alkohol narkotyki, do tego dochodzi czynnik x i jesteśmy w szponach nałogu- nasze życie i zachowanie uzależnione jest od jakiegoś świństwa. Uporanie się ze skutkami i konsekwencjami uzależnienia to nie wszystko, musimy przerobić jeszcze bolesne rany przeszłości, by się zabliźniły. Donedone nie przejmuj się, zdrowienie jest procesem i jak każdy proces wymaga czasu.
Zupelnie przypadkiem tak sie zlozylo, ze wrocila osoba na ktorej bardzo mi zalezy.
Wydaje mi sie, ze jedyna rzecz dla ktorej sie waham to wlasnie ja, tak bardzo nie chcialbym sie zwiazac z osoba, ktora kocham, zeby po jakims czasie ja zawiezc zyciowo.
Czytajac artykuly na temat uzaleznienia mozna naprawde sie przestraszyc. Ludzie przezywaja dramatyczne sytuacje zwiazane z paleniem marihuany. Historie sa przerazajace, az nie chce sie wierzyc, to naprawde przez palenie marihuany?
To co mnie dreczy to czy palenie marihuany nie jest wlasnie ucieczka od strachu przed samym soba.
Wydaje mi sie ze jezeli ktos wygra te wewnetrzna walke, to nie bedzie widzial jakiegokolwiek powodu zeby palic marihuane, ba, nawet papierosy...Wewnetrzna gra w pewnosc siebie.
Czuje!, ze dam rade i wszystkim tutaj serdecznie tego zycze.
ps. "Niepowodzenia mogą nas skłonić do zmiany tego, co zmiany nie wymaga, zaś odnoszenie zwycięstw utwierdzić w przekonaniu, że wszystko przebiega jak najlepiej, nawet wówczas, gdy sie znajdujemy o krok od klęski."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach