Cześć! Mam 26 lat i pół palę od 14 lat i pół. Znaczy paliłem bo właśnie próbuję przestać. Inaczej osoba którą się stałem chcę przestać bo jakieś ostatnie podrygi człowieczeństwa się w niej odzywają.
Nigdy nie wierzyłem , że to napiszę i stwierdzę, ale trawka niszczy i odbiera chęci, odbiera też życie. Jestem w tym momencie wrakiem człowieka, mentalnym. Mój mózg przypomina pustynię, a moje czyny , jeśli jakieś już następują to absurd. Nie powiem, że trawka nie dała mi nic kompletnie, bo dużo fajnych rzeczy się stało, ludzie , imprezy oraz przeżycia.
A co z tego wynikło: bagaż wspomnień, które będę opowiadał wnukom(jeśli jeszcze jestem płodny bo na to też działa) i przyjaźnie, które mam nadzieję przetrwają, a które powstały w trakcie tego czasu, reszta z przyjemnych rzeczy to raczej złudzenie lub nie są tak istotne.
Ze złych rzeczy?
pozorna kreatywność i elokwencja( po prostu gadam od rzeczy, g*wno które nie jest przystosowane do publikacji oraz wymyślam tak abstrakcyjne rzeczy, że ludzie nie wiedzą czy się śmiać czy kiwać głową z politowaniem;
totalna ignorancja wszystkiego i oderwanie od rzeczywistości (zrobiłem coś bardzo złego, czego żałuję, przez takie podejście straciłem dziewczynę);
zerwanie kontaktu ze wszystkimi którzy nie jarają, a jeśli przebywa się w ich towarzystwie to nieodnajdywanie się przez co lepiej ich uniknąć i się zjarać niż się z nimi spotykać i uważać ich za ograniczonych (nie ku*** to ja jestem ograniczony, bo nie dostrzegam rzeczywistości)
uważanie się za lepszego gdy tak naprawdę pogrążałem się codziennie;
wyrzuty sumienia ale zawsze do czasu(zapalenia lolka), że się nic nie zrobiło , ale obiecanie że jutro to się zmieni i trwanie w kłamstwie;
układanie swojego budżetu pod trawkę, pożyczanie pieniędzy oszukiwanie i wałowanie w imię kolejnych machów;
rezygnowanie z marzeń na rzecz ciągłego snucia wielkich planów, gdy oddanie książki do biblioteki przekracza możliwość;
automatyczne i podświadome odtrącanie słów i zdania innych osób, które nie pasują do generalnie obranej strategii, którą jest: kolejny lolek;
ciągłe uważanie że wszystko jest okej na zewnątrz, a w głowie: co ja ku*** robię i potem konkluzja to zabakam sobie i co: chwila otępienia , znowu myśli i znowu następny lolek, czasem dochodzi wręcz do ochoty aby się całkowicie zbeszcześcić leżąc jak w heroinowym transie i mieć na wszystko wy**bane i tak się w końcu robi;
Czy coś pominąłem? Jasne że tak, ale wszystko można podsumować tym zdaniem:
"od paru lat obiecuję sobie że się zmienię , przecież już było gorzej, ale teraz to już na pewno zmienię, tylko jeszcze jeden mach dziś, bo jak paliłem dziś to nie ma sensu dziś przestawać to od jutra tylko trza się dziś zbeszcześcić by jutro nie mieć ochoty"
CO myślicie że działa, wiecie przecież, że nie.
Czy próbowałem przestać?
Tak , w ciągu ostatnich 8 lat czyli od matury przed którą miałem najdłuższą przerwę parokrotnie. Najdłużej wytrzymałem 3 tygodnie! 3 TYGODNIE W CIĄGU 8 lat to nawet nie byłem trzeźwy po tym czasie.
Szczerze nie pamiętam jak to jest być samemu, codziennie budzę się ze świadomością że ona czeka jak nie w domu to gdzieś u ziomka i mam tego dość, bo straciłem coś więcej niż 8 lat, straciłem siebie (mimo że przedtem aż tak siebie nie lubiłem to jednak byłem sobą) teraz już mnie nie ma, jest dziwny twór, który zranił wszystkich dookoła i zabił siebie i nawet nie wiem jak to będzie wyglądać jak wróce do normalności, chciałbym tylko bym mógł naprawić choć część tego co zniszczyłem.
Sry za takie rozpisanie się, to nawet nie jest 1/10 tego co mogę napisać o trawce,a to tylko dlatego że to bardzo wielka część mojego życia.
BTW: dziś dopiero 2gi dzień abstynencji. Pozdrawiam i jeśli ktoś jest w stanie pomóc lub potrzebuję pomocy wsparcia to niech pisze.
Witaj ziomku. Jesteś moim rówieśnikiem :) W paleniu też podobny staż. Przeczytałem Twojego posta i wnioskuję, że jesteś na dobrej drodze. Jak takie myśli się w Tobie uzbierały, zarejestrowałeś się tu i chcesz zmienić swoje życie - to już jest dużo. Wiem co mówię, miałem podobnie, a jestem już ok 110 dni na czysto. Od razu ostrzegam - będzie ciężko w cholerę z tego wyjść. Ale to jedyna zła wiadomość. Dobra jest taka, że na pewno nie straciłeś swojej osobowości. Ona jest gdzieś w Tobie, marihuana przez tak długi czas zmieniła Ci w dużym stopniu biochemię mózgu, wykształciła pewne mechanizmy, ogólnie rzecz biorąc z naukowego punktu widzenia, mózg dostosował się do regularnego podawania THC i nauczył funkcjonować pod jego wpływem. To coś na wzór tego, że jak ktoś nagle traci wzrok, to z czasem wyostrza mu się słuch. Mózg jest bardzo plastyczny. Potrafi się dostosować. Dużo o tym czytałem, jest wiele artykułów na ten temat, jeśli znasz angielski to poczytaj. Jednak to wszystko ma swoje dobre strony, bo prawdopodobnie działa w dwie strony. Tzn. mózg jest w stanie wrócić do stanu sprzed palenia. Szczęście jest takie, że THC nie jest toksyczne. Zmienia, ale nie niszczy. Podejrzewam, że po 14 latach nałogowego picia mózg byłby już nieodwracalnie uszkodzony. Być może dlatego WHO uznała marihuanę za środek mniej szkodliwy niż alkohol. Tyle tylko, że paradoks tkwi w tym, że przez jej rzekome bezpieczeństwo, jest ona bardziej niebezpieczna bo trudno jest przestać.
Rozumiem doskonale jak się czujesz. Przy pierwszej mojej próbie zerwania z nałogiem miałem okropne samopoczucie, stany lękowe itd. Po 3 miesiącach niepalenia z głupoty niestety wróciłem. Kolejna próba wyjścia z tego miała miejsce po 3 latach czyli teraz we wrześniu. I na razie jest skuteczna. Moim największym problemem są codzienne bóle głowy, tak mój organizm reaguje tym razem na odstawienie. Dodam, że po 2 miesiącach abstynencji zrobiłem test na THC i nie był całkowicie negatywny. To daje do myślenia jak długo THC trzyma w organiźmie. Z mojego doświadczenia wynika, że psychicznie najgorsze są pierwsze 2 tygodnie, a fizycznie źle zaczyna się po miesiącu, kiedy organizm zaczyna się naprawdę oczyszczać.
Moja rada - musisz być silny, tylko silni dają sobie z tym radę. Najlepsze co możesz zrobić - całkowite zorganizowanie czasu. Tak, żebyś wracał do domu i marzył o śnie. A właśnie, ze snem też mogą być problemy. Ogólnie polecam się udać do dobrego psychiatry. Mi pomaga relanium na sen. Walka z nałogiem jest trudna, ale naprawdę warta zachodu. Mam wielu znajomych i jak widzę co trawka z nimi zrobiła to utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze zrobiłem, że przestałem. Pamiętaj, żeby nie spodziewać się cudu po miesiącu czy dwóch niepalenia. Wtedy będziesz się czuł źle i będziesz zapewne myślał w stylu "rzucenie nic nie dało, dalej jest mi źle". I po części tak będzie, bo jakiekolwiek pozytywne efekty zaczyna być widać dopiero po ok 100 dniach. Przynajmniej u mnie tak było. Nie można się zrażać. Możesz odzyskać siebie, takiego siebie jakim byłeś dawniej, ale musisz z powrotem swój mózg nauczyć być takim jakim byłeś. Przypomnij sobie co Cie kiedyś cieszyło, jakie miałeś pasje, przypomnij sobie jaki byłeś i staraj się taki być. To Ci pomoże, samo zaprzestanie palenia nie rozwiąże Twoich problemów choć jest pierwszym i najważniejszym krokiem do ich rozwiązania. Powodzenia :)
Prosto nie jest , ale nie jest aż tak trudno jak się spodziewałem. Zresztą moja motywacja by rzucić to chęć powrotu do dziewczyny (wiem głupia może i motywacja, ale jednak w ch*j silna).
Tak na dobrą sprawę nie ograniczyłem bardzo kontaktów z osobami , które palą co może jest błędem, ale jakbym to zrobił to nie spotykałbym się z nikim. Po 13 dniach nie palenia nie mam na to jakiegoś super ciśnienia i też objawy jak pocenie się przeszły, więc chyba nie jest tak źle. Cały czas natomiast chodzę wkurzony i odbija się to na innych , a inni nie wiedzą o co chodzi, do tego ograniczam fajki (ale to dlatego że kasy nie mam).
Na dzień dzisiejszy stwierdzam, że na pewno nie zapalę póki nie ureguluję wszystkich długów jakie narobiłem przez ten czas + okres który chciałbym poświęcić na jakąś inwestycje w siebie, czyli mam nadzieję że minie tak rok, ale co się wydarzy w międzyczasie to nie wiem.
Natomiast wiem jedno pierwszy raz w życiu obraziłem się na trawkę, bo zniszczyła bardzo wiele w moim życiu i niestety części tych spraw nie da się już naprawić, ale pocieszam się tym że jest też parę rzeczy które jeszcze mogą wyjść.
Mam tylko nadzieję, że wszystko się nie posypie , jak to ma często miejsce w moim życiu.
Co do organizacji czasu to na dzień dzisiejszy nie umiem tego zrobić, bo rozrywka kosztuję a całymi moimi oszczędnościami jest parę tysięcy długów, pocieszam się że zaczynam pracę i mam nadzieję że szybko stanę na nogi bo inaczej zwariuje już całkowicie. Dlatego też pozostaję czytanie książek, oglądanie filmów i nauka języków.
Z pozytywnych rzeczy to na pewno to iż jakoś tak świat wyglądać zaczyna inaczej, tak jak już dawno nie wyglądał, zobaczę co będzie dalej...
A kopcący koledzy nie są tacy straszni jeżeli już wiesz czym palenie się kończy. U mnie też wszyscy palą i to mnie tylko hartuje. Większość unika tematu bo ich też dotyczy, niektórzy mi gratulują, a jeszcze inni otwarcie zazdroszczą, że nie palę. I ci ostatni to skarb, który buduje i umacnia mnie w moim postanowieniu, że nareszcie zrobiłem coś czego można tylko zazdrościć.
Wierzę, ze zycie przed Tobą..i to piękne zycie. Oddaj je Bogu..on je uleczy.
Bóg. Kosciol. Spowiedz. Msza. Modlitwa. Komunia Sw. To lekarstwo na depresje, nerwice, skutki palenia itd.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach