Piszę do Was, ponieważ szukam inspiracji, pomysłów opartych na Waszych doświadczeniach i wiedzy dotyczącej pomocy osobom uzależnionym od marihuany.
Sama jestem osobą palącą bardzo okazjonalnie (2-3x w miesiącu), ale mój problem polega na tym, że marihuana zabiera mi coraz więcej osób, które kocham lub są mi bardzo bliskie..
Zaczęło się od mężczyzny, który jest już moim byłym facetem, a obecnie przyjacielem.
Razem mieszkamy w akademiku. Na początku studiów palił okazjonalnie (zaznaczę, że palił już przed studiami ale nie wiem jak długo). Poważny problem pojawił się gdy trafił na współlokatora, który zawsze był chętny towarzyszyć mu w paleniu. Ich dzień wyglądał tak: rano-palenie "z wiadra" potem on grał na komputerze (jest również uzależniony od gier). Grał tak kilka godzin aż wrócił kompan do palenia i znowu spalili blanta. Potem do wieczora gry i znowu blant. Zaniedbywał posiłki, nie mówiąc już o studiach, które mocno zaniedbywał. Obserwowałam jak z dnia na dzień stawał się coraz bardziej zobojętniały, opryskliwy..nic dla niego już nie było ważne oprócz spalenia lufki. Tak to trwało przez jakieś 3 miesiące aż w końcu został złapany przez policję i aresztowany za posiadanie sporej ilości marychy. Wtedy trafił na miesiąc na odwyk, do którego tak naprawdę zmusili go rodzice. Odwiedzając go podczas odwyku zauważyłam, że jest zupełnie nowym człowiekiem. Zaczął ćwiczyć, czytać książki, świat zaczął go interesować..inaczej też podchodził do mnie...poczułam nadzieję, że coś się zmieni.
Niestety...wyszedł z odwyku, przez jakiś czas nie palił aż gdy nadeszły wakacje spotkał znajomych, którzy mimo iż wiedzieli o odwyku zaproponowali mu palenie..oczywiście nie odmówił mimo moich ostrych komentarzy...gdy odważyłam się coś powiedzieć zostałam przez niego zaatakowana, że niepotrzebnie się wtrącam..
Po wakacjach wrócił na studia i tu historia się powtarza...znów trafił na palącego współlokatora, ba! nawet na całe grono ziomeczków od palenia...na początku roku akademickiego były to sporadyczne epizody...palił, ale nie codziennie, dbał o naukę...jednak ostatnio jest coraz gorzej, po raz kolejny obserwuję jego upadek...całymi dniami siedzi przed komputerem robiąc sobie przerwę na blanta..coraz częściej, nieraz codziennie widzę go mocno zjaranego..ostatnio zauważyłam, że zaniedbuje również higienę osobistą...oczywiście studia też leżą odłogiem...doszło do tego, że zapomina on o egzaminach albo celowo na nie nie idzie...właściwie to teraz ja go popycham aby szedł na poprawkę, sprawdził wyniki....najgorsze jest to, że pomimo moich uwag, obok niego zawsze znajdzie się jakiś "przyjaciel" od palenia...zauważyłam, że ostatnio odizolował się od osób "niepalących i obraca się jedynie w gronie palaczy z niewielkimi wyjątkami...co gorsza moja dobra koleżanka wiernie mu towarzyszy i widzę jak również się zmienia...gdy przebywam razem z nimi za każdym razem pojawia się temat palenia i poszukiwania "opcji"...czasami czuję, że nie mam już z nimi tematów do rozmów..co gorsze oboje odwracają się od dawnych znajomych, którzy nie chcą z nimi palić i obracają się w gronie palaczy....
Historia ta jest długa, zawiła i bolesna. Szczerze mówiąc czuję się osamotniona i zagubiona w tym wszystkim. Z jednej strony szkoda mi tych osób, ponieważ są one wartościowe i inteligentne..Z drugiej strony zadaję sobie pytanie: Ile można? Dlaczego mam pomagać takiej osobie skoro już miała swoją szansę? Jaki sens ma pomaganie osobie, która sama tego nie chce? Jesteśmy przecież dorosłymi ludźmi...Szczerze mówiąc bardzo wykańcza mnie to emocjonalnie...Ostatnio płakałam gdy czytałam list tego kolegi z odwyku, w którym pisał tak pięknie, że się zmieni...
Gdy 2 dni temu powiedziałam mu, że znów się stacza, on odpowiedział mi "W takim razie nie daj mi się stoczyć"...Ale powiedzcie sami, co ja mogę sama zrobić skoro z drugiej strony jest ściana? Tymbardziej iż mam świadomość, że tej osobie nawet areszt i odwyk nie pomógł....
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach