Witam.
Rozstałam się z osobą, która pali marihuanę.
Poprosiłam żeby odszedł i leczył się, zgodził się.Kiedy mieszkaliśmy razem , taki temat był jedynie wyśmiewany.
Kompletnie nie mam pojęcia jak powinna wyglądać taka separacja.
Kiedy możemy się spotkać, jak często. Czy jak pójdzie na pierwszą wizytę. Czy w obecności terapeuty? Nie mam pojęcia. Prosiłabym o podpowiedz profesjonalistę lub osobę, która czuje się kompetentna lub doświadczona w tym temacie ?
Zuzia
Przy takich dylematach polecam korzystanie z grupy wsparcia dla bliskich i indywidualne spotkania z terapeutą, by omówić pułapki współuzależnienia, poznać mechanizmy nałogu itp.
To wiem , jestem zapisana czekam w kolejce, może masz coś do poczytania , nigdzie nic nie mogę znaleźć ??? Byłabym wdzięczna. Jestem na początku TEJ drogi i czuję się zagubiona.
Zazdroszczę.Nie sądziłam, że to kiedyś napisze, że zazdroszczę tej wolności, że Twój partner się wyprowadził, że potrafiłaś postawić granice. T g*wno jest jak bumerang, mój mąż jest po terapii i oczywiście wraca do tego"bo lubi" i to we dług niego ja mam problem, bo się czepiam, a ona ma tylko jakąś przyjemność w życiu.
Nie wiem jak było, czy jest między Wami, ale ja teraz momentami marze, że wyrwać się stąd i nie żyć w tej obłudzie. A mamy dziecko i może i głupio robię, nie potrafię póki co odejść. Ty masz jeszcze szanse na normalne życie.
Narkomani niszczą życie swoim bliskim, całej rodzinie i mają to głęboko w d.pie.'Chcą ćpać to niech sobie ćpają, tylko po chol*re wciągać w to dzieci, bliskich, aa przepraszam, bo jakiś d*pek, egoista, musi sobie ulżyć.
Kiedyś "Was" dopingowałam. Teraz mam to gdzieś, po prostu moim zdaniem powinniście to robić na włąsny rachunek a nie krzywdzić innych. Słabeusze z Was i tyle.
Wszystkich narkomanów powinni wywieźć na Marsa, żeby nie mogli już krzywdzić bliskich,
Smutna123 tak mam dość, mam dość życia, dzięki osobie, która teoretycznie powinna być mi najbliższa. Raz jestem na krawędzi innego dnia jest w miarę, tzn. jakoś się trzymam. Ale dziś wróciłam na terapie indywidualną, już nie do Ośrodka leczenia uzależnień a taką "poza", w przyjaznym, bardziej przytulnym miejscu. Co nie zmienia faktu, że jest beznadziejnie między mną a mężem. Natomiast trochę mi dziś lepiej, bo mogłam się komuś wygadać. Mnóstwo rzeczy do przepracowania, żebym była silniejsza i wyznaczała granicę lub po prostu, żeby kiedyś zamknąć za sobą drzwi i ten rozdział.
Nadal uważa, że ćpuny to tchórze...tyle, boicie się życia, boicie się odpowiedzialności a krzywdzicie osoby, którym na Was najbardziej zależy.
Za każdą osobę, która tkwi w takim popapranym związku trzymam kciuki.
Witam.. Mój mąż pali marihuane. od studiów. gdy się poznaliśmy mówil o tym ale jeszcze wtedy nie wiedzialam ze to taki problem. gdy urodziło sie dziecko, zabronilam mu. [rzestał ale pozniej zaczal palic ukradkiem, znalazlam go w wannie bo przedobrzyl, pozniej dalej palil tak zebym nie widziala.. ale za kazdym razem przysiegal ze tego nie robi ze tego nie zrobi nigdy wiecej... rok wytrzymal.. zaczal na poczatku pazdziernika tak trwa do teraz.. od dwoch dni nie ma go w domu.. ostatnio nie bylo go 4 dni.. mam dosc nie wiem co mam robic.. na terapie sie nie godzi, pisze mi obrazliwe smsy. nie wiem co robic.. do terapeuty chodze ja ale to nic nie daje bo on dalej robi swoje..
Chłopak mojej siostry też dużo pali.
Wydaje mi się, że ona tego nie widzi. Rozmawiałem z nią i z nim. Oboje niezależnie od siebie mówią, że jest OK i że nie ma się czym martwić.
Boję się, żeby się to nie skończyło tak jak w Twoim przypadku daruncia44
daruncia44 mój też palił w zasadzie nie od studiów a już od technikum. Teraz mi wypomina, że byłam chyba głupia lub ślepa, skoro za niego wyszłam. faktycznie, chyba była ślepa. Od narodzin dziecka a w zasadzie od momentu bycia w ciąży problem się nasilił. Przeszedł terapie Candis i nic to nie dało, po kilku miesiącach z nowu do tego g*wna wrócił. "Bo on kontroluje". Żal.pl. # raz miała beznadzieje Święta, Wigilie przed którą ćpał i po której ćpał. Kolejny przykład hipokrycji, Okazało się, że jego cała rodzina wie, Tylko udawali cholernie udawali, że nic nie widzą. Milcza i zostawiaja wszystko mnie, że "radź sobie sama".Niby tego nie akceptują. Ale udają "kochającą się rodzinę" a w rzeczywistości zgnilizna wychodzi. Jak po Świętach płacząć powiedziałam, że "jak moga to akceptować" to pogadali, tarlala dla zasady mam wrażenie, a później i tak dali mu otuchę, że on jest za dobry, zbyt wrażliwy.
O mnie nikt nie pytał, jak mnie krzywdzi, jak chamsko i nikczemnie się odnosi do mnie. Co czuję. Nikt nie zapytał. Bo on wygląda na zmarnowanego, on to , on tamto, i ukrywają jego uzależnienie. Nie kiwneli palcem rok temu, dwa lata temu, teraz też tylko jak widać udawali, że coś chcą. Jesteśmy o krok od rozstania. W zasadzie małżeństwo jest tylko formalne. Jesteśmy podzieleni murem. On manipuluje jeszcze wmawia, że nasze problemy nie są przez maryhe, tylko przez co innego, a jego Mama to łyka i mnie obwinia, że pewnie ja czegoś nie chce dla niego zrobić. Od dwóch dni nie pali. Powiedział, że nie będzie już palił. :D buahaha dobre sobie. Kiedyś wierzyłam w te brednie, Teraz wiem na pewno, że to kolejna obiecanka, żeby się odczepić, za miesiąc, dwa, znowu przypali. Tylko, że teraz wiem, że na jego rodzinę nie mogę liczyć. Natomiast mogę liczyć na kilka swoich bliskich. Dowiedziałam się, że jestem mocno współuzależniona i że noszę symptomy kobiety kochającej za bardzo.
Nie chce ponownie iść na terapie. Nie mogę go zmusić. Musi sam iść. Chcieć. A on standardowo wypiera problem i twierdzi, że kontroluje i że sam sobie poradzi. Typowe.
Chciałoby się krzyczeć momentami z bezsilności, a jego rodzina milczy, udaje, że wszystko jest ok. Poza domem świetnie funkcjonuje, wręcz człowiek sukcesu. W domu kiedy pali lub przed paleniem , jak jest rozdrażniony zmienia się w prymitywnego prostaka.
Już chyba częściowo pogodziłam się, że on wybrał palenie i że to jest dla niego ważniejsze. Chcę, żeby był szczęśliwy. Nic od niego nie chce.
Najbardziej mi zależy, żeby zatroszczyć się o dziecko, żeby jak najbardziej łagodnie rozstać się i żeby nie patrzyło na dysfunkcyjną rodzinę i uzależnionego ojca, wiecznie leżącego na kanapie.
Pozdrawiam wszystkich, którzy chcą a nie udają zmianę.
dokładnie jakbym czytała o nas!!ostatnim razem uciekł z domu bo złapał cug. nie bylo go tydzien, niby zrozumial ze nas kocha pozwolilam mu wrocic. wytrzymal miesiac, albo mi sie tak tylko wydawalo... od trzech dni pali.. oczywiscie on twierdzi ze nie.. uciekl wczoraj z domu, zadzwonilam po jego rodzicow, znalezli go niedaleko domu. wczoraj nasze malzenstwo sie skonczylo... nie wiem co robi, czy jest u matki. podjęłam jedna z najtrudniejszych decyzji w swoim zyciu.
a co do jego rodziny to jest identycznie jak u iebie, on jest biedny, wycienczony itp. ale cholera jasna na wlasne zyczenie. nikt nie martwi sie o mnie i o dziecko
Cześć walczyłam przez 6 lat o byłego męża były wzloty i upadki a teraz zaczynam byc szczęśliwą osobą od 2 stycznia 2017 chcecie wiedziec jak było u mnie mavie dokładnie opisane w poście bezsilność ,nie chce juz trwac w chorym zwiazku chce żyć i oddychać spokojnie chce kochac i być kochaną przez zdrowego człowieka
Pozdrawiam was i chodźcie na terapie,stawiajcie partnerom granice i podstawaBĄDŹCIE KONSEKWENTNE NIE ULEGAJCIE ICH KŁAMSTWOM
Ja odpusciłam
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach