Witam wszystkich bardzo serdecznie. :)
Chciałbym opisać moją historię z marihuaną po której mam ogromne problemy psychiczne.
Momentami już czasami sobie nie radzę i postanowiłem napisać na forum. Mam nadzieję, że tutaj moja nadzieja będzie coraz silniejsza. ;)
W sierpniu będę miał 18 lat. Pierwszy raz zapaliłem rok temu w wakacje. Szczerze powiem, że nic po tym nie czułem żadnej „bani”. Po wakacjach dotknąłem tego dopiero w zimę, kiedy to kumple palili dzień w dzień. Ja przychodziłem do nich tylko w weekendy i zapaliłem, ale w małych ilościach i też żadnej różnicy nie odczułem. W życiu zapaliłem nie wiele razy ponieważ szkoda mi było pieniędzy na to skoro ja po tym nic nie odczuwałem. Paliłem od czasu do czasu jedynie dla towarzystwa.
Byłem chłopakiem na prawdę cieszącym się życiem. Nic mi w życiu nie brakowało. Mam wspaniałych rodziców, przyjaciół.
Nagle wszystko się zmieniło. Po przebywaniu z coraz większą ilością ludzi palących postanowiliśmy sobie zapalić z tzw. „wiadra”. Sądziłem, że później przynajmniej będę w temacie i będę mógł mówić, że z wiadra też paliłem. Głupota moja. Po zaciągnięciu się (cała lufka do płuc) od razu słabo się poczułem. Strasznie zbladłem i myślałem że zwymiotuję. Wszystko się ruszało, a obraz był bardzo nie wyraźny. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Przyszedłem do domu i miałem tak samo. Stwierdziłem, że pójdę spać i rano będzie ok. Niestety, rano było podobnie, ale nic sobie z tego nie robiłem bo myślałem że po prostu się „przepaliłem”. Dzień w szkole był zupełnie inny, ale dało się żyć. To był piątek, a w sobotę jeszcze troszkę gorzej z wzrokiem i samopoczuciem. W niedziele byłem na zakupach i myślałem, że się przewrócę.
Ale te 3 dni były jeszcze ok. z porównaniem co się później działo.
Przyszedł szkolny poniedziałek, jadąc autobusem do szkoły nie wiedziałem co się dzieje, wszystko wirowało i cały czas myślałem, że zwymiotuje. Nie wszedłem do szkoły tylko przyjechałem z powrotem do domu. Powiedziałem mamie, że się źle czuje, ale nie mówiłem po czym. Serce mi waliło jak dzwon. Mama podawała mi krople na żołądek i inne lekarstwa. Niestety z dnia na dzień było gorzej. 3 dni przeleżałem w domu, ale trzeba było iść do szkoły. W czwartek nie wytrzymałem i powiedziałem o tym mamie. Zawsze miałem u rodziców wsparcie. Oczywiście miałem poważne rozmowy na temat marihuany i tego co zrobiłem, ale nie byłem tego świadomy. Ja tylko chciałem się czuć lepiej.
W nocy dostałem strasznego lęku, kręciłem się na łóżku, wstawałem i się kładłem z powrotem. Rano wszystko było inne. Wychodziłem na plac i widziałem to inaczej. Byłem wiecznie zmęczony i niewyspany. Wszystko inne, takie sztuczne. Były okropne momenty, a czasami dosyć dobre. Widziałem bardzo nie wyraźnie. Nic nie miało sensu, ani na nic nie miałem ochotę. Miałem dzień w którym płakałem. Czytałem z mamą na Internecie i na forum, że to trzeba przetrzymać ponieważ proces wydalania thc z organizmu trwa wiele czasu. Cały czas się tego trzymam i mam nadzieję, że za jakiś czas będzie o wiele lepiej. Normalnie. W czwartek minie 2 miesiące od tamtego zdarzenia. Ciągle mam wiarę ponieważ chciałbym się zmienić. Na lepsze oczywiście. Mam nadzieję, że to kiedyś wszystko wróci do normy.
Chciałbym usłyszeć jak Wy sobie poradziliście lub radzicie z takim problemem, lub osoby które wyszły z tego. ;)
Pozdrawiam bardzo serdecznie.
w moim jak i wielu osob przypadku nie obeszlo sie to bez terapi ja czy moi znajomi którzy z thc chodzą lub chodzili na terapie co jest wedlug mnie priorytetowe bo to jest nałog który powraca nieleczony ja bylem w 2osrodkach z przerwa 3 miedzy jenym a drugim 3 dniową a łącznie spędzilęm w nich 20 miesięcy obecnie jestem czysty 2lata ale wiem ze moge do tego wrócic mi daje wsparcie wspólnot NA w której jestem od 5 miesięcy i dzięki niej pozostaje nadal czystym pozdrawiam
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach