Pierwszy raz zapaliłem mając jakieś 13 lat...palenie na dobre zaczęło się od początku liceum..teraz mam 26 lat czyli jakieś 11 lat temu...Od tamtej pory może kilka razy byłem trzeźwy dłużej niż kilka dni..Nie będę rozpisywał się o innych narkotykach, które brałem (kilka lat po prostu tym żyłem), ponieważ jakimś cudem sam z siebie przestałem do nich wracać... halucynacje i całe tygodnie picia, wąchania, brania, wciągania, latania, imprezowania - fakt to był wspaniały czas ze wspaniałymi ludźmi - po prostu straciłem siłę i powoli coraz rzadziej, aż w końcu zostało to za mną....Nigdy natomiast nie pomyślałem nawet przez chwilę, że palenie gandzi może zrobić mi jakąś krzywdę..zresztą nawet teraz nie jestem tego pewien..
Palenie stało się moim życiem codziennym. Herbatką, kawką, gazetką, książką...spacerem..wszystkim co się wiąże z przyjemnością...naprawdę uwielbiam odpoczywać paląc..po cięzkim dniu, po kłótni, kiedy jestem za miastem i oglądam zachód słońca i jest mi dobrze i wogóle..z muzyką i przyjaciółmi..z moją ukochaną kobietą..ZAWSZE JEST TRAWKA!
A kiedy jej nie ma...zresztą to się nie może zdarzyć nawet..musi być! I tu zaczynają się schody... właściwie zaczęły się jakieś 3 lata temu. Szaleństwo kiedy nie mogę dodzwonić się do dilera, strach przed wyjazdami z rodziną, żę nie będę mógł zapalić, wieczór bez lolka nie ma kompletnie sensu...wogóle mało co ma sens bez lolka....nie potrafię zorganizować swojego życia..nie pamiętam o płaceniu rachunków, o sprawach bardzo ważnych, które olewam po prostu...i najgorsze pojawiło się jakieś pół roku temu..nie wiem czy to depresja czy co, ale zacząłem sam siebie nie lubić..nie mogę na siebie patrzeć...w lustrze widzę debila..w dodatku z brzuchem od piwa i żarcia po paleniu..
Nie wiem czy to przez marychę czy po prostu taką mam psychikę..Generalnie jestem bardzo pozytywnym facetem, zawsze byłem duszą towarzystwa, nikt pewnie nawet by się nie spodziewał, że mam jakieś kłopoty..
Ostatnio czuję, żę wszystko leci mi z rąk i sobię myślę "dobra, od jutra nie palę, ćwiczę, sport - OGARNIAM SIĘ!" no i dupa..jeden lolek i znowu jest wszystko tam gdzie powinno być, potem kolejny lolek i dzień mija..kiedy już kompletnie najarany kładę się spać zaczynam się załamywać, że spier... kolejny dzień mojego życia! Nie jestem złym człowiekiem ani jakąś chodzącą patologią ale sam się siebie brzydzę..podejrzewam, że to może być już jakaś choroba psychiczna..
Postanowiłem, że gdzieś komuś o tym powiem..nie wiem po co..co niby mi to da? Rozmowa ze znajomym ogranicza się zawsze do salwy śmiechu..no bo jak taki pozytywny facio może mieć jakiś problem? W dodatku z trawką????? Czytałem to forum i widzę, że ludzie mają spore problemy z trawką, ale żeby mieć jakieś zaburzenia po pół roku palenia to już chyba przesada????? Sorry,że się o to czepiam..
No i właśnie sam nie wiem..czy ja mam jakiś problem? Czy potrzebuję pomocy? Czy jeżeli odstawię trawkę to moje życie nabierze rozpędu? A może jak nie będę palił to zacznę być naćpany trzeźwością..?
Czy ktoś z Was po tylu latach w chmurach nagle wytrzeźwiał? Czy w świecie pogoni za kasą, kołnierzyków i niesamowitego hałasu jest sens być supertrzeźwym??
I pytanie numer jeden:
Ponieważ ja naprawdę uważam, że palenie jest dobre - takie co jakiś czas, jak kieliszek wina - Czy komuś z was, po tylu latach palenia codziennie (mówię o naprawdę dużych ilościach), udało się ograniczyć do jednego lolka w miesiącu z przyjaciółmi przy piwku? Żeby mieć znowu tą pewność siebie, nie peszyć się, śmiać się normalnie, mieć chęć po prostu żyć....takim normalnym życiem....
jak czytam co napisałem to sam średnio coś z tego rozumiem...generalnie nigdy nikomu tego wszystkiego nie powiedziałem...a mam bardzo dużo znajomych...szczęśliwych ludzi, którzy nie potrzebują wypalić gram roślinki żeby mieć taki zwyczajny dobry nastrój....
Siema ja mam podobny staz do ciebie i odpowiem ci na parę twoich pytań.
Prawda jest taka jak kiedyś powiedział Miodzio ,zę każdy przypadek jest indywidualny.
Wiem ,że blancik raz na jakis czas to zły pomysł chociaż ja wziąłem chmurkę na sobotniej imprezie i dałem radę dalej kontynuować . Dodam tylko że miałem cholerne wyrzuty sumienia że zaprzepaściłem te parę dni trzeźwości . Miałem później sny że zapaliłem a gdy sie obudziłem dziękowałem Bogu ,ze to był tylko sen. Pomyśl jeden blant daje juz fazę a czy alkoholik w abstynencji ,który wypije pół litra dalej będzie chciał być trzeźwym NIE jutro skoczy z rana po flaszkę. STARY nie opłaca się ryzykować narazie i nie myśl o tym bo twoj mózg będzie cię chciał wyrolować podstępem !! , usprawiedliwieniem samego siebie TO TYLKO JEDEN ITP @ bo chcę tego bardzo ! Nie daj się katuj się ile możesz , dużo biegaj uprawiaj sport , zacznij myślec co bedziesz robił jak wytrzźwiejesz , zacznij zbierać w sobie energię do życia ,aby jak będziesz trzeźwy wykorzystać ją i swe doświadczenia.
Po 2 latach usiądź odpal sobie Browarka i pomyśl z jajami czy warto jescze raz sie męczyc , a uwierz mi ,ze juz nie będziesz chciał
Powiem ci tak jestem trzeżwy od hmm coś około 2 miesięcy . Dopiero po tym okresie zrozumiałem że samo niepalenie to kropla w morzu . Od pierwszego dnia niepalenia uczę się cały czas pokory i dyscypliny w życiu codziennym , bo to właśnie radzenie sobie na trzezwo w życiu było największym moim utrapieniem . Z każdym dniem jest coraz lepiej więcej rozumiem i wogóle , tak trochę jak bym dorastał na nowo . Wiem że nie mogę zaprzepaścić tej pracy jaką włożyłem w walkę o siebie , dlatego nigdy nie dopuszczę do sytuacji że jeszcze kiedyś strzele sobie małego buszka . Bo ten buszek może być gwozdziem do trumny . Przecież nałóg to taki zły duszek który tylko czeka na okazje żeby się odrodzić na nowo . Uwierz mi że już to przerabiałem i zawsze po tym lolku , który miał być tylko jeden jedyny , bo przecież już byłem taki pewny siebie, znowu wpadłem w wir nałogu i kończyło się to kolejnymi przepalonymi miesiącami , aż w końcu po raz kolejny spdałem na dno i na nowo zaczął się czas na refleksje . Uważam że nie ma palenia raz na jakiś czas , albo jarasz albo nie jarasz i tyle . Nie chcę żebyś sobie pomyślał że udaje mądrzejszego od radia , ale to tylko i wyłącznie moja opinia , a jak Ty się do niej odniesiesz zależy tylko i wyłącznie od ciebie . Przepraszam za wszystkie błedy ale już jest bardzo pózna godzinia i ledwo widzę na oczy , dlatego nie ma się co bardziej rozpisywać tylko trzeba iść spać . Napisz co u ciebie jak zajrzysz , Pozdrawiam :)))
Ja też mam 26 lat i z tego 11 przepalone od jakiś 8 codziennie z małymi przerwami.
również jestem ojcem i trzy miesięcznej Oli i tez myślałem że wsxzytsko sie zmieni. Jednak wyjść ze starego schematu jest niezmiernie trudno.
Dziś pierwszy dzień nie zapaliłem co będzie jutro nie wiem zawsze miałem tak ze po dwóch trzech dniach abdtynencji czułem sie tak dobrze z chciałem sobie przpomnieć jak jest obuchanym. I to kończyło sie wiadomo czym kolejnym ciągiem.
Tak więc przypalenie raz na jakis czas nie jest dobrym pomysłem bo zazwyczaj sie wraca do codziennego plaenia.
Łączy nas staż palenia i wiek w którym zaczeliśmy. Ja od 45 dni nie pale. Przez ostatnie dni dręczy mnie to samo: czy mogę sobie zajarać tak o przy sobocie. Zapalić i już. Odkąd przestałem jarać zacząłem częściej sięgać po alkohol , nie wspomnę już o większej ilości wypalanych papierosów dziennie. I sam już nie wiem co jest lepsze. Życie na trzeźwo całkiem- nie jest proste. Ja bynajmniej chociaż raz w tygodniu muszę się zresetować. Ciągle pełno problemów , stres , po prostu zwariował bym gdybym nie "zrelaksował sie". Myślicie ,że mogę popłynąć jak zapale sobie towarzysko? Nie mówię jutro ale za 2-3 miesiące. Ogólnie to uważam ,że wszystko jest dla ludźi , jeżeli używa się tego z umiarem. Tylko ktoś kto jarał przez 11 lat prawie codziennie będzie umiał używać tego z umiarem. Tego nie wiem. Najrozsądniej było by w ogóle do tego nie wracać ale jeżeli ktoś bardzo lubi tę formę relaksu to co wtedy?
ja jeszcze umilam sobie życie po staremu i nie ma chwili żebym nie miał wyrzutów sumienia..ale zbieram się powoli w sobie i chyba niedługo się wkurzę. i zaatakuję!
..właściwie powinienem do tego podejść zajebiście spontanicznie, może potem bym tak często o tym nie myślał..
Witam, paliłem 10 lat, przez większość tego czasu codziennie + morze alkoholu + sporadycznie inne dragi. Obecnie mam 25 lat i od 39 dni nie palę i nie piję nic. Podobnie jak ty, 11_lat, chciałem najpierw ograniczać. Robiłem nawet tak, że kupowałem zioło w Holandii, po powrocie pakowałem wszystko do kasetki, a klucze do niej wywoziłem i zakopywałem w lesie 50 km od domu. Miało mi to pomóc w kontrolowaniu palenia, chciałem palić raz na tydzień, dwa, trzy. Rzeczywistość wyglądała nieco inaczej. Paliłem prawie codziennie spędzając wiele godzin dziennie na dojazd, konsumpcję i powrót. W końcu wydarzyło się coś bardzo nieprzyjemnego w moim życiu i postanowiłem nie palić i nie pić przez 2 lata, a potem przemyśleć sprawę i ewentualnie palić np. przez 3 dni co pół roku. Wiem, że taki plan z kontrolowanym paleniem po dwóch latach abstynencji może wydawać się nierealny, ale nie potrafię sobie wyobrazić życia będąc trzeźwym do śmierci. Dom, praca, dom, praca, spotkanie ze znajomymi.. A gdzie te cudowne i niewyrażone stany euforii i poczucia, że wszystko jest piękne. Po prostu wizja życia cały czas w abstynencji wydaje mi się przerażająca. Z drugiej strony miliony razy już przerabiałem schemat, że robię przerwę w przerwie od niepalenia na chwilę, ale zawsze kończyło się to kolejnym ciągiem. Ciężka sprawa, eh życie jest ciężkie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach